sobota, 16 lipca 2016

DZIEWCZYNA SYNA,MAŁPKI Z MARZEŃ, HIMALAJE,TYBETANKA I OKULARY

Dziewczyna Syna, Małpki z marzeń, Himalaje, Tybetanka I Okulary
Napisano 16 lipca 2016, luty 2015
Akcja; Londyn styczeń 2014, India- Delhi kolonia Tybetańska, Haridwar, droga w Himalaje - maj czerwiec 2014

   Parę miesięcy przed naszą wielką podróżą, przyszedł mój Chłopak i powiedział " " gdy byłem mały na Dzień Mamy i inne świeta Oli, mówiłem   dla niej wierszyk " kochana Mamo gdy będę duży przywiozę Tobie małpkę z podróży", teraz gdy jestem duży chcę spełnić wierszyk trochę inaczej i powiedzieć " kochana Mamo już jestem duży chcę Ci pokazać małpkę w podróży" ".  I co, czy ja miałam inny wybór, zaakceptowałam to, że Ola jedzie z nami, na dwa miesiące, na indyjską przygodę.
   A potem dużo chwil z Olą było doprawdy fajnych, polubiłyśmy się, kiedy przyszedł czas na Oli urodziny napisalam dla niej wspomnienia z podróży oto takie jak poniżej;
*   *   *
Pewnego dnia w Indiach  Ola wysłała mi silną afirmację “ prawdziwy jogin nie nosi okularów przeciwsłonecznych”. Bez wahania odstawiłam używanie tego przedmiotu i pozbyłam się moich ulubionych przeciwsłonecznych okularów, po czym spędziłam bez nich nastepne 11 miesięcy w najgorętszych i najsłoneczniejszych rejonach Azji. To było pewne; prawdziwa joginka nie nosi okularów przeciwsłonecznych ! Słowa te zapadły w moją pamięć uzupełniając kodeks jogina, niczym przekaz z ust mistrza.
*   *   *
Sklepy w dzielnicy tybetańskiej północnego Delhi przy świętej rzece Jamunie /czy któraś rzeka w Indiach nie jest święta?/ istnieją, lecz nie koniecznie chodzi w nich o sprzedaż – w przeciwieństwie do tradycyjnego indyjskiego marketu/. Na taki sklep natrafiła Ola spacerując beztrosko po ulicach tejże dzielnicy, w nastroju jaki ma każda kobieta zaraz po wypłacie za pracę, mając do tego olbrzymie potrzeby zakupowo- ciuchowe, szczególnie, że Oli garderoba ważyła wówczas 6 kilogramów, a połowę zajmował śpiwór i kijki do sportowego chodzenia.
Należy wyobrazić sobie sytuację niczym skreśloną stylem japońskiego artysty komiksu manga.
Obok stojaka z rozwieszonymi spodniami siedzi sobie Tybetanka i w skupieniu przekłada korale modlitewne oraz zapewne coś mantruje. W międzyczasie podchodzi do stojaka Ola, ponieważ upatrzyła sobie jedne spodnie już z odleglości kilometra i zaraz zaczyna je przymierzać. Gwałtu! Rety! Co się dzieje? Co się dzieje? Twarz słodziutkiej sprzedawczyni w ułamku sekundy zmieniła się w suszoną śliwkę, korale medytacyjne rozsypały się, zerwane przez wymachujące na wszelkie strony ręce i turlały sie po ulicy, aż przechodzący obok mnich pojechał na nich jak na deskorolce: “ Om Mani Padme Hum !!!. Podbiegła do Oli i kazała przestać przymierzać spodnie.
   Oj, gdyby Ola wiedziała, że spokojną sprzedawczynie, jej twarz i całą mantrę szlag trafi, zapewne nie zachowałaby się tak skandalicznie. Ale cóż, trzeba to wybaczyć toż to dopiero Oli drugi dzień  pobytu w Indiach.
*   *   *
Ach, podróżować jest bosko. Z plasterkiem na pępku czy bez, z widokami na góry, czy bez. Podróż jeepem prowadzonym przez profesjonalnego kierowcę, który niekoniecznie zwalniał na zakrętach otwierających doliny pomiędzy górami, Ola odbyła zgięta w pół z głową pomiędzy kolanami, chroniąc się w ten sposób przed omdleniem z powodu widoku, a raczej braku widocznej drogi za oknem rozpędzonego samochodu, jakby lewitował w górskich przestrzeniach. Pasów brakowało w pasażerskiej części jeepa, ponieważ i tak nie byłyby w stanie pełnić swojej funkcji w razie upadku z wysokości, a do tego pasażerów było w nim zbyt wielu; od 20 do 150 Indusów mieściło się w wehikule.
*   *   *
Zrobienie małpie zdjęcia jedzącej loda na patyku to rzecz niebezpieczna, ale warta ryzyka.
Małpy nie znoszą kiedy się na nie patrzy, kiedy się do nich szczerzy zęby, śmieje, zbliża, a już ponad wszystko nie cierpią kiedy próbuje się im zrobić zdjęcie. A to właśnie przyszło Oli na myśl w drodze do świątyni na szczycie góry w Haridwar. Nieustraszona wyjmuje aparat fotograficzny, namierza cel / bo tam naprawdę siedziała małpa jedząca loda na patyku, którego zapewne kupiła za godziwą cenę w rupiach w pobliskim sklepie dla pielgrzymów maszerujących do świątyni/. Cap! Pac! Skrob! Szus! Jedna z prawego boku, druga z lewego boku, trzecia spod ziemi, piata małpa z pazurami od tyłu Oli na nogę  dopada !!! Dwadzieścia małp ze wszelkich stron świata, kierunków, wysokości otoczyło Olę niczym Indusi, których w Indiach zawsze pełno. Ola nawet okiem nie mrugnęła. Dobyła swój czarodziejski kij bambusowy i ze zręcznością mistrza tai-chi, który balansując na prawej nodze robił pełny piruet , zagarniając kijem powietrze dookoła siebie, maluje niewidoczne yin-yang. Wysłała małpkom mette /mettabana – medytacja miłości, pochodzi z nauk Buddy w starożytnym języku pali/ , uśmiechnęła się życzliwie i dzielnie umknęła w celu podjęcia dalszej drogi po świętej górze.

Dopiero po latach zdarzenie to Hindusi upamiętnili budując kolejną świątynię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz