Akcja; czerwiec 2018 roku Międzywodzie
Napisano; lipiec, sierpień 2018 roku
Motto; Dzieci dzielą się na takie, które
trzeba popchnąć i takie, które trudno złapać /przeczytane u kosmetyczki w
jakimś kobiecym piśmie/, te, które trudno złapać uważają morze, nie za koniec
lądu, ale za początek przygody / to już dodane przeze mnie/.
Czerwiec 2018 roku, gdzieś w środku
między Świętoujściem, a Międzywodziem, nad morzem o żółtych plażach, piaszczystych
wydmach, sosnowych lasach, rozpieszczał wszystkich ciepłem, słońcem, zapachem
żywicy, rozgrzanej kory drzew i ciszą przerywaną jedynie świergotem ptaków i
szumem morza.
W tamten słoneczny, nadmorski poranek Jerzyka
obudziło nieprzyjemne uczucie czegoś mokrego, zimnego i uwierającego pod kołdrą
w okolicach górnej części spodni od piżamy. „Znowu się zsiusiałem”- pomyślał - „to od tych trzech butelek koziego mleka
wypitych w nocy”. Tak, nie da się ukryć, że Jerzyk był uzależniony od koziego
mleka pitego z niemowlęcej butelki ze
smoczkiem z dużą dziurą. Odkąd przestał ssać mleko z piersi mamy, butelka stała
się jego „zastępczą mamą”, lubił się do
niej przytulać, a smoczek pieścić niby sutek kobiecych piersi. Teraz też
wiedział, że ten niemiły niepokój może zrekompensować jedynie parę łyków
ulubionego koziego mleka. Już, już chciał krzyknąć ile sił w płucach „Mlekaaa”,
lecz o ułamek chwili wcześniej, zanim wrzask wydobył się z jego gardła, zobaczył pełną butelkę, ulubionego, białego,
koziego napoju, tuż zaraz, na stoliku
nocnym, na wyciągnięcie ręki. Uspokojony, zdjął mokre spodnie od piżamy razem z pieluchą
i sięgnął po butelkę. Trzymając ją mocno w dłoni, z gołą pupą, ostrożnie zszedł
po stromych schodach na taras. Wypuścił psy do ogrodu, po czym wgramolił się
głęboko w wiklinowy fotel i przyjmując nonszalancką pozę wypijał powolnymi
łykami, z celebracją, swoje ulubione mleko, spokojnie czekając na spodziewany
rozwój wypadków.
* *
*
Tego roku Ola na dwa tygodnie zamieniła
się w prawdziwego himalajskiego Szerpa. Całe szczęście, że majowe przejście 620
km. Camino del Norde, w górę i w dół, z nierozerwalnym 7 kg. Deuterem /nagroda
z festiwalu Na Szagę/na plecach, dał jej moc niespotykaną u 63 latki,
zaadaptował organizm to dźwigania. I tak głównym zadaniem Oli przez dwa
tygodnie było wykonywanie funkcji
tragarza wieloczynnościowego, przenoszącego ogromne ilości sprzętu, w wielkich
pakach, plecakach. A więc przenosiła Ola; namiot, wiaderka z sitkami i bez,
łopaty, łopatki, foremki, konewki, pianki, pływaczki, makarony do pływania i
jedzenia, duże ilości żywności, wody, koce, kocyki, ręczniki i ręczniczki,
kapelusze, czapki, bluzy, płaszcze kąpielowe, dmuchaną żabę. Ola była też
gotowa w razie potrzeby, niczym Szerp wciągający swojego podopiecznego na
szczyt Everestu, wziąć piszczącego, z powodu prawdziwego, bądź udawanego bólu nóg,
16 kg. wnuka na „barana”. Także jako uniwersalny Szerp przygotowywała trasy,
organizowała bazy, zabezpieczała tyły, zapewniała aprowizację, przyrządzała również
posiłki. Co rano dla całej trójki szykowała płatki owsiane, zalewane gorącą
wodą , z jogurtem, tartym jabłkiem, jagodami, rodzynkami, które zjadali z
apetytem. Później ruszali po piaszczystej ścieżce przez sosnowy las, ; pierwsza
Gufa – biała westka, ciągnąca Alicję na długiej czerwonej smyczy, potem
obładowana do bólu Ola, której co chwila coś wypadało z ręki, a na końcu Jerzyk
ciągnął, też na czerwonej smyczy, upartą niczym osioł, czarną szkotkę Fafi.
