HISTORYJKA NADMORSKA DWA; O TRZECH PRZYJAŹNIACH, ZJEDZONEJ GŁOWIE GÓRNIKA, TRUCICIELCE, ZŁOTYM NINJA I LATAJĄCYCH LAMBORGHINI
Post z okazji 51. 000 wyświetleń bloga 60 TWARZY OLI
Prolog
Akcja;
lipiec 1959 rok Dziwnów, lipiec 2019 rok Międzywodzie, lipiec 2079 rok
Międzywodzie
Motto; „W
garnku dziura miły Romciu,
Miły Romciu, miły Romciu, miły
Romciu.
To zatkaj, to zatkaj, to zatkaj.
Czym mam zatkać miły Romciu,
Miły
Romciu, miły Romciu?
A słomą, a słomą………”
Rok
wokoło 64 urodzin Oli minął niby klaśnięcie dłoni. I znowu, jak lato wcześniej
, gdzieś w środku między Świętoujściem, a Międzywodziem, Ola znalazła się na
plaży o żółtym piasku, przy piaszczystych wydmach, sosnowych lasach. Piasek
przyjemnymi drobinkami przesuwał się w jej dłoniach, a morze uderzało lekko i uspokajająco o brzeg spokojnymi falami. Pagórkowaty układ
wydm i linia sosnowego lasu , mimo wszechogarniającego ludzi nawyku zaglądania
do telefonu komórkowego, odgradzała plażowiczów od reszty świata. Dawała
niepowtarzalne uczucie niezmienności czyli stałości wszystkiego, a także
równości ludzi, którzy w strojach kąpielowych pozbawieni zastali atrybutów
zarówno biedy jak i bogactwa. Ola leżała na kolorowym ręczniku blisko swojej
najlepszej przyjaciółki Dorotki w otoczeniu gromadki bawiących się wesołych
dzieci. Kiedy nad głową Oli przeleciał latawiec w kształcie wielkiej czarno-
białej krowy w Oli głowie nagle powstała myśl, którą szybko wypowiedziała na
głos „czy wiesz Dorotko, że przyjaźnimy się równo 60 lat”, co może złośliwe
było trochę ze strony Oli, ponieważ Dorotka nie należała do osób chcących
podkreślać swoje lata. Niestety w czasach gdy PESEL i FB bezceremonialnie
obnażał datę urodzin, ukrywanie wieku stało się niemożliwe. Siedząca obok
przyjaciółek najstarsza wnuczka Dorotki Marysia będąca na etapie wsłuchiwania
się w opowieści dorosłych poprosiła zaciekawiona; „Ciociu opowiedz jak się
poznałyście”. Oczywiście, to już wiecie, Ola nie dała się prosić i zaraz
rozpoczęła swoją opowieść;
PRZYJAŹŃ
PIERWSZA
Tamtego
późniejszego pochmurnego ranka, już po
śniadaniu, dwie śliczne, dwudziestoparoletnie kobiety; Danusia i Hanka,
niepracujące mamy jedynaczek, ubrane
bliźniaczo w pastelowe spodnie rybaczki, bluzki z łódkowatymi dekoltami i w
krótkich obciętych włosach u tego samego fryzjera mieszczącego się w
podziemiach budynku Arkadii, siedziały
przy stoliczku na werandzie żółtego domku o nazwie Jowisz i wypisywały kartki
pocztowe do znajomych. Co chwila wybuchały śmiechem wspominając jak wczoraj
opalały się toples na wydmach. Zaśmiewały się z sytuacji, gdy Danusia zdejmując
listek z powiek powiedziała; „Hanka jakaś duża chmura przyszła” i jednocześnie
zobaczyła rosłego strażnika, którego postać dawała na nie ogromny cień i który przyglądał się półnagim
kobietom, a później, mimo, pomimo niecodziennego widoku, wręczył im mandat za
przebywanie w miejscu niedozwolonym. O tak, były bardzo zadowolone ze swojego
towarzystwa, młodości, urody, spędzania wakacji nad polskim morzem w Dziwnowie
w ośrodku zakładu pracy ich mężów. Przy pisaniu kartek popijały, czarną kawę
fusiatą w wysokich szklankach na szklanych podstawkach, lekko przybielaną i
osłodzoną mlekiem z tubki i zajadały pyszne, świeżutkie jogodzianki, oblizując
przy tym palce lepkie od lukru. Po czym śliniły słodkim językiem znaczki
pocztowe naklejając je na kartkach z widokiem morza, plaży, mew. Kartki trzeba
było teraz wrzucić do czerwonej skrzynki, która wisiała na cmentarnym płocie,
naprzeciw kiosku Ruchu, zaraz za brama wejściową…….
