niedziela, 12 czerwca 2016

MONTREAL, ZDRADA I MOTYLEK



Dodaj napis

Montreal, zdrada i motylek

Napisano 11 czerwca 2016 Ottawa
Akcja  4 czerwca  2016 Montreal,  lipiec  1986 Sobieszewo i później

   
  


 Ola po pięciu dniach włóczenia się po Montrealu nasyciła się miastem. Była zachwycona artystyczną duszą metropolii, rozrzuconymi po mieście kolorowymi, publicznymi pianinami, na których grali spontanicznie przechodnie, rzeźbami wrośniętymi w architekturę, fontannami, ulicznymi grajkami, budynkami, starym portem /.../ jedynie wysokie drapacze chmur do których Ola zadzierała głowę powodował ból karku, no i trochę huczał w uszach wielkomiejski hałas. 
Dlatego wieczorem, dzień przed wyjazdem do Ottawy poszła posiedzieć na trawie w Jardin Camelin przy brzegu sztucznego strumienia, przy dźwięku jego szemrania, ale także dźwięku ludzi, egzotycznej muzyki z trąbki i gitary, być tam i teraz. Kiedy wtopiła się w bycie w tamtym miejscu, Ola poczuła obecność kogoś wysyłającego do niej energię zainteresowania, rozglądnęła się, przy drewnianym pomoście dostrzegła piękną, 32 letnią kobietę, robiącą zdjęcie przestrzeni gdzie siedziała Ola.  
Zorientowała się, że obok niej bawią się, puszczając papierową łódkę w strumieniu, dzieci kobiety; siedmioletnia dziewczynka i cztery lata młodszy chłopiec. Ola dostrzegła i zachwyciła się niespotykaną urodą kobiety, piękność lata, na pewno wracała z dziećmi z wakacji, jej ciało było opalone w nieskazitelny równy brąz, błękitne oczy odbijały od ciemnego odcienia twarzy, długie kształtne nogi, ubrane w tenisówki z czerwonymi sznurowadłami, krótkie dżinsowe postrzępione spodenki opinały jej wspaniale zgrabną pupę, biała bluzka zawiązana na  płaskim wysportowanym brzuchu, przepłowiałe słońcem długie blond włosy, od całej jej postawy biła wakacyjna kanikuła, wypoczynek, energia z wody, słońca, powietrza...  lecz, też jakiś smutek i melancholia, zamyślenie, nie wiadomo, czy nad tym co się wydarzyło,  czy nad tym co mogło lub miało się wydarzyć. Kobieta włożyła palec do buzi, wyglądała jak rozkapryszona dziewczynka. Nieobecna tu i teraz, obecna w marzeniach, w swoim świecie, sądząc po smutku i niespełnieniu bijącym od jej postaci , marzeniach niezrealizowanych. Dzieci jej,  nieświadome nastroju mamy  biegały radośnie, szczęśliwe, po udanych wakacjach, bawiły się strumieniami wody, pluskały, pryskały, a ona chciała czegoś, ulotnego ? pragnęła ?  coś jej umknęło ? coś się nie spełniło. Co?
Ola wiedziała czego może brakować pięknej, młodej kobiecie, wiedziała co jest najważniejsze dla jej spokoju ducha, samozadowolenia, satysfakcji. Oczywiście,  tak, nie mylicie się - seks,  przepływ radosnej energii seksualnej , ale także miłosno- przyjacielskiego przytulnego zrozumienia.
   A więc największym  grzechem jaki może popełnić mężczyzna to niedocenienie urody, witalności, kobiecości swojej młodej żony.
Od zawsze ten brak uważności męża wykorzystywał inny mężczyzna, dla którego młoda żona z dziećmi była najwspanialszą zdobyczą, dającą najwyższego gatunku adrenalinę, a i dla młodej mężatki romans z zachwyconym nią mężczyzną dawał poczucie siły, wiary we własną atrakcyjność.  
     Tak,  przeglądać się w zachwyconych każdym kawałkiem kobiecego ciała oczach mężczyzny, odkrywać atrakcyjność nowych elementów siebie,  to wspaniały dar, który daje kochanek. 
