czwartek, 30 marca 2017

PORTRET BABCI OLI CZYLI MAMY MAMY OLI



Portret Babci Oli czyli Mamy Mamy Oli
dedykuję mojej Babci Zofii - jedynej Babci jaką znałam


W Małym Miasteczku, co ma Rynek z zabytkową studnią, dwa kościoły, park ze stawem, rzeczkę o obrzydliwej nazwie Rów Miejski i podziemne, na poziomie plejstoceńskim wspaniałe źródła wody o czystości krystalicznej i harmonijnej zawartości składników mineralnych, w dwóch kamienicach, z mężem - lekarzem, czwórką dzieci, nianią, kucharką, służącą, motocyklem, stołem do wywoływania duchów, fortepianem, zegarem co wybijał godziny, rolosami zaciemniającymi pomieszczenia na czarno, mieszkała Babcia Oli o mądrym, walecznym imieniu Zofia.



Babcia Oli pochodziła z Galicji co można było poznać po jej elegancji; robionych na miarę  skórzanych czarnych butach na korkowym koturnie, garsonkach w grochy, sznurze pereł, kapeluszach panama z ogromną ilością włókien zarówno poziomych jak i pionowych, etoli futrzanej, czerwono pomalowanych ustach, papierosach palonych w szklanych fifkach, jedwabnych rękawiczkach, pewnym luzie i tajemniczości, a także po kuchni charakterystycznej wyrazistymi smakami; słodkim cukrem i octem owocowym dodawanym niezmiennie od pokoleń do zupy pomidorowej, mizerii, buraków i majonezu w sałatce warzywnej. Jednak największą specjalite de la maison Babci Oli stanowił tort Dobosa / co po węgiersku znaczy dobosz, ale nazwa pochodzi od  nazwiska budapesztańskiego cukiernika/ pięć  precyzyjnie równiutkich płatów biszkoptu przekładanych  gęsto kremem z masła, cukru, proszku kakaowego i jajek. Zarówno ciasto na biszkopt jak i krem wymagał ubijania trzepaczką na parze przez około godzinę. Sztuki tworzenia tortów, gotowania nauczyła się Babcia Oli na pensji dla grzecznych panienek i jeszcze nauczyła się tam śpiewania romantycznych i patriotycznych pieśni, gry na fortepianie, haftowania, gustownego ubioru, jednym słowem " damą być" . Lecz oprócz umiejętności miała Babcia Oli cechy charakteru równie wyraziste jak potrawy, które przyrządzała; władczość, apodyktyczność, posłuch, zaradność, niesamowitą energię i rzadko spotykane zdolności  do gry w brydża, wróżenia z kart, organizowania spotkań towarzyskich i zarządzania.



Wszystkie te cechy i umiejętności doprowadziły do  zaręczyn z młodym / ale o 10 lat starszym/ cnotliwym, czyli pełnym cnót, wysokim, szczupłym, z wąsem jak  ryżowa szczotka, lekarzem- mieszanką doktora Judyma z doktorem Hausem, fenomenalnym diagnostykiem "u łoża pacjenta", który otrzymał posadę lekarza z rewirem Małego Miasteczka i okolicznych wiosek i którego po paru latach praktyki stać było na ożenek z piękną Zosią i planowaniem z nią wykwintnego życia z większą ilością dzieci i służby.

Babcia Oli powiedziała z radością "tak" rozpoczęła szczęśliwy okres w swoim życiu, pełen rautów, pikników, na które jeździli bryczkami, w zimie łyżwy na stawie w parku i kuligi saniami przez okoliczne lasy i pola, wieczory brydżowe w każdą środę i seanse spirytystyczne z mocnymi akcentami ukazywania się duchów. Na wieczorach towarzyskich Babcia Oli pięknie śpiewała, mąż przygrywał jej na fortepianie, potem brylowała w towarzystwie i rozsiewała swój śmiech perlisty i inteligentne wypowiedzi. Miała też Babcia Oli wspaniałych przyjaciół z fantazją; sędziego, adwokata, aptekarza i właściciela gorzelni, z którego żoną, też Zofią, Babcia przyjaźniła się najbardziej, właściciela piekarni i dyrektora szkoły, ech, och jak oni potrafili się bawić, jacy byli dystyngowani i wytworni.

Gdzieś  pomiędzy podróżą jedną czy drugą , pomiędzy rautem i brydżem Babcia Oli urodziła czwórkę dzieci; Jurka mola książkowego, który wyrósł na zasadniczego chirurga dziecięcego i klona Dziadka Oli, Krysię eterycznego aniołka co jako dobosz pięcioletni orkiestrę przez ulicę Szeroką prowadziła, a potem rok po roku -najpierw Zbyszek co został księdzem, hodowcą zwierząt domowych i pokerzystą i  najmłodsza Anna zwana Hanką, którą już wiemy, Mamą Oli się stała.

Po tych latach radosnych przyszła ciemna chmura, zasłoniwszy na długi czas, żeby nie rzec na zawsze, szczęście i uśmiech w tej znamienitej rodzinie, niczym dymy nad Małym Miasteczkiem, które pożarami, aż nazbyt  często trawione było.

Krysia nagle zachorowała i w wieku 6 lat umarła. Przed samą śmiercią jakiejś przedziwnej dorosłości  i jasności doznała, także ksiądz znajomy przyszedł i do Pierwszej Komunii Krysie przygotował, a ona patrząc na zrozpaczonych bezradnością swoją  rodziców mówiła do nich " nie martwcie się Tatusiu i Mamusiu, ja do Pana Boga pójdę, On tam w niebie już na mnie czeka, tam mi będzie dobrze, nie ma co płakać kochani moi". Ale oni chociaż mocno w Pana Boga wierzyli nie mogli znaleźć w tych słowach ukochanej córeczki pociechy i płakali i cierpieli okrutnie.

