środa, 28 marca 2018

9 MARCA 2018 roku HISTORYJKA SMUTNA I NIESMUTNA


9 Marca 2018 roku czyli historyjka smutna i niesmutna

9 Marca wcześniej

Kiedy Ola była dziewczynką rytualnie wręcz prowadziła w kalendarzyku TENO, różniącym  się jedynie co roku kolorem okładki, ranking dnia, w skali od -5 do + 5. Była bardzo konsekwentna w systematycznym tworzeniu wykresów co najmniej w latach 1966-1972. Doprawdy nie wiem, skąd u Oli, dziewczynki, która żyła raczej w świecie swojej wyobraźni tego rodzaju skrupulatność i zamiłowanie do statystyki się wzięło. Ola niczym naukowiec dążyła do odkrycia dotąd nieustalonych nowych zależności, których nikt nigdy nie badał. I tak Oli praca dała efekt-  tabelaryczna forma oceny atrakcyjności poszczególnych dni w roku, zebranie doprawdy dużej ilości danych, doprowadziło Olę do stworzenia, ale też potwierdzenia teorii, że dzień 9 marca to najsmutniejszy, najbardziej płaczliwy i beznadziejny dla Oli dzień w roku. Z tego co na dzień dzisiejszy można sprawdzić  9 marca otrzymał co najmniej pięć minus piątek.
                                                                      *   *   *

Ola wiele, wiele  lat później poznała Ewę Ł., światowej sławy profesorkę statystyki. Od Ewy, Ola  usłyszała  dowcip, który rozwalił całkowicie i ostatecznie jej szukanie, właśnie w statystyce,  odpowiedzi na nurtujące życiowe pytania.

„ Jeżeli jeden człowiek ma zatwardzenie, a drugi rozwolnienie to statystycznie mają uregulowany stolec”.

Ha, ha i Ola przestała wierzyć w jakiekolwiek wykresy i analizy, a zawierzyła jedynie emocjom, energii i działaniu / działaniu, także statycznemu czyli medytacji /.

9 Marca 2018 roku piątek

Tego dnia pogoda była doprawdy, ciągle w stylu  „obrzydliwy marzec”- śnieg z deszczem i zimny wiatr. Ola jednak mimo niekorzystnej aury postanowiła zabrać Dzieciaszki na wycieczkę na Maltę, by jej ukochana Córeczka, zmęczona już trwającą dziewięć miesięcy ciążą, mogła zdrzemnąć się choć trochę pod cieplutkim camel-kocykiem.

Ola w swój mały plecaczek, uroczą nagrodę za wyróżnienie z festiwalu Na Szagę, spakowała dwa banany, mandarynki, wodę żywiec, książeczkę z dedykacją dla Alicji o bohaterskim psie z Alaski, stworzoną przez Oli Dorotkę i karty DIXIT bez pudełka, po czym wskoczyła do swojego czarno-czerwonego Opelka i ruszyła na drugi koniec miasta do przedszkola o wdzięcznej nazwie Mistrzowie Zabawy.

Piątkowe zabawki

W każdy piątek do przedszkola dzieci mogą przynosić swoje ulubione zabawki, mimo, że regulamin przedszkolny ograniczył ilość przynoszonych zabawek do pięciu i tak dla pań przedszkolanek był to dzień najtrudniejszy w tygodniu.  Odnalezienie zabawek, przyporządkowanie ich do poszczególnych dzieci i spakowanie w komplecie do plecaczków w czas wyjścia stanowiło dla dzieci i opiekunów nie lada wyzwanie i trwało doprawdy długo. Ola cierpliwie czekała  oglądając  na szklanych drzwiach  przyklejone zdjęcie czerwonej straży pożarnej z ogłoszeniem zrozpaczonego Michała poszukującego swojej zaginionej zabawki z zeszłego piątku.  Ufff wyjście z Dzieciaszkami  z przedszkola zostało ogarnięte.

