poniedziałek, 25 lipca 2016

HISTORIA JEDNEGO KOSTIUMU KĄPIELOWEGO, PODWÓJNA RANDKA I JAMSZCZYK /WOŹNICA/


https://www.youtube.com/watch?v=qbPLoWbiUho&t=3s
Historia jednego kostiumu kąpielowego, podwójna randka i     JAMSZCZIK /woźnica/
Akcja Bułgaria, Jugosławia rok lipiec 1968, Pływalnia na ul.Chwiałkowskiego sierpień 1968, mieszkanie Oli jesień 1968r., Warszawa wynajęty pokój Oli Mamy lipiec 1953r., placyk przed kasami kina Bałtyk luty 1970r.
Napisano 25 lipca 2016r.

   
W śliczny lipcowy poranek Ola , która miała wtedy 13 lat, wraz z Mamą i Tatą wsiedli do trabanta – NRD-owskiego samochodu z tektury , wzięli ze sobą talony na walutę czechosłowacką, węgierską, rumuńską i bułgarską, składane krzesełka i stoliczek, mały namiot, materace, koce, zestaw jedzeniowy, i pojechali  zażywać kąpieli słonecznych i morskich , a także opychać się arbuzem, na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego w okolicach Warny. Trabant mknął szosami socjalistycznej Europy, pomiędzy polami dojrzewającej kukurydzy i przepięknie żółcących się  słoneczników. Zatrzymywali się na przydrożnych łąkach albo przy strumykach gdzie Tato Oli jak to stary harcerz i partyzant
wyczarowywał wspaniałe posiłki; boeuf strogonow z lanymi kluseczkami, gularz angielski z ziemniaczanymi kopytkami, ostre węgierskie leczo z papryką i inne skomplikowane dania, które robił szybko, zdecydowanymi ruchami, niczym szef kuchni dużej restauracji. Potem wszyscy zjadali z apetytem te wykwintne dania siedząc na rozkładanych krzesełkach przy rozkładanym stoliczku.
   Ola w owym czasie była naburmuszoną, małomówną nastolatką, z długimi do pupy włosami, zaplecionymi w gruby warkocz, długą grzywką opadającą na oczy, skupioną przez całą podróż na chłonięciu Czarodziejskiej Góry Manna, i rozważała filozoficznie istotę oczekiwania na coś co się wydarzy i w oczekiwaniu właśnie odkrywała sens wszechrzeczy. Później kiedy dojechali do celu  i wiedli życie kempingowe w swoim małym namiocie na czarnomorskim polu biwakowym , Ola jakby poza głównym planem jakim było czytanie, opaliła swoje ciało na ciemny  brąz, skórę nawilżyła i ugładziła słoną morską wodą, a wnętrze ciała oczyściła nieskończoną ilością arbuza i brzoskwiń, które pochłaniała niby potwór łebki śledziowe z ulubionej Oli powieści Braci Strugackich "Poniedziałek  zaczyna się w sobotę". 
Przez dwa tygodnie takiego trybu życia ciało Oli wyciągnęło się wzdłuż, zeszczuplało, a cała postać nabrała bardziej dziewczęcych kształtów.
Któregoś wieczora Oli Rodzice biesiadowali z innymi Polakami i przy piciu polskiej wódki dowiedzieli się, że jest możliwość przekroczenia granicy Jugosłowoańskiej bez wizy i tym samym oglądnięcia tego pięknego kraju, a szczególnie jego stolicy Belgradu. Jugosławia mimo, że z nazwy Socjalistyczna, a może nawet wręcz komunistyczna, dzięki konfliktowi Tito ze Stalinem została mocno zasilona gospodarczo z zachodu i jawiła się nam Polakom krajem bardziej kapitalistycznym, przynajmniej w zakresie dóbr konsumpcyjnych. Nastąpiła krótka decyzja- "Próbujemy przekroczyć granicę" - udało się bez żadnego problemu i na pierwszym ryneczku w małej miejscowości Oli Mama spieniężyła dwa kryształy, które były na stanie w zestawie turystycznym, każdego zapobiegliwego Polaka, w tamtych czasach, a i w następnych dekadach także.