A kiedy ten tragiczny dzień nastał i Krysia na zawsze odeszła , Babcia Oli wsiadła na motocykl i pędziła po drogach i dróżkach, aż się benzyna w baku skończyła i w jakiejś chłopskiej chacie noc musiała spędzić, na materacu sianem wypchanym , łkając w ten materac i łkając, aż jej się cały zapas łez wyczerpał i wróciła nad ranem do domu z suchymi oczyma tylko tak mocno błękitem swoim przyczerniałymi.

Minęły dwa lata. Babcia Oli ciągle za córeczką swoją ukochaną bardzo tęskniła i życie gotowa była oddać za choćby chwilkę rozmowy. W związku z tym na pomysł wpadła wydawało się jej wyśmienity, sama nigdy by się nie odważyła wywołać ducha Krysi, ale wiedziała, że jest taka osoba, którą poznała kiedyś na przyjęciu w Ambasadzie Francuskiej, najsłynniejszy polski jasnowidz, działacz sił tajemnych i medium Stefan Ossowiecki. Nic nikomu nie mówiąc pojechała do Warszawy. Spotkanie było mocne i owocne dla obojga, poczuli do siebie ogromny magnetyzm i wspólną aurę. Pan Stefan zgodził się przyjechać do Małego Miasteczka na seans dla rozmowy z duchem Krysi.

Tamten dzień został na zawsze w pamięci wielu, ale na pewno tych siedmiu osób co w seansie brali udział. Babcia Oli okadziła całe pomieszczenie dużego salonu szałwią, zasłoniła lustra, wyniosła krzyże i obrazki świętych, zapaliła zielone świece, spuściła czarne nieprzepuszczające światła rolosy, wkoło swojego okrągłego stołu z ciężkiego drewna dębowego ustawiła krzesła, na stole ustawiła tabliczkę Quija i powoli zaczęła wpuszczać pięciu wybranych przyjaciół, a na końcu wszedł znamienity gość, jeden z najpopularniejszych przedwojennych celebrytów pan Stefan Ossowiecki. Najpierw  wszyscy  w wielkim skupieniu i ciszy  chwycili się za ręce, a tylko pan Ossowiecki spokojnym głosem zaczął przywoływać ducha Krysi. Atmosfera gęstniała, jednocześnie dało się poczuć powiew  powietrza, które poruszyło mocno płomieniami świec, rozeszło się zimno, a w przestrzeni fruwało kilkanaście białych, niedużych piórek szybujących niby puszyste spadochroniki dmuchawców.

Dość szybko bez nieproszonych innych duchów, ukazała się Krysia. Wyglądała tak samo jak w trumience, blada, w kwietnym wianku na głowie, w białej sukience i z białym różańcem w rękach. Unosiła się nad podłogą i wyraźnie patrząc na Mamę z miłością zwróciła się do niej " Mamo musisz mnie już puścić, nie mogę krążyć wokół ciebie, w niebie już czekają na mnie wszyscy, chcę tam iść ponieważ wiem, że tam spotka mnie jedynie dobro. Będę czekać na ciebie, na Tatę i na Jurka, ale wszyscy musicie przeżyć co najmniej 80 lat tu na ziemi za nim ze mną się spotkacie, niestety na życie Hanki i Zbyszka nie mam wpływu. Pamiętaj wszyj do tego brązowego, kaszmirowego płaszcza 15 złotych świnek, one i twoja determinacja pozwolą przeżyć śmiertelne zagrożenia Tacie i Jurkowi."  Nie pozwól by Tatę wywieziono, nie pozwól" -powtórzyła mocnym głosem " nie pozwól też Jurkowi nigdy pracować w kopalni". "A pan" -zwróciła się do Ossowieckiego - "zginie tajemniczo i ciało pana nigdy nie będzie odnalezione, lecz niech to pana nie martwi, energia, która powstanie w chwili pana śmierci, będzie miała moc przydatną dla ratowania świata" i szybko pożegnała się tymi słowy "Żegnajcie wszyscy, do zobaczenia." i pomachała ręką i ręką przesłała też pocałunek, zniknęła.  W tym momencie zabił głośniej, niż zwykle wielki ścienny zegar, świece zgasły i nie zapalane zapaliły się wszystkie światła w pokoju. Goście w oszołomieniu patrzyli na siebie, do końca wieczoru mówili szeptem i starali się nie komentować przeżytych wydarzeń.

Po trzech latach nastał piękny, upalny sierpień 1939 roku, sierpień skłaniający do szalonych zachowań, miłości, ale też sierpień, który zrodził najczarniejszą chmurę jaka kiedykolwiek powstała na niebie i to nie chmurę dotyczącą jednej rodziny, jednego Małego Miasteczka, ale chmurę, która już za parę dni miała zakryć całą Europę, ba, nawet cały świat.

Babcia Oli tymczasem wysłała trójkę dzieci do brata na wakacje do Kowla, a sama wędrowała po parku i innych ścieżkach, rozmawiając na tematy filozoficzno- okultystyczne z przystojnym studentem prawa, który był szaleńczo zakochany w pięknej pani Doktorowej i gotowy zrobić dla niej każdy nierozsądny postępek nie licząc się z niebezpieczeństwami.

