poniedziałek, 30 grudnia 2019
sobota, 30 listopada 2019
PARZYSTE I NIEPARZYSTE W PRZEŹDZIEDZY CZYLI Z PAMIĘTNIKA LISTOPADOWEJ OLI
PARZYSTE I
NIEPARZYSTE CZYLI Z DZIENNIKA OLI
Akcja;
Przeździedza od 18 listopada 2019 roku do 23 listopada 2019 roku
Motto; „Coś
co się wydarza, a nie zostanie opowiedziane, przestaje istnieć, umiera” /Olga
Tokarczuk przedmowa noblowska/. Więc opowiem Wam o tych pięciu dniach w
Przeździedzy, trzech parzystych i dwóch nieparzystych…ABY NIE UMARŁY…..
niedziela, 22 września 2019
OPOWIEŚĆ NADMORSKA DWA; O TRZECH PRZYJAŹNIACH, ZJEDZONEJ GŁOWIE GÓRNIKA, TRUCICIELCE I LATAJĄCYCH LAMBORGHINI
HISTORYJKA NADMORSKA DWA; O TRZECH PRZYJAŹNIACH, ZJEDZONEJ GŁOWIE GÓRNIKA, TRUCICIELCE, ZŁOTYM NINJA I LATAJĄCYCH LAMBORGHINI
Post z okazji 51. 000 wyświetleń bloga 60 TWARZY OLI
Prolog
Akcja;
lipiec 1959 rok Dziwnów, lipiec 2019 rok Międzywodzie, lipiec 2079 rok
Międzywodzie
Motto; „W
garnku dziura miły Romciu,
Miły Romciu, miły Romciu, miły
Romciu.
To zatkaj, to zatkaj, to zatkaj.
Czym mam zatkać miły Romciu,
Miły
Romciu, miły Romciu?
A słomą, a słomą………”
Rok
wokoło 64 urodzin Oli minął niby klaśnięcie dłoni. I znowu, jak lato wcześniej
, gdzieś w środku między Świętoujściem, a Międzywodziem, Ola znalazła się na
plaży o żółtym piasku, przy piaszczystych wydmach, sosnowych lasach. Piasek
przyjemnymi drobinkami przesuwał się w jej dłoniach, a morze uderzało lekko i uspokajająco o brzeg spokojnymi falami. Pagórkowaty układ
wydm i linia sosnowego lasu , mimo wszechogarniającego ludzi nawyku zaglądania
do telefonu komórkowego, odgradzała plażowiczów od reszty świata. Dawała
niepowtarzalne uczucie niezmienności czyli stałości wszystkiego, a także
równości ludzi, którzy w strojach kąpielowych pozbawieni zastali atrybutów
zarówno biedy jak i bogactwa. Ola leżała na kolorowym ręczniku blisko swojej
najlepszej przyjaciółki Dorotki w otoczeniu gromadki bawiących się wesołych
dzieci. Kiedy nad głową Oli przeleciał latawiec w kształcie wielkiej czarno-
białej krowy w Oli głowie nagle powstała myśl, którą szybko wypowiedziała na
głos „czy wiesz Dorotko, że przyjaźnimy się równo 60 lat”, co może złośliwe
było trochę ze strony Oli, ponieważ Dorotka nie należała do osób chcących
podkreślać swoje lata. Niestety w czasach gdy PESEL i FB bezceremonialnie
obnażał datę urodzin, ukrywanie wieku stało się niemożliwe. Siedząca obok
przyjaciółek najstarsza wnuczka Dorotki Marysia będąca na etapie wsłuchiwania
się w opowieści dorosłych poprosiła zaciekawiona; „Ciociu opowiedz jak się
poznałyście”. Oczywiście, to już wiecie, Ola nie dała się prosić i zaraz
rozpoczęła swoją opowieść;
PRZYJAŹŃ
PIERWSZA
Tamtego
późniejszego pochmurnego ranka, już po
śniadaniu, dwie śliczne, dwudziestoparoletnie kobiety; Danusia i Hanka,
niepracujące mamy jedynaczek, ubrane
bliźniaczo w pastelowe spodnie rybaczki, bluzki z łódkowatymi dekoltami i w
krótkich obciętych włosach u tego samego fryzjera mieszczącego się w
podziemiach budynku Arkadii, siedziały
przy stoliczku na werandzie żółtego domku o nazwie Jowisz i wypisywały kartki
pocztowe do znajomych. Co chwila wybuchały śmiechem wspominając jak wczoraj
opalały się toples na wydmach. Zaśmiewały się z sytuacji, gdy Danusia zdejmując
listek z powiek powiedziała; „Hanka jakaś duża chmura przyszła” i jednocześnie
zobaczyła rosłego strażnika, którego postać dawała na nie ogromny cień i który przyglądał się półnagim
kobietom, a później, mimo, pomimo niecodziennego widoku, wręczył im mandat za
przebywanie w miejscu niedozwolonym. O tak, były bardzo zadowolone ze swojego
towarzystwa, młodości, urody, spędzania wakacji nad polskim morzem w Dziwnowie
w ośrodku zakładu pracy ich mężów. Przy pisaniu kartek popijały, czarną kawę
fusiatą w wysokich szklankach na szklanych podstawkach, lekko przybielaną i
osłodzoną mlekiem z tubki i zajadały pyszne, świeżutkie jogodzianki, oblizując
przy tym palce lepkie od lukru. Po czym śliniły słodkim językiem znaczki
pocztowe naklejając je na kartkach z widokiem morza, plaży, mew. Kartki trzeba
było teraz wrzucić do czerwonej skrzynki, która wisiała na cmentarnym płocie,
naprzeciw kiosku Ruchu, zaraz za brama wejściową…….
PRZYJAŹŃ
DRUGA
W tym
samym czasie przeszło czteroletnia Ola chciała sprawdzić czy do kiosku Ruchu
naprzeciwko cmentarza dowieźli najnowszy numer Misia, z którego uwielbiała
wycinać plastikowymi nożyczkami różne papierowe zabawki, znajdujące się na
nieco grubszej od reszty, środkowej stronie czasopisma. Więc bardzo ucieszyła
się kiedy Mama poprosiła ją o wrzucenie kartek do skrzynki pocztowej, która
wisiała na cmentarnym płocie dokładnie naprzeciwko kiosku Ruchu. Ola wzięła kartki
i wesoło podskakując pobiegła do celu. Wykonała zadanie bez problemu, sprytnie dodając
sobie wzrostu murkiem od cmentarnego płotu, przeszła ostrożnie na drugą stronę
ulicy i nie zdążywszy nawet zapytać o Misia – oniemiała.
Na półce w kiosku stał około 15 cm. celuloidowy górnik w czarnym paradnym mundurze i takiej samej paradnej czapce. Łaaaał, rarytas do jej kolekcji figurek celuloidowych ludzi o różnych zawodach. Kiedy Ola stała się kolekcjonerką wielu działań nie wiadomo, lecz mimo młodego wieku zbierała już; monety o nominale 50 gr, guziki, papierki od cukierków wklejane misternie do zeszytu, opakowania od żyletek, znaczki, guziki, zdjęcia kobiet i mężczyzn z czasopism według tylko Oli znanego klucza, a ostatnio od paru miesięcy, rozpoczęła gromadzenie najważniejszej kolekcji właśnie figurek kolportowanych przez sieć Ruchu. Ola pobiegła szybciutko do Mamy po 5 złotych na zakup i już po chwili wracała dumna z kupionym górnikiem w ręce. Przy pompie zobaczyła bawiąca się w błotku dwuletnią Dorotkę. Ola z radością pokazała jej lalkę. Dorotka chwyciła lalkę, włożyła głowę górnika w pięknej czarnej czapce do buzi i rozgryzła cienki celuloid miażdżąc figurkę. Zmiażdżona głowa pękła, większa część głowy odpadła, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk. Ola stanęła jak wryta z otwartymi ustami, patrząc z niedowierzeniem na siłę zniszczenia, nawet nie płakała, zaakceptowała zdarzenie.
Na półce w kiosku stał około 15 cm. celuloidowy górnik w czarnym paradnym mundurze i takiej samej paradnej czapce. Łaaaał, rarytas do jej kolekcji figurek celuloidowych ludzi o różnych zawodach. Kiedy Ola stała się kolekcjonerką wielu działań nie wiadomo, lecz mimo młodego wieku zbierała już; monety o nominale 50 gr, guziki, papierki od cukierków wklejane misternie do zeszytu, opakowania od żyletek, znaczki, guziki, zdjęcia kobiet i mężczyzn z czasopism według tylko Oli znanego klucza, a ostatnio od paru miesięcy, rozpoczęła gromadzenie najważniejszej kolekcji właśnie figurek kolportowanych przez sieć Ruchu. Ola pobiegła szybciutko do Mamy po 5 złotych na zakup i już po chwili wracała dumna z kupionym górnikiem w ręce. Przy pompie zobaczyła bawiąca się w błotku dwuletnią Dorotkę. Ola z radością pokazała jej lalkę. Dorotka chwyciła lalkę, włożyła głowę górnika w pięknej czarnej czapce do buzi i rozgryzła cienki celuloid miażdżąc figurkę. Zmiażdżona głowa pękła, większa część głowy odpadła, wydając przy tym z siebie dziwny dźwięk. Ola stanęła jak wryta z otwartymi ustami, patrząc z niedowierzeniem na siłę zniszczenia, nawet nie płakała, zaakceptowała zdarzenie.
Na drugi
dzień Ola zabrała Dorotkę na spacer do miejsca gdzie rosły krzaki niczym
żywopłoty pełne fioletowych owoców. „Może spróbujesz, zobacz tutaj rosną pyszne
jagódki” powiedziała do Dorotki Ola i podała jej w dłoni ciemne kuleczki. „O nie, nie będę
jadła, mamusia nie pozwala mi jeść samej niczego co rosło na krzakach” –
odpowiedziała Dorotka. I tak właśnie było!!!! Nie wierzcie proszę w inne
opowieści rodzinne, że niby Dorotka zjadła owoce i się rozchorowała….
Zakończyła
opowieść Ola, a Marysia nie mogła opanować zdziwienia „jak to możliwe ciociu,
że kazałaś zjeść babci truciznę?”. „To dlatego, że u mnie na prawym ramieniu
mieszka Aniołek, a na lewym Diabełek. Ja słucham raz jednego raz drugiego.
Wtedy posłuchałam Diabełka”. Marysia przyjęła wytłumaczenie i uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
X X X
a dzieciaki bawiąc się robili straszny harmider. Ola z Tomkiem wyrywali sobie łopatkę, Tomek nie dając rady przejąć zabawki krzyczał z desperacją; „Paweł pomóż mi!!!” A Paweł splątawszy ręce na przedzie przyglądał się walce rodzeństwa ze stoickim spokojem, po czym powiedział flegmatycznie, acz zdecydowanie; „ nie pomogę nikomu, chyba idę do domu”.
X X X
Dziwne są
meandry powstawania przyjaźni, nikt nie wie dlaczego dziewczynki tak się
pokochały, niczym siostry; ile wspólnych przygód; i jak Ola nauczyła Dorotkę
układać drogę z luster dla oglądnięcia serialu z Rogerem Moorem czyli Świętym,
i jak pojechały ze Skorzęcina do Pewexu po papierosy dla Oli i wracały na
skróty przez bagno, i jak Ola kiedy jej się dom spalił mieszkała u Dorotki i
opowiadała jej historie o duchach, i jak poznały sławnego później malarza
Janusza O., który nauczył je latać jak ptaki, i jak inny przystojniak bez zębów
poznany przy piłkarzykach chciał zabrać małoletnią Dorotkę do Londynu, i jak
Dorotka urządziła Oli pierwszy Dzień Matki i spacer komunijny do Zoo i w tym
samym dniu imieniny dla Oli, i jak po śmierci babci całą noc opowiadały sobie
najśmieszniejsze sceny z filmów jakie widziały, iiii…. Zawsze blisko, choć nie
raz daleko……
PO 60
LATACH
Tego
upalnego lipcowego południa Ola i Dorotka, siedziały na wygodnych poduchach
kanapy na tarasie pięknego przestronnego domu położonego blisko wydm i morza, z
którego roztaczał się widok na egzotyczne kwitnące krzaki hortensji, płot z
bambusa, na cudowne czarne sosny i na wiele pięknych okoliczności nadmorskiej
przyrody. Obie kobiety miały opalone na czekoladowy brąz ciała, jasne,
półdługie włosy i rozradowane oczy. W
chłodzie cienia dachu krytego ekologicznie strzechą, bardzo zadowolone, jak
zawsze w swoim towarzystwie, popijały różowego, perfekcyjnie schłodzonego, „bezalkoholowego”
szampana i przekazywały sobie nawzajem płody własnych działań artystyczno-
twórczych. Najpierw oglądnęły w smartfonie na Oli kanale 60 twarzy Oli
najnowszy odcinek pt. Twist, Grajdoł i Duchy, gdzie psy Oli wchodziły na kolana
prelegentów bezceremonialnie psując
dramaturgię filmu, a później czytały na role, wygłupiając się i robiąc miny,
najnowsze bajki Dorotki – Wiedźmy z Łomży i O królu Popielu, Piast Ziemowit.
Zaśmiewały się przy tym do łez ze swojej dorosłości, która ciągle je zaskakiwała, z czytanych tekstów, z piersi,
rosnących im z wiekiem ponad miarę, z używania brzydkich słów przez Oli wnuka i
z całej tej sytuacji, że są tu oto blisko miejsca, gdzie 60 lat wcześniej
zginął śmiercią męczeńską celuloidowy górnik i, o przewrotności losu, stał się
zarzewiem przyjaźni na zawsze. Miały też przyjaciółki widownie jednoosobową w
postaci Alicji sześcioletniej wnuczki Oli, która kochając je bezwarunkowo
przyglądała się całej akcji z przymrużeniem oka.
Popołudniu,
gdy prawie cały dzień wypełniony radością minął, do ogrodu wbiegli dwaj
czteroletni chłopcy, z wzburzonymi blond czuprynami na głowie, w takich samych
koszulkach Supermena, a za nimi kroczyła z surową miną opiekunka, która zaraz
podeszła do Dorotki i jeszcze surowszym, niż jej wygląd głosem powiedziała;
„Jurek mówi bardzo głośno k…wa m…ć”. Ola też próbując być choć trochę groźna
przywołała Jurka; „Przecież obiecałeś mi rano, że już nigdy nie będziesz mówił
brzydkich wyrazów”. „Tak, ale zapomniałem, które wyrazy są brzydkie, a poza tym
znowu posłuchałem Diabełka z ramienia” odpowiedział. Dorotka parsknęła śmiechem i temat
dalej się nie rozwinął. Chłopcy rozpoczęli ustawianie na torach wymyślonych z
płytek dróżek ogrodu do wyścigu dwóch Lamborghini; pomarańczowego i granatowego. „Na który stawiasz?” spytał
Olę swoim ulubionym pytaniem Jurek. „Jak zawsze na pomarańczowy” odpowiedziała
Ola i cały incydent z „K…wa m…ć” poszedł w zapomnienie, lecz zarówno Janek i
Jurek zapamiętali moc wypowiedzianego przez Jurka słowa.
A wieczorem, kiedy Ola z wnukami była już w swoim domu, wynajętym na czas
wakacji, Jurek okrutnie pogryziony przez komary i zmęczony, lecz szczęśliwy bez
granic, powtarzał i powtarzał bez końca; „Babciu, czy to był sen, czy to było
na prawdziwie, naprawdę mam pierwszego w życiu przyjaciela”. Po kolacji złożonej z czterech parówek z keczupem, ostatkiem
sił poprosił Olę by ułożyła ręce tak jak to robi mama, położył głowę w zagłębienie Oli ramienia i
zasnął. Na drugim olinym ramieniu usnęła Alicja. Objęci, z uśmiechniętymi
buziami śpiąc pod jedną kołdrą wyglądali niczym trzygłowy mitologiczny stwór, dziwny, lecz doprawdy bardzo
szczęśliwy.
x x x
Rankiem obudzili się jednocześnie widząc przez dachowe
okno nad swoimi głowami błękitne niebo
rozświetlone słońcem i zaglądające do pokoju zielone iglaste drzewa. Ola od
razu zaczęła wesoło opowiadać „Jejku, ale miałam niesamowity sen, byłam w nim
aktorką grającą sztukę na scenie w ogromnym, ciemnym teatrze, a widzowie
klaskali zachwyceni”. Jurek słuchając
słów babci uświadomił sobie nagle, że miał ten sam przyjemny sen o sobie jako
aktorze i powiedział Oli radośnie "Babciu mi się śniło dokładnie to samo,
pewnie dlatego mamy te same sny, że śpimy pod jedną kołdrą”. Alicja, która
obudziła się ostatnia, wkokosiła się pod ich kołdrę i oznajmiła, że dzisiaj
będzie chciała spać tutaj, bo też chce być „senną” aktorką albo chociaż „sennym” reżyserem.
Po czym, przed zapowiadającym się wspaniałym dniem nadmorskich
zabaw zjedli na śniadanie jajka na miękko, które Ola podawała Jurkowi i Alicji
w kieliszkach zrobionych z własnych dłoni i spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy ruszyli na plaże.
PRZYJAŹŃ TRZECIA
60 lat później Jerzy wyszedł ze studia filmowego,
gdzie właśnie skończył nagrywać końcowy odcinek 5 serii produkcji Złoty Ninja,
najbardziej wziętego serialu ostatniej dekady. Choć od początku było wiadomo,
że bohater, którego grał został odnaleziony przez archetyp bogini matki jako
wybraniec o odpowiedniej mocy, by ostatecznie wygrać z Władcą Zła musiało
najpierw zaistnieć przeszło sto odcinków by do tego doszło. Teraz, w finale postać
herosa wykorzystała wszystkie swoje energie dla pokazania niezwyciężonego
męstwa; siłę głosu, niewidzialność,
prędkość, ale przede wszystkim zastosowanie umiejętności misternego i
harmonijnego łączenia struktur dobra we wszechświecie. Jurek w lipcowym słońcu
kroczył przed siebie bardzo zadowolony. Mimo dojrzałego wieku jego uroda jaśniała świeżością, długie blond włosy
spadały lokami poniżej ramion, a błękitne oczy lśniły bohaterskim blaskiem.