Piotrek

Na ulubionym placu zabaw dzieci na Malcie Jurek huśta się w nieskończoność na błękitnej oponie, mimo pomimo, że nie wygląda na zadowolonego nie ma zamiaru zakończyć zabawy. Ola cierpliwie krzyczy do każdego pchnięcia tekst z ich ulubionej bajki Kot w butach „ z drogi śledzie, bo Jurasek jedzie”. Pod kolor huśtawki pokazuje się też skrawek błękitnego nieba. W tym czasie jak spod ziemi na placu zabaw pojawia się przystojny blondynek z twarzą pełną piegów i kręci się do zawrotu głowy na jednoosobowym, zielonym siedzisku w kształcie tulipana.  Alicja chciałaby się pokręcić, podchodzi do kręciołka „czy mogłabym” mówi cichutko, chłopiec błyskawicznie zwalnia miejsce, wyraża aktywność w kręceniu Alicji, Alicja cieszy się, jej długi blond warkocz śmiga od pędu powietrza. „ jestem Piotrek, chcesz się pobawić?” pyta blondynek „tak chcę, mam na imię Alicja, mam 4 i pół roku, tam jest moja Babcia i młodszy brat, a ty masz taką kurtkę identyczną jak mój brat, ale oczywiście dużo większą” mówi bez zatrzymanki uśmiechając się radośnie. Piotrek szybko przejmuje dowodzenie w zabawie, biegają po ścieżkach kolorowych, gumowych groszków, Piotrek jest zawsze szybszy, ma dobre do biegania sportowe buty, Alicja w różowych kaloszach biega zdecydowanie wolniej, zmęczona przegrywanym  bieganiem  wchodzi na wieże konstrukcji i gotuje dla wszystkich na niby zupę pomidorową, dla Jurka tak jak on lubi, z makaronem. Piotrek popisuje się przeskakując z jednego podwyższenia konstrukcji na drugie, iście cyrkowa akrobacja. Robi się późno, Ola z dziećmi muszą wracać. Alicja z Piotrkiem żegnają się. Szczęśliwa Alicja mówi do Oli „tak długo, tak długo czekałam , szukałam przyjaciela, teraz znalazłam, Piotrek to przyjaciel idealny, jest bardzo sympatyczny, on chyba też mnie polubił, bo przecież też jestem sympatyczna”.

Pani i psy; czarny i biały

Po drodze na wielkiej łące spotykają Panią, która rzuca w dal dużemu czarnemu psu wielki kij, pies z wyraźnym uśmiechem na pysku aportuje zwinnie, kładzie kij przy nogach Pani, przy nogach Pani stoi jeszcze drugi piesek, mały, biały, Alicja zaczyna rozmowę, pyta o płeć pieska, Pani z kolei pyta ile lat ma Alicja , Alicja odpowiada; „27 kwietnia kończę cztery i pół”,  Pani z uśmiechem „ho, ho to nawet ja nie wiem kiedy kończę połówkę lat”, a Jurek wtrąca się w rozmowę „kocham tego białego pieska, jest taki spokojny” „jest spokojny, bo doprawdy wiele już przeżył w swoim życiu” - Pani rzuca to zdanie w przestrzeń, Ola dokładnie rozumie co Pani ma na myśli, czuje niesamowitą siłę życzliwości tej rozmowy .

Fotograf

Przechodzą z drogi z przekreślonym na czerwono rowerem na drogę z przekreślonym na czerwono pieszym, zaczyna sypać z nieba śnieg, jezioro pokryte jest lodem i ogromną ilością czarnych i białych ptaków. Z krzaków niespodziewanie, niby duch wyłania się  Pan, rozstawia na wielkim statywie ogromny profesjonalny aparat fotograficzny, celuje obiektyw w jezioro. W tym momencie w niebo wzbija się wielka chmura czarnych i białych ptaków, aż słychać trzepot skrzydeł. Panu na pewno udało  się zrobić niesamowicie dobre zdjęcie.