Gdzieś około 28 sierpnia Dziadek Oli dostał specjalną białą kartę mobilizacyjną, bez czerwonego paska, z rozkazem podróży i pojechał już z wojskiem na wschód kraju. Babcia przeczuwając katastrofę nie przywoziła dzieci z powrotem do Małego Miasteczka, a 1 września 1939 roku kiedy było dla wszystkich jasne, że wojna już się rozpoczęła i Niemcy wkroczą w każdej chwili , spakowała najwartościowsze rzeczy, w tym wygrawerowane inicjałami srebrne sztućce, włożyła do walizki i zakopała w ogródku. Drzwi mieszkania nie zamknęła nawet na klucz. Po czym mimo upału ubrała kaszmirowy brązowy płaszcz z zaszytymi świnkami, wsiadła na motocykl na siodełku za kierującym piekielną maszyną Zakochanym Studentem  i pojechała przez oszalały chaosem kraj do Kowla do dzieci; ratować dzieci i męża, tak jak radziła Krysia.

Pod koniec września odnalazła ślad po oddziale Dziadka, podjechała do garnizonu wojskowego, który już okazał się pusty, na wartowni stał żołnierz radziecki, oczarowany Babcią Oli i dodatkowo złotą świnką , powiedział " wszyscy oficerowi polscy zostaną wywiezieni w głąb Rosji, są teraz w wagonach na stacji kolejowej, jeśli chce pani zobaczyć męża żywego niech go pani jakoś z tego transportu uwolni". Następna świnka poszła dla dyżurnego ruchu, który wskazał jej właściwy pociąg z dyspozycją jazdy do Kozielska. Babcia Oli chodziła od wagonu do wagonu wołając imię męża, dopóki nie usłyszała jego odzewu. Razem z Dyżurnym Ruchu obluzowali deski wagonu i Dziadek Oli nie zważając na kodeks żołnierski, który zabraniał ucieczki z niewoli , widząc desperacje swojej żony, zawierzył jej intuicji i uciekł. Żaden z jego przyjaciół mimo namów Babci Oli nie podjął tego działania. Zginęli wszyscy od strzału w tył głowy /.../ w Kozielsku, też został zamordowany brat Babci Oli oficer policji z Kowla.

Cała rodzina nie uniknęła zsyłki na Sybir i to Babcia Oli właśnie wielokrotnie jeszcze ratowała im życie; ciągle przy pomocy złotej świnki uwolniła najstarszego syna z przymusowej pracy w kopalni, z której nikt prawie nie uchodził z życiem, a potem w głębokiej Syberii zdobywała chleb na przeżycie wróżąc z kart, zdobywając informację o pacjentach Dziadka w sobie tylko znany sposób, a jej skuteczne wróżenie roznosiło się echem po dalekich nawet okolicach, bardziej niż nie mniej skuteczne leczenie Dziadka.

Po wojnie Babcia ciągle atrakcyjna, trzymając klasę, w nienagannej fryzurze brązowych włosów, nigdy nie posiwiałych, z niezmiennie czerwonymi ustami, sznurem pereł na szyi, pachnąca francuskimi perfumami uczyła w swoim Małym Miasteczka pokolenia dzieci i młodzieży wszelakiej języka rosyjskiego. Czarowała swoją indywidualnością i niekonwencjonalnym zachowaniem całe miasteczko, przeszła do historii jako Pani Doktorowa dzięki charyzmie, pewności siebie i bezkompromisowości, aż do śmierci w wieku 81 lat rozwiązywała krzyżówki w Przekroju, słuchała radia Wolna Europa i grała w brydża ze swoimi przyjaciółkami, a anegdoty o jej zachowaniu krążą jeszcze do dziś po całym Małym Miasteczku, tym bardziej, że najgłówniejsza ulica została nazwana jej nazwiskiem bez imienia.

Babcia mówiła często, że kobieta usatysfakcjonowana to taka, która ma syna lekarza, księdza i prawnika i to jej się udało prawie, bo przecież Hanka wyszła za mąż za prawnika, więc zięć to jakby trzeci syn :-)).



Ola zawsze myślała, że Babcia jej nie kocha, kiedy przychodziła do ich mieszkania na Żupańskiego prosto z Dworca PKSu z pełnymi siatkami prezentów Ola radośnie, widząc pomarańczowe pomarańczka wyglądające z pakunków, wołała -" o Babciu pomarańczka", a Babcia odpowiadała zupełnie naturalnie "te wszystkie prezenty to dla mojego wnuczka, nie dla Ciebie". Wtedy Oli było przykro, lecz dziś jak o tym myśli to może było tak, że Babcia BAŁA SIĘ KOCHAĆ DZIEWCZYNKI !!!!!






Teraz po czasie Ola wie, że jej Babcia to najciekawsza i najstarsza osoba jaką dotychczas poznała.







poniedziałek, 13 marca 2017

JAK OLA STAŁA SIĘ DOROSŁĄ, ZAKOCHANĄ STUDENTKĄ, RYSOWNIKIEM

JAK OLA STAŁA SIĘ DOROSŁĄ, ZAKOCHANĄ STUDENTKĄ-  RYSOWNIKIEM
akcja; Mielno 1975 rok
napisano; dom Oli 13 marzec 2017r., rysunki z 1975 roku, sfotografowane 13 marzec 2017r. 