   Ale jakby na to nie spojrzeć i jak nie usprawiedliwiać to seksualne zauroczenie zawsze zdradą się nazywa i po wsze czasy będzie się tak nazywać. Zjada się ze smakiem wielkim jabłko z drzewa grzechu.
*   *   *
Och, ach,  westchnęła znowu doprawdy głęboko Ola i patrząc na postać  pięknej młodej kobiety zobaczyła w myślach inną młodą kobietę, równie piękną, opaloną, wysmaganą morskim wiatrem i falą, słońcem i zapachem sosen, wypoczętą do bólu , siebie samą 30 lat wcześniej. Cofnęła się w myślach do lata tamtego czasu i przeniosła wspomnienie do Sobieszewa lipca roku 1987.
Tak , to rozpoczęło się w lipcu 1987 roku, kiedy  Ola miała 32 lata, a jej dzieci, jeśli już zostajemy przy wieku bohaterów tej historyjki; córka 7, od września miała iść do szkoły, a jej syn dwa latka z górką. Mąż Oli wyjechał do pracy do Niemiec dwa miesiące temu, ale już od kwietnia, od sławetnej imprezy imieninowej męża Oli było miedzy nimi źle. Z zupełnie Oli , ani też innych licznych gości, niewiadomego powodu , na swoich imieninach pobił swojego  przyjaciela za to, że zamknął się z Oli najlepszą przyjaciółką w łazience, chociaż ich małżonkowie wogóle się tym nie przejmowali. Oli było bardzo przykro, a przecież  i tak między Olą,  a jej mężem od dłuższego już czasu nie było, ani przyjaźni, ani zrozumienia, czy porozumienia, nie było też seksu od dobrych paru miesięcy. /to też chyba napisałam, żeby Olę lekko choć usprawiedliwić z dalszego rozwoju wydarzeń hi,hi/
*   *   *
Tak się super ułożyło i zawodowo i prywatnie, że 1 maja Ola mogła zacząć najdłuższe wakacje w swoim dotychczasowym życiu; najpierw miesiąc Sławica z dzieciakami i psem Dorotki Kifem, potem miesiąc Dziwnów, oczywiście też z dzieciakami, a potem Sobieszewo, z siostrą męża i też z dzieciakami. 
Tamto lato już od maja było cudne gorące i słoneczne. To także stanowi lekkie  usprawiedliwienie tego co za chwile nastąpi, gdyż seks na świeżym powietrzu jest bardziej kuszący w gorącą gwiaździstą noc /.../ ale nie wyprzedzajmy faktów.
Wieczorem kiedy dzieci już mocno spały Ola ubrała na bose, spylingowane piaskiem, stopy białe tenisówki, na zgrabne pośladki naciągnęła bawełniane różowe rybaczki, a na górę ubrała błękitną błyszczącą długą, luźną koszulę i poszła do barku nocnego do ośrodka dla młodych partyjnych literatów. 
To co się zaraz wydarzy, zdarzyło się tylko raz w życiu Oli i myślę, że nie zdarza się w innych życiach też częściej niż raz. 
Ola weszła do przyciemnionego, zadymionego dymem papierosowym nocnego baru, rozglądnęła się po sali, parę osób tańczyło na parkiecie, przy barze siedziało kilku mężczyzn pijących drinka. Kiedy Ola ujrzała jednego z nich, nie wiadomo, doprawdy nie wiadomo dlaczego on, niczym zupełnie się nie wyróżniał, nagle jakby porażona piorunem poczuła, że jest to ten jeden wymarzony, ten najważniejszy. /Pamiętacie film z 1996 roku Fenomen, z ukochanym Oli aktorem Johnem Travoltą tam też Główny bohater dostał przemiany po ujrzeniu błysku światła / Takim to dziwnym światłem została porażona Ola i w ułamek sekundy z nieśmiałej, trochę zakompleksionej i przytłoczonej agresywnym, władczym, nadużywającym alkoholu mężem, przeistoczyła się w pewną siebie kobietę wampa. Podeszła do mężczyzny i powiedziała chrypiącym erotycznie gardłowym głosem  " dobry wieczór, jestem wróżką, czy chcesz znać swoją przyszłość" wyraził zgodę miłym uśmiechem, wzięła do rąk jego dłoń, delikatnie palcami rozmasowała i rozchyliła linie wskazujące przyszłość i  wyszeptała wyraźnie akcentując słowa " wieczorową porą spotkasz opaloną kobietę o błękitnych oczach i długich karmelowego koloru włosach, kobietę z którą będziesz chciał się kochać namiętnie i dziko, kobietę, która od pięciu miesięcy nie miała mężczyzny i też się będzie chciała kochać dziko i namiętnie"  szepcząc tak, się stało szybciej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, po jednym tańcu, po jednym drinku wspólnie wypitym, poszli trzymając się za ręce, znajomi od wszechczasów, stali się kochankami, na piasku, pod sosną, odpłynęli w swój niebyt.
I tak było co noc przez prawie 14 dni tak jak trwał turnus wczasów pracowniczych Chodzieskiej Fabryki Porcelany, spotykali się nocą pod sosną i w milczeniu kochali się z wielkim oddaniem i satysfakcją, potem Ola leżała na ramieniu Kochanka i oboje patrzyli w bezmiar gwiazd. Myślę, że to wtedy Ola odkryła wielki dar, który miała. Potrafiła po miłosnym uniesieniu zamknąć się z partnerem seksualnym w złotej kapsule i unieść się i płynąć w przestrzeni kosmosu.
*   *   *
Ale wyobraźcie sobie moi mili, że koniec wczasów nie oznaczał końca romansu. Kochanek Oli zakochał się w niej namiętnie, dziko, bezrozumnie, tak, wynajął w mieście Oli mieszkanie, codziennie wieczorem, prosto z Warszawy przywoził go czarną Wołgą  kierowca, Ola uśpiwszy dzieci wymykała się z domu, i razem spędzali parę godzin w ciągle tak samo namiętnym i dzikim kochaniu.
Lecz nastał czas powrotu Oli męża z pracy na saksach, miało to nastąpić za dwa dni. Kochanek Oli o tym wiedział i postanowił się Oli oświadczyć, a że był bardzo zaradny życiowo do zaręczyn dołączył informację , że będą mieli fajne mieszkanie w centrum Warszawy, że szkoła dla jej córki, żłobek dla syna i praca dla samej Oli jest załatwiona. I że czeka Olę prawdziwe słodkie życie usłane różami, po czym rzucił pod jej nogi , nie liczyła, ale jakieś 50 róż.
Ola była zdecydowana na ten krok, którejś nocy spakowała dwie walizki, zostawiła kartkę z zapisem " odeszliśmy nie szukaj nas" obudziła dzieci, ubrała i kiedy już wychodziła na zawsze , zobaczyła na lodówce pięć paczek papierosów ekstra mocnych, które wystała w długiej kolejce dla męża i tak jak nagle zabłysło tamto światło tak samo w jednej chwili zgasło. Wróciła dawna Ola i zaczęła spokojnie się uśmiechać rozpakowawszy przedtem walizki.
*   *   *
Mąż wrócił, na powitanie zaczęli się kochać na podłodze, obydwoje bardzo chudzi i opaleni, było im dobrze ze sobą, wogóle od tamtego czasu było im lepiej ze sobą. 
*   *   *
Po pół roku od zdarzeń Ola dostała paczkę bez nadawcy z miesięcznikiem literackim w środku, w którym było napisane przez jej Kochanka  opowiadanie  o jego najpiękniejszych chwilach w życiu, o ich kochaniu pod sosną, o szumie morza, o jej piersiach soczystych jak jabłka, o wagini co najpiękniejszym egzotycznym ulotnym motylkiem była. Sprawiło to Oli wielką radość i  wprowadziło  w przekonanie, że potrafi uszczęśliwić mężczyznę i siebie też, co do dnia dzisiejszego jest aktualne :-)))
*   *   *
Jakieś 12 lat potem Ola z mężem i dziećmi oglądała film na wideo Co się  wydarzyło w Madison County i po scenie kiedy Meryl Streep siedzi w samochodzie z mężem, a Clint Eastwood biegnie w deszczu Ola wpadła w szloch i płakała ogromnymi łzami przez parę godzin, nie mogła, a może nawet nie chciała się uspokoić, płakała w żałobie po braku ciągu dalszego jej romansu i romansu bohaterki z filmu.
*   *   *
Można żałować, że się nie zgrzeszyło, a można żałować, że się zgrzeszyło.