Zaginął

Blisko samochodu na drzewie wisi ogłoszenie o zaginionym panu. Dzieci zatrzymują się na dłużej, zdjęcie i opowieść Oli tłumacząca znaczenie zdjęcia robi na dzieciach wielkie wrażenie. W drodze do domu Jurek jak zawsze usypia, kiedy nie do końca obudzony wchodzi do mieszkania od razu informuje rodziców -  „a jeden pan zginął”.








Córka

Ola widzi swoją piękną córkę, z przepięknym karkiem o gładziutkiej aksamitnej skórze, Córka ubrała śliczna błękitną tunikę, która odbija się w wyjątkowo dziś błękitnych oczach, duży brzuszek z Perłą widocznie obniżył się, jakby Perła zjechała windą z piętra na parter.

Opowieść z karty DIXIT Oli i Alicji – historia smutna i niesmutna

Usiedli w trójkę na kanapie. A właściwie usiedli w dwójkę – Ola i Alicja, bo Jurek dziczył. Ola wyciągnęła losowo kartę z gry DIXIT i rozpoczęła grę, którą sama wymyśliła. Przekręciła błękitną klepsydrę i jako pierwsza rozpoczęła dwuminutową opowieść pt. Co widzę na obrazku.  Ilustracja karty DIXIT przedstawiała płaczącą głowę jelenia wiszącą na ścianie, więc trudno było stworzyć coś choć trochę optymistycznego. Ola dobierała słowa na bieżąco, nie miała wcześniej żadnej koncepcji do narracji. „ Dawno, dawno temu w małym białym domku mieszkał kotek. Wszystko w domku było koloru białego, ściany, meble, mleczko w miseczce kotka, a i sam kotek miał białe futerko. Nasz bohater kotek niczego się nie bał. Mieszkał sobie grzecznie w białym domku, w pokoju, gdzie na podłodze leżał jego popielaty koszyczek, do spania i do siedzenia,  pełen żółtego piasku. Obok miseczki z mleczkiem stała miseczka z wodą. Kotek bardzo zadowolony ze swojego życia uśmiechał się dużo i często z zadowoleniem wyciągał swój koci grzbiet. W domku oprócz kotka mieszkał Pan. Pan bardzo lubił polować na różne zwierzęta w lesie. Któregoś dnia Pan pojechał na polowanie i na tym polowaniu zastrzelił ogromnego jelenia. Przywiózł go na podwórko przed domem, tam odciął mu głowę, spreparował, umieścił na drewnianej płycie i powiesił na ścianie w pokoju, gdzie mieszkał kotek. Jeleń wisząc na ścianie zaczął bardzo płakać. Nie wiadomo skąd brały się w jego oczach takie ogromne ilości łez. Łzy wylewały się z oczu jelenia ogromnymi strumieniami i spływały na podłogę pokoju. Powoli woda łzowa zaczęła zalewać pokój. Z wody zrobił się rwący strumień, a nawet cała rzeka. Kotek patrzył przerażony jak woda porywa jego koszyczek i miseczki. Ojej, ojej – krzyczał kotek i  uciekł na drzewo, które rosło na zewnątrz domku. Na głośne miaukliwe krzyki kotka przybiegł Pan i jego piesek, zobaczyli co się dzieje i żeby temu zaradzić wzięli pozostawioną na podwórku resztkę jelenia. Przytachali tę resztkę do pokoju, zdjęli głowę jelenia ze ściany, skleili głowę z szyją. Nagle jelonek ożył, przestał płakać, nawet się uśmiechnął, wtedy Pan otworzył drzwi i jelonek poszedł całkiem uradowany”. Piasek w klepsydrze przestał się przesypywać i Ola zakończyła swoją opowieść.

„Ale ja nie chce takiej smutnej opowieści” – powiedziała Alicja skręcając się spiralnie na swojej zielonej huśtawce, „A ja właśnie chcę smutną” dopowiedział Jurek ciągle fikając koziołki.