Po pierwszym roku studiów, który był dla Oli kompletną porażką / pod względem naukowego i towarzyskiego przystosowania się, a także każdym innym/ dno wszystkich den, Ola z Przyjaciółką i jej koleżanką pojechała na wakacje do Mielna - z prawdziwego zdarzenia, polskiego kurortu nadmorskiego.  Tato koleżanki Przyjaciółki jako samorządowiec z najwyższej półki, zawiózł dziewczyny swoim kierowcą ze służbowym samochodem prosto do wynajętego nad samą plażą uroczego domku campingowego na cały upalny, tamtego roku, lipiec.
W domku dziewczyny poczuły zew lata i brak rodzicielskiej kontroli, w związku z tym  doprawdy działa się tam Sodoma i Gomora. A szczyt Sodomy i Gomory przypadł na dzień 22 Lipca, w święto narodowe, imieniny Przyjaciółki Oli, kiedy to sprezentowali jej, z całą nowo poznaną paczką, granatowy nocnik z czerwoną kokardą na uchu, pełen po brzegi  Mieszanki Wedlowskiej, w tym kultowych rarytasów o nazwie Otello i Romeo. Wszyscy skacząc po łóżku pili białą wódkę prosto z nocnika, wódka ściekała im po kącikach ust, piekąc mocno, zagryzali  przekąską, czekoladowymi cukierkami i w ogóle zachowywali się bardzo głośno i niegrzecznie. 
Po libacji leżeli pokotem w łóżku. Grubo po północy, Ola, chyba najtrzeźwiejsza z towarzystwa, poczuła  między swoimi nogami czyjąś rękę natarczywie chcąca wtargnąć w Oli sfery intymne, ani troszeczkę i zdecydowanie nie była zainteresowana takimi atrakcjami , ubrała czarne dżinsy kolegi i białą koszulkę i wyruszyła na samotny spacer brzegiem Bałtyku.
Kiedy słońce zaczęło rozjaśniać promieniami piasek i tafle spokojnego morza Ola usłyszała mocny, wyraźny odgłos wołania swojego imienia „OLA” i wtedy zobaczyła Chłopaka z kina w Łagowie, tego, którego jeszcze potem trzy razy spotkała, w tym na jednej randce – kompletny niewypał.
Oj, oj, doprawdy los wykazał się niezwykłym uporem by byli razem i ich spotkanie o wschodzie słońca nad brzegiem  mieleńskiej plaży  wyraźnie miało znamię przeznaczenia od którego nie dało się uciec. Lecz przecież nikt nie chciał uciekać, Chłopak pożyczył jednoosobowy namiot z masztem po środku, rozbił go na polu namiotowym, a Ola wysłała do domu telegram, żeby Rodzice przysłali jej czerwoną koronkową koszulkę, składająca się z małych majteczek i powiewnego stanika z kołem sterowym na środku i  kimonowatymi rękawami, Rodzice stanęli na wysokości zadania i przesłali to zachodnio berlińskie cudo przez umyślnego. Mając co potrzeba, czyli siebie, namiot i frywolną koszulkę  kochali się namiętnie przez przeszło tydzień , który został im do końca wakacji, w dziwnych pozach, zawsze z jedną ręką trzymając się masztu, spleceni wokół niego  niby wygimnastykowany wąż, przy czym Ola krzyczała głośno, co z resztą ma w zwyczaju do dnia dzisiejszego. Stanowili wtedy nie lada atrakcję campingową, kiedy wychodzili z namiotu od czasu do czasu  w celach higienicznych lub posiłkowych, ludzie zbierali się tłumnie by ich zobaczyć i niejeden chłopak mówił do swojej dziewczyny „czego się boisz głupia, czemu nie chcesz iść na całość” według słów piosenki Jana Kaczmarka, dając Olę za przykład przeciwieństwa lękliwości dziewczęcej ha,ha.
I potem jeszcze raz się umówili  już w Mieście Oli; na randkę prawdziwą, ważną, ostateczną, na randkę na którą Ola naprawiła magnetofon szpulowy, by zrobić nastrój utworem Bielszy odcień bieli zespołu Procol Harum, w kółko, w kółko, w kółko, z odjechanym tekstem pasującym na tło ich miłości;
„A gdy tył się staje przodem
to bezecność cnotą jest”
i zrobiła Ola tort z filigranowych kanapek z kawiorem i cały dom oświetliła tysiącem świec i wszystko wyszło jak miało i zostali ze sobą na najbliższe 25 lat z okładem, a Ola podciągnęła się w nauce, zaczęła zdawać egzaminy na mocne trójki, a czasem czwórki, a dla urozmaicenia nauki rysowała po książce historyjki o Oli i jej Chłopaku, co inspirowane mocno były rysunkami Andrzeja Dudzińskiego, zwanego Dudim i mam nadzieję, że tylko inspirowane, żaden plagiat i że pan Andrzej nie będzie miał pretensji za to dawne Oli rysowanie.
Jeśli miałabym określić kiedy Ola stała się prawdziwie DOROSŁA  to uważam, że tamtego lata i tamtej jesieni, Ola DWUDZIESTOLETNIA!!!.  

O teraz przedstawiam WAM 27 rysunków Oli wyrysowanych w książce Michała Sczanieckiego pt. Powszechna Historia Państwa i Prawa;

ON; idziemy, przecież Tobie tłumaczyłem, że dla mnie zawsze jesteś piękna

ONA; a dla nich?











Dom Rozpusty

Razem; przysięgamy wierność, aż do śmierci















ONA; dokąd idziesz idioto?














ON; mam dla Ciebie niedobrą wiadomość, będziesz musiała sama sobie poradzić











ON; jak mogłaś mi to zrobić
świnio











ON; zielone Carmeny są?
ONA; nie ma
ON; Szpilki są?
ONA; nie ma
ON; a pani?
ONA; nie ma









Rodzina Grabowskich na spacerze


















PUŁAPKA















KOCHAM CIEBIE BARDZIEJ NIŻ O 15 1.X.74., A MNIEJ NIŻ O 15,15 1.X.74













idziemy NAPRZÓD














CZY PANI LUBI JOYCE???















co za niespotykane wesele, żaden z gości nie może powiedzieć, że spal z panną młodą


ONA; GLU, GLU, GLU
ON; mówiłem, ze Ty już musisz















TELEFON ZAUFANIA

ONA; proszę pana co mam zrobić, on mnie nie rozumie












t.zw. LUDZIE; toż ten dzieciak wykapani rodzice













ONA: a ja już mam dosyć tych scen zazdrości


















ON; nie mówię, że Otello miał rację dusząc Desdemonę, ale oni wszyscy tak robili













ON; w każdy poniedziałek, miedzy 17,00, a 18,00
muszę dać komuś w łeb, to jest symboliczna
zemsta za wszystkie nieszczęścia jakie mnie
w życiu spotkały

ONA: ale chociaż przeproś













NAJLEPSZY ROCZNIK
1975

















ONA; a jednak wrócił

















O N I E Ś M I E L E N I E 

PÓŹNIEJ DWIE GODZINY

DWA LATA PÓŹNIEJ
ON; co wiesz na temat sytuacji
międzynarodowej









ONA; doprawdy kochany nie mogę
wyskoczyła mi krostka na małym palcu
u nogi
















 ONA; gdzie jesteś?
















ON: dzisiaj dostaniesz tylko 10 kg klusek,
omlet z 30 jaj, 3 talerze makaronu
……………………………………….
i już za miesiąc będziesz moim ideałem.

















ONA: ZDROWIE PANA DOMU

















ONA; tak zakochanych jak my nie ma na całym
świecie

ON: tak myślisz, spójrz na tych dwoje

















poniedziałek, 6 marca 2017

DZIEŃ KOBIET OLI X 2 I JAK OLA ZOBACZYŁA PIERWSZEGO PRAWDZIWEGO PENISA #MeToo #jateż

Dzień Kobiet Oli x 2 i jak Ola zobaczyła pierwszego prawdziwego 
penisa #MeToo #jateż
miejsce akcji i czas; 
8 marca 1979 roku Małe Miasteczko, 
8 marca 2017 roku Miasto Oli, 
styczniowe popołudnie 1963 roku Miasto Oli




   Gdzieś, w Miasteczku pełnym jezior, stawów i pływalni, w garażu w podwórku, przy  ulicy  ciągnącej się pomiędzy ogródkami działkowymi, a  domkami zwanymi z nadwyżką willami, 8 marca, w upalny wiosenny poranek,  Ola obudziła się około godziny 6.
    Od paru dni wiosna roztaczała wokół woń mokrej bezśnieżnej ziemi, ciepłego wietrznego powietrza, ogrzewającego przestrzeń jasnymi promieniami słońca, powietrza z dodatkiem zapachu wilgoci okolicznych wód. Cała aura wszechobecnej przyrody nabierała niespotykanej intensywności i może właśnie przez zimę stulecia, zmrożona prawie do swego jądra Ziemia, teraz pod wpływem ciepła wypuszczała pędy życia, niby sylwestrowe petardy.
    Ola przeciągnęła się radośnie, u boku swojego Tamtego męża, dziś pierwszy Dzień Kobiet w dorosłym, samodzielnym życiu, w nowym mieście, pierwszym swoim domu, w pierwszej swojej pracy. Tak, zdecydowanie mógł stać się on początkiem czegoś nowego. Ola poczuła, że smutek utraconej ciąży odchodził razem z zimą robiąc miejsce na radość, działanie, śmiech, szczęście. Wyskoczyła żwawo z wielkiego łózka, składającego się z dwóch materacy, z prasowanej trawy morskiej, zdobytych z marynarskich koi, granatowej ramy złączonej czerwonym drewnianym sercem.  Ola zagotowała wodę na spiralnej kuchence elektrycznej, zalała wrzątkiem  wsypane do wysokiej szklanki w zabytkowym srebrnym koszyczku, czarne suszone liście herbaty Cejlon. Potem ze szklanką w ręku, usiadła prawie w bezruchu na brzegu łóżka, popijając mocny napar i patrząc w oczy Kuby, błotnego żółwia, który wygrzewał się w świetle żarówki na kamieniu w wielkiej szklanej misie. W tym czasie Tamten mąż , jak co dzień, czesał długie , twarde, brązowe włosy Oli, zaplatał je wysoko nad czołem, wplatając w nie długą granatową aksamitkę , związując ją ściśle i gęsto, tak że na końcu wychodził ze splotu śmieszny, ostry pędzelek. Po pewnego rodzaju chrząknięciu poznała, że praca została zakończona. Ola podziękowała , musnęła policzek Tamtego męża pocałunkiem. Z okazji święta wybrała strój uroczysty; białą bluzkę, zawiązany przez Tamtego męża błękitno- srebrny krawat, błękitne spodnie z miękkiej , przyjemnej w dotyku flaneli. Z satysfakcją przeglądnęła się w ogromnym lustrze w czerwonej ramie, zarzuciła na siebie gumowy, impregnowany prochowiec i podskakując radośnie, przy akompaniamencie hałaśliwie śpiewających wiosennych ptaków,  pobiegła ku dworcu PKS-u .
Po krótkiej jeździe rozklekotanym autobusem  wysiadła na przystanku małej wioski, po czym przeszła podjazdem wśród jedenastohektarowego  parku na skraju, którego stał  





neorenesansowy pałac, z dominującą  strzelistą wieżą  połączoną szklaną galerią z resztą rezydencji. Jak zawsze zbliżając się do bramy wejściowej rozmarzyła się, wyobrażając sobie bal inaugurujący otwarcie pałacu po jego budowie w 1844 roku, jak genialny, 












pruski architekt Fridrich Stuler, szczupły, przystojny, w cylindrze, w zawiązanej wykwintnie jedwabnej wstążce na szyi, podjeżdżał powozem pod tą samą bramę. 









Wyobrażała sobie bal inaugurujący  nowoodrestaurowany pałac, z nagrodą  Ministra Kultury i Sztuki, w 132 lata później i znakomitego gościa, pierwszego polskiego celebrytę-  Andrzeja Jaroszewicza podjeżdżającego podjazdem  w sprowadzonej do Polski kultowej włoskiej Lancii Stratos /…/
I chociaż pierwsza praca Oli na stanowisku samodzielnego referenta do spraw pracowniczych polegała na zbieraniu danych zatrudnienia i płac z wszystkich 16 PGR-ów województwa pilskiego i tworzeniu kwartalnego sprawozdania R05X, siedząc w oparach dymu tytoniowego, własnego i cudzego,  w pokoju z pięcioma dziewczynami z księgowości Ola cieszyła się z historycznego miejsca, towarzystwa ludzi, różnych ciekawych zdarzeń, chwil, tego wszystkiego co ją otaczało /…/
 Dzisiejszy świąteczny dzień nie został skalany żadną pracą, na ósmą godzinę wszystkie PANIE zostały zaproszone do wspaniałego pomieszczenia podziemnej jadalni, piwnicy o czerwonych kamienno- ceglanych ścianach i takich też łukowatych sklepieniach. Przy każdym nakryciu leżały rajstopy w tekturowym pudelku, czekolada, 




czerwony goździk w wazoniku. Na śniadaniowe menu super kucharka podkupiona z poznańskiego WZ-tu, serwowała pstrąga w galarecie i tatara z żółtkiem w środku, cebulką, ogórkiem konserwowym i sardynką w oleju, a Dyrektor Zjednoczenia, były Wiceminister Rolnictwa, wielki, silny , władczy mężczyzna, z dwoma pionowymi bruzdami na czole, niczym Mefisto, który mieszkał w pałacu, przyjmował różne delegacje i dziennikarki pism rolniczych z dziećmi, mający ambicję, aby w JEGO pałacu nawet sprzątaczka miała wyższe wykształcenie, złożył kobietom życzenia z okazji ich święta.
Potem do końca dnia pracy , już wszyscy – kobiety i mężczyźni,  pili na pokojach szampana w musztardówkach i zajadali doprawdy duże ilości  pączków z nadzieniem różanej konfitury.
Na dalsze świętowanie tego miłego dnia, popołudniową porą, w dziwnie gorącym słońcu, Ola wróciła do domu- garażu w podwórku, do pokoju stworzonego przez Tamtego męża; perfekcyjne, miłe wnętrze, w stylu miłosnej, granatowo-czerwonej bombonierki, NRD-owskie srebrno-błękitne tapety, drewniane otapetowane półki, meblościanka Kowalskich  pomalowana równiutko pistoletem na granatowo-czerwono / meblościanka, która musiała stracić nogi, gdyż nie mieściła się w pomieszczeniu niskiego garażu/, ogromne  lustro z czerwonymi ramami, ogromne granatowo-czerwone łóżko, wielki fotel kon-tiki przywieziony pociągiem z bieszczadzkiej podróży poślubnej.
Tamtego męża nie było. Nie chciała czekać sama, zaczęła szukać go po  wszystkich miasteczkowych knajpach, obraz ostatniej do której weszła, wielkiej hali ze stolikami, - restauracji dansingowo- striptisowej, ha,ha   obraz ten ma do dzisiaj pod oczami.
Niczym w choreografii Ohada Naharina, przy stolikach siedzieli wyłącznie mężczyźni, panowie w garniturach, szarzy, mocno wymięci duchotą powietrza , dymu papierosowego i pitym cały dzień alkoholem. Przy każdym krześle stała zużyta skórzana albo ceratowa teczka, a z niej wykukiwał, też mocno sfatygowany goździk z przeznaczeniem dla jakiejś zapomnianej już w tym momencie Kobiety. Ola uśmiechem doceniła groteskowość sytuacji, obróciła się na pięcie i wtedy zobaczyła z daleka postać Tamtego męża.  To nie był radosny widok, wyglądał jak zbity pies, oczy mocno przekrwione, od czoła szedł ku oczom ogromny krwiak, rozległy wylew krwi do tkanki, który rozlewał się krwistym siniakiem wokół oczu, aż do szyi, z wiadomym skutkiem zmiany barw, od czerwonej, przez siną do brunatnożółtej. Ola o nic nie pytała, w domu otworzyła małą podręczną lodówkę, zeskrobała do chusteczki nożem z wewnętrznej części blachy zamrażarki cieniutkie tafle lodu, cząstki lodu zawinęła w chustkę i kiedy Tamten mąż ułożył zmaltretowaną głowę na jej kolanach, Ola z miłością i opiekuńczo przykładała Tamtemu mężowi chusteczkę z lodem do czoła i oczu.
Ten pierwszy i ostatni Dzień Kobiet Oli, na zawsze pozostawił skojarzenie zwiędniętych goździków i zmieniających barwę siniaków, a także filmowo-musikalowy obraz męskiej wielkiej sali restauracyjnej.
                                                            *  *   *
Minęło 38 lat,  znowu jest 8 marca :-))))


Od dwóch lat Ola stoi mocno na czterech nogach, dwóch swoich 
i dwóch Męża. Dlatego jest silna i może wszystko, może się 
realizować w działaniach obywatelskich, wybrała zapobieganie 
i zwalczanie przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, jeszcze 
jej działalność jest w powijakach, jeszcze dokładnie nie wie jak ma 
działać, ale próbuje całą sobą, z pełną determinacją. To będzie też działo 
się jutro, 8 marca /#8M/ na placu Wolno, tak, tak, na tym Placu 
na którym świętowała wejście Polski do Unii Europejskiej, na tym Placu 
na którym dwa lata z rzędu ćwiczyła rano jogę witając letni dzień w 
środku miasta. A jutro w ramach swoich działań obywatelskich 
będzie mówiła o przemocy, będzie broniła praw słabszych, 
będzie mówiła jakimi narzędziami skutecznie bronić słabszych, tylko 
8 minut, aż 8 minut, 8 MARCA.
Gdzieś, kiedyś, w październiku zeszłego roku przyszło rozjaśnienie 
umysłu, Ola zrozumiała , że jest  wykluczana, że była ofiarą przemocy, 
że była dyskryminowana, że była ofiarą nierównego traktowania 
kobiet i mężczyzn, że coś z tym musi zrobić.
Ola słyszała od swojego Taty; bądź grzeczną i skromną dziewczynką, 
a od swojego szefa; pani musi ostro walnąć pięścią w stół. 
I komu tu się przypodobać. Dobrze, że Ola zawsze była sobą, 
choć tekst prezesa, który przyjął ja do pracy; przyjąłem panią, 
pani mecenas, ponieważ na mężczyznę radcę prawnego mnie nie stać, 
nie potrafiła traktować z dystansem.
No i jeszcze to uświadomienie sobie, iż uważamy, że przemocy nie ma, 
ponieważ w ogóle jej nie dostrzegamy, w psychologii nazywa się to 
wyparciem, to jeden z mechanizmów obronnych , jest to usunięcie 
z naszej świadomości myśli, wspomnień, które wywołują bolesne skojarzenia.
Ola też w swoim życiu nie uchroniła się od wyparcia, lecz teraz świadomie 
wraca do tamtych chwil, żeby uchronić swoje dzieci, uchronić 
swoje wnuki, uchronić wszystkich słabszych, którym chce pomóc, 
a pomoc może tylko przyjść gdy widzimy rzeczy takimi jakimi 
są, bez przekazywania fałszywego obrazu rzeczywistości. 
Pamiętajcie przemoc domowa to nie sprawa prywatna, 
to sprawa nas wszystkich.
                                                          *   *   *






                                                               *   *   *

Tamtego styczniowego dnia, kiedy Oli do 8 urodzin brakowało niecałe trzy miesiące, Ola mieszkała z rodzicami na trzecim piętrze kamienicy, w dwupokojowym mieszkaniu, z kuchnią i łazienką i wszystkie pomieszczenia mieszkania ogrzewano piecami kaflowymi na węgiel. Co rano przed pracą Mama Oli paliła w piecach, a Ola godzinę później, przed wyjściem do szkoły, zamykała drzwiczki pieca, najpierw większe górne, a po piętnastu minutach dolne, żeby ciepło lepiej trzymało , a kafle grzały do późnego wieczora.
Węgiel znajdował się w piwnicy na podwórku obok, do której trzeba było zejść , każdego zimowego dnia, po schodach z trzeciego piętra z dwoma wiadrami, przejść przez ulicę do sąsiedniej bramy, wejść na półpiętro, zejść z półpiętra, włożyć łopatą węgiel do wiader, a gdy bryła węgla przekraczała swoją objętością wlot do wiadra trzeba było rozrąbać ją siekierą na drobniejsze kawałki. To zadanie ciążyło na trzeciej osobie z zespołu rodzinnego – Tacie Oli, który jako szczupły mężczyzna, raczej słaby fizycznie, przepalony papierosami na wylot, z wielką trudnością tachał dwa ciężkie wiadra zatrzymując się na każdym półpiętrze dla uspokojenia oddechu i uciszenia głośnego dyszenia.
Dlatego z ogromna ulgą, za namową sąsiadów, zlecił przynoszenie węgla miejscowemu, nierozgarniętemu Chłopakowi, pośmiewiska wszystkich dzieci z ulicy tzw. Głupka, który chociaż nie cechował się zbytnią mądrością, ale za to miał siłę i z lekkością za dwa złote od wiadra, wyręczał Tatę Oli od tego ponad jego siły zadania.
Ciemnym wieczorem zadzwonił Chłopak do drzwi i kiedy Tato Oli wręczył mu wiadra i klucz od piwnicy Chłopak jak zawsze zaczął jęczeć, że nie trafi, żeby zejść na dół i pokazać gdzie jest piwnica. Rodzice Oli w cieple siedząc wygodnie w fotelach czytali prasę i nie chciało im się robić prawie czterech pięter w tą i z powrotem , kompletnie bezproduktywnie, więc wysłali Olę.  Ola jak to grzeczna dziewczynka poszła, chociaż nie lubiła Chłopaka i budził w niej dziwne emocje. Kiedy z ciemnego podwórka weszli do ciemnej piwnicy, Chłopak szybko opuścił spodnie i w nikłym świetle żarówki Ola zobaczyła wielkiego, czerwono-sinego penisa, pełnego dziwnych żyłek i wypukłości. Ola nie miała pojęcia co to za monstrualny narząd. Chłopak namawiał ją dziwnie drżącym i chrypiącym głosem, by się penisem pobawiła i że będzie fajnie. Ola nie uwierzyła namowom, odwróciła się i uciekła, a chociaż biegła bardzo szybko, Chłopak wpadł do mieszkania prawie równo z nią. Ola zaczęła dość nieskładnie opowiadać co jej się przydarzyło, ale rodzice ledwo podnieśli wzrok znad gazety i zdecydowanie nie uwierzyli w opowieść. Byli zbyt leniwi i mało mobilni by zareagować na historię opowiedzianą przez Olę. Chłopak dalej nosił węgiel, a Ola lawirowała dzielnie, by już nigdy nie być z nim sam na sam.
Od tamtego czasu Ola wiedziała, że wszystkie problemy musi rozwiązywać sama i nigdy przenigdy nie zwierzyła się już nikomu z tego rodzaju zdarzenia.
Dopiero po latach pojęła, że w tamtym momencie stała się ofiarą przemocy.
   *   *   *
#8M /8 Marca 2017 najwspanialszy Dzień Kobiet w życiu Oli, My Kobiety dałyśmy czadu, 
5 tysięcy ludzi na Placu Wolno, uwolniłyśmy emocje, pokazałyśmy SIŁĘ I SOLIDARNOŚĆ!!!

A jakby ktoś nie dosłyszał, czy lepiej mu czytać niż
słuchać załączam przemówienie Oli; 

 Dzień dobry Wszystkim !!!!
   Jestem tu z Wami i będę z Wami
 zawsze, cieszę się bardzo, że 
Wy także jesteście tutaj, bo to 
świadczy,  że jesteśmy 
odpowiedzialne za Polskę, 
za Naszą Wspólnotę to 
znaczy, że potrafimy działać 
niezależnie, że potrafimy 
działać w słusznej sprawie, 
potrafimy działać w imieniu słabszych.
    Pamiętajcie nie jesteśmy same, mamy przede 
wszystkim siebie – jesteśmy myślące, działające 
i widzialne!!!!!!
Ale mamy też prawa człowieka, niezbywalne, 
nienaruszalne,
- które są zagwarantowane  w naszej Konstytucji,
- które mamy zagwarantowane dzięki przynależności 
do Unii Europejskiej
- które mamy zagwarantowane dzięki 
przynależności do Organizacji Narodów Zjednoczonych
A właśnie na sesji ONZ w Nowym Jorku poświęconej 
w całości przemocy wobec kobiet i dziewcząt uznano 
przemoc za ogólnoświatową plagę.
I w Nowym Jorku właśnie za złoty standard polityk antyprzemocowych uznano Konwencje Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet
i przemocy domowej.
I my Polska, ratyfikowaliśmy Konwencję Antyprzemocową,!
I my Polska, stworzyliśmy ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Ustawę, która zapewnia PRAWNIE  złote standardy konwencji Rady Europy; w trzech przestrzeniach
1.   zapobieganie przemocy
2.   ochrona ofiar
3.   skuteczne ściganie sprawców
   Mamy dobre prawa w zakresie przeciwdziałania przemocy, mamy złoty standard polityki antyprzemocowej,  lecz teraz trzeba w pełni wdrożyć w życie narzędzia , które daje nam Konwencja Rady Europy, które daje nam  polska ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
   Naszego działania, naszego wsparcia i opieki potrzebują ofiary przemocy.
Dlatego cały czas musimy być czujne, musimy pilnować , musimy mówić stanowcze NIE jakimkolwiek manipulacją władzy  przy ustawie antyprzemocowej.
   Musimy też wywierać ciągły nacisk na realizację równouprawnienia kobiet i mężczyzn, gdyż właśnie równouprawnienie kobiet i mężczyzn stanowi kluczowy element zapobiegania przemocy.
A teraz powtórzę nasze główne hasła dotyczące wdrożenia i stosowania Konwencji Antyprzemocowej, żeby nam się utraliły, żebyśmy miały pełną świadomość o co walczymy, a raczej jak ja wolę mówić  CZEGO BRONIMY, CO CHCEMY EGZEKWOWAĆ, CZEGO ŻĄDAMY;
Żądamy;
-      większego finansowania organizacji zajmujących się walka z przemocą wobec kobiet i przemocą w rodzinie
-      bezwzglednego ścigania i karania sprawców przemocy
-      zaprzestanie polityki karania gwałcicieli  na niskie wyroki w zawieszeniu,
-      współpracy rządu z organizacjami pozarządowymi przy wdrażaniu Konwencji Antyprzemocowej,
-      ochrony ofiar przemocy i izolacji sprawców,
-      ściganie mowy nienawiści jako źródła przemocy,
-      wdrożenie procedur zapobiegających obwinianiu ofiar przemocy.

Możemy skutecznie działać żeby nasze żądania zostały spełnione.
 MAMY TAKA MOC
Solidarność naszą bronią

Solidarność naszą siłą