Szli szczęśliwi,
radośnie śpiewając piosenkę, którą razem wymyślili, a może trochę już ją
wcześniej znali, któż to wie;
Jedziemy na wycieczkę, bierzemy pieski w
teczkę,
A pieski fiku miku, zrobiły w teczkę
siku,
Ta teczka była chora, więc poszła do
doktora,
Doktor był pijany, przylepił ją do
ściany,
Okno, było duże, wypadła na podwórze,
Na podwórzu były dzieci, wyrzuciły ją na
śmieci /
……. słońce świeciło, a morze szumiało
niezmiennie ……..
* * *
* * *
Kiedy baza, jakieś 1000 metrów od
wejścia na plażę została rozbita, przeszli nad brzeg morza i tam rozpoczęli
budowę. Ola stała się architektką, generalną inwestorką i wykonawczynią, a
dzieci zdyscyplinowanymi i pracowitymi robotnikami budowlanymi.
Tak powstawała replika Port Royal na Jamajce, powtórne wykonanie tego owianego złą sławą
miejsca rozpusty i hazardu, ale też przytuliska nieokiełznanych, nieprzewidywalnych,
awanturniczych, lecz wolnych duchem bukanierów, czyli piratów mórz karaibskich.
Replika, w luźnym tego słowa znaczeniu,
raczej jako symbol pirackiego miasta,
niż wierne odtworzenie oryginału. Patyczki przedstawiające armaty, kupki piasku
jako domy murowane z wodociągami i tawerny, place i ulice z szyszek,
wodorostów, dachy z drobnych muszelek oraz grób najsłynniejszego pirata na
świecie, Henry Morgana, w formie niedużego kamyczka. A na samym końcu na
wielkim kiju wkopanym głęboko zawiesili banderę; na czarnym tle białą trupią
czaszkę z piszczelami i klepsydrą pod nimi – co znaczyło złowieszczo „spiesz się
twój czas nadchodzi”. No straszno, ale miało być straszno, ponieważ piraci opierali
swoje zwycięstwa na strachu przed nimi, budzili lęk dając poczucie bliskiej, nieuchronnej śmierci napadniętego.
* * *
* * *
Po zakończeniu budowy, z satysfakcją
położyli się brzuchami na piasku i Ola rozpoczęła opowieść o piratach mórz
karaibskich. Uwielbiała wszystkie wolne duchy świata, a marynarze i piraci, wolnymi
duchami byli na pewno. Ruszali po morską przygodę bez strachu, w czasach kiedy
większość ludzi wierzyło, iż świat jest płaskim talerzem podtrzymywanym na
trąbach wielkich słoni i że poza krawędzią talerza jest tylko otchłań.