Teraz przyszła kolei na historyjkę Alicji, wszyscy czekali w napięciu jak sobie poradzi z opowiadaniem. Nim jeszcze Alicja rozpoczęła opowieść przypomniała sobie jak w zeszłym roku była z Babcią na wycieczce w zamku w Kórniku i tam weszła do Sali, gdzie na ścianie znajdowały się głowy jej ulubionych afrykańskich zwierząt; zebry, nosorożca, żyrafy, hipopotama, antylopy i bawoła. Bardzo ją to zdziwiło. Ponieważ zwierzątka wyglądały jak żywe, więc Alicja była pewna, że ze względu na małą przestrzeń pomieszczenia, w pokoju znajdowały się jedynie głowy zwierząt, a ich resztka pozostawała na zewnątrz. I z tą koncepcją Alicja rozpoczęła opowiadanie; " Kiedyś--- tu zawiesiła głos i przyjęła dziwną stylistykę relacjonowania-  żył sobie kotek, który--- mieszkał w małej budce,----- że niczego mu nie brakowało do szczęścia. Kotek --- miał przyjaciela, jelenia, który mieszkał z nim w budce, ale tak nie do końca, bo w budce mieszkała jedynie głowa jelenia, cała reszta była na zewnątrz, jeleń --- lubił swój domek, ponieważ mógł być ze swoim przyjacielem kotkiem. Jednak--- dlatego, że  cały nie mieścił się w budce musieli zrobić  dziurę w ścianie i jeleń mógł zaglądać do kotka i rozmawiać z nim, a nie raz ---- nawet podjadać jakieś pyszne smakołyki, wstawiając jedynie głowę przez ścianę. Kotek  --- bardzo się cieszył, także z tego, że miał trzy miseczki; z mleczkiem, z myszkami, wodą i też bardzo się cieszył, że ma kolegę, nic nie brakowało mu do szczęścia, miał jeszcze przyjaciół --- zebrę, antylopę, hipcia i wiele zwierzątek małych i dużych, właściwie nie mieściły się one w małej budce, więc przychodziły do niego w odwiedziny i wchodziły jedynie samą głową, ewentualnie pyszczkiem i mogły spróbować mleczka kokosowego, którym częstował je kotek. Kotek miał jeszcze miseczkę z mleczkiem od krówki i z myszkami i z -------- aaa karmą!!!! I bardzo fajnie i miło mu się żyło to już wszystko juuuuuuuż”.

A Jurek, jak przyszła jego kolei to nic nie opowiadał tylko psocił jak ten wielki psotnik, a także przeszkadzał we wszystkich działaniach jak tylko mógł.

EPILOG

Minęło 16 dni od tych wydarzeń i w Palmową Niedzielę na świat przyszła Łucja zwana Perłą. Ola szybko pomknęła do szpitala zobaczyć Córeczkę z córeczką. A Córeczka miała oczy jasno zielone, takie świetliste, a Nowa Wnuczka była baaardzo długa z czarnymi oczyma jak latarenki. Ola szybciutko nadmuchała swoje serduszko w wielki balonik i zrobiło się dużo wolnego miejsca nie tylko na głowę Łucji, ale na nią całą.

A w Święta Wielkiejnocy Alicja przyniosła do Babci mały plecaczek z różowymi balerinkami w jednorożce „no wiesz Babciu, zabierz ten plecaczek jak znowu pójdziemy na wycieczkę na Maltę, żebym mogła szybciej biegać, gdy spotkam Piotrka”,  

zapraszam do poczytania najpopularniejszego postu
http://60twarzyoli.blogspot.com/2017/12/jak-internet-znalaz-anioa-jak-ola.html
Ola








wtorek, 20 marca 2018

OLA W NOWYM JORKU HISTORIA CZWARTA OLA I MANHATTAN




Ola w Nowym Jorku Historia Czwarta Ola i Manhattan
akcja; 18 marca 2018 roku godz.18 Kawiarnia Artystyczna Kóltura w Mieście Oli,
             19 marca 2018 roku godz.4 łóżko Oli w Błękitnej Sypialni  



