Akcja; Miasto Oli, dom Ali, dom Oli,
Czas; listopad 2018
Napisano; listopad 2018
po rozplecionych warkoczykach misternie stworzonych przez ciemnoskórą artystkę na ławce w północnym mieście jednej z Wysp Kanaryjskich. Wróciły z Alą ze wspólnych wakacji tydzień wcześniej, a słońce prawie afrykańskie i wody Oceanu trzymały w ich ciałach ciepło i światło jeszcze do dzisiaj. Ola też dała sobie zrobić warkoczyk z wplecioną kolorową włóczką, ponieważ od czasu kiedy przeszła na emeryturę i zawiesiła działalność Kancelarii Radcy Prawnego nic już jej nie powstrzymywało od tego by robić zwariowane rzeczy.
Ola postanowiła we wczorajszy piątkowy, pochmurny,
listopadowy dzień, na który przypadała pełnia księżyca, wyciągnąć z garderoby
ogromną torbę z zimową galanterią, czyli drobnymi dodatkami do odzieży i
posegregować wszystkie czapki, kapelusze, rękawiczki, szaliki, chusty na dwie
kupki; jedną z rzeczami, które będzie jeszcze używać, a drugą, z takimi,
których nigdy nie założy. Bieg wypadków odmienił jednak oline plany. Opiekunce
Oli wnuków napuchła ręka i trzeba było jutro zaopiekować się dziewczyńską
częścią Dzieciaszków, czyli pięcio i pół letnią Alicją i ośmiomiesięczną Łucją.
Na prośbę Córki Ola oczywiście powiedziała
„Oczywiście” i na drugi dzień śmigała swoim czarno-czerwonym opelkiem na drugi
koniec miasta, żeby odebrać Alicję ze szkoły.
Najpierw Ola zobaczyła wnuczkę przez szklaną
szybę drzwi do sali szkolnej, opaloną
dziewczynkę w koszulce bez rękawków we wzorki czerwonych różyczek, z włosami pięknie układającymi się
po rozplecionych warkoczykach misternie stworzonych przez ciemnoskórą artystkę na ławce w północnym mieście jednej z Wysp Kanaryjskich. Wróciły z Alą ze wspólnych wakacji tydzień wcześniej, a słońce prawie afrykańskie i wody Oceanu trzymały w ich ciałach ciepło i światło jeszcze do dzisiaj. Ola też dała sobie zrobić warkoczyk z wplecioną kolorową włóczką, ponieważ od czasu kiedy przeszła na emeryturę i zawiesiła działalność Kancelarii Radcy Prawnego nic już jej nie powstrzymywało od tego by robić zwariowane rzeczy.
Alicja wbiegła do szatni jak zawsze uśmiechnięta. Rzuciła
się Oli na szyję. Przywarły do siebie mocno. Ola nie mogła się nadziwić, że Ala
tak szybko wyrosła i że jest taka mądra, identyczna jak jej mama 33 lata
wcześniej. Och ten szalony upływ czasu i zmiana akcji przynosząca całkowitą
nieprzewidywalność. A jeszcze niedawno paromiesięczna Alicja robiła pod stołem
jogowego psa z głową w dole…..
Teraz ta prawie dorosła dziewczynka wyciągnęła z
szafki śliczną, długą, plisowaną srebrną sukienkę wyhaftowaną w jednorożca i ubrała ją
samodzielnie przez głowę, bezbłędnie wybierając przód do przodu. „Trochę za
duża” mruknęła pod nosem, używając wyraźnie sformułowania i tonu głosu swojej
mamy. Ola podziwiając nową sukienkę wiedziała, że jednorożec wyhaftowany na jej
froncie to Alikorn, rzadko spotykana rasa kucyka z rogiem i skrzydłami.
Alikorny perfekcyjnie pływają po chmurach, latają jak Pegaz zrodzony z głowy Meduzy. I Ola i Ala znały wymiennie historie z
mitologii greckiej o Pegazie i z bajek animowanych o kucykach pony. Ola choć ma
słabą pamięć do nazw stara się jak może być na bieżąco z postaciami z bajek,
które czyta i ogląda Ala.