Niestety Mama Oli nie była świadoma, że już od dwóch lat, z powodu inflacji, wprowadzono w miejsce starych dinarów nowe i że pieniądze jakie otrzymała ze sprzedaży kryształów miały wartość 1/100 tego co Mama Oli miała na myśli. I tu wkroczył do akcji Tata Oli jako prawy prawnik powiadomił o oszustwie miejscową milicję, transakcja została odkręcona i potem jeszcze raz przeprowadzona ku zadowoleniu obu stron. Szczęśliwi pojechali dalej, aż do Belgradu, który przywitał ich wspaniałą pogodą i zasobnymi sklepami. 
Już dużo wcześniej Ola miała obiecany strój kąpielowy i Mama Oli czując się osobą zamożną z pełnym portfelem nowych dinarów weszła z Olą do sklepu i bez mrugnięcia okiem zakupiła w nim najpiękniejszy i najdroższy strój kąpielowy oferowany przez sprzedawce. Kostium wyglądał następująco; jednoczęściowy, w dolnej części, tak zwanych majteczek, koloru czerwonego, w górnej zaś w paski biało granatowo czerwone łączące się na środku w sposób wyszczuplający sylwetkę i podkreślający biust. Połączenie na szczycie uwieńczone było granatową kotwicą, zaś dół z górą łączył śliczny granatowy paseczek ze złotą sprzączką, a  dość grube, czerwone  ramiączka utrzymywały całość w zgrabnych ryzach.
 Po udanych sprawunkach zasiedli w trójkę przy głównym skrzyżowaniu miasta w kawiarni; Tato Oli popijał pyszną czarną jak smoła kawę kopcąc śmierdzące papierosy, Mama Oli patrzyła z zachwytem na najprzystojniejszego dotychczas widzianego milicjanta, który w białym mundurze i białym korkowym kasku, stojąc na podwyższeniu, kierował ruchem licznych pojazdów, a Ola, Ola zafascynowana, niedowierzając szczęściu co chwilkę macała pod stołem materiał swojego niesamowitego prezentu. 
*   *   *
Po przyjeździe do domu, zaraz na drugi dzień, Ola zapakowała kostium do torby i pobiegła ma pływalnie odkrytą, od niedawna wybudowaną,  na ulicy Chwiałkowskiego, gdzie spotykała się wtedy młodzież dla kąpieli, ale głównie w celach towarzyskich i poznawczych. Ola w przebieralni ubrała nowy kostium,  rozpuściła swoje długie do pupy włosy i wkroczyła niczym gwiazda filmowa na drewnianą trybunę. Oczy wszystkich ludzi, były na niej skupione. Część męska w  zachwycie nad powabną dziewczęcością Oli, część damską nad kolorystyką i krojem kostiumu kąpielowego, który rzeczywiście kontrastował z PRLowską szarością  jak obraz z telewizora kolorowego, a czarno- białego.
Ola czuła fantastyczną energię skupiającą się na jej osobie i w tej energetycznej poświacie zeszła, a raczej spłynęła  po schodach trybuny, z rozwianymi, błyszczącymi refleksami rudości, włosami, przechylając kokieteryjnie głowę, poszła w kierunku największego basenu, skoczyła zgrabnie, cicho i bez fontanny rozprysku, do wody, i wynurzyła się uśmiechnięta płynąc klasycznym kraulem w kierunku drugiego skraju basenu, długie włosy Oli płynęły równo za jej postacią tworząc w wodzie ciemny kołnierz okalający głowę. Kiedy dopłynęła już do przeciwległej krawędzi, ujrzała nad sobą dwie nachylone do niej postacie męskie. Hej jestem Andrzej- powiedział niższy ładnie zbudowany brunet, a ja Waldek - dodał drugi wyższy szczuplejszy, wręcz chudy, blondyn  z rozwichrzonym włosem. I tak to dwóch miłych i przystojnych chłopców rozpoczęło nieprzerwaną do końca pływalniowego dnia - adorację Oli. Po zamknięciu basenu obaj odprowadzili Olę do domu, pod same drzwi trzeciego piętra kamienicy za którymi mieszkała.
*   *   *