PRZYJAŹŃ
DRUGA
W tym
samym czasie przeszło czteroletnia Ola chciała sprawdzić czy do kiosku Ruchu
naprzeciwko cmentarza dowieźli najnowszy numer Misia, z którego uwielbiała
wycinać plastikowymi nożyczkami różne papierowe zabawki, znajdujące się na
nieco grubszej od reszty, środkowej stronie czasopisma. Więc bardzo ucieszyła
się kiedy Mama poprosiła ją o wrzucenie kartek do skrzynki pocztowej, która
wisiała na cmentarnym płocie dokładnie naprzeciwko kiosku Ruchu. Ola wzięła kartki
i wesoło podskakując pobiegła do celu. Wykonała zadanie bez problemu, sprytnie dodając
sobie wzrostu murkiem od cmentarnego płotu, przeszła ostrożnie na drugą stronę
ulicy i nie zdążywszy nawet zapytać o Misia – oniemiała.
Na półce w kiosku stał około 15 cm. celuloidowy górnik w czarnym paradnym mundurze i takiej samej paradnej czapce. Łaaaał, rarytas do jej kolekcji figurek celuloidowych ludzi o różnych zawodach. Kiedy Ola stała się kolekcjonerką wielu działań nie wiadomo, lecz mimo młodego wieku zbierała już; monety o nominale 50 gr, guziki, papierki od cukierków wklejane misternie do zeszytu, opakowania od żyletek, znaczki, guziki, zdjęcia kobiet i mężczyzn z czasopism według tylko Oli znanego klucza, a ostatnio od paru miesięcy, rozpoczęła gromadzenie najważniejszej kolekcji właśnie figurek kolportowanych przez sieć Ruchu. Ola pobiegła szybciutko do Mamy po 5 złotych na zakup i już po chwili wracała dumna z kupionym górnikiem w ręce. Przy pompie zobaczyła bawiąca się w błotku dwuletnią Dorotkę. Ola z radością pokazała jej lalkę. Dorotka chwyciła lalkę, włożyła głowę górnika w pięknej czarnej czapce do buzi i rozgryzła cienki celuloid miażdżąc figurkę. Zmiażdżona głowa pękła, większa część głowy odpadła, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk. Ola stanęła jak wryta z otwartymi ustami, patrząc z niedowierzeniem na siłę zniszczenia, nawet nie płakała, zaakceptowała zdarzenie.
Na półce w kiosku stał około 15 cm. celuloidowy górnik w czarnym paradnym mundurze i takiej samej paradnej czapce. Łaaaał, rarytas do jej kolekcji figurek celuloidowych ludzi o różnych zawodach. Kiedy Ola stała się kolekcjonerką wielu działań nie wiadomo, lecz mimo młodego wieku zbierała już; monety o nominale 50 gr, guziki, papierki od cukierków wklejane misternie do zeszytu, opakowania od żyletek, znaczki, guziki, zdjęcia kobiet i mężczyzn z czasopism według tylko Oli znanego klucza, a ostatnio od paru miesięcy, rozpoczęła gromadzenie najważniejszej kolekcji właśnie figurek kolportowanych przez sieć Ruchu. Ola pobiegła szybciutko do Mamy po 5 złotych na zakup i już po chwili wracała dumna z kupionym górnikiem w ręce. Przy pompie zobaczyła bawiąca się w błotku dwuletnią Dorotkę. Ola z radością pokazała jej lalkę. Dorotka chwyciła lalkę, włożyła głowę górnika w pięknej czarnej czapce do buzi i rozgryzła cienki celuloid miażdżąc figurkę. Zmiażdżona głowa pękła, większa część głowy odpadła, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk. Ola stanęła jak wryta z otwartymi ustami, patrząc z niedowierzeniem na siłę zniszczenia, nawet nie płakała, zaakceptowała zdarzenie.
Na drugi
dzień Ola zabrała Dorotkę na spacer do miejsca gdzie rosły krzaki niczym
żywopłoty pełne fioletowych owoców. „Może spróbujesz, zobacz tutaj rosną pyszne
jagódki” powiedziała do Dorotki Ola i podała jej w dłoni ciemne kuleczki. „O nie, nie będę
jadła, mamusia nie pozwala mi jeść samej niczego co rosło na krzakach” –
odpowiedziała Dorotka. I tak właśnie było!!!! Nie wierzcie proszę w inne
opowieści rodzinne, że niby Dorotka zjadła owoce i się rozchorowała….
Zakończyła
opowieść Ola, a Marysia nie mogła opanować zdziwienia „jak to możliwe ciociu,
że kazałaś zjeść babci truciznę?”. „To dlatego, że u mnie na prawym ramieniu
mieszka Aniołek, a na lewym Diabełek. Ja słucham raz jednego raz drugiego.
Wtedy posłuchałam Diabełka”. Marysia przyjęła wytłumaczenie i uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
X X X
a dzieciaki bawiąc się robili straszny harmider. Ola z Tomkiem wyrywali sobie łopatkę, Tomek nie dając rady przejąć zabawki krzyczał z desperacją; „Paweł pomóż mi!!!” A Paweł splątawszy ręce na przedzie przyglądał się walce rodzeństwa ze stoickim spokojem, po czym powiedział flegmatycznie, acz zdecydowanie; „ nie pomogę nikomu, chyba idę do domu”.
X X X
Dziwne są
meandry powstawania przyjaźni, nikt nie wie dlaczego dziewczynki tak się
pokochały, niczym siostry; ile wspólnych przygód; i jak Ola nauczyła Dorotkę
układać drogę z luster dla oglądnięcia serialu z Rogerem Moorem czyli Świętym,
i jak pojechały ze Skorzęcina do Pewexu po papierosy dla Oli i wracały na
skróty przez bagno, i jak Ola kiedy jej się dom spalił mieszkała u Dorotki i
opowiadała jej historie o duchach, i jak poznały sławnego później malarza
Janusza O., który nauczył je latać jak ptaki, i jak inny przystojniak bez zębów
poznany przy piłkarzykach chciał zabrać małoletnią Dorotkę do Londynu, i jak
Dorotka urządziła Oli pierwszy Dzień Matki i spacer komunijny do Zoo i w tym
samym dniu imieniny dla Oli, i jak po śmierci babci całą noc opowiadały sobie
najśmieszniejsze sceny z filmów jakie widziały, iiii…. Zawsze blisko, choć nie
raz daleko……
PO 60
LATACH
Tego
upalnego lipcowego południa Ola i Dorotka, siedziały na wygodnych poduchach
kanapy na tarasie pięknego przestronnego domu położonego blisko wydm i morza, z
którego roztaczał się widok na egzotyczne kwitnące krzaki hortensji, płot z
bambusa, na cudowne czarne sosny i na wiele pięknych okoliczności nadmorskiej
przyrody. Obie kobiety miały opalone na czekoladowy brąz ciała, jasne,
półdługie włosy i rozradowane oczy. W
chłodzie cienia dachu krytego ekologicznie strzechą, bardzo zadowolone, jak
zawsze w swoim towarzystwie, popijały różowego, perfekcyjnie schłodzonego, „bezalkoholowego”
szampana i przekazywały sobie nawzajem płody własnych działań artystyczno-
twórczych. Najpierw oglądnęły w smartfonie na Oli kanale 60 twarzy Oli
najnowszy odcinek pt. Twist, Grajdoł i Duchy, gdzie psy Oli wchodziły na kolana
prelegentów bezceremonialnie psując
dramaturgię filmu, a później czytały na role, wygłupiając się i robiąc miny,
najnowsze bajki Dorotki – Wiedźmy z Łomży i O królu Popielu, Piast Ziemowit.