Ola obudziła się o swojej 4 rano, przytuliła się do Męża, położyła głowę na jego ramieniu, czuła przenikające ją jego ciepło. Taki oliny constans, stabilne poczucie szczęścia i bezpieczeństwa- mogła rozpocząć myślenie. Myślenie z przepływającym filmem pod powiekami. Miała  przymknięte oczy, rozsmakowywała się w klimacie wczorajszego wieczoru, emocjach swoich i widzów, Kawiarnia Artystyczna Kóltura,  spodziewała się trochę inaczej, a to przez entuzjazm i obiecanki inicjatorów, coś zgrzytnęło, nie wnikała co, to los niezależności, grania wyłącznie do własnej bramki.  Idziesz tam gdzie ciebie zapraszają albo wywalczysz by właśnie ciebie zaprosili,  raz tak, raz tak, zawsze inaczej, to nie praca na etacie, nie możesz mieć pewności, że ktoś przyniesie komputer, jak stary się popsuje, że wymieni  przepalone żarówki, czy będzie kontakt, światło, musisz mieć swoje wizytówki, plakat, żądać różnych rzeczy głośno i wyraźnie, doglądać, och, ech.

  Tamto życie Oli, ze złotymi kartami, własnym kierowcą, panią maszynistką, która przepisywała sprytnie największe bazgroły Oli, delegacje, asystentki, kawiarki,  minął bezpowrotnie, ale przez 30 lat można się było przyzwyczaić. Teraz  wszystko zależy od niej, albo leży się w bezruchu na kanapie, albo działa. Taaak wybrała działanie, uśmiechnęła się do siebie, gdzież ona w ostatnich paru latach nie szukała miejsca,  była filmowcem kręcącym z ukrycia za wyłomem podziemi zamku cesarskiego film z niepełnosprawnymi, aktorką teatru lalkowego, grającą za pieniądze w teatrze i domach kultury, a także we własnym Teatrze Ogródkowym zrobionym wspólnie z Mężem, działaczką obrony praw kobiet przemawiającą parokrotnie przed ponad tysięcznym tłumem, opiekunką i animatorką swoich wnuków, dwukrotną, uczestniczką 11 dniowej vipassany, która zrobiła z niej- choć na chwilę-  milczącą, medytatorkę, według buddyjskich zasad, kochanką i żoną, kandydatką wstępną na poetkę biorącą udział w warsztatach poetyckich, graficiarą na małą skale, narciarką nart biegowych, wędrowniczką i samotną podróżniczką, spędzającą samotnie miesiąc w aszramie Rischikesz, pielgrzymem czterokrotnie przemierzającą po szlaku żółtej muszli Camino Św. Jakuba, Dzieckiem Kwiatem rozdającą 100 czerwonych róż na Placu Wolno, top model, ciągle jeszcze prawniczką prowadzącą  Kancelarię, eksploatorką dzielnic swojego Miasta, kucharką wegańską, joginką, ćwiczącą za 104 letnim joginem jogę śmiechu, ha,ha, ho,ho, hi,hi,  i nauczycielką  jogi, blogerką, spływowiczką, nawet zimową porą, kiedy kra prawie miażdżyła kajak i trzeba było jechać nim w ośnieżonym lesie….. iiiiii STOP, ponieważ można bez końca……  

a od lutego tego roku -  nowa rola, pasjonująca i dająca wielką satysfakcję, Ola stała się prelegentem opowiadającym o Nowym Jorku, Tony Halikiem w spódnicy na festiwalu Na Szagę. Więc opowiadała wczoraj, po raz drugi przed publicznością, w klimatycznym miejscu, Kawiarni Artystycznej Kóltura, dla grupki przyjaciół i garstki nieznajomych…. Opowiadanie historii daje Oli spełnienie i napęd, coś się wydarzyło i już akcja do następnego „coś się wydarzyło”.

Do swoich sześciu M Ola dodaje Manhattan i Modę. Ująć Manhattan w 8 minut opowieści zajęło trzy dni, polegające głównie na skreślaniu, a nie dopisywaniu. Oli opowiadanie tak jak moje pisanie głównie polega na ograniczaniu treści. Dzisiaj wszyscy oczekują informacji w pigułce, co zawsze jest trudne, ale jest też fantastycznym ćwiczeniem dla takich jak my. Każde wystąpienie publiczne rozwija niespotykanie, szczególnie dla jedynaków, ekstrawertyków i introwertyków  w idealnych połowach.