„ I jak tam w szkole”- zapytała Ola kiedy już jechały
samochodem przebijając się przez chmurne, prawie ciemne listopadowe miasto –
„jak tam twoi koledzy i koleżanki”. „ Wiesz babciu ja się przyjaźnie tylko z
dziewczynkami, chłopcy są tacy niegrzeczni” – odpowiedziała Ala. Ola
przypomniała sobie, że właśnie pisze bajkę o niegrzecznych dzieciach, wykorzystując
znajomość realiów szkolnych Alicji zapytała u źródła; „Zupełnie mi się zapomniało
co to znaczy być niegrzecznym. Powiedz Alicjo proszę co takiego niegrzecznego
robią chłopcy”. „To jest tak babciu” – szybko odpowiedziała wnuczka Oli – „ na
przykład Miki, najniegrzeczniejszy chłopiec w całej szkole, bez przerwy czołga się po podłodze, nikt go nie widzi, robi to całkowicie niewidzialnie, niewidzialnie
też wczołguje się pod szafkę i wystają mu tylko nogi, o które można się potknąć
i wywrócić” – opowiadała Ala przybierając z kolei ton pani przedszkolanki.
„Ojej” – powiedziała lekko zaniepokojona Ola „ czy ty wywróciłaś się o nogi
Mikiego”. „O nie babciu, my zawsze patrzymy pod nogi jak chodzimy i nikt się
nigdy nie wywrócił” – odpowiedziała uspokajająco Alicja. Ola zrozumiała zasady
niegrzeczności i jeszcze kontrolnie zapytała „ A ty Alicjo, czy też jesteś nie
raz niegrzeczna”. „ Och babciu, babciu ja to bym chciała być nie raz
niegrzeczna, ale nie potrafię” powiedziała trochę smutno Ala i dodała rozsądnie
„ bycie zawsze grzecznym to duża odpowiedzialność”.
Dojechały do domu Ali, mroczne popołudnie zamieniło
się w ciemny wieczór. Córka Oli, a mama
Ali pobiegła z synkiem na basen.
Kiedy w domu zostały same dziewczyny, Alicja jak
zawsze narzuciła scenariusz zabawy. „Będziemy się bawić, że ja jestem królewną,
Łucja księżniczką, a ty służącą”. „Dobrze” zgodziła się Ola „mogę być służącą,
ale taką co bardzo mało pracuje i księżniczka jej pomaga”. „Może tak być” –
ucieszyła się Alicja „ będę pomagała mojej ulubionej służącej w pracy”. Ola
służąca przygotowała dla siebie i dziewczynek podwieczorek; mandarynki i po dwie
malutkie muffinki pieczone bez cukru. Podczas jedzenia Ola przywołała w pamięci
początek bajki o niegrzecznych dzieciach, którą wymyśliła wczoraj i bardzo ją
chciała Ali opowiedzieć. Nie ma na świecie wdzięczniejszego słuchacza Oli
historyjek, niż Ala. Siedziały we trzy przy białym stoliku, na białych
krzesełkach zajadając ciasteczka, a Ola rozpoczęła swoją opowieść;
„ Ola i Artur mieszkali w dużym mieście, na Osiedlu
Strzeszyn Grecki, w wielkim domu pełnym schowków i zakamarków, starych lalek i
dekoracji z różnych przedstawień teatralnych, starych mebli po babci Oli, a
najwięcej, pewnie kilkadziesiąt, było rozrzuconych po całym domu tekturowych
pudełek z bardzo ważnymi dokumentami,
których nikt nigdy nie odważył się wyrzucić. Osiedle na którym mieszkali Ola z
Arturem tak naprawdę stanowiło wyspę lub warowny zamek, gdyż drogi do każdej
części świata oddzielone były zaporami na przejazdach kolejowych, nie raz
podwójnie, a nawet potrójnie.
Ola i Artur bardzo kochali swoje miejsce
zamieszkania, kochali skwer przed domem, park ze stawem w którym pływały pięciokilogramowe
karpie, łąkę, na której powstaje całkiem nowe osiedle, a najwięcej kochali
wszystkich ludzi zamieszkujących to przyjazne, ciche osiedle. Ola i Artur w tym
roku otworzyli w swoim ogródku teatr dla dzieci, całe słoneczne lato odgrywali
sztuki dzieciom i ich rodzicom. Ola i Artur byli bardzo zadowoleni, ponieważ
wszystkim ich przedstawienia się podobały i dzieci z rodzicami dużo się śmiali
i mocno klaskali w ręce.
Jednak mimo pomimo tych wszystkich atrakcji,
towarzystwa dwóch wesołych piesków; białego i czarnego, Oli i Arturowi, od
czasu wyprowadzki dzieci Oli, stało się w domu trochę cicho i bezludnie.
Tego tajemniczego dnia, tydzień przed pełnią księżyca,
wracając ze spaceru z psami zobaczyli pod drzwiami wejściowymi dość dużą
paczkę. Ola specjalnie się nie zdziwiła ponieważ często kupowała na allegro
różne rzeczy, a później o tym zapominała. Paczka jednak była trochę dziwna,
owinięto ją szarym papierem, całym gęsto podziurawionym, jakby ktoś nożyczkami
do paznokci wydłubał karton pod papierem, żeby coś co znajdowało się w paczce
miało dopływ powietrza. Z paczki dochodziły dziwne hałasy dziobania i szurania.
Ola i Artur wnieśli we dwójkę paczkę do
domu, a psy skakały wokół nich bardzo
podekscytowane. Powoli otwierali paczkę i kiedy odchylili górę kartonu
wyskoczyła z niego, a może nawet wyfrunęła czarna jak smoła, wielka kura. Była
to kura latająca, z dorodnym podwójnym czerwonym grzebieniem opadającym na dwie
strony, pięcioma pazurkami, potrafiła obracać głową o 360 stopni, czyli dookoła
siebie i machać wielkimi czarnymi skrzydłami tak że unosiły ją nad ziemią ponad
metr wysokości. Ale największe zadziwienie, szczególnie na muzykalnym Arturze.
zrobiła skala głosu tej szalonej kury, z której gardła wydobywał się dźwięk Czarnego kosa z utworu
skomponowanego przez Messiaene, kompozytora francuskiego. „Koko” kury nie skrzeczało, lecz brzmiało jak
najpiękniejszy śpiew. Patrząc na ptaka - kurę fruwającą z przepięknym śpiewem
na dziobie stało się jasne dla wszystkich, że mają w domu CZARODZIEJSKĄ KURĘ. Minęło parę dni. Czarna
kura czuła się bardzo dobrze w domu Oli i Artura. Spała w posłaniu Gufi,
białego pieska, siusiu i kupkę robiła do kuwety z piaskiem na tarasie, a jadła
z psich misek, suche psie jedzenie. Którejś nocy jednak zaczęła gdakać inaczej,
jakby brzydziej, niespokojnie, boleśnie, bardziej chrapliwie. Rano Ola podeszła
do kury martwiąc się czy ta nie zachorowała, zaglądnęła pod jej skrzydełka i
jakież było Oli zdziwienie, gdy ujrzała jak z wnętrza czarnej kury wydobywa się
duże czarne jajko. Kura przez dwa dni ogrzewała
je swoim ciałem, a na trzeci dzień, w
sam czas pełni księżyca, skorupka jajka zaczęła pękać. Z rozpękniętej skorupki
najpierw wydobyły się malutkie różki, długie spiczaste uszka, a później po
kolei; mordka, kosmaty, futrzany brzuszek, długi ogonek i chude długie nóżki z
kopytkami zamiast stóp. Od zapachu unoszącej się siarki, dziwnych drżeń ścian i sufitu, fruwających po pomieszczeniu czerwonych lekkich puszków piór, od pierwszego wejrzenia na chłopca było wiadomo, że z jaja
wykluł się miły chłopiec, że się wszyscy polubią, ale też nie dało się ukryć,
że chłopczyk pochodzi z diabelskiej rodziny. „Jak masz na imię” – zapytała Ola.
„ Nie wiem” odpowiedział nowonarodzony chłopczyk………
i w tym momencie Ola zakończyła swoją opowieść,
ponieważ dalszej części historii jeszcze
nie wymyśliła, powiedziała tylko „ no i nie wiem jak mam go nazwać”. „Nazwij go
Popiół” – poradziła Alicja zachwycona całą opowieścią. „Eeeee, chyba mało
ciekawe imię dla małego chłopczyka” zripostowała Ola. „To w takim razie
Popiołek” zaraz odstrzeliła Ala. „Na to mogę przystać” – zgodziła się Ola,
mając nadzieję, że nikt już nie pamięta, iż Popiołek to nazwisko kultowej
postaci, starszej, otyłej i niezbyt chłopięcej, gospodarza domu w serialu
telewizyjnym Dom.