Zaśmiewały się przy tym do łez ze swojej dorosłości, która ciągle je zaskakiwała, z czytanych tekstów, z piersi,
rosnących im z wiekiem ponad miarę, z używania brzydkich słów przez Oli wnuka i
z całej tej sytuacji, że są tu oto blisko miejsca, gdzie 60 lat wcześniej
zginął śmiercią męczeńską celuloidowy górnik i, o przewrotności losu, stał się
zarzewiem przyjaźni na zawsze. Miały też przyjaciółki widownie jednoosobową w
postaci Alicji sześcioletniej wnuczki Oli, która kochając je bezwarunkowo
przyglądała się całej akcji z przymrużeniem oka.
Popołudniu,
gdy prawie cały dzień wypełniony radością minął, do ogrodu wbiegli dwaj
czteroletni chłopcy, z wzburzonymi blond czuprynami na głowie, w takich samych
koszulkach Supermena, a za nimi kroczyła z surową miną opiekunka, która zaraz
podeszła do Dorotki i jeszcze surowszym, niż jej wygląd głosem powiedziała;
„Jurek mówi bardzo głośno k…wa m…ć”. Ola też próbując być choć trochę groźna
przywołała Jurka; „Przecież obiecałeś mi rano, że już nigdy nie będziesz mówił
brzydkich wyrazów”. „Tak, ale zapomniałem, które wyrazy są brzydkie, a poza tym
znowu posłuchałem Diabełka z ramienia” odpowiedział. Dorotka parsknęła śmiechem i temat
dalej się nie rozwinął. Chłopcy rozpoczęli ustawianie na torach wymyślonych z
płytek dróżek ogrodu do wyścigu dwóch Lamborghini; pomarańczowego i granatowego. „Na który stawiasz?” spytał
Olę swoim ulubionym pytaniem Jurek. „Jak zawsze na pomarańczowy” odpowiedziała
Ola i cały incydent z „K…wa m…ć” poszedł w zapomnienie, lecz zarówno Janek i
Jurek zapamiętali moc wypowiedzianego przez Jurka słowa.
A wieczorem, kiedy Ola z wnukami była już w swoim domu, wynajętym na czas
wakacji, Jurek okrutnie pogryziony przez komary i zmęczony, lecz szczęśliwy bez
granic, powtarzał i powtarzał bez końca; „Babciu, czy to był sen, czy to było
na prawdziwie, naprawdę mam pierwszego w życiu przyjaciela”. Po kolacji złożonej z czterech parówek z keczupem, ostatkiem
sił poprosił Olę by ułożyła ręce tak jak to robi mama, położył głowę w zagłębienie Oli ramienia i
zasnął. Na drugim olinym ramieniu usnęła Alicja. Objęci, z uśmiechniętymi
buziami śpiąc pod jedną kołdrą wyglądali niczym trzygłowy mitologiczny stwór, dziwny, lecz doprawdy bardzo
szczęśliwy.
x x x
Rankiem obudzili się jednocześnie widząc przez dachowe
okno nad swoimi głowami błękitne niebo
rozświetlone słońcem i zaglądające do pokoju zielone iglaste drzewa. Ola od
razu zaczęła wesoło opowiadać „Jejku, ale miałam niesamowity sen, byłam w nim
aktorką grającą sztukę na scenie w ogromnym, ciemnym teatrze, a widzowie
klaskali zachwyceni”. Jurek słuchając
słów babci uświadomił sobie nagle, że miał ten sam przyjemny sen o sobie jako
aktorze i powiedział Oli radośnie "Babciu mi się śniło dokładnie to samo,
pewnie dlatego mamy te same sny, że śpimy pod jedną kołdrą”. Alicja, która
obudziła się ostatnia, wkokosiła się pod ich kołdrę i oznajmiła, że dzisiaj
będzie chciała spać tutaj, bo też chce być „senną” aktorką albo chociaż „sennym” reżyserem.
Po czym, przed zapowiadającym się wspaniałym dniem nadmorskich
zabaw zjedli na śniadanie jajka na miękko, które Ola podawała Jurkowi i Alicji
w kieliszkach zrobionych z własnych dłoni i spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy ruszyli na plaże.