Opowiadała więc Ola Dzieciaszkom o
odważnych , żądnych przygód, nieposkromionych młodych chłopcach, którzy
zaciągali się na statek, zostawali majtkami, wykonywali proste prace okrętowe
jako morscy praktykanci, by potem dzięki odwadze i sile ducha zdobywać sławę i
bogactwo. Opowiadała o krwawych walkach, zdobywaniu statków podstępem, o
obciętych nogach zastępowanych drewnianymi częściami masztów, żelaznych hakach
zamiast amputowanych rąk, odjętych uszach i nosach, o leczeniu wszelkich chorób
i zabijaniu nudy mocnym jak ogień rumem, o czarnych plamach podrzucanych jako
ostrzeżenie, żądanie, a nawet wyrok, o czarnych banderach z czaszkami i
piszczelami, które siały zgrozę, przerażenie, strach., o szkwałach, potworach i
czarcie, którego piraci potrafili okiełznać, o mapach skarbów z zagadkami
rebusów, tajnych znaków, czerwonych krzyży, o skrzyniach ze złotem;
zatopionych, zakopanych, ukrytych, o tropikach, wyspach, rajskich plażach,
zielonych palmach, błędnych kursach, torturach, okrutnych śmierciach, buntach,
zwrotach akcji, odwadze, zdradach, miłości…..a Dzieci, cóż dały się ponieść babcinej
opowieści.…nagle zauważyli, że fala na morzu wzmogła się i coraz większa
zaczęła zalewać i rozmywać ich replikę Portu Royal, ale wszystko mieściło się w
konwencji, tak jak kiedyś to miasto zła zostało unicestwione przez trzęsienie
ziemi i wielką falę Tsunami, tak i teraz fala pochłonęła fort i grób Henry Morgana.
* * *
Kiedy Ola zakończyła swoja opowieść
dzieci zaczęły bawić się kolorowymi ręcznikami założonymi na głowę w króla i
królową, biegały i śmiały się zapominając o okrutnych piratach. Ola wyciągnęła
się na piasku, przymknęła oczy, zaczęła odpływać w niebyt. Zdziwiona usłyszała
dochodzący z daleka cichy, ale mocny męski głos śpiewający znajome słowa „jo ho ho i butelka rumu – Piją
na umór, resztę czart uczynił- jo ho ho i butelka rumu”. Pół otworzyła oczy,
patrząc pod słońce zobaczyła siedzącego na płóciennym białym fotelu, pięknie
zbudowanego, starszego mężczyznę, o długich siwych włosach, białej pirackiej
koszuli, zawiązywanej na piersiach, z
dużym kołnierzem, czarnych luźnych spodniach, palącego kubańskie cygaro i
trzymającego w ręku szklankę z grubego szkła pełną 70 procentowego rumu White
Lightning, którego butelka leżała na piasku obok fotela. „Witam cię Olu, moja
piękna kuzyneczko, opowiadałaś o mnie dzieciom, więc zjawiłem się”- powiedział
silnie brzmiącym głosem mężczyzna. „Kim jesteś?” – zapytała zdziwiona Ola,
„Mam na imie Radek, jestem twoim kuzynem, dawno nie widzianym, ale cały i zdrowy – chcesz opowiem tobie moją historię?” I nie czekając na odpowiedź, łyknąwszy duży haust rumu ze szklanki rozpoczął opowieść; „Nim zacznę opowiadać, chcę żebyś wiedziała, że byłaś moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, pamiętasz nasze zabawy z dzieciństwa, jak wchodziliśmy i skakaliśmy po dachach żeby dostać się do mieszkania sąsiadów, jak związaliśmy prześcieradła i ześlizgnęliśmy się po nich z pierwszego piętra, jak ciebie związałem, gdy bawiliśmy się w piratów, a ty się uwolniłaś, jak weszliśmy z konstrukcji krzeseł do pawlacza i jak się zawalił razem z częścią sufitu… Taaaak, kiedy to się ostatni raz widzieliśmy, w 1969 rok, milicja przywiozła mnie pod twój dom na Żupańskiego, twój tata miał mnie przejąć i odwieść do domu, wujek załatwił, że mój wybryk pozostał bez konsekwencji, znaleźli mnie zadekowanego już na morzu, jednak odesłali do portu w Gdyni. Nie zeszłaś do mnie, pewnie ci nie pozwolili? A może nie chciałaś? Widziałem, stałaś za firanką. No to opowiem, jak ja to widzę teraz. Od piątego roku mojego życia, kiedy zmarł mój ojciec, przestało się cokolwiek układać. Wróciliśmy z mamą i siostrą do małego miasteczka. Dostaliśmy jako półsieroty małe spółdzielcze mieszkanie obok mieszkania rodziców mamy. Mama sobie zupełnie nie radziła, dostała bardzo nisko płatną pracę w sekretariacie szkoły, zaczęła pić i spotykać się z coraz młodszymi mężczyznami, Małgosia zaś utyła ponad miarę. Stała się grubaską, w szkole ją przezywali, a ja stawałem w jej obronie. Kiedy miałem 12 lat jedną z takich bójek zobaczył trener boksu, zaprosił mnie do klubu, okazałem się dobry, miałem talent, lubiłem trenować, lubiłem walczyć, myślałem, że znalazłem swoje miejsce. Pamiętasz Toma Cruise w filmie z 1992 roku Za horyzontem, tak właśnie walczyłem. Prawy i lewy sierpowy w tułów, pełne zaskoczenie, jestem jak ty idealnie dwuręczny. Ale ciągle coś szło nie tak. Poszedłem do liceum, w pierwszej klasie, byłem nad wiek rozwinięty, silny, z długimi blond lokami, piękną klatką, brzuch – kaloryfer, ha, zakochała się we mnie pani od angielskiego, mi to bardzo imponowało, nie potrafiliśmy, a może nawet nie chcieliśmy tego ukryć. Plotkowało całe miasteczko. Nasza miłość nie podobała się dyrekcji szkoły, zawiesili mnie w prawach ucznia, do tego okazało się, że mama kradła pieniądze z kasy zbierane od rodziców na Komitet Rodzicielski, dostała wyrok bez zawieszenia, podobno to było nie pierwszy raz, na parę miesięcy poszła do więzienia, mieliśmy mieszkać u dziadków. Postanowiłem uciec z domu, od zawsze, pamiętasz, moją ulubioną książką była Wyspa Skarbów, piraci mają swoją własną doktrynę – wojna przeciwko światu, ze śmiercią za pan brat, zawsze do przodu, wszelkimi sposobami, bez zasad, tak chciałem, pierwszy raz jak wiesz nie wyszedł, ale ja już nie miałem w swoim rodzinnym mieście życia, bez matury, praca fizyczna, ciągłe prowokowanie bójek, płaczliwa, gruba siostra, bezradna mama alkoholiczka i ciągły brak pieniędzy. Więc udało się, najpierw Szwecja, potem zaokrętowałem się, angielski znałem dobrze, jedyny plus tamtego romansu, popłynąłem do Ameryki i trafiłem dość szybko na Jamajkę, zacząłem pracować w Kingston, w nocnym klubie z muzyką reggae jako wykidajło. Klub z najlepszą kawą i rumem na świecie, z tancerkami co za parę dolarów jamajskich zrobią wszystko. Tam poznałem Długiego Joe, zaufał mi, zacząłem z nim pracować, był uczciwy, zawsze dzielił każdą zdobycz na dwie równe kupki. Ha, nie chcesz wiedzieć co to za praca była, nikt nie chce wiedzieć, a i ja wolę zapomnieć. Zdobyłem duży majątek. Tak duży, że kupiłem plantacje kawy w Górach Błękitnych. Wilgotne, spowite mgłą plantacje najdroższej kawy na świecie, przetykane poletkami marihuany. Kupiłem też dom, nad lazurowym morzem, pod zielonymi palmami, na bezkresnej pustej złotej plaży, ożeniłem się z piękną, ognistą Jamajką, tańczyliśmy ostre kawałki na plaży, a nie raz siadałem nad brzegiem morza i nostalgicznie śpiewałem „Piętnastu chłopa na Umrzyka Skrzyni i butelka rumu ”……. To koniec opowieści, zapytasz czy jestem szczęśliwy, nie wiem, na pewno jestem ZADOWOLONY, a to dużo, choć tęsknię za tobą moja szalona Kuzynko, ha, już znikam. Dałaś się porwać mej opowieści. NIECH NAM SPRZYJA ZDOBYCZ I SZCZĘŚCIE HA, HO, HU……..