Więc zaczynamy, Manhattan – ZAPRASZAM


Manhattan och ach co to za miejsce, a raczej zbiór miejsc, wszystko Naj na świecie. Amerykanie, a szczególnie nowojorczycy mają bzika na punkcie, żeby wszystko było Naj; najwyższe, największe, najdłuższe, najdroższe, wszystko wkoło jest ikoną, symbolem, jest kultowe, modne, jest początkiem....


A przecież to nieduża wyspa, długości niecałych 22 kilometrów, a szerokości, w najszerszym miejscu niecałe 4. Ja, wprawiona w wędrówkach i w świetnej kondycji mogłam bez problemu przejść cały Manhattan wzdłuż i w szerz w jeden dzień. Z resztą uczyniłam to wiele razy.


Spróbuje Państwu odpowiedzieć skąd się  wziął kult Manhattanu. Moim zdaniem przyczyna tkwi w tym, że każdy z nas Manhattan zna bardzo dobrze, a to dlatego, iż większość naszych ulubionych filmów, szczególnie komedii romantycznych , czy seriali np. Przyjaciele, dzieje się w Nowym Jorku. Obrazy z filmów, symbole, ikony miasta tzw. Miejsca dawkowane nam w dużych ilościach, oddziałują na nasz mózg, bez naszej świadomości postrzegania ich, pozostawiają magiczne, miłosne, urokliwe emocje, endorfiny jak u zakochanych i tak stajemy się wszyscy zakochani w Nowym Jorku. Nowy Jork jest naszym marzeniem.


A wszystko zaczęło się od Krzysztofa Kolumba, który w roku 1492 odkrył Amerykę, nie, nie, tak naprawdę zaczęło się 117 lat później, kiedy wielki odkrywca i podróżnik Henry Hudson wysłany przez Holenderską Kompanię Wschodnioindyjską na poszukiwanie skarbów wschodu- przypraw, ha pieprz i wanilia; od północy, od strony wyspy Nowej Funlandii wpłynął do zatoki, nazwanej później  nowojorską, odnalazł ujście rzeki, która od jego imienia otrzymała nazwę Hudson, popłynął w górę, wzdłuż zachodniej części wyspy po indiańsku zwanej Manna Hata. Coś musiało oczarować wszystkich skoro w zawrotnym tempie, wybudowano dwie murowane faktorie do handlu skórami bobrowymi z Indianami, a Holendrzy tłumnie zasiedlali południe wyspy, budowali domy, uprawiali ziemię, powstał wielki port skąd eksportowano towary, w tym mąkę  tutaj wyprodukowaną. Miasto rozkwitało, rozrastało się.  Holendrzy nazwali Miasto Nowym Amsterdamem, którego granice ustalono dokładnie wzdłuż dzisiejszej ulicy Wall Street, gdzie wtedy wybudowano wielką, trzymetrową, drewnianą palisadę, dla ochrony przed Indianami , a potem przed Anglikami.


STOP  teraz HOPSA  przeskakujemy  o 300 lat w przód,  do roku 1973 kiedy to rząd USA dla pobudzenia gospodarki wybudował Światowe Centrum Handlu, architektoniczną myśl XXI wieku, z bliźniaczymi wieżami, które jako najwyższe na świecie stały się ikoną i symbolem Miasta, jego bogactwa i siły. Ten symbol Nowego Jorku przyciągnął niestety terrorystów i stał się miejscem największego i najbardziej spektakularnego ataku terrorystycznego na świecie, w którym zniszczono nie tylko dwie wieże , ale prawie cały kompleks budynków. Amerykanie krzyknęli głośno i wyraźnie "nie damy się, musimy pokazać światu naszą siłę", zainwestowali niewyobrażalny ogrom pieniędzy 4 miliardy dolarów, a może więcej, któż to wie?
Dali pełnie władzy architektom, a oni pokazali siłę wyobraźni, talentu i wizjonerstwa, tym razem na miarę XXII wieku.