Ola należy do ludzi czynu, którzy nigdy niczego nie żałują.

środa, 8 czerwca 2016

PRZYGODY OLI W ALBERGU CARLOSA


Przygody Oli w albergu Carlosa
Napisano Ottawa 7 czerwca 2016
 Akcja Caldas de Reis 18 maja 2016 r.

   Carlos był wierzącym katolikiem, wierzył we wszystkie dogmaty, łacznie z niepokalanym poczęciem. Pochodził  z małego miasteczka Caldas de Reis w prowincji Pontovedra w Hiszpanskiej Galicji.  17 lat temu jako 25 letni mężczyzna pojechał szukać pracy i nowego życia w Nowym Yorku na Manhattanie. Znalazł tam nieźle płatne zajęcie, ale nie w wyuczonym zawodzie elektryka, tylko robiąc  masaże egzotyczne bogatym nowojorskim paniom.  Sprawne ręce Carlosa przywracały ich qi prawidłowy obieg w meridianach,  co powodowalo, że nowojorskie damy zodowolone okazywały finansową wdzięczność Carlosowi, który z kolei mógł pomyśleć o spełnieniu swojego planu.
Carlos zostawił w swoim rodzinnym mieście mamę i jej dwie siostry, wszystkie razem miały 225 lat, były schorowane, roztargnione i bardzo powolne. Od zawsze prowadziły przy głównej ulicy bar, od roku z wolnym wi-fi. Wolne wi-fi miało napędzać klientów, ale głównie korzystała z niego mama Carlosa, grając w skrable ze swoją madrycką koleżanką. Na tyłach baru, w podwórku siostry miały działkę otrzymaną w spadku po ojcu. Carlos twierdził, że byłoby dobrze zbudować na niej alberg dla pielgrzymów, dałoby mu to dodatkowy atut na wejście po śmierci do nieba, dla siebie, mamy i cioć. Miał już wystarczajacą ilość pieniędzy, miał wizje i  przyjaciela budowlańca z zamiłowania architekta, który tą wizje był gotów zrealizować i do tego przyjaciel mieszkał na miejscu.  Rozpoczęła się wymiana meili. Carlos wymarzył najwyższej jakości drewniane łóżka z bordowymi pościelami, jadalnie, recepcję,
pokój  gospodarczy z półkami, szafki na bagaże z niespodziankami /na każdego pielgrzyma będzie czekała butelka wody i batonik/, piękne ubikacje, prysznice, kafelki, kibelki przystosowane  dla niepelnosprawnych, wszystko ekologiczne, samogaszące  się światło, rozsuwajace się drzwi, dawkowana woda, wszędzie kompozycje z kwiatów, taras / oczywiście jeśli możliwy jest taras w parterowym budynku na małym podwórku/, no i koniecznie musiały być świetliki, Carlos, miał tak samo jak Ola słabość do świetlików bez względu na koszty i konsekwencje.
   Budowa ruszyła, Carlos słał pieniądze, przyjaciel zatrudniał wykonawców i nadzorował prace, po ośmiu miesiącach inwestycja stała gotowa, odbiór dokonany, uroczyste przecięcie wstęgi opite dobrym wino tinto. Obiekt na 30 pielgrzymów na jednej sali, z 15 piętrowymi łóżkami rozpoczął przyjmowanie strudzonych gości, po 8 euro za noc.