* * *
* * *
„Mam na imie Radek, jestem twoim kuzynem, dawno nie widzianym, ale cały i zdrowy – chcesz opowiem tobie moją historię?” I nie czekając na odpowiedź, łyknąwszy duży haust rumu ze szklanki rozpoczął opowieść; „Nim zacznę opowiadać, chcę żebyś wiedziała, że byłaś moją jedyną prawdziwą przyjaciółką, pamiętasz nasze zabawy z dzieciństwa, jak wchodziliśmy i skakaliśmy po dachach żeby dostać się do mieszkania sąsiadów, jak związaliśmy prześcieradła i ześlizgnęliśmy się po nich z pierwszego piętra, jak ciebie związałem, gdy bawiliśmy się w piratów, a ty się uwolniłaś, jak weszliśmy z konstrukcji krzeseł do pawlacza i jak się zawalił razem z częścią sufitu… Taaaak, kiedy to się ostatni raz widzieliśmy, w 1969 rok, milicja przywiozła mnie pod twój dom na Żupańskiego, twój tata miał mnie przejąć i odwieść do domu, wujek załatwił, że mój wybryk pozostał bez konsekwencji, znaleźli mnie zadekowanego już na morzu, jednak odesłali do portu w Gdyni. Nie zeszłaś do mnie, pewnie ci nie pozwolili? A może nie chciałaś? Widziałem, stałaś za firanką. No to opowiem, jak ja to widzę teraz. Od piątego roku mojego życia, kiedy zmarł mój ojciec, przestało się cokolwiek układać. Wróciliśmy z mamą i siostrą do małego miasteczka. Dostaliśmy jako półsieroty małe spółdzielcze mieszkanie obok mieszkania rodziców mamy. Mama sobie zupełnie nie radziła, dostała bardzo nisko płatną pracę w sekretariacie szkoły, zaczęła pić i spotykać się z coraz młodszymi mężczyznami, Małgosia zaś utyła ponad miarę. Stała się grubaską, w szkole ją przezywali, a ja stawałem w jej obronie. Kiedy miałem 12 lat jedną z takich bójek zobaczył trener boksu, zaprosił mnie do klubu, okazałem się dobry, miałem talent, lubiłem trenować, lubiłem walczyć, myślałem, że znalazłem swoje miejsce. Pamiętasz Toma Cruise w filmie z 1992 roku Za horyzontem, tak właśnie walczyłem. Prawy i lewy sierpowy w tułów, pełne zaskoczenie, jestem jak ty idealnie dwuręczny. Ale ciągle coś szło nie tak. Poszedłem do liceum, w pierwszej klasie, byłem nad wiek rozwinięty, silny, z długimi blond lokami, piękną klatką, brzuch – kaloryfer, ha, zakochała się we mnie pani od angielskiego, mi to bardzo imponowało, nie potrafiliśmy, a może nawet nie chcieliśmy tego ukryć. Plotkowało całe miasteczko. Nasza miłość nie podobała się dyrekcji szkoły, zawiesili mnie w prawach ucznia, do tego okazało się, że mama kradła pieniądze z kasy zbierane od rodziców na Komitet Rodzicielski, dostała wyrok bez zawieszenia, podobno to było nie pierwszy raz, na parę miesięcy poszła do więzienia, mieliśmy mieszkać u dziadków. Postanowiłem uciec z domu, od zawsze, pamiętasz, moją ulubioną książką była Wyspa Skarbów, piraci mają swoją własną doktrynę – wojna przeciwko światu, ze śmiercią za pan brat, zawsze do przodu, wszelkimi