Granie przez tyle lat śmiałka uwielbianego przez tłumy dało Jerzemu witalność i
dynamizm wręcz niewyczerpany, ale też otworzyło drogę do międzynarodowej
kariery i przysporzyło zasobności finansowej. Teraz jak zawsze po zakończonych
zdjęciach przed studiem czekała na niego
spora grupka fanów – napalonych sympatyków. Rozdał trochę autografów i
uśmiechów po czym wszedł do swojego ukochanego pojazdu - latającego samochodu
wzorowanego na modelu Lamborghini sport Diabolo w kolorze granatowym. Cieszył
się bardzo na parę dni odpoczynku, które miały nastąpić. Jego najlepszy przyjaciel
i najbliższy współpracownik - producent
tasiemca o Złotym Ninja, Jan, zaprosił go do swojego domku przy plaży. Jerzy
miał przyjechać z wnuczętami, a Jan z jednym wnukiem. Obydwoje lubili
towarzystwo dzieci, więc zabawa szykowała się wyśmienita. Jerzy podleciał autolotem
po Olę i Tomka, razem z plecaczkami załadowali się na tyły wehikułu i frrrrr po
dwóch godzinach całe towarzystwo leżało na drobnym piasku tuż przy brzegu Morza
Bałtyckiego. Do kompletu na plaży pojawił się Jan z małym Pawełkiem. Jan i
Jerzy rozłożyli koło siebie kolorowe ręczniki, położyli się obok półnadzy, nasłonaczniając
ciała,
a dzieciaki bawiąc się robili straszny harmider. Ola z Tomkiem wyrywali sobie łopatkę, Tomek nie dając rady przejąć zabawki krzyczał z desperacją; „Paweł pomóż mi!!!” A Paweł splątawszy ręce na przedzie przyglądał się walce rodzeństwa ze stoickim spokojem, po czym powiedział flegmatycznie, acz zdecydowanie; „ nie pomogę nikomu, chyba idę do domu”.
Mężczyźni przysłuchiwali się scence z zamkniętymi oczami i uśmiechem na
ustach. Jerzy odpłynął myślami w inną rzeczywistość. Od lat wiódł szczęśliwe,
aktywne, twórcze życie. Skąd się wziął tego początek. Chyba od odkrycia mocy
żywiołów jeszcze w dzieciństwie. Moc głosu, z historii o walce dziadka ze Złem
w Lizbonie, to była nauka, wykorzystał ją wiele razy, może nawet uratował komuś
życie. Być Złotym Ninja na Złotym Smoku, mieć moc, odpłynął błyszczącymi kolorami,
cieszył się, że wybrał drogę trzymania się zasad, mógł zostać w drużynie, być
otoczony przyjaciółmi. Kiedy
nad głową Jerzego przeleciał latawiec w kształcie wielkiej czarno- białej krowy
w jego głowie nagle powstała myśl, którą szybko wypowiedział na głos „Janie,
czy wiesz, że przyjaźnimy się równo 60 lat”, a Ola, która to usłyszała
powiedziała zaciekawiona „Dziadku opowiedz proszę jak się poznaliście z
wujkiem”. „W garnku dziura miły Romciu…” z dala rozległy się słowa piosenki…środa, 24 kwietnia 2019
TRZY URODZINOWE HISTORYJKI DLA AGATKI- MISIU BUBU, IMIĘ I NAGI GENERAŁ
Dedykuję mojej najukochańszej Córeczce w dniu urodzin /UWAGA! teraz jest 25 dzień KWIETNIA!!!!!!/
Akcja; Poznań przed 1980 rokiem i w roku 1984 od stycznia do marca Poznań i Krynica Górska
Niestety nie zdążyłam napisać całości, z wiekiem wszystko dzieje się dużo
wolniej 😊) uzupełnię w czerwcu po
powrocie z Camino obiecuje 😊)) ha,ha udało się dzisiaj jest 19 czerwca 2019 roku i wrzucam :-)))
Światło słoneczne wpadło przez okno dachowe i jednocześnie oświetliło trzy śpiące
buzie leżące koło siebie w błękitnej sypialni na błękitnych poduszkach. Cała
trójka równocześnie otworzyła oczy ciesząc się na rozpoczęty dzień. Była szósta
rano. Ola jako wzorowa Babcia Animatorka już miała pomysł na sobotni poranek.
Będzie uczyć dzieciaki, żeby wiedziały raz na zawsze kto ile ma lat. Do tego potrzebowała pudła z koralikami od Naszyjnika Przyjaźni. Chciała, aby dzieci do osobnych pudełeczek włożyły tyle koralików ile lat mają; Alicja, Jurek, Łucja, Babcia oraz Mama, no i naocznie oceniły różnice. Ola zbiegła na tyły szatni jogowej, wzięła z półki do rąk wielki karton i przetaszczyła go przez dwie kondygnacje do łóżka. Wyjmując z kartonu blaszane pudełka z podobiznami piesków na dnie dostrzegła szary zeszyt.
Odruchowo przerzuciła
kartki. Ogarnęło ją rozrzewnienie, w
zeszycie znajdowały się dawne zapiski jej ośmioletniej Córki, wielowątkowy
komiks o Misiu Bubu napisany z dedykacją dla dziadka Jurka, Tomka, Oli i Rysia.
Będzie uczyć dzieciaki, żeby wiedziały raz na zawsze kto ile ma lat. Do tego potrzebowała pudła z koralikami od Naszyjnika Przyjaźni. Chciała, aby dzieci do osobnych pudełeczek włożyły tyle koralików ile lat mają; Alicja, Jurek, Łucja, Babcia oraz Mama, no i naocznie oceniły różnice. Ola zbiegła na tyły szatni jogowej, wzięła z półki do rąk wielki karton i przetaszczyła go przez dwie kondygnacje do łóżka. Wyjmując z kartonu blaszane pudełka z podobiznami piesków na dnie dostrzegła szary zeszyt.
Ola przeczytała na głos część drugą komiksu jako
HISTORYJKĘ PIERWSZĄ;
HISTORYJKĘ PIERWSZĄ;
1. Miś Bubu bardzo lubi
ciastka.
- Dziś poproszę 10
ciastek.
- Mniam! Mniam!
2. Zjadł już 14 ciastek.
- Poproszę jeszcze jedno!
- Mniam!
3. – Pyszne!
- Oj! Ojej!
- Brzuch mnie boli!!
4. Dzieci Bubu pomogły mu!
- 1 ciastko dziennie wystarczy
– powiedziały.
Kiedy skończyła czytanie Alicja słodką minką nie przyjmującą odmowy, poprosiła
„Babciu, babciu opowiedz chociaż dwie historyjki o Agatce, ta o Bubu nie liczy
się za krótka. A koraliki obliczymy później”.
Pewnie, pewnie o Bubu zbyt krótka, nie trzeba było Oli zbyt długo prosić,
zaraz rozpoczęła opowieść;
HISTORYJKA DRUGA;
SKĄD SIĘ WZIĘŁO IMIĘ AGATKI I JAK OLA Z AGATKĄ ZOSTAŁY PRZYJACIÓŁKAMI NA
CAŁE ŻYCIE
Dawno, dawno temu, gdzieś w latach 50 i 60 poprzedniego wieku w Polsce, ale
i pewnie na całym świecie, żyło sobie pełno ślicznych, dwudziestoletnich mam
jedynaków z grupy społecznej tzw. inteligencji pracującej, które bardzo chciały
wychowywać swoje dzieci nowocześnie, nie wzorując się ani na swoich mamach, ani
też na swoich przedwojennych nianiach, czyli zupełnie inaczej. Oli Mama także
chciała wychowywać Olę nowatorsko, a przy okazji w sposób, który pasowałby do jej szerokiej
spódnicy na sztywnej halce, wąskiej talii ściągniętej gumowym paskiem, ciemnych
okularów ze skrzydełkami i krótkiej
blond fryzury odsłaniającej przypięte do uszu wielkie w czarno-białą
szachownice plastikowe klipsy. Poznańskie mamy natrafiając na trudności
wychowawcze, działały trochę bezradnie, nie było wtedy internetu 😊)) zgłaszały się więc po
rady do miejscowej popularnej sławy pediatrii – pani Doktor P, osoby
niekonwencjonalnej, wręcz awangardowej,
Kiedy więc mała Ola rosnąc nie spełniała standardów idealnego dziecka, czyli
pulchniutkiego pełnego dołeczków i fałdek uśmiechniętego bobasa
i w dodatku podczas karmienia notorycznie wyrzucała z siebie chlusty kaszki manny z resztkami słodkiego jak ulepek soku malinowego, czy zaklepywanego mąką ziemniaczaną budyniu śmietankowego mama Oli udała się po wytyczne do Doktor P. Pani Doktor zdecydowanie nazwała notoryczne rzyganie Oli histerycznym i poradziła w momencie zbliżających się wymiotów uderzenie dziecka otwartą ręką w twarz. Rada poskutkowała, Ola bardziej zdziwiona, niż obolała uderzeniem przełknęła jedzenie, zaprzestała torsji na zawsze, dzięki czemu nabyła odpowiednich zadowalających wszystkich kształtów, a Pani Doktor P stała się idolką Mamy Oli. Dlatego też gdy mama Oli zauważyła niepokojące objawy u Oli jakby lekkiej melancholii, zawieszania się podczas zabawy z jednoczesnym opowiadaniem, nawet obcym ludziom na ulicy, niestworzonych historii znowu udała się po poradę. Tym razem, ku radości Oli, Pani Doktor P. na jedynacki smutek i samotność zapisała towarzystwo pieska, a że akurat znajomy Pani Doktor wyjeżdżał na trzy lata do Indii i nie mógł zabrać ze sobą swojego psa foksteriera do recepty zostało załączone od razu lekarstwo.
i w dodatku podczas karmienia notorycznie wyrzucała z siebie chlusty kaszki manny z resztkami słodkiego jak ulepek soku malinowego, czy zaklepywanego mąką ziemniaczaną budyniu śmietankowego mama Oli udała się po wytyczne do Doktor P. Pani Doktor zdecydowanie nazwała notoryczne rzyganie Oli histerycznym i poradziła w momencie zbliżających się wymiotów uderzenie dziecka otwartą ręką w twarz. Rada poskutkowała, Ola bardziej zdziwiona, niż obolała uderzeniem przełknęła jedzenie, zaprzestała torsji na zawsze, dzięki czemu nabyła odpowiednich zadowalających wszystkich kształtów, a Pani Doktor P stała się idolką Mamy Oli. Dlatego też gdy mama Oli zauważyła niepokojące objawy u Oli jakby lekkiej melancholii, zawieszania się podczas zabawy z jednoczesnym opowiadaniem, nawet obcym ludziom na ulicy, niestworzonych historii znowu udała się po poradę. Tym razem, ku radości Oli, Pani Doktor P. na jedynacki smutek i samotność zapisała towarzystwo pieska, a że akurat znajomy Pani Doktor wyjeżdżał na trzy lata do Indii i nie mógł zabrać ze sobą swojego psa foksteriera do recepty zostało załączone od razu lekarstwo.
Jak Ola miała osiem lat, ale jeszcze spała w drugim pokoju w łóżeczku ze
szczebelkami, tuż, tuż przed Gwiazdką, Mama powiedziała, że w tym roku Gwiazdor
przyszedł trochę wcześniej i do pokoju wbiegł przepiękny z kręconą sierścią i
wielką czerwoną kokardą na szyi foksterier, suczka trzyletnia. Mama do uśmiechu
dodała; „To jest Agatka twój pies. Od dzisiaj musisz się nim opiekować”. Ola
pieska przytuliła i pokochała na zawsze. Od tamtej chwili stały się
nierozłącznymi towarzyszami na lata, najlepszymi przyjaciółkami. Razem chodziły
na spacery, jeździły na wakacje, robiły przedstawienia teatralne, w których
razem grały główne role, tańczyły, śpiewały, tropiły przestępców,
ratowały samobójców, odkrywały nowe miejsca nad Wartą, łapały jeże, zagryzały
nutrie, skakały z wielkich murków,
a kiedy po kilkunastu latach niekończących się wspólnych przygód piesek musiał już przejść na drugą stronę tęczy Ola obiecała sobie solennie, że kiedyś będzie miała córkę i da jej na imię Agatka i będą największymi przyjaciółkami na świecie. I TAK SIĘ STAŁO. Osiem lat później 25 kwietnia 1980 roku o godz. 3,21 w szpitalu Raszei przyszła na świat śliczna dziewczynka.
a kiedy po kilkunastu latach niekończących się wspólnych przygód piesek musiał już przejść na drugą stronę tęczy Ola obiecała sobie solennie, że kiedyś będzie miała córkę i da jej na imię Agatka i będą największymi przyjaciółkami na świecie. I TAK SIĘ STAŁO. Osiem lat później 25 kwietnia 1980 roku o godz. 3,21 w szpitalu Raszei przyszła na świat śliczna dziewczynka.
W tamtym czasie w szpitalu im. Raszei zaraz po porodzie dziecko pokazywano
tylko z daleka, położna wtedy mówiła głośno do matki „Urodziła pani dziewczynkę, widzi
pani to dziewczynka, niech pani powtórzy „to dziewczynka” „/ oczywiście była
też wersja dla chłopczyka/. Więc wtedy Ola pierwszy raz zobaczyła z daleka swoją
Córeczkę, drobinkę z długimi włosami, po czym Olę znieczulono dolarganem i przewieziono na salę, gdzie usnęła na parę godzin. A rano obudził
ją najdziwniejszy i najpiękniejszy dźwięk jaki słyszała w życiu. W krótkiej, z
ogromnym dekoltem, białej, asymetrycznej, płóciennej szpitalnej koszuli, w
sprytny sposób, bardzo obolała, zsunęła się po brzuchu z łóżka. Na boso, z
ligniną między nogami wykuknęłą na szpitalny korytarz. Spostrzegła osobliwy
pojazd na kółkach, przypominający wóz drabiniasty, który jechał popychany przez pielęgniarkę. Na
pojeździe umieszczono piętrowo kilkanaście korytek, a w każdym korytku leżał szczelnie
zawinięty w grubą pieluszkę noworodek. Oseski wydawały różnorodne cichutkie
dźwięki, kwilenia, tworząc w zespół rozkoszny chór. Ola podeszła bliżej, z
eufonii dźwięków wydzieliła jeden najpiękniejszy, jakby beczenie
nowonarodzonego jagniątka. Odróżniła dziecko, które ten odgłos wydawało,
malutka istotka z wyrazistymi rysami twarzy, czarnymi ogromnymi, rozumnymi oczyma,
snopkiem ciemnych włosków związanych na czubku głowy czerwoną kokardką. Ola
wzięła zawiniątko na ręce mając pewność, że to jej Córka właśnie i kiedy
spojrzały na siebie jakby znały się od zawsze Ola powiedziała półszeptem „Cześć
Agatko, cieszę się, że jesteś”.
Kiedy Babcia skończyła Alicja, jak w Baśni 1001 nocy, niczym uzależniona od słuchania prosiła
„Babciu opowiedz tą o nagim Generale”, a Babcia także niczym uzależniona, tym razem od mówienia, rozpoczęła trzecią historyjkę.
HISTORYJKA TRZECIA;
PATRIA, NAGI GENERAŁ I ZŁAMANA NOGA
Chociaż Ola bardzo cieszyła się, że Pani Doktor P. na smutek jedynacki
przepisała jej pieska, to tak naprawdę wolałaby mieć zamiast pieska rodzeństwo,
prawdziwego braciszka / och, ach jakby życie Oli inaczej wyglądało gdyby miała
brata/.
To marzenie Oli, które nigdy się nie spełniło, dlatego obiecała sobie, też
solennie, że jak tylko przyjdzie właściwa pora urodzi Agatce braciszka Tomka,
żeby nie była nigdy smutna i samotna. Uzgodnili z Tamtym Mężem, że zaraz po jego obronie pracy inżynierskiej i po zdaniu przez Olę egzaminu na radcę prawnego i złożeniu przysięgi, rozpoczną starania o syna.
13 stycznia 1984 roku / rok godny, powtarzany w literaturze jako wyjątkowy/
Ola w pożyczonej od Dorotki, przywiezionej przez nią z eleganckiego indyjskiego
sklepu, granatowej sukience ze srebrna nitką, w Komisji Arbitrażowej na
ulicy Zwierzynieckiej złożyła przyrzeczenie na rzetelne i etyczne wypełnianie
zawodu, a po wspólnej przysiędze dwunastu świeżo upieczonych radców prawnych
zaprosiło pięcioosobową komisję egzaminacyjną na obiad do Merkurego. Ponieważ
wszyscy biorący udział w obiedzie byli
mocno ubodzy, nie mogli przeciągać dłużej spotkania w drogiej restauracji bez dalszej konsumpcji, a doprawdy
trudno im się było rozstać, więc Ola, jak to Ola, bezceremonialnie zaprosiła całe
towarzystwo na kontynuacje imprezy do siebie do domu. Po drodze zrobili składkowe,
szybkie zakupy w delikatesach na Rynku Jeżyckim i bawili się wyśmienicie. A
wieczorem, prawie w nocy, może nawet po północy, szczęśliwa jak nigdy Ola
przytuliła się do Tamtego Męża i od razu w tamtej radosnej chwili powstał Syn
Oli, a brat dla Agatki, Tomek.
***
Kiedy Tomek miał wielkość ziarnka grochu, a Ola po trudach nauki i
egzaminów, a także w związku z początkiem ciąży była szara i zmęczona pojechali na wczasy do Krynicy
Górskiej. Tamten Mąż załatwił na początku marca dziesięć dni odpoczynku w
słynnym, bajecznie wykwintnym, reprezentacyjnym budynku wybudowanym, jeszcze
przed wojną, w stylu modernistycznym przez Jana Kiepurę za 180 tys. dolarów,
nazwanym Patrią, co po grecku znaczy Ojczyzna, bo Jan Kiepura wielkim patriotą był.
Agatka w marcowe południe pierwszy raz przeszła przez obrotowe drzwi Patrii
i weszła do wysokiego holu z marmurowo-alabastrowymi podłogami w odcieniach
beżu i brązu, pokrytymi chodnikami w tych samych kolorach, pełnego zieleni
niczym w Palmiarni, Agata wtedy wydobyła z siebie głębokie „Łaaał”. Pierwsze
prawdziwe „łaaał” w swoim życiu.
Pobyt w pensjonacie układał się schematycznie; Ola leżała na tarasie, na
leżaku wygrzewając się w promieniach marcowego słońca czytając Trzecie
Królestwo Kuśniewicza, analizę dekadencji, mroczność książki jakoś dziwnie
dodawała jej sił, Tamten Mąż jeździł z nowopoznanym, znanym sportowcem na narty
wykorzystując resztki śniegu, a Agatka błyszczała wśród kuracjuszy, zawierała
nowe przyjaźnie, poszerzając grono swoich wielbicieli z dnia na dzień. Agatka, której
wówczas do czterech lat brakowało jednego miesiąca, nie była zbyt duża, raczej
filigranowa, z długim, warkoczem, jasna szatynka o zielono-niebieskich oczach,
drobniutka, z wyraźnymi rysami twarzy, bardziej
przypominająca z wyglądu lalkę, niż dziecko, lecz poruszająca się, niby
rtęć z rozbitego termometru, rozsiewała wkoło obłoki radosnych wibracji.
Biegała po całym budynku; restauracji, klubu, sali z piłkarzykami, sali do ping-ponga, sali telewizyjnej. Chodziła wszędzie z książeczką Lokomotywa Tuwima i popisywała się umiejętnością czytania. Na słuchaczach robiło to wielkie wrażenie, gdyż dziewczynka nie wyglądała nawet na swoje niecałe cztery lata. Wszyscy pensjonariusze szybko ją poznali i pokochali.
Biegała po całym budynku; restauracji, klubu, sali z piłkarzykami, sali do ping-ponga, sali telewizyjnej. Chodziła wszędzie z książeczką Lokomotywa Tuwima i popisywała się umiejętnością czytania. Na słuchaczach robiło to wielkie wrażenie, gdyż dziewczynka nie wyglądała nawet na swoje niecałe cztery lata. Wszyscy pensjonariusze szybko ją poznali i pokochali.
***
Trzy, może cztery razy w tygodniu na parterze w klimatycznej restauracji,
oszklonej od ulicy wielkimi oknami i udekorowanej zwisającymi, niczym sople,
nad stołami, niebotycznie długimi lampami odbywały się fajfy z prawdziwą
orkiestrą. Ola z Tamtym Mężem uwielbiali tańczyć, więc tańczyli bez granic, a
Agatka w spódniczce w szkocką kratę i zielonym sweterku lawirowała między
stolikami ze swoją nieodłączną książeczką szukając towarzystwa. Prawie zawsze
na fajfach przy stoliku na uboczu siedział ciągle ten sam mężczyzna, w
tiszercie koloru khaki i brązowych sztruksowych spodniach. Mógł mieć powyżej 60
lat, ale też i dużo więcej, apodyktyczny,
silny o stalowym, zimnym, nieprzeniknionym
spojrzeniu z wielką mocą i pewnością siebie. Tego popołudnia znowu siedział
samotnie, popijając piwo z dużego kufla. Bystry obserwator zorientowałby się,
że przy stoliku niedaleko młody chłopak niby Anioł Stróż , jak opiekun
starszego, obserwował każdy jego gest i gotowy w każdej chwili do pomocy, czy
jakiejkolwiek potrzebnej akcji. Obok kufla z piwem przed mężczyzną leżała
nieotwarta paczka czipsów. Agatka przechodząc koło stolika inteligentnie
oceniła sytuacje, podeszła bliżej, usiadła na krześle obok mężczyzny i
powiedziała „ Dzień dobry, mam na imię Agatka, mogę tobie otworzyć ciasteczka?”
nie czekając na odpowiedź zwinnie otworzyła paczkę „ widzę, że nie masz
towarzystwa, czy przeczytać ci Lokomotywę?” i znowu nie czekając na odpowiedź
rozpoczęła czytanie albo recytacje wiersza z pamięci, któż to wie, w każdym
razie przewracała kartki zgodnie z tekstem.
A Ola obserwowała Córkę zza ramienia Tamtego Męża. Kiedy odpoczywała po
tańcu usłyszała jak obok jakaś kobieta głośno skomentowała; „Zobacz pierwszy
raz ktoś dosiadł się do generała, ta mała jest niesamowita”.
***
Na drugi dzień o siódmej rano Agatka zarządziła spacer, ubrały się w
haftowane, tureckie kożuszki, na nogi założyły brązowe, skórzane kozaczki
zapinane na zamek błyskawiczny i wyszły
razem na korytarz. Agatka wyglądała jak miniaturka swojej mamy. Nagle i niespodziewanie
zza zakrętu korytarza wyłoniła się męska postać, Ola od razu poznała, że to
Generał, był całkiem nagi, jedynie na luźnym pasie przy biodrach dyndała mu kabura
z pistoletem. Za nim w odległości około metra skradał się jego Anioł Stróż, prawdopodobnie
adiutant. Kiedy chłopak zobaczył dziewczyny położył palec na usta i uśmiechnął
się do nich, widząc jego bezpieczny, szczery uśmiech nie zdążyły nawet krzyknąć,
ba, nawet nie zdążyły się całego zdarzenia wystraszyć . A Generał przemknął
obok nich niby duch, nie zauważył Agatki
z Olą, zapewne nie widział nic, jego wzrok sprawiał wrażenie nieobecnego,
zamglony, właściwie groźny. Ola znała ten rodzaj wzroku i znała też jego
przyczynę. I choć Ola była doświadczona
w tego rodzaju sytuacjach zamazała w pamięci to coś pomiędzy snem, a
rzeczywistością co się na korytarzu Patrii wydarzyło.
***
W przedostatni dzień wakacji,
9 marca pojechali wybudowaną jako pierwszą w Polsce kolejką linowo-terenową
na Górę Parkową. Ola, jak zawsze
rozłożyła leżak, wystawiła twarz do słońca, rozmarzyła się rosnącym w niej
nowym życiem, a Tamten Mąż z Agatką
poszli na resztki toru saneczkowego popróbować zjeżdżanie.
Po dłuższej chwili Ola usłyszała z daleka odgłosy jakiegoś dziwnego
harmidru, pokrzykiwania nie pasujące do kanikuły spacerowego miejsca. Do
opalających podeszła kobieta i
powiedziała z ekscytacją, że przy torze saneczkowym wydarzył się wypadek.
Ola poczuła dreszcz złego przeczucia
gdzieś w okolicach żołądka i pobiegła szybko do saneczkowej górki. Najpierw
zobaczyła liczny tłumek ludzi, fotografa z miejscowej gazety z lampą błyskową
robiącego zdjęcia, zobaczyła jak nieznajome kobiety zdejmują z siebie futra i
otulają nim kogoś leżącego na ziemi i dopiero potem zorientowała się, że na śnieżnym lodzie, w cieniu świerków, dygocący
z zimną i bólu leży Tamten Mąż, ze złamaną bardzo poważnie nogą, której kości
rozpadły się skrętnie w miejscu tuż, tuż nad cholewką jednego z jego ulubionych,
mocnych, skórzanych myśliwskich butów. Po chwili przyjechali na toboganie
ratownicy ułożyli Tamtego Męża, zapięli pasami, do Oli krzyknęli „Pani żona biegnie
za nami”, ktoś z Patrii zawołał, że się zaopiekuje Agatką. Akcja bardzo szybko
się rozwijała, Ola pędziła z oblodzonej górki za saniami i ratownikami, gdy dobiegła,
a oni dojechali do szpitala okazało się, że tam warunki są okropne, trzeba było
leżeć na korytarzu w dużym ścisku łóżek i pacjentów, nieprzyjemnym zapachu i
duchocie, a lekarz dyżurny powiedział Oli, że potrzebna jest skomplikowana
operacja, na co oni nie mają ani pieniędzy, ani odpowiedniego sprzętu, więc
najlepiej niech weźmie męża do Poznania.
Zmęczona, wystraszona Ola dotarła późnym popołudniem do Patrii, od razu
zauważyła Agatkę z Generałem siedzących w pełnej komitywie przy soku
porzeczkowym w restauracji. Agatka podbiegła do mamy uradowana; „Nic się nie
martw pan Generał załatwił helikopter, zaraz przyleci i zabierze Ryśka do
Poznania”. Ola z daleka zobaczyła życzliwe spojrzenie Generała.
A wieczorem nie mogły obie usnąć więc usiadły na schodach oglądając na
grupowym telewizorze przedwojenny film Anna Karenina z Gretą Garbo. Ola
uwielbiała historię miłości Anny, ale jak zawsze nie mogła znieść tragicznego jej
zakończenia. I wyobraźcie sobie w tamtym filmie, który oglądały, w końcowej
scenie Anna wyszła z pociągu prosto w ramiona Wrońskiego. Okazało się, że jest
wersja hollywoodzkiego obrazu specjalnie dla Amerykanów, ponieważ Amerykanie
tak jak Ola nie uznają złych zakończeń i film bez hepiendu nie zarobiłby w
Stanach ani dolara… A Tamten Mąż dojechał szczęśliwie do Poznania, ale to już
zupełnie inna historia….
środa, 27 marca 2019
AUTOSTOP, PŁYTA HELP, MĘSKA JOWITA I KLUB POD SIÓDEMKAMI
Napisano na PUJ /Praktyka Uważnego Jedzenia/ w Osadzie Danków koło
Miłomłyna w Domku na Wzgórzu w pełnym poście od 28 marca 2019 roku do 4
kwietnia 2019 roku
Akcja; Zakopane, Poznań, Łódź, Warszawa, Siedlec i drogi pomiędzy tymi
miastami
Czas; lato 1971 roku
Dedykuje wszystkim mieszkańcom miasta Łodzi 😊)
Delegacje w latach siedemdziesiątych stanowiły największą atrakcję
pracowników umysłowych, czyli takich pracujących wyłącznie za biurkiem. Tato
Oli jeździł do Warszawy skąd przywoził w prezencie papier toaletowy związywany
sznurkiem po dziesięć sztuk i cukierki czekoladowe kasztany od Wedla , a także
pączki od Bliklego ułożone w pudełku, malutkie oblane lukrem, zaś Mama Oli do
Warszawy pojechała jedynie raz, za to Ola pamiętała ten wyjazd bardzo mocno ze
względu na prezent jaki wtedy dostała . Mama wiedziała, że najatrakcyjniejszy
prezent, na początku lat siedemdziesiątych w Warszawie dla nastolatki kupi w
domach Centrum na stoisku Barbary Hoff. Tego dnia stały tam w kolejce tłumy
ludzi, którzy tak bardzo chcieli mieć cokolwiek z Hofflandu , że aż wybili
szyby, przyjechała Milicja, sprzedaż wstrzymano, a Mamie Oli doprawdy cudem
udało się kupić bluzkę w niebiesko-zielone paski, z dekoltem prawie do pępka,
stworzonym z dwóch kawałków materiału - szerokich naramek. Z odwagi i
determinacji Mamy, Ola miała coś modnego, stylowego i innego niż szara
rzeczywistość sklepowa. Zaraz też Ola ubrała bluzkę, dżinsy, drewniaki,
rozpuściła długie za pupę włosy, niebieskim cieniem do powiek pomalowała
obficie wokół oczu i już wiedziała, że tak właśnie będzie chodziła na
dyskoteki namiotowe w Zakopanem i swoim wyglądem zrobi furore. I tak się
stało!
* * *
Ola z rodzicami jeździła co najmniej raz do roku na wczasy do Zakopanego,
zimowe lub letnie. Uwielbiali Zakopane całą trójką. Spacerowali po Krupówkach,
po dolinach wyrzeźbionych przez górskie potoki, każdą w swojej charakterystyce,
czyli po Dolinie Kościeliskiej, Chochołowskiej, Strążyskiej, Białego ... /do Doliny Pięciu Stawów Polskich nigdy nie dotarli/.
Mama Oli zazwyczaj już na początku Doliny zostawiała ich, rozkładała leżak z metalowych rurek, na nos kładła zielony listek i opalała się przy dźwiękach szumu spadającej po kamieniach wody, wspaniałych, wysokich jodeł i przy śpiewie ptaków wdychając, nawet w lipcowy upał, cudowne rześkie powietrze, a Ola z Tatą chodzili trochę dalej, lecz bez przesady, gdyż Tato Oli musiał często robić odpoczynki by sobie zapalić ulubionego papierosa, a poza tym szybko się męczył. Wieczorami zaś gdy rodzice pili kawę z gospodarzami, Ola 16-letnia wybierała się na zabawę do wielkiego namiotu, już pamięć zawodzi, gdzie dokładnie ustawionego, ale pewnie na jakimś placyku koło centrum. Tamtego wieczora Ola poszła na dyskotekę, muzyka w namiocie stanowiła cudowną ekscytującą mieszankę, upał lipcowego popołudnia, kurz, doprawdy dużo fajnej młodzieży, wszystko to tworzyło klimatyczną atmosferę. Ola na dyskotece wyróżniała się z pośród innych dziewcząt, zarówno wyglądem jak i tańcem. Tańczyła szaleńczo podrygując, podskakując, kręcąc rozrzuconymi włosami, potrafiła tańczyć tylko dla siebie, w ekstazie, jakby wkoło niej nie znajdowali się żadni ludzie. Nie ukrywajmy, tego wieczoru Ola stała się gwiazdą. Wokół niej w tanecznym kółku ścieśnił się tłumek mężczyzn. Pierwszy raz w życiu czuła, aż tak mocne zainteresowanie swoją osobą i w momencie gdy wygibasy ciała Oli osiągnęły jakby punkt kulminacyjny Ola spuściła wzrok i wtedy zobaczyła, iż jej nieduże , lecz bardzo zgrabne piersi przesunęły się poza ramiączka bluzki z czego wynikało jasno, iż Ola podrygiwała toples, a tłok męski wokół niej ukształtował się głównie / bądźmy sprawiedliwi/ z tego, iż Ola tańczyła półnago. Ola nie przejęła się zdarzeniem, poprawiła paski bluzki na miejsce i tańczyła nieprzerwanie. O godz. 22 dyskoteka musiała się skończyć, gdyż decyzją władz Zakopanego w mieście i oczywiście w górach po 22 obowiązywała cisza. Ola wyszła przed namiot gdzie okazało się, iż duża część, ma się rozumieć męska, jej kółeczka skupiła się teraz wokół niej, grupka składała się z siedmiu fajnych chłopaków z całej Polski, a kiedy Ola powiedziała, że mieszka w Kościelisku siedmiu adoratorów, bo to , że są to adoratorzy Oli stało się jasne, chciało ją odprowadzić do jej wakacyjnego domu. Ola zgodziła się chętnie i cały orszak ruszył żwawo ulicą Kościeliską. Trudno było wszystkim naraz rozmawiać na niezbyt szerokiej ulicy więc Ola bardziej zbliżyła się do jednego z nich, który wydawał się jej najprzystojniejszy, ale też zagadywał inteligentnie i z dużym znawstwem. Początkowo temat rozmowy dotyczył mijanych zabytków architektoniczno- cmentarnych, a później rozmowa przeszła na Hemingwaya, jego powieść Komu bije dzwon, poety Johna Donna i nie wiedzieć jak przeniosła się na kultową powieść Stanisława Dygata Disneyland i film na jej podstawie nakręcony - Jowita, które okazały się ulubionymi i Oli i Zbyszka, bo tak miał na imię interlokutor Oli. Nawet nie zauważyli jak w ferworze dyskusji zostali sami i pod drzwiami góralskiej chaty w bacówce gdzie mieszkała Ola, rozmawiali siedząc na schodach, ale i trochę milczeli patrząc na wielki, tego dnia księżyc w pełni. Około północy rozstali się, pożegnali uściskiem dłoni. Na odchodnym Zbyszek powiedział, że jest gitarzystą, gra w klubie Pod Siódemkami w Łodzi i zaprasza Olę, żeby przyjechała do klubu posłuchać jak on gra. Ola tej nocy długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok. Na drugi dzień gospodyni do śniadania przyniosła gdzieś nazbierane bardzo późne truskawki i Ola wziąwszy do ust słodki owoc poczuła, że to Zbyszek tak słodko na pewno smakuje i że jest jej- Oli Jowitą w wersji męskiej i że musi go odnaleźć, bo może okazać się jedynym sensem jej życia. Ola wtedy nie rozważała możliwości pomyłek w wyborach, a może nigdy w życiu się nad takimi możliwościami nie zastanawiała, tylko jak zawsze kierując się intuicją poczuła, że się w Zbyszku- gitarzyście zakochała i że musi, poza wszystkimi swoimi normalnymi działaniami, niczym jej idol Marek Arens w ciele Daniela Olbrychskiego zająć się poszukiwaniami swojego ideału mężczyzny, aż do skutku.
Mama Oli zazwyczaj już na początku Doliny zostawiała ich, rozkładała leżak z metalowych rurek, na nos kładła zielony listek i opalała się przy dźwiękach szumu spadającej po kamieniach wody, wspaniałych, wysokich jodeł i przy śpiewie ptaków wdychając, nawet w lipcowy upał, cudowne rześkie powietrze, a Ola z Tatą chodzili trochę dalej, lecz bez przesady, gdyż Tato Oli musiał często robić odpoczynki by sobie zapalić ulubionego papierosa, a poza tym szybko się męczył. Wieczorami zaś gdy rodzice pili kawę z gospodarzami, Ola 16-letnia wybierała się na zabawę do wielkiego namiotu, już pamięć zawodzi, gdzie dokładnie ustawionego, ale pewnie na jakimś placyku koło centrum. Tamtego wieczora Ola poszła na dyskotekę, muzyka w namiocie stanowiła cudowną ekscytującą mieszankę, upał lipcowego popołudnia, kurz, doprawdy dużo fajnej młodzieży, wszystko to tworzyło klimatyczną atmosferę. Ola na dyskotece wyróżniała się z pośród innych dziewcząt, zarówno wyglądem jak i tańcem. Tańczyła szaleńczo podrygując, podskakując, kręcąc rozrzuconymi włosami, potrafiła tańczyć tylko dla siebie, w ekstazie, jakby wkoło niej nie znajdowali się żadni ludzie. Nie ukrywajmy, tego wieczoru Ola stała się gwiazdą. Wokół niej w tanecznym kółku ścieśnił się tłumek mężczyzn. Pierwszy raz w życiu czuła, aż tak mocne zainteresowanie swoją osobą i w momencie gdy wygibasy ciała Oli osiągnęły jakby punkt kulminacyjny Ola spuściła wzrok i wtedy zobaczyła, iż jej nieduże , lecz bardzo zgrabne piersi przesunęły się poza ramiączka bluzki z czego wynikało jasno, iż Ola podrygiwała toples, a tłok męski wokół niej ukształtował się głównie / bądźmy sprawiedliwi/ z tego, iż Ola tańczyła półnago. Ola nie przejęła się zdarzeniem, poprawiła paski bluzki na miejsce i tańczyła nieprzerwanie. O godz. 22 dyskoteka musiała się skończyć, gdyż decyzją władz Zakopanego w mieście i oczywiście w górach po 22 obowiązywała cisza. Ola wyszła przed namiot gdzie okazało się, iż duża część, ma się rozumieć męska, jej kółeczka skupiła się teraz wokół niej, grupka składała się z siedmiu fajnych chłopaków z całej Polski, a kiedy Ola powiedziała, że mieszka w Kościelisku siedmiu adoratorów, bo to , że są to adoratorzy Oli stało się jasne, chciało ją odprowadzić do jej wakacyjnego domu. Ola zgodziła się chętnie i cały orszak ruszył żwawo ulicą Kościeliską. Trudno było wszystkim naraz rozmawiać na niezbyt szerokiej ulicy więc Ola bardziej zbliżyła się do jednego z nich, który wydawał się jej najprzystojniejszy, ale też zagadywał inteligentnie i z dużym znawstwem. Początkowo temat rozmowy dotyczył mijanych zabytków architektoniczno- cmentarnych, a później rozmowa przeszła na Hemingwaya, jego powieść Komu bije dzwon, poety Johna Donna i nie wiedzieć jak przeniosła się na kultową powieść Stanisława Dygata Disneyland i film na jej podstawie nakręcony - Jowita, które okazały się ulubionymi i Oli i Zbyszka, bo tak miał na imię interlokutor Oli. Nawet nie zauważyli jak w ferworze dyskusji zostali sami i pod drzwiami góralskiej chaty w bacówce gdzie mieszkała Ola, rozmawiali siedząc na schodach, ale i trochę milczeli patrząc na wielki, tego dnia księżyc w pełni. Około północy rozstali się, pożegnali uściskiem dłoni. Na odchodnym Zbyszek powiedział, że jest gitarzystą, gra w klubie Pod Siódemkami w Łodzi i zaprasza Olę, żeby przyjechała do klubu posłuchać jak on gra. Ola tej nocy długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok. Na drugi dzień gospodyni do śniadania przyniosła gdzieś nazbierane bardzo późne truskawki i Ola wziąwszy do ust słodki owoc poczuła, że to Zbyszek tak słodko na pewno smakuje i że jest jej- Oli Jowitą w wersji męskiej i że musi go odnaleźć, bo może okazać się jedynym sensem jej życia. Ola wtedy nie rozważała możliwości pomyłek w wyborach, a może nigdy w życiu się nad takimi możliwościami nie zastanawiała, tylko jak zawsze kierując się intuicją poczuła, że się w Zbyszku- gitarzyście zakochała i że musi, poza wszystkimi swoimi normalnymi działaniami, niczym jej idol Marek Arens w ciele Daniela Olbrychskiego zająć się poszukiwaniami swojego ideału mężczyzny, aż do skutku.
* * *
Po paru tygodniach prawie pod koniec wakacji siedziały z najlepszą Oli Przyjaciółką
w domu Oli i słuchały płyty Help Bitelsów prosto z adapteru Bambino. Płytę Oli Przyjaciółka
pożyczyła od swojej hipisowskiej kuzynki z Warszawy, która płytę z kolei świeżo
przywiozła z Anglii. Płyta stanowiła jedynie ebonitowy duży krążek, gdyż
okładka została w Warszawie, by podróż i odtwarzanie bez kontroli nie narażało
jej na niebezpieczeństwo zniszczenia. Ola słuchając płyty wzdychała "Och,
ech" co znaczyło, że jest zakochana ciągle w raz w Zakopanem widzianym
gitarzyście. "Wiesz" - powiedziała Przyjaciółka dla zmiany nastroju Oli-
"ja muszę odwieść płytę do kuzynki do Warszawy, możemy pojechać autostopem
przez Łódź to prawie po drodze. W Łodzi kierownikiem pływalni był mój wujek
Zbyszek, ten który zginął tragicznie w wypadku samochodowym, wszyscy go tam
bardzo kochali, więc na pewno pozwolą nam spać na pływalni".
"Super"- aż podskoczyła z radości Ola, szybciutko powiedziała
rodzicom, że jedzie do wujka księdza, też Zbyszka na trzy dni wakacji.
Spakowały jedną wspólną torbę i ranną porą ruszyły z Ronda Ratajskiego . Podróż
przebiegała w wielu etapach i z przygodami; zatrzymały się w Jarocinie gdzie zjadły
pyszne ciastka, jakby omlety z bitą śmietaną, jechały Mercedesem na tylnym
siedzeniu, gdzie z nimi siedziała mała dziewczynka, która je boleśnie przez
całą drogę szczypała / Ola wtedy zdecydowała, że jednak nie będzie miała
dzieci/, wsiadły też do Trabanta na tylne siedzenie i panowie siedzący z przodu
koniecznie chcieli z nimi spędzić weekend. I choć skończyło się szczęśliwie,
chyba było trochę niebezpiecznie. Był też kierowca ciężarówki, który na
odchodnym chciał od nich talony, bo wtedy kierowca, który uzbierał talony z
książeczek autostopu mógł dostać wartościową nagrodę, a tych co uzbierali
najwięcej pokazywali nawet jako bohaterów w telewizji. One oczywiście ani
książeczek, ani talonów nie miały, więc na żądanie kierowcy tylko bezczelnie
wzruszyły ramionami.
* *
Dojechały zadowolone do Łodzi, na ulicę Piotrkowską, najdłuższą w całej Polsce. Wszyscy spotkani na ulicy ludzie uśmiechali się do nich serdecznie, zagadywali i byli bardzo sympatyczni. Jeden z zagadujących przedstawił się jako mistrz tańca towarzyskiego w Polsce, zaprosił je do kawiarni na oranżadę i rurki z kremem, oprowadził po Piotrkowskiej. Na zapytanie dziewczyn jak to się dzieje, że w Łodzi wszyscy są tacy uśmiechnięci i mili , powiedział, że to zasługa wody, którą piją. Woda płynąca w wodociągach w 90% pochodzi ze studni głębinowych, jest tak czyściutka, zarówno na początku jak i na końcu ujęcia, że nie wymaga uzdatniania i ma w sobie dużo substancji mineralnych, w tym substancji rozweselających takich jak w cytrusach. Ola zapamiętała informację do końca życia i na zawsze pokochała łodzian miłością niezmienną.
Bez pośpiechu kończyli wycieczkę - chłopak pokazał im jeszcze zabytkowy dom na Piotrkowskiej 77, gdzie powoli mogły iść, ponieważ zrobiło się późne popołudnie.
* *
Dojechały zadowolone do Łodzi, na ulicę Piotrkowską, najdłuższą w całej Polsce. Wszyscy spotkani na ulicy ludzie uśmiechali się do nich serdecznie, zagadywali i byli bardzo sympatyczni. Jeden z zagadujących przedstawił się jako mistrz tańca towarzyskiego w Polsce, zaprosił je do kawiarni na oranżadę i rurki z kremem, oprowadził po Piotrkowskiej. Na zapytanie dziewczyn jak to się dzieje, że w Łodzi wszyscy są tacy uśmiechnięci i mili , powiedział, że to zasługa wody, którą piją. Woda płynąca w wodociągach w 90% pochodzi ze studni głębinowych, jest tak czyściutka, zarówno na początku jak i na końcu ujęcia, że nie wymaga uzdatniania i ma w sobie dużo substancji mineralnych, w tym substancji rozweselających takich jak w cytrusach. Ola zapamiętała informację do końca życia i na zawsze pokochała łodzian miłością niezmienną.
Bez pośpiechu kończyli wycieczkę - chłopak pokazał im jeszcze zabytkowy dom na Piotrkowskiej 77, gdzie powoli mogły iść, ponieważ zrobiło się późne popołudnie.
Prawie zmierzchającą sierpniową porą weszły do zadymionego klubu. Mimo dość
wczesnego czasu jak na klub studencki grał już jazzowo, nie za głośno,
zespół złożony z samych mężczyzn, w tym dwóch gitarzystów. Ola przypatrzyła się
im i zrozpaczona stwierdziła, że chociaż może odtworzyć przebieg zakopiańskiej
rozmowy słowo w słowo to zupełnie nie pamięta Zbyszka twarzy. Zaklęła
dziewczęco „pieska moja niebieska” i łzy prawie zabłysły w jej oczach. - Więc będzie
jak Marek Arens poszukiwać swojej miłości bez rezultatu, z ciągłym
rozczarowaniem. Ha, ha Ola jednak długo nie potrafiła się smucić, tym bardziej,
że w klubie atmosfera była przyjacielska, a ludzie fajni. Siedziały przy
różnych stolikach, rozmawiały, śmiały się, tańczyły. Kiedy klub zamykali wyszły
na ulice. Super przystojny hipis zaproponował im nocleg, lecz one zgodnie z
planem wsiadły do taksówki i pojechały na pływalnie.
O cudzie!!! Portierka nocnej zmiany jak tylko usłyszała,
że przyjechała siostrzenica śp. Zbyszka, bez zbędnych pytań rozłożyła materace i położyła przyjaciółki
spać. Rano jeszcze przygotowała im herbatę i kanapki. Kiedy w trakcie śniadania
Ola powiedziała, że śniły jej się zęby Portierka z przerażeniem i bardzo
stanowczo prawie krzyknęła "nigdzie nie pojedziecie dziewczyny, zęby we
śnie oznaczają śmierć lub stratę. Zostańcie tutaj " lecz one przekonywały
ją, że muszą jechać, pożegnały się serdecznie, podziękowały za opiekę i poszły
na rogatki miasta. Chwile postały, przyszedł właściciel pobliskiego warsztatu
samochodowego, pogadali trochę, jednocześnie autostopowym ruchem łapały
samochody. Zaraz zatrzymała się Nyska, wsiadły, pojechały. Po dłuższym czasie, Ola
poprosiła Przyjaciółkę " Daj ogórka" a ta odpowiedziała " Sama
sobie weź, przecież ty masz torbę"….." Nie to ty masz torbę!!!" zawołała
zaniepokojona Ola. Obie zbladły jednocześnie, uświadomiły sobie, że żadna nie
wzięła torby, położonej na skraju szosy. Krzyknęły zrozpaczone na dwa głosy
" STOP ZATRZYMAĆ SIĘ". Samochód ostro zahamował, one wyskoczyły i
pobiegły pędem na drugą stronę szosy łapać autostop z powrotem do Łodzi.
Kierowca mruknął coś o niewychowanej współczesnej młodzieży, a dziewczyny od
razu złapały okazje powrotną. ...NA MIEJSCU TORBY NIE BYŁO.... Z rozpaczą
zaczęły biegać po wszystkich warsztatach i firmach w okolicy, TORBY CIĄGLE NIE
BYŁO. Zdesperowane postanowiły zgłosić kradzież na Milicji. Trafiły na
posterunek dzielnicowy Bałuty. Tam dwóch Milicjantów z uśmiechem i życzliwością
wysłuchało opowieści o zaginionej torbie z najwartościowszą rzeczą, czyli płytą
Help Bitelsów. Spisali protokół, spytali czy rodzice wiedzą, że one są w Łodzi?
Skłamały; i że rodzice prawie wiedzą o podróży, i że nie mają w domu telefonu i
z miejscem zamieszkania - podały Puszczykowo. Milicjanci fachowo dla
odnalezienia torby z płytą wysłali dziewczyny na Rynek Bałucki, gdzie w
pierwszej kolejności złodzieje „na gorąco" sprzedają kradziony towar.
Dziewczyny dostały radiowóz, miłego Milicjanta na ochroniarza i rozpoczęły
akcję HELP. W takim miejscu jak Bałuty jeszcze nigdy nie były, jakby się cofnąć do czasów okupacji,
można kupić wszystko, łącznie z granatami, chodzą chłopaki i szeptem zapraszają
do podejrzanych biznesów. W pewnym momencie Ola odłączyła się od Przyjaciółki i milicyjnego opiekuna. Lecz
zaraz znalazł się nowy przewodnik - miły
młody człowiek, który po informacji, że Ola szuka skradzionej Płyty Help bez
okładki, zaprowadził ją do paru miejsc gdzie udawali, że chcą płytę kupić,
niestety bez rezultatu. Więc Ola wróciła przybita na Komisariat. A tam, ku
wielkiemu zdziwieniu, ogromnemu zaskoczeniu Oli, w otoczeniu roześmianych
milicjantów przy dorodnym kartoniku słodkich kremowych ciastek siedziała Oli
Przyjaciółka wesoło pokrzykując - " Hura jest torba, jest płyta, właśnie
przyniósł ją właściciel warsztatu samochodowego" . Milicjanci wzięli do
ręki płytę Help bez okładki, pokiwali ze zdziwieniem głowami " To o takie coś
tyle hałasu". Płyta wyglądała bardzo niepozornie. Ale dziewczyny
szczęśliwe pobiegły znowu na rogatki, jeszcze poszły podziękować panu z
warsztatu i pojechały prosto do Warszawy. Oddały kuzynce płytę, zjadły obiad i
znowu dojechały na rogatki, tym razem w stronę Poznania. Od razu złapały Nyskę
w dobrym kierunku. Prowadził ją sympatyczny pan, który jechał w trasę z trzema
synami. Ola usiadła z przodu razem z kierowcą i jego najstarszym synem Karolem.
Oczywiście całą drogę rozentuzjazmowana opowiadała historię o zaginionej płycie.
Tato Karola i Karol zaśmiewali się do łez, pewnie nigdy nie słyszeli takiej
zwariowanej historyjki. Karol był pod
wrażeniem długowłosej, roześmianej Oli wymienili się adresami. W ciemności nocy
Ola zorientowała się, że jest już blisko kościoła na wzgórzu, parę kilometrów
przed Kostrzynem Wlkp.
Wyskoczyła radośnie z samochodu, pożegnała się z wszystkimi, przytuliła Przyjaciółkę i pobiegła do swojego ulubionego wujka księdza Zbyszka. Siedział w gabinecie- salonie na skórzanym fotelu, ubrany w czarny golf i lekko zniszczone materiałowe spodnie, odłożył czytaną książkę Szekspira i przywitał się z Olą. Później zrobił jej herbatę i wspaniałą kanapkę z indykiem, pyszności, bo przecież na gotowaniu wujek Oli znał się jak nikt. Ola poszła spać w gościnnym pokoju, a popołudniu następnego dnia wróciła do domu. Jednak wujek, wyśmienity pokerowy i brydżowy gracz potrafił bezbłędnie poznać kiedy ktoś blefuje, żeby nie użyć słowa kłamie i domyślił, że coś mocno nie tak z przyjazdem Oli wieczorowym czasem, kiedy już nie ma żadnego autobusu. No i zatelefonował do Oli Rodziców przekazując dokładną godzinę przyjazdu Oli. Co jeszcze wujek mówił nie wiadomo, lecz z takim skutkiem, że w domu nie było żadnej awantury, wręcz przeciwnie w bardzo dobrych humorach przywitali Olę. Może stwierdzili, że mają już dorosłą córkę na tyle "dużą" , że może jeździć autostopem po Polsce. To przecież była pierwsza całkowicie samodzielna podróż Oli bez nadzoru Rodziców albo innych opiekunów.
Wyskoczyła radośnie z samochodu, pożegnała się z wszystkimi, przytuliła Przyjaciółkę i pobiegła do swojego ulubionego wujka księdza Zbyszka. Siedział w gabinecie- salonie na skórzanym fotelu, ubrany w czarny golf i lekko zniszczone materiałowe spodnie, odłożył czytaną książkę Szekspira i przywitał się z Olą. Później zrobił jej herbatę i wspaniałą kanapkę z indykiem, pyszności, bo przecież na gotowaniu wujek Oli znał się jak nikt. Ola poszła spać w gościnnym pokoju, a popołudniu następnego dnia wróciła do domu. Jednak wujek, wyśmienity pokerowy i brydżowy gracz potrafił bezbłędnie poznać kiedy ktoś blefuje, żeby nie użyć słowa kłamie i domyślił, że coś mocno nie tak z przyjazdem Oli wieczorowym czasem, kiedy już nie ma żadnego autobusu. No i zatelefonował do Oli Rodziców przekazując dokładną godzinę przyjazdu Oli. Co jeszcze wujek mówił nie wiadomo, lecz z takim skutkiem, że w domu nie było żadnej awantury, wręcz przeciwnie w bardzo dobrych humorach przywitali Olę. Może stwierdzili, że mają już dorosłą córkę na tyle "dużą" , że może jeździć autostopem po Polsce. To przecież była pierwsza całkowicie samodzielna podróż Oli bez nadzoru Rodziców albo innych opiekunów.
Ps. 1 A Ola już nigdy nie zagościła pod łódzkie Siódemki, Zbyszek w pamięci
jej się rozmył, z Karolem z Łomży za to wiele lat wymieniali się kartkami
pocztowymi z widokami.
Ps. 2 Barbara Hoff o dekoltach "Dekolt jest jednym z tych łaskawych elementów mody, co nic nie kosztują, trzeba jeszcze mniej materiału i można powycinać starą kieckę".
Ps. 2 Barbara Hoff o dekoltach "Dekolt jest jednym z tych łaskawych elementów mody, co nic nie kosztują, trzeba jeszcze mniej materiału i można powycinać starą kieckę".
PS. 3 Kiedy tak czytam historyjkę
jak wyżej zastanawiam się czy nie powinna mieć tytułu " Opowieść o trzech
Zbyszkach" , ponieważ w Oli życiu
powtarzalność imion jest mocno charakterystyczna. Tytuł w historyjce jest
bardzo ważny, więc może niech zostanie tak jak jest. Co myślicie?
Ps. 4 Dzięki Mikołaju S, za zdjęcia Zakopanego i Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Ps. 4 Dzięki Mikołaju S, za zdjęcia Zakopanego i Doliny Pięciu Stawów Polskich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)