PRZYJAŹŃ TRZECIA
60 lat później Jerzy wyszedł ze studia filmowego,
gdzie właśnie skończył nagrywać końcowy odcinek 5 serii produkcji Złoty Ninja,
najbardziej wziętego serialu ostatniej dekady. Choć od początku było wiadomo,
że bohater, którego grał został odnaleziony przez archetyp bogini matki jako
wybraniec o odpowiedniej mocy, by ostatecznie wygrać z Władcą Zła musiało
najpierw zaistnieć przeszło sto odcinków by do tego doszło. Teraz, w finale postać
herosa wykorzystała wszystkie swoje energie dla pokazania niezwyciężonego
męstwa; siłę głosu, niewidzialność,
prędkość, ale przede wszystkim zastosowanie umiejętności misternego i
harmonijnego łączenia struktur dobra we wszechświecie. Jurek w lipcowym słońcu
kroczył przed siebie bardzo zadowolony. Mimo dojrzałego wieku jego uroda jaśniała świeżością, długie blond włosy
spadały lokami poniżej ramion, a błękitne oczy lśniły bohaterskim blaskiem.
Granie przez tyle lat śmiałka uwielbianego przez tłumy dało Jerzemu witalność i
dynamizm wręcz niewyczerpany, ale też otworzyło drogę do międzynarodowej
kariery i przysporzyło zasobności finansowej. Teraz jak zawsze po zakończonych
zdjęciach przed studiem czekała na niego
spora grupka fanów – napalonych sympatyków. Rozdał trochę autografów i
uśmiechów po czym wszedł do swojego ukochanego pojazdu - latającego samochodu
wzorowanego na modelu Lamborghini sport Diabolo w kolorze granatowym. Cieszył
się bardzo na parę dni odpoczynku, które miały nastąpić. Jego najlepszy przyjaciel
i najbliższy współpracownik - producent
tasiemca o Złotym Ninja, Jan, zaprosił go do swojego domku przy plaży. Jerzy
miał przyjechać z wnuczętami, a Jan z jednym wnukiem. Obydwoje lubili
towarzystwo dzieci, więc zabawa szykowała się wyśmienita. Jerzy podleciał autolotem
po Olę i Tomka, razem z plecaczkami załadowali się na tyły wehikułu i frrrrr po
dwóch godzinach całe towarzystwo leżało na drobnym piasku tuż przy brzegu Morza
Bałtyckiego. Do kompletu na plaży pojawił się Jan z małym Pawełkiem. Jan i
Jerzy rozłożyli koło siebie kolorowe ręczniki, położyli się obok półnadzy, nasłonaczniając
ciała,
a dzieciaki bawiąc się robili straszny harmider. Ola z Tomkiem wyrywali sobie łopatkę, Tomek nie dając rady przejąć zabawki krzyczał z desperacją; „Paweł pomóż mi!!!” A Paweł splątawszy ręce na przedzie przyglądał się walce rodzeństwa ze stoickim spokojem, po czym powiedział flegmatycznie, acz zdecydowanie; „ nie pomogę nikomu, chyba idę do domu”.
Mężczyźni przysłuchiwali się scence z zamkniętymi oczami i uśmiechem na
ustach. Jerzy odpłynął myślami w inną rzeczywistość. Od lat wiódł szczęśliwe,
aktywne, twórcze życie. Skąd się wziął tego początek. Chyba od odkrycia mocy
żywiołów jeszcze w dzieciństwie. Moc głosu, z historii o walce dziadka ze Złem
w Lizbonie, to była nauka, wykorzystał ją wiele razy, może nawet uratował komuś
życie. Być Złotym Ninja na Złotym Smoku, mieć moc, odpłynął błyszczącymi kolorami,
cieszył się, że wybrał drogę trzymania się zasad, mógł zostać w drużynie, być
otoczony przyjaciółmi. Kiedy
nad głową Jerzego przeleciał latawiec w kształcie wielkiej czarno- białej krowy
w jego głowie nagle powstała myśl, którą szybko wypowiedział na głos „Janie,
czy wiesz, że przyjaźnimy się równo 60 lat”, a Ola, która to usłyszała
powiedziała zaciekawiona „Dziadku opowiedz proszę jak się poznaliście z
wujkiem”. „W garnku dziura miły Romciu…” z dala rozległy się słowa piosenki…