*  *  *
   18 maja, w swoje imieniny Aleksandra zwana Olą oraz jej Mąż, przekroczyli granice miasta Caldas de Reis. Już w jednym miejscu, kawałek drogi wcześniej odmówiono im noclegu, ze względu na przepełnienie. Po 30 kilometrach marszu, z 10 kg. plecakami, z bolącą stopą I kolanem, ledwo  posuwając się do przodu, na głównej ulicy miasta ujrzeli przyjazną reklamę albergu Carlosa. Od razy podjęli decyzję noclegu właśnie tam. Męża Oli dodatkowo zachęciło wolne wi-fi. Zapłacili jednej z cioć Carlosa 16 euro i Ola jak zawsze, bez mycia i ciepłego posiłku, padła ze zmęczenia na pierwsze z brzegu łóżko.
Przedtem próbowała wpakować plecak do szafki, ale okazało się, że szafka pomieścić może jedynie malutki bagaż, Ola zjadła więc batonik niespodziankę, położyła plecak przy łóżku i wsunęła się w śpiwór, i tu dziwna sprawa przestrzeń między materacem dolnego łóżka na którym chciała spać Ola, a dołem łóżka piętrowego wynosiła jakieś 40 cm. żeby więc położyć sie na dolnym łóżku trzeba było dość skomplikowanie wturlnąć się na materac. Ola zrobiła to sprawnie, przyzwyczajona do spania w różnych ekstremalnych warunkach, takich jak " hundkoja " w mazurskim jachcie żaglowym, i zasnęła kamiennym snem pochrapując miarowo jak to zawsze przy duzym zmęczeniu bywało.
Około 20 Ola obudziła się gotowa do wieczornych abolucji. Najpierw uderzyła się dość mocno w głowę o łóżko nad nią, ze wzgledu na skandalicznie małą przestrzeń miedzy łózkami, potem wzięła  ręcznik i mydło, pastę I szczoteczkę do zebów i ruszyła do toalety damskiej mieszczącej się na końcu sali.  Dopiero
teraz zorientowała się, że kibelek stał centralnie na środku, na przeciw drzwi, do tego na lekkim podwyższeniu, a trzy kabiny prysznicowe ustawione były prostopadle do kibelka, nie było też żadnych wieszaków na ubrania. Ola rozebrała się, kładąc ubranie do umywalki, naga, przycisnęła włącznik natrysku i natychmiast z piskiem, oblana lodowatą wodą, odskoczyła na zewnątrz. Ten zabieg musiała powtórzyć trzy razy, aby z prysznica poleciała  wreszcie ciepła woda. Przez cały czas  Ola parskała śmiechem na myśl, że obok niej próbują wziąć prysznic, w ten sam sposób, dwie nagie osoby, a na kibelku siedzi jeszcze jedna.
Ola wreszcie przy ciepłej wodzie spokojnie namydlila całe ciało. Nagle światlo zgasło, nastąpiła całkowita ciemność.
Zdezorientowana Ola podskaując machała  rękoma, aby uruchomić czujnik światla, lecz w kabinie prawdopodobnie zapomniano go zamontować.  Po paru bezładnych ruchach Oli udało się  wyjść poza kabine, uruchomić światło i usiąść nago na kibelku.
W tym momencie drzwi samoczynnie otworzyły się i ten przedziwny obraz Oli nagiej, z rozpuszczonymi włosami w kolorze karmelu, siedzącej na podwyższeniu kibelka z uniesionymi rękoma,  w pełnym ostrym świetle lamp, ukazał się matce Carlosa i dwóm Japończykom,  ubranym w wielkie, do samej ziemi żółte peleryny upstrzone tysiącami, dość pokaźnych rozmiarów, czerwonych serduszek. Każdy z Japończyków miał   jednakowe, tak jak peleryny, w ostro żółtym kolorze, plecaczki -  perfekcyjnie wyposażone w różne tajemnicze artykuły. Mama Carlosa oprowadzała ich właśnie po albergu tłumacząc nieudolnie po angielsku zasady korzystania z wszystkich urzadzeń.
Doprawdy trudno powiedzieć kto w tym przedstawieniu był widzem, a kto aktorem, kto miał głupszą minę i kto był bardziej zawstydzony.
Mąż Oli leżał na łóżku piętrowym i kwiczał z uciechy od wyobrażania sobie jak liczna mogła być widownia gdyby wszystkie łóżka były zajęte i jakimi owacjami mógł być nagrodzony swoisty, mocno ekstrawakancki performens Oli.
Faktem jest, że dla uniknięcia powtórki krepujacej sytuacji, i calutką noc, a także rano, cała czwórka chodziła do toalety dwójkami, gdzie jeden załatwiał swoje toaletowe potrzeby, a drugi trzymał drzwi.
Ale ta historyjka ma też pozytywny finał, rano Ola myjąc zęby zadziwiona wspaniałym słonecznym światłem w całym pomieszczeniu podniosła glowę i ujrzała zamiast sufitu przepiękne głębiaste białe chmury biegnące po blękitnym niebie i kawałek korony zielonego platana. Ten widok radosny i piękny był możliwy dzięki najcudowniejszemu świetlikowi jaki widziała w życiu.
A parę japończyków z żółtymi plecaczkami Ola z Mężem spotykała jeszcze wiele razy na swoim Camino, widząc siebie nawzajem zawsze chichotali skrycie, bo wiedzieli, że obraz siebie nawzajem, z tamtej nocy zostanie pod  powiekami ich wszystkich na zawsze.

Ola wspominając tą historię zastanawiało nie raz, dlaczego w albergu Carlosa byli tylko oni we czwórkę, skoro inne albergi miał wszystkie miejsca zajęte, lecz nie zaprzątała sobie myśli odpowiedzią.