Dokładnie w obrysie dwóch zniszczonych wież powstał pomnik dla upamiętnienia ofiar zamachu, dwa wkopane w ziemie wodospady, ze spływającą w otchłań wodą, dla pamięci ofiar powstało też, niesamowite, częściowo podziemne
muzeum  9/11, a na 13-tą rocznice zamachu oddano pierwszą z siedmiu planowanych, najwyższą Wieże Wolności- 105 pięter, 541 metrów, czyli 1776 stóp, jak  data ta najważniejsza w Stanach, a później po dwóch latach, na 15 rocznicę,  cud nad cudy, centrum światowego konsumpcjonizmu, katedrę handlu, w kształcie ptaka- gołębia wzbijającego się do lotu, Centrum stworzone nieujarzmioną fantazją hiszpańskiego architekta Santiago Calatava, nowe miejsce, najbardziej
fotografowane na świecie, rozświetlone do granic możliwości, boleśnie sterylne, jakby wnętrze stacji kosmicznej, wszystko niby w podziemiu, ale wyniesione szklaną kopułą, dachem, tam jest najdroższa stacja metra na świecie, 17 milionów turystów w 2016 roku.


Nie wiem czy cokolwiek w życiu zrobiło na mnie takie wrażenie, chodziłam zahipnotyzowana po przestrzeni Strefy Zero i słowa , które przychodziły mi do głowy to; lekkość, potęga, światło, jasność, słońce, a potem popłynęłam promem na Staten Island, oddalałam się od brzegu, stojąc na rufie, czułam się jak Melanii Griffith w filmie Pracująca Dziewczyna z 1988 roku dopływająca codziennie do pracy patrząc na TEN widok, ogarniałam oczami całą panoramę Manhattanu- najbardziej romantyczny, wzruszający, przepiękny krajobraz widnokręgu jaki widziałam w życiu.


  STOP, przecież musze jeszcze chwilkę o układzie ulic Manhattanu, bo to daje Miastu specyfikę i ducha przyszłości. Linią demarkacyjną Manhattanu do końca XVIII wieku była ulica 14, oddzielająca do dziś Manhattan Dolny od Środkowego, ulicę 14 nazwałam pępkiem Manhattanu i od niej zaczynałam codzienne wędrówki,  Manhattan powyżej 14 ulicy na północ stanowił własność publiczną, zakładając dalszy szybki rozwój miasta na początku XIX wieku postanowiono wprowadzić plan rozbudowy, sprzedawać działki inwestorom, konkurs wygrał urbanista Randel, odszedł od dotychczasowego, tradycyjnego promienistego układu miast z rynkiem w środku, a oparł swój plan na zasadach budowania starożytnego rzymskiego obozu wojskowego, podzielił miasto na szachownice, w prostokąty, pomógł mu wydłużony kształt wyspy i położenie w osi północ- południe, wschód- zachód, stworzył regularne czworoboki, kąt prosty dawał najbardziej ekonomiczne działki na sprzedaż, wszystko w osi północ- południe – 12 alei, oraz wschód zachód-  155 ulic /teraz 220/. Koncentracja i spiętrzenie budynków na niewielkich działkach i nadająca mu przestrzeń - 1/3 powierzchni przeznaczona na chodniki i jezdnie, stworzyły Miasto przyszłości,  tyle się tu dzieje na niewielkiej powierzchni. STOP


  Jako pretendentka do prawdziwej nowojorki dałam się wciągnąć w ekscytację NAJ, a szczególnie w NAJ- NAJWYŻSZE, bo zorientowałam się, że Miejsca Nowego Jorku bardzo często ustala się według  kryterium wysokości....