sposobami, bez zasad, tak chciałem, pierwszy raz jak wiesz nie wyszedł, ale ja już nie miałem w swoim rodzinnym mieście życia, bez matury, praca fizyczna, ciągłe prowokowanie bójek, płaczliwa, gruba siostra, bezradna mama alkoholiczka i ciągły brak pieniędzy. Więc udało się, najpierw Szwecja, potem zaokrętowałem się, angielski znałem dobrze, jedyny plus tamtego romansu, popłynąłem do Ameryki i trafiłem dość szybko na Jamajkę, zacząłem pracować w Kingston, w nocnym klubie z muzyką reggae jako wykidajło. Klub z najlepszą kawą i rumem na świecie, z tancerkami co za parę dolarów jamajskich zrobią wszystko. Tam poznałem Długiego Joe, zaufał mi, zacząłem z nim pracować, był uczciwy, zawsze dzielił każdą zdobycz na dwie równe kupki. Ha, nie chcesz wiedzieć co to za praca była, nikt nie chce wiedzieć, a i ja wolę zapomnieć. Zdobyłem duży majątek. Tak duży, że kupiłem plantacje kawy w Górach Błękitnych. Wilgotne, spowite mgłą plantacje najdroższej kawy na świecie, przetykane poletkami marihuany. Kupiłem też dom, nad lazurowym morzem, pod zielonymi palmami, na bezkresnej pustej złotej plaży, ożeniłem się z piękną, ognistą Jamajką, tańczyliśmy ostre kawałki na plaży, a nie raz siadałem nad brzegiem morza i nostalgicznie śpiewałem „Piętnastu chłopa na Umrzyka Skrzyni i butelka rumu ”……. To koniec opowieści, zapytasz czy jestem szczęśliwy, nie wiem, na pewno jestem ZADOWOLONY, a to dużo, choć tęsknię za tobą moja szalona Kuzynko, ha, już znikam. Dałaś się porwać mej opowieści. NIECH NAM SPRZYJA ZDOBYCZ I SZCZĘŚCIE HA, HO, HU……..
* * *
Dreszcze dziwne przeszły Oli po plecach.
To była fantasmagoria. Pomieszanie rzeczywistości z wizją, stworzenie iluzji
hepiendu, tak ulubionego przez Olę. Naprawdę doszło do upadku rodziny,
sromotnej porażki. Ola Radka widziała ostatni raz rzeczywiście w 1969 roku przy
samochodzie milicyjnym. Ona patrzyła zza firanki i zobaczyła jak Przyjaciel –
Kuzyn uśmiecha się do niej, puszcza oczko i kciukiem pokazuje, że wszystko jest
OK. Nic nie było OK, przez następne lata dochodziły do niej tylko wieści, przez
pośrednie osoby, że kradzieże, kłopoty z narkotykami, że dno wszelkich den.
Dlaczego jest tak, że nie potrafimy wyciągnąć ręki do osób nam bliskich.
Pytanie bez odpowiedzi. Chyba w tym momencie trzeba westchnąć – a bo to życie
właśnie.
* * *
* * *
Córka Oli widząc jak Dzieciaszki
obrysowują na kartce złotówkę, wycinając potem „czarne plamy” wysyłając sobie
ostrzeżenia, postanowiła zorganizować piracka wyprawę. Znalazła w internecie
ogłoszenie; „Zapraszamy odważnych i przygotowanych na niezwykłą piracką
przygodę. Atrakcyjny rejs pirackim statkiem Victoria. Jedyna okazja wcielenia
się w prawdziwego wilka morskiego”. Ho, ho, ha cała piątka gotowa oczywiście na
piracką przygodę, wszyscy odważni jak zawsze.