Na drugi dzień około godziny 10  rano Ola usłyszała dzwonek do drzwi, poszła otworzyć, na słomianej wycieraczce leżały dwa listy, Ola rozerwała koperty, listy były bardzo podobnej treści; jeden " olu bardzo mi się podobasz, chciałbym się z Tobą spotkać, czekam na rogu takiej to i takiej ulicy jutro o 11 godzinie Andrzej" i drugi list " Olu bardzo mi się podobasz, chciałbym się z Tobą spotkać, , czekam na rogu takiej to i takiej ulicy / dokładnie na przeciw ulicy z listu Andrzeja/  jutro o 11 godzinie Waldek ".
Ola uśmiechnęła się, od razu wiedziała, którego wybierze, oczywiście wybrała bruneta, podobnego do sprzedawcy kostiumu z Belgradu.
Na drugi dzień spacerowali z Andrzejem po ulicach miasta, rozmawiali, ale, z Oli strony, tak zupełnie bez zaciekawienia i jakichkolwiek emocji. Andrzej nie wiedział kto to Tomasz Mann, ani nawet London, czy Hemingway, ani nic nie miał do powiedzenia o oczekiwaniu na coś, o zagadkach kryminalnych i ech, ach, chyba poprostu Oli zupełnie przestał się podobać.
*   *   *
Minęło parę miesięcy, Ola siedziała przy swoim biurku części składowej  meblościanki Kowalskich odrabiając lekcje, zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyła Mama  Oli - " ktoś do ciebie" zawołała. Do pokoju weszła dziewczyna, zupełnie nieatrakcyjna, tęga, z tłustymi włosami, z wyraźnym trądzikiem na twarzy i mocno zarysowanym wypukłym brzuszkiem.  " czy znasz Andrzeja? " zapytała, Ola chociaż nie rozumiała do końca o co chodzi poczuła determinację dziewczyny i odpowiedziała " tak" " Czy Andrzej przysłał Ci jakąś wiadomość" kontynuowała. Ola znowu odpowiedziała zdecydowanym " tak". " daj mi ten list" powiedziała ciągle zdeterminowanym tonem. Ola wskoczyła na krzesło przy biurku, z szafki na wysokościach, pewnym ruchem wyciągnęła metalowe pudełko po cukierkach w którym trzymała wszystkie otrzymane w życiu kartki i listy, a z niego widokówkę z wakacji od Andrzeja" wręczając ją nieznajomej dziewczynie. " to wszystko" zapytała, " tak" po raz trzeci, zresztą zgodnie z prawdą  odpowiedziała Ola. " masz się już nigdy z nim nie spotkać" zakończyła tymi słowami wizytę, odwróciła się i wyszła mijając w drzwiach pokoju Mamę Oli, która chłonęła całe wydarzenie w milczeniu i z jakimś dziwnym  nabożeństwem. Kiedy dziewczyna wyszła Mama Ola podeszła do Oli, chwyciła ją za obie ręce, spojrzała w jej oczy wzrokiem pełnym łez I nie wiadomo czemu  powiedziała " nic się nie martw, wszystko będzie dobrze".
 Ola nic z tego nie rozumiała, Andrzeja i sytuacje z basenu ledwo pamiętała, kartka była napisana z błedami i bez wyraźnej treści i z wszystkiego zapamiętała tylko dziwne nietypowe zachowanie Mamy, a także osobę dziewczyny, która jakby z innego świata była.
*   *   *
A Mama Oli zobaczyła w myślach inną dziewczynę ze szpiczastym brzuszkiem, która odwiedziła ją 15 lat temu, w lipcu 1953 roku w jej warszawskim pokoiku i   też żądając listów tych najważniejszych w życiu dla nich obu, jedną wizytą odebrała Mamie Oli  wszystkie marzenia budowane w czasie wczesnej młodości na dalekiej Syberii. Marzenia zbudowane z tęsknoty romansów rosyjskich, o miłości wielkiej, radości, szalonym życiu  w stolicy, o sławie i  karierze piosenkarskiej, chciała jak Gramska śpiewać intymne pieśni, przy boku ukochanego, czystym i pięknym tembrem głosu zawojować świat. Po tamtej okrutnej wizycie, tego samego  lipcowego, deszczowego wieczoru Mama Oli stanęła w oknie i zaśpiewała przepięknym delikatnym sopranem, rozdzierającym dusze głosem  , na całą ulicę , o prawdziwym uczuciu co w jednej chwili zamieniło się w tragiczny romans, zaśpiewała po rosyjsku " jamszczik nie gani łoszadjej" "woźnico nie poganiaj koni, już nie mam się do czego śpieszyć, nie mam już kogo kochać, woźnico nie musisz w dal gnać, bo na mnie nie czeka tam nikt, miłości mej obiekt już znikł, woźnico nie musisz w dal gnać".
Zaśpiewała to przepięknie ostatni raz i już nigdy nikt nie słyszał jak śpiewała, a za pół roku w Sylwestra 1953 roku wyszła zamąż za Tatę Oli.
*   *   *

A Ola, któregoś zimowego popołudnia poszła do kina ze swoją Najlepszą przyjaciółką i kiedy stały  przed seansem na placyku przed kasami kina Bałtyk przytupując z zimna nogami, podszedł do nich zabójczo przystojny wysoki blondyn w haftowanym kożuszku i z nienacka pocałował Olę w policzek " cześć Olu zawsze chciałem to zrobić". Przyjaciółka Oli oniemiała zapytała " o rany, Ola co to za fantastyczny facet", a Ola skonfudowana cicho odpowiedziała " eeeee taki znajomy z pływalni" i morał dla  Oli był taki, że atrakcyjność mężczyzn można podzielić na letnią i zimową, choć tak naprawdę ważny jest mężczyzna na każdą pogodę :-)))) o czym przekonała się dużo, dużo później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz