A więc ciąg dalszy- zaczynamy!!!!😊
Krasnal Pierwszy w realu, czyli jak Ola wypełniała przestrzeń pomiędzy
waginą, a sercem
CZĘŚĆ II
Motto; To są wspomnienia, ale proszę, pamiętajcie, że /dla każdego z
dobrą wyobraźnią/ wszystkie wspomnienia są fałszem. Pamięć jest wyjątkowo
niedoskonałym dostawcą szczegółów /…/ najprawdziwsze jest to, co mogło lub
powinno się wydarzyć. /fragment Ratować Prośka John Irving tłumaczenie Andrzej Ceynowa/
Pierwszy telefon i pierwsze słowa i pierwszy śmiech i otwartość szalona i doprawdy silny złoty strzał radości i podniecenia.
Tak, tak los dał im
najwspanialszą nagrodę…. dał dużo
więcej niż mogli przewidzieć
Pierwsze spotkanie – Ola w zielonych spodniach
obciskających pupę streczem i łódkowatej czarnej bluzce stała, na Peronie 5
Dworca Głównego swojego Miasta, już zupełnie spokojna po radosnych rozmowach i
mailach z Adamem, tak od pierwszych słów i pierwszego śmiechu między nimi
zrodziła się otwartość szalona, kiedy Adam wyskoczył z czwartego wagonu pociągu
Intercity, jak starzy znajomi pocałowali się i trzymając za ręce, spoglądając
na siebie z uśmiechem ust i oczu weszli do samochodu Oli i pojechali na dwa dni
poznawania się wzajemnego do wynajętego domku nad jeziorem w samym środku lasu.
Przez wspólny czas kochali się, rozmawiali, kochali się , rozmawiali, jedli
wiśniowe delicje oblane czekoladą i pili czerwone wino, a późną nocą siedzieli
nadzy w łóżku, oparci o ścianę, objęci patrząc jak cienie suszonych kwiatów z
wazonu na stoliku, stanowiące przeszkodę drodze promieni światła świec, tworzyły
tańczące, fantazyjne postacie na ścianie. O świcie na nagie ciała ubrali białe
swetry i poszli na spacer wśród sosen,
objęci, jak licealiści na pierwszej randce, bo przecież stali się młodzi,
zaczynali nowy rozdział w swoich życiach……………
i dalsze-
trwało tak wiele miesięcy, ich wspólne rytuały; kilka dziennie maili,
kilkanaście sms-ów, wspólne telefoniczne, z psami, jedzenie śniadania, weekendy
od pociągu do pociągu, dziwne opowieści; jak ta o centryfugach, kiedy w
dzieciństwie kręcąc powoli kolbą, przy dziwnym mruczeniu urządzenia oddzielali tłuszcz
z mleka pełnego… wieczorem Adam kładł swoją komórkę na Oli, mówił „Dobranocki”,
a rano kiedy Ola się budziła zawsze widziała ułożone, ich wcześniej rozrzucone
ubrania, perfekcyjnie w kształcie
leżących na sobie ludzi, jedno na drugim;
Oli nic a nic
nie przeszkadzało, że spotykali się niezbyt często. Spełniła swoje szczęście z
Czarodziejskiej Góry Manna, historia ich zamknięta w świecie, gdzie czas płynie
inaczej, od przyjazdu do odjazdu pociągu, a czas pomiędzy jako taki
niewykorzystany stał się szczelnie i bogato wypełniony oczekiwaniem jego
przyjazdu.
Karczma- kiedyś,
na koniec wspólnego weekendu, weszli do przydrożnej karczmy, żeby coś zjeść,
wypić, a tak naprawdę posiedzieć jeszcze trochę razem. W milczeniu skubali
nawzajem kulki swoich białych swetrów. Podeszła kelnerka i powiedziała „
pierwszy raz to robię, ale nie mogę się opanować, tak zakochanej pary nie
widziałam nigdy w życiu”
Z listów Adasia- … tęsknie ogromnie i muszę żyć, lecz myśl, że się spotkamy jakoś mnie
uspakaja i trwam w oczekiwaniu na upragniony weekend, nie wiem co będzie się
działo, TWÓJ samochodzik może całkowicie się rozpuścić, a My razem z nim….
Chyba, że wcześniej gdzieś się zatrzymamy…….. i ……. Wypijemy dużo zimnej wody -😊)) lub …. Ok już dość…. Dobrze, że internet jest na całym świecie, jestem
z Tobą, przy Tobie i myślą i duchem, tęsknie za Tobą i tylko myśl o Tobie i
zapach Ciebie całej gdzieś tam wewnątrz pozwala mi na przetrwanie…. Aniu nie
spotkałem takiej kobiety jak Ty i wiem, ze jesteś wyjątkowa… u Ciebie wszystko
jest takie cudowne i czarowne… jeszcze raz całusek i buziaczek – po milion razy
każdy… na zakończenie pragnę czule i namiętnie popieścić się z Tobą i wszystko
i ….. pojeździć rowerem, iść na spacer z Tobą i Pufami…. I wszystko robić
RAZEM…kończę bo jeszcze zamoczę klawiaturę łzami…. Masz wspaniały głosik przez
telefon…. Pragnę>tęsknie> uwielbiam> marzę> myślę> czuje>
KOCHAM NAD ŻYCIE …..Aniu ja piję zimną wodę, a na noc worek z lodem pod
materac… i też nie pomaga „koronki.koszulki,pończoszki” i Ty cała raz na biało,
raz na niebiesko i innym razem na czerwono lub czarno, już po prostu ….boję się
kłaść spać… nie wiem co się dzieje…. A może coś ze mną nie tak….nie mówić to
też przyjemność… jesteś…. A każda Ciebie kropelka to milion słodyczy……każda
chwilka bez Ciebie to jak stracony czas w życiu moim… chciałoby się być z Tobą
dzień i noc i bez końca…. Wystarczy zamknąć oczy i uszy…. Nabrać powietrza i
już widzi się szczęśliwą Anię…. Jedyny mankament, że jak się tylko troszeczkę
uchyli powieki i chce dotknąć Anulkę to zaraz czar pryska… ja tak nie chcę
!!!!!! ……bbbbbbardzo mi Ciebie brak bbbbbbbbbrak!!!!!!!!.... ale duchem,
myślami jestem z Tobą i tuż, tuż!!!!!!... marzę o Tobie i pragnę dotyku Twoich
rak, ust, włosów, gładziutkich nóżek, widoku Twoich uśmiechniętych oczu i
wszystkiego no wiesz, wszystkiego co posiadasz……
Anulku ja …może
to nie ładnie tak przez przestrzeń cybernetyczną, lecz równie mocno przeżywam naszą
znajomość i nie ma innych słów tylko takie, że zakochałem się w TOBIE!!!!! I to
bez granic….!!!!! Jest mi ogromnie lżej, iż to sobie wykrztusiliśmy, już
teraz…..
Wigilia- pierwsza
wspólna Wigilia, trzy dni przed, malutka choinka, karp i sernik i prezent dla
Oli czyli Adaś przebrany za Gwiazdora, nagi, w fartuszku z wielką puchatą
czapką Mikołaja na głowie /jako replika najbardziej seksownego plakatu jaki
widziała Ola/, tańczą we dwoje, przytuleni, całą tajemniczą noc. Taki oto
wiersz napisała później Ola, grudzień 2002 pt. O Nas
Taki jesteś jakim Cię tworzę
swoimi dłońmi i ustami,
śmiechem, spojrzeniem, rozmowami.
Poznajesz siebie od początku,
w puchowej czapce i fartuszku,
w łzach szczęścia i dowcipie,
w bieganiu nago po trawniku,
myślach, pragnieniu, szeptach, sile
czarownej chwili tej co żyje
Taka znów jestem jak mnie tworzysz
swoimi dłońmi i ustami
histroryjkami, prezentami
Poznaje siebie od początku
w pończochach, w pasku i gorsecie
w łzach szczęścia, w wierszach
I chichocie
błysku iskierek, krzyku, sile
czarownej chwili tej co żyje.
***
Historia Adasia /może taka, może inna, któż to wie/- Kiedy Adaś miał 10 lat, a jego brat
8, tato ich zakochał się w pięknej młodej dziewczynie i zostawił mamę Adasia
samą z dziećmi. Mama Adasia waleczna,
pracowita i odpowiedzialna osoba pojechała z synami do Ameryki, do swojej
siostry, tam otworzyła zakład fryzjerski i bardzo dobrze im się działo. Adaś
kochał mamę i brata ponad wszystko, więc kiedy skończył 30 lat i mama kazała mu
się żenić, on mamy posłuchał, choć wiedział, że nic z tego ślubu dobrego nie
będzie; wiedział to, ponieważ swojej przyszłej żony nie kochał, a kiedy przewoził suknie ślubną
samochodem miał wypadek i suknia wyleciała przez zbite tylne okno samochodu na
sam środek wielkiej ruchliwej ulicy
prosto pod ogromny miejski autobus. Adam oprócz mamy i brata, potem dwóch córek
miał jeszcze jedną miłość; tajemniczą i niespełnioną. Od zawsze jak tylko mógł
jeździł na łyżwach na lodowisku przy 5 Alei w Rockefeller Centrum, jeździł
b.dobrze, potrafił zrobić stabilny piruet siadowy, a nawet akrobatyczny i tam
poznał śliczną łyżwiarkę, Annę, dziewczynę w białym swetrze, zielonych
elastycznych spodniach i czarnych półdługich włosach, w której bez pamięci się
zakochał i która była jego marzeniem niespełnionym. Razem jeździli trzymając swoje ciepłe dłonie i
próbowali wykonywać piruety parowe, zaśmiewając się do łez z nieudanych prób. Kiedy
Adam pierwszy raz zobaczył Olę na Dworcu
serce zamarło mu z wrażenia, był przekonany,
że to cudem niezrozumiałym tamta Anna z nowojorskiego lodowiska stała z
roziskrzonymi oczyma i uśmiechem na Peronie nr 5
Koniec pierwszy- 21 marca 2003 roku , 21 marca niby sympatyczna data och, ech, chociaż na
drugi dzień po wybuchu drugiej wojny w Zatoce Perskiej, Ola razem z dziećmi
śmigała na nartach, w pięknym marcowych słońcu skrzącym się milionami gwiazdek
na Hali Szrenickiej. Nagle telefon od Adasia, Ola w słońcu przez ułamek sekundy
szczęśliwa, tylko tylko malutką chwilkę szczęśliwa!!!!! Adaś chrypiącym głosem
/zawsze robiła mu się z głosu chrypka, kiedy był zdenerwowany/ mówił, że
właśnie wchodzi do samolotu, że jest z psem, że dostał wezwanie do służby
cywilnej w NY, że mama jest już tak długo pod maszynką PI, PI, że jej choroba
zjadła wszystkie oszczędności, że on musi tam być, że będzie się mamą opiekował
jak długo będzie trzeba, że to jego obowiązek, że już chyba nie wróci do
Polski, że nie wie co z nimi będzie, ale na chwilę obecną to nic nie będzie…..
i więcej Ola nie usłyszała, bo rzuciła komórką daleko, daleko w roziskrzony słońcem
śnieg………
Rokitno- Ola
często jeździła na trasie Gorzów Wlkp. i Miasto Oli, zawsze widziała, gdzieś w
połowie drogi taki drogowskaz „Sanktuarium Rokitno”, ale nigdy nie była w
tamtym miejscu. Tego majowego dnia pachnącego do upojenia bzami, wracała w
mocnym majowym słońcu wcześniej z rozprawy, kierownica sama, bez Oli decyzji
skrętu, skręciła w prawo, samochód podjechał na parking, Ola bezwiednie
wysiadła i przespacerowała przez pełen pięknych krzaków i drzew bzów do
rokokowej, bogatej w kolory Bazyliki Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej,
nastrój był niesamowicie podniosły, śpiewał chór na biało ubranych dzieci, Ola
uklękła i wtedy poczuła muśnięcie skrzydeł Czarnego Anioła…. zaczęła modlić się
prostą modlitwą Ojcze nasz… Dopiero wchodząc do samochodu odblokowała telefon i
zobaczyła sms od Adama „ w nocy zmarła Mama, płakałem i poprzez łzy w szybie
szpitalnego okna, zalanej deszczem, widziałem Twoją kochaną twarz”…….
Sms z Brooklińskiego Mostu – „Dziuniu, Anulku, Oluniu – jechałem do pracy przez
brooklyński most, nagle usłyszałem Twój śmiech i uderzenia obcasów Twoich
bucików o płyty peronu, zatrzymałem samochód, zacząłem walić głową w kierownicę i wyłem z bólu, pokochałem Ciebie na zawsze, nic tego nie
zmieni”
A Ola odkrzyknęła do szybki telefonu słowami
Stachury;
„Nie brooklyński most
Ale przemienić
W jasny nowy dzień
Najsmutniejszą noc-
To jest dopiero coś.
Nie brooklyński most
Lecz na drugą stronę
Głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś”
Bo jedno czego Ola doprawdy nie mogła
znieść i z czym nie mogła się nigdy pogodzić to uczucie bezradności.
Dworzec- Napisane
w pusty , lipcowy, nudny dzień pracy jako c.d. zdań Jerzego Plicha konkurs –
zadanie dla czytelników Polityki , nigdy przeze mnie nie wygrany – duże
rozczarowanie, które sobie teraz rekompensuje
Wbiegła radośnie po schodach na peron
5 dworca głównego swojego Miasta. Ubrana jak wtedy w beżowy płaszcz i śmieszny
czarny kapelusik. Wyglądała jak mała dziewczynka jeszcze bardziej niż
pierwszego razu. Z satysfakcja przyjęła fakt jest około 3 minut do przyjazdu
pociągu. Punktualność w jej życiu ofiarowali bogowie; mimo korków,
niespodziewanych telefonów była tu o czasie w którym chciała. Jeszcze tylko SMS
do syna z przerzuceniem zadania, które dostała przed chwilą sms-em od swojego
aktualnego mężczyzny. To taka jego metoda wysyłania różnych zadań i próśb do
spełnienia by zająć ją sobą w każdej chwili. Patrząc na zbliżający się do
peronu cicho i majestatycznie, w drgającym powietrzu jak fatamorgana pociąg,
przypomniała sobie jego wczorajszy telefonowy glos z zaświatów. To już 9 miesięcy minęło od jego wyjazdu,
rozstania czy zerwania w jednym, po roku burzliwego romansu, 48 dat razem
spędzonych i bliskość wspólna niespotykana. Może nie było spodziewanej
mądrości, lecz na pewno była przyjaźń , radość i seks. Jednak teraz jak i przez
cały czas wiedziała, że to koniec, byli dla siebie za trudni, za silni, zbyt
przywiązani do swoich bajek. Mimo tej świadomości nie mogła oprzeć się
spotkaniu. Chciała tylko wypić z nim kawę, parę minut w dworcowym KFC. Tak
postanowiła. Przez dłuższą myśl, która ją zajęła umknęła chwila kiedy pociąg
stanął i podróżni poddali się rotacji
wsiadania i wysiadania. Nie dojrzała go jeszcze, ale odruchowo kucnęła w
zarysie postaci dość obszernego grubasa, to taka ich gra w chowanego.
Dostrzegła Go, jest, ogarnął ją zawrót głowy. On wyglądał niesamowicie,
zupełnie inaczej niż go pamiętała., stał patrząc w przestrzeń, w długim czarnym
płaszczu z Matrixa,
z dojrzałą, pełną wyrazu twarzą po przebytych cierpieniach i od /wiedziała to na pewno/ miłości do niej i z ogromnymi oczyma, jak inny człowiek, a jednocześnie tak bliski, aż radośnie zabolało. Podbiegła do niego, chwyciła dłońmi jego policzki, spojrzała we wszechświat jego zielonych oczu i już wiedziała, że nie będzie żadnej kawy……
z dojrzałą, pełną wyrazu twarzą po przebytych cierpieniach i od /wiedziała to na pewno/ miłości do niej i z ogromnymi oczyma, jak inny człowiek, a jednocześnie tak bliski, aż radośnie zabolało. Podbiegła do niego, chwyciła dłońmi jego policzki, spojrzała we wszechświat jego zielonych oczu i już wiedziała, że nie będzie żadnej kawy……
Weszli do samochodu całując się i
trzymając za ręce. Zawsze robili rzeczy fizycznie niemożliwe. Popatrzyli na
siebie figlarnie i zamienili siedzenia na tylne. Wszystko im sprzyjało,
zaparowane szyby, popsuta lampa uliczna… Przemknął jej przed oczami obraz
niedawno widziany „jak śpią Japończycy” naśladując tamta scenę położyła brodę
we wgłębienie jego ramienia, przylgnęli do siebie tak, że stanowili dwa
złączone klocki lego. Pomyślała w
szczęśliwości wspólnej chwili myślą Scarlett O Hary z Przeminęło z wiatrem „o
reszcie pomyślę jutro”.
Skorzęcin-
prosto z Dworca pojechali do Skorzęcina, musieli spędzić noc, byli jak w
transie, ogarnięci gorączką,
nieokiełznani, namiętni. Wszystkie miejsca były zajęte, ubłagali
portiera i dostali nieogrzewany domek
campingowy, ubranie z nich zniknęło, całą noc ON całował całe JEJ ciało,
przytrzymał jej głowę leżąc nad nią „Będę Ciebie kochał zawsze, zawsze….”
Wypowiadał te słowa wielokrotnie jak zaklęcie. Nie zauważyli nawet jak portier
wszedł z wazonem i bezszelestnie włożył do niego bukiet czerwonych róż.
Lodowisko na Rusałce- Adam
zmienił pracę, mógł częściej przylatywać do Polski. Tej ostrej śnieżnej zimy
odwiedził Olę już w domu – oficjalnie. Cały czas spędzili po Adasiowemu;
codziennie rano chodzili na łyżwy na Rusałkę razem z psami. Jezioro było
zasypane śniegiem. Adam pożyczył szufle do odśnieżania i oczyścił prawie całe jezioro, żeby Oli
lekko się jeździło. Kiedyś był mistrzem łyżwiarstwa i teraz dla Oli pokazywał
różne sztuczki.
Aż przyjechała telewizja miejscowa i nakręciła o nich program jak mieszkańcy Oli Miasta spędzają ferie. To był zwariowany, szczęśliwy śnieżno-lodowy czas. Córka Oli zrobiła o tym ich czasie super komiks.
Aż przyjechała telewizja miejscowa i nakręciła o nich program jak mieszkańcy Oli Miasta spędzają ferie. To był zwariowany, szczęśliwy śnieżno-lodowy czas. Córka Oli zrobiła o tym ich czasie super komiks.
Wielkanoc – Koniec drugi i ostateczny - na Wielkanoc do Oli i jej Dzieci i
Psów Adam przyjechał jako narzeczony, Ola na serdecznym palcu prawej dłoni nosiła z dumą złoty
pierścionek z koralem, a w uszach piękne złote kolczyki zaręczynowe i malowali
pisanki, i poszli wszyscy /bez psów/ ze święconką, i lali się wodą, Adaś kroił warzywa
do sałatki, a Ola upiekła pyszny sernik, oglądali telewizję, Ola trzymała głowę
na kolanach Adasia. Wszystko zmierzało
do hepi endu i może by on się spełnił,
gdyby przy śniadaniu wielkanocnym Córka Oli nie zapytała /będąc pewną, że
Adam nazywa się Kwiatkowski/ , „ a czy w szkole na Ciebie mówili też „Kwiatas”,
Adam przytaknął, lecz miał przy tym taką minę, że na Olę spłynęło oświecenie
zupełne i jak często z ogromnym opóźnieniem /ha,ha,ha!!!/ zrozumiała, że Adam
kłamie i wszystko kłamstwem jest.
Rowerzysta – tego
ranka Ola wstała o 4 rano, w komputerze był list od Adama, żadnego
wytłumaczenia, tylko ble,ble,ble, o odpowiedzialności i że on nie może, że
córki nigdy by mu tego nie wybaczyły i że Ola powinna zrozumieć, bo jej
sytuacja jest inna, a jego inna i, i , i ….. Ola zaczęła z wściekłości kopać
komputer /taki jeszcze był duża skrzynka/ i płakać i płakać, i taka zapłakana
jechała do pracy swoim szmaragdowym Oplem Astrą i skręciła w lewo z
podporządkowanej ulicy Wołyńskiej na ulicę wzdłuż Parku Sołackiego i nagle na
szybie zobaczyła rozkwaszoną twarz Młodego Człowieka, który jechał na rowerze,
Ola wyszła z samochodu, zobaczyła rower w kształcie ósemki pod samochodem, a
Młody Człowiek żywy i cały, jakoś sprytnie wyskoczył w powietrzu na maskę i nic mu się nie stało. Ola się trzęsła, to chyba
histeria była, trzęsionka
niedoopanowania. A Młody Człowiek chciał pomóc i mówi; „ to ja zadzwonię
najlepiej do pani męża, niech pani poda numer telefonu”. A Ola zwiększyła
fontannę łez i wibracje trzęsionki i powiedziała najbardziej rozpaczliwym głosem
jaki można sobie wyobrazić „ Ale ja nie mam męża”.
Hepi end – 14 maja
2017 roku świtem wśród chmur i lekkiej wilgotnej porannej mgły Ola z Mężem wędrują
głównie pod górę wąską ścieżką ze strumykami , zawsze drogą wskazywaną przez
żółte strzałki. Trud tej drogi daje
nagrodę kiedy pokonują przełęcz A Cauda ich oczom ukazuje się bezmiar
przestrzeni Galicji, przepiękny widok bez końca. Mąż Oli idzie przodem, a ona
staje, patrzy, czuje szczęście w każdej części swego ciała, w środku i na
zewnątrz, słyszy radosny śmiech, prawie śpiew i widzi nad głową uśmiechnięte tańczące
Anioły, to jej Anioły Stróże cieszą się z hepi endu Oli najprawdziwszego z
prawdziwych.
Motto; umiera tylko to
co źle zmieszane
jeśli dwie równe miłości są zlane
bez reszty w jedną – umrzeć nie
będzie
nam dane /John Donne tłumaczenie Stanisław
Barańczak/