Dzieciaszki zaopatrzone w ubranka w
biało- niebieskie paski i czapki kapitańskie. To, że będą płynąć prawdziwym
statkiem pirackim stało się wiadomym już na trapie. Bilety przedzierał prawdziwy
pirat, niesympatyczny, o nieświeżym wyglądzie, z palącą się petą przylepioną do
ust, na przemiłe „dzień dobry” Dzieciaszków nawet nie odburknął. Wyraźnie przed
pierwszym rejsem nikt nie zdążył odkurzyć, choć troszkę posprzątać łajby,
wszędzie pajęczyny, śmieci i przylepione do ławek gumy do żucia. Na wejściu
stał wielki, odrapany, gipsowy Pirat z wielką butelką z napisem rum, drewnianą,
też gipsową nogą i żelaznym hi,hi gipsowym hakiem zamiast ręki. Niewidzialny
Kapitan odpalił silnik, cały statek pokryła ogromna chmura duszących i śmierdzących
spalin, jakby paliwem była oliwa z beczki po śledziach. To nie psuło humorów wycieczkowiczów. Odśpiewali
gipsowemu, odrapanemu Piratowi „Hej a ho i butelka rumu”. Kiedy wypłynęli na pełne
morze, ogromne fale tego dnia zaczęły rzucać krypą na wszystkie strony, w górę w dół, na
boki. Córka Oli z Maleństwem przy piersi, które nad wyraz dobrze znosiło rejs,
lekko blada grzecznie siedziała cały
czas na ławce. Ola z Jerzykiem biegali po dolnym i górnym pokładzie, oglądali
zwodzony most, motorówkę, falochron, a potem siedzieli na dziobie i chichrali
się z uderzeń i rozbryzgów fal, zmoczeni od tych fal, ale tylko odrobinę.
Alicja zaś jak zawsze zapoznała miłą panią, która znalazła w Alicji wierną
słuchaczkę. Pani opowiadała z
wypiekami na twarzy jak poznała swojego narzeczonego i pokazywała Alicji na palcu piękny pierścionek zaręczynowy z brylantem, a Alicja nie będąc dłużna opowiedziała, że ma babcię, która ma dwa psy i dwóch mężów i że była na weselu syna dziadka i tam poznała dziewięć nowych cioć i jadła tort w białym marcepanie co miał trzy piętra.
wypiekami na twarzy jak poznała swojego narzeczonego i pokazywała Alicji na palcu piękny pierścionek zaręczynowy z brylantem, a Alicja nie będąc dłużna opowiedziała, że ma babcię, która ma dwa psy i dwóch mężów i że była na weselu syna dziadka i tam poznała dziewięć nowych cioć i jadła tort w białym marcepanie co miał trzy piętra.
Cały ten rejs przypominał parodię, czy karykaturę
wycieczki, ze względu na swoją wyrazistą
formę i stylizację, szczególnie wdzięcznie wyglądali pasażerowie, bo prawie wszyscy
ubrali się z motywem biało- niebieskich
pasków. Jedna pani w paskowanej sukience doprawdy czarująco wymiotowała prawie
całą drogę do pięknego nowego koszyczka też w biało- niebieskie paski, a jej
partner spokojnie popijał piwko udając, że tego nie widzi. A najdziwniejszy w
rejsie wydawał się fakt, że przez cały czas nikt nie widział żadnego członka
załogi – prawdziwy statek widmo.
Kiedy dopłynęli do brzegu Ola z Córką spojrzały
na siebie porozumiewawczo i możecie być pewni, że to był ostatni rejs piracki w
ich życiu.
Ps 1
Alicja lat 5 pyta przyjaciółkę mamy; „Ciociu,
czy ty masz męża?”- „Nie” odpowiada ciocia. „A masz narzeczonego” –„nie” znowu
odpowiada pytana - „a masz chłopaka?”
wytrwale pyta Alicja – „nie mam” odpowiada ciągle tak samo, „ojej”- ze współczuciem mówi Alicja „ to ty nie masz
żadnego towarzystwa, zapisz się najlepiej do piratów”.
Ps 2
A Jerzyk w lipcu 2018 roku przestał pić
mleko w ogóle i tym samym nie zdarzało mu się już siusiać w nocy, no i spał bez
pieluszki. To wielki progres- kto pamięta z zeszłorocznych „Opowieści lipcowych”,
wtedy wypijał jeszcze sześć butelek mleka przez noc.
Ps 3
Żeby nie było, że to Alicja tylko
dowcipna - Jerzyk lat 3 stojąc przed Człowiekiem witruwiańskim namalowanym u
babci na ścianie mówi; „Babciu ten pan ma cztery ręce, cztery nogi, a dlaczego
nie ma czterech penisów?”