 Postanowiłam nauczyć się rozróżniać 10 najwyższych budynków NYC dobierając je parami. Pomijając numer jeden w Ameryce Word Trade Center – Wieżę Wolności, o której już opowiadałam, z resztą nie da się jej nie zauważyć. Ja zaczęłam od pary moich ulubionych w stylu art deco. Pierwszy Chrystler Buiding oddany w 1930 roku, przez rok NAJwyższy, na rogu 42 st. i Lexington Al., 319 m.. drugi Empire State Bulding, róg 34 st. i 5 Alei, symbol miasta i nawet kraju, w stylu art deco, przypominający nasz Pałac Kultury, oddany w 1931 roku, 381 m. zaliczany do 7 cudów świata, a dla mnie kojarzy się z morzem łez wylanych podczas oglądania dwóch romansów wszechczasów, z tym budynkiem jako głównym bohaterem; Niezapomniany Romans z 1956 roku i
Bezsenność w Seatle z 1993 roku. Ile razy oglądałam? Chyba sto, ostatnio w moim nowojorskim pokoju, bezsennej, gorącej nocy. Teraz 22 września, w dzień czasu równonocy na półkuli północnej, w imieniny mojego syna, w upale 30 stopniowym, biegałam pomiędzy 34 st. a 42 st. i robiłam  zdjęcia mając nadzieję, że się załapie na Manhattanhenge, które jak wyczytałam, w mijającej się nie raz z prawdą Wiki, może się zdarzyć właśnie dzisiaj, ale to już zupełnie inna historia. Oczywiście nie opanuje się, żeby na koniec jej nie opowiedzieć ha…





Nowy Jork to przede wszystkim miejsca, a od czasu popularności telefonów z możliwością robienia wysokiej klasy zdjęć, Nowy Jork to
przede wszystkim MIEJSCA DO FOTOGRAFOWANIA, a najważniejszymi MIEJSCAMI stają się oryginalne widoki zachodzącego słońca. Tak więc każdego pogodnego dnia tysiące turystów rozstawia swoje aparaty fotograficzne albo chociaż kieruje obiektyw  telefonów w czas najpiękniejszego słońca. Ważne jest, iż niektóre miejsca stają się MIEJSCAMI nie tylko w określoną pogodę, czy porę dnia, stają się MIEJSCAMI w określonej dokładnie astronomicznie dacie. I tak od początku XXI wieku wielu ludzi ogarnęło szaleństwo zwane Manhattanhenge.
Ustawienie ulic w idealnej osi północ-południe i wschód-zachód stworzyło zjawisko o niesamowitym uroku, stojący na ulicy podczas zachodzącego słońca i spoglądający na zachód w kierunku New Jersey, gdy mamy niezakłócony widok horyzontu, może  zobaczyć czar doskonałości, a także przy odrobinie szczęścia zrobić zdjęcie doskonałe. Najciekawiej jest pomiędzy właśnie 34, a 42 ulicą, gdzie słońce dodatkowo, niczym w zakręconych na siebie lustrach odbija się w szkle budynków- wieżowców, co daje wrażenie patrzenia w  kalejdoskop pełen światła  nie wiadomo skąd padającego. Biegałąm jak wyżej, cieszyłam się chwilą, a kiedy zapadł zmrok po raz pierwszy i ostatni poszłam do sklepu H&M na Time Square, kupując też w szalonym tłumie, przy dźwiękach jeszcze bardziej szalonej muzyki jedyny nowojorski ciuch sukienkę czarno-białą, bardzo pięknie zaprezentowaną w Muzeum Figur Woskowych.



# 8 M – Moda – zakończyła prelekcję Ola;

Moda – o modzie to ja wiem niewiele, jedno tylko, że w zeszłym roku szczytem mody nowojorskiej  stały się CICIKi, przyczepiane przez nowojorczyków wszędzie; do butów, torebek, ubrań, plecaków, noszone jako biżuteria. Mam dla Was prezent- niespodziankę, żebyście wszyscy mogli poczuć się jak prawdziwi nowojorczycy. – tak powiedziała Ola i podarowała wszystkim obecnym  pomarańczowe, włochate ciciki, które stały się pamiątką tego wydarzenia.