środa, 27 marca 2019

AUTOSTOP, PŁYTA HELP, MĘSKA JOWITA I KLUB POD SIÓDEMKAMI


AUTOSTOP, PŁYTA HELP, MĘSKA JOWITA I KLUB POD SIÓDEMKAMI

Napisano na PUJ /Praktyka Uważnego Jedzenia/ w Osadzie Danków koło Miłomłyna w Domku na Wzgórzu w pełnym poście od 28 marca 2019 roku do 4 kwietnia 2019 roku

Akcja; Zakopane, Poznań, Łódź, Warszawa, Siedlec i drogi pomiędzy tymi miastami

Czas; lato 1971 roku

Dedykuje wszystkim mieszkańcom miasta Łodzi 😊)



Delegacje w latach siedemdziesiątych stanowiły największą atrakcję pracowników umysłowych, czyli takich pracujących wyłącznie za biurkiem. Tato Oli jeździł do Warszawy skąd przywoził w prezencie papier toaletowy związywany sznurkiem po dziesięć sztuk i cukierki czekoladowe kasztany od Wedla , a także pączki od Bliklego ułożone w pudełku, malutkie oblane lukrem, zaś Mama Oli do Warszawy pojechała jedynie raz, za to Ola pamiętała ten wyjazd bardzo mocno ze względu na prezent jaki wtedy dostała . Mama wiedziała, że najatrakcyjniejszy prezent, na początku lat siedemdziesiątych w Warszawie dla nastolatki kupi w domach Centrum na stoisku Barbary Hoff. Tego dnia stały tam w kolejce tłumy ludzi, którzy tak bardzo chcieli mieć cokolwiek z Hofflandu , że aż wybili szyby, przyjechała Milicja, sprzedaż wstrzymano, a Mamie Oli doprawdy cudem udało się kupić bluzkę w niebiesko-zielone paski, z dekoltem prawie do pępka, stworzonym z dwóch kawałków materiału - szerokich naramek. Z odwagi i determinacji  Mamy, Ola miała coś modnego, stylowego i innego niż szara rzeczywistość sklepowa. Zaraz też  Ola ubrała bluzkę, dżinsy, drewniaki, rozpuściła długie za pupę włosy, niebieskim cieniem do powiek pomalowała obficie wokół oczu i już wiedziała, że tak właśnie będzie chodziła na dyskoteki  namiotowe w Zakopanem i swoim wyglądem zrobi furore. I tak się stało!


                                                      * * *

Ola z rodzicami jeździła co najmniej raz do roku na wczasy do Zakopanego, zimowe lub letnie. Uwielbiali Zakopane całą trójką. Spacerowali po Krupówkach, po dolinach wyrzeźbionych przez górskie potoki, każdą w swojej charakterystyce, czyli po Dolinie Kościeliskiej, Chochołowskiej, Strążyskiej, Białego ...  /do Doliny Pięciu Stawów Polskich nigdy nie dotarli/. 
Mama Oli zazwyczaj już na początku Doliny zostawiała ich, rozkładała leżak z metalowych rurek, na nos kładła zielony listek i opalała się przy dźwiękach szumu spadającej po kamieniach wody, wspaniałych, wysokich jodeł i przy śpiewie ptaków wdychając, nawet w lipcowy upał,  cudowne rześkie powietrze, a Ola z Tatą chodzili trochę dalej, lecz bez przesady, gdyż Tato Oli musiał często robić odpoczynki by sobie zapalić ulubionego papierosa, a poza tym szybko się męczył. Wieczorami zaś gdy rodzice pili kawę z gospodarzami, Ola 16-letnia wybierała się na zabawę do wielkiego namiotu, już pamięć zawodzi, gdzie dokładnie ustawionego, ale pewnie na jakimś placyku koło centrum. Tamtego wieczora Ola poszła na dyskotekę, muzyka w namiocie  stanowiła cudowną ekscytującą mieszankę, upał lipcowego popołudnia, kurz, doprawdy dużo fajnej młodzieży, wszystko to tworzyło klimatyczną atmosferę. Ola na dyskotece wyróżniała się z pośród innych dziewcząt, zarówno wyglądem jak i tańcem. Tańczyła szaleńczo podrygując, podskakując, kręcąc rozrzuconymi włosami,  potrafiła tańczyć tylko dla siebie, w ekstazie, jakby wkoło niej nie znajdowali się żadni ludzie. Nie ukrywajmy, tego wieczoru Ola stała się gwiazdą. Wokół niej w tanecznym kółku ścieśnił się tłumek mężczyzn. Pierwszy raz  w życiu czuła, aż tak mocne zainteresowanie  swoją osobą i w momencie gdy wygibasy ciała Oli osiągnęły jakby punkt kulminacyjny Ola spuściła wzrok i wtedy zobaczyła, iż jej nieduże , lecz bardzo zgrabne piersi przesunęły się poza ramiączka bluzki z czego wynikało jasno, iż Ola podrygiwała toples, a tłok męski wokół niej ukształtował się głównie / bądźmy sprawiedliwi/ z tego, iż Ola tańczyła półnago. Ola nie przejęła się zdarzeniem, poprawiła paski bluzki na miejsce i tańczyła nieprzerwanie. O godz. 22 dyskoteka musiała się skończyć, gdyż decyzją władz Zakopanego w mieście i oczywiście w górach po 22 obowiązywała cisza. Ola wyszła przed namiot gdzie okazało się, iż duża część, ma się rozumieć  męska,  jej kółeczka skupiła się teraz wokół niej, grupka składała się z siedmiu fajnych chłopaków z całej Polski, a kiedy Ola powiedziała, że mieszka w Kościelisku siedmiu adoratorów, bo to , że są to adoratorzy Oli stało się jasne, chciało ją odprowadzić do jej wakacyjnego domu. Ola zgodziła się chętnie i cały orszak ruszył żwawo ulicą Kościeliską. Trudno było wszystkim naraz rozmawiać na niezbyt szerokiej ulicy więc Ola bardziej zbliżyła się do jednego z  nich, który wydawał się jej najprzystojniejszy, ale też zagadywał inteligentnie i z dużym znawstwem. Początkowo temat rozmowy dotyczył  mijanych zabytków architektoniczno- cmentarnych, a później rozmowa przeszła na Hemingwaya, jego powieść Komu bije dzwon, poety Johna Donna i nie wiedzieć jak przeniosła się na kultową powieść Stanisława Dygata Disneyland i film na jej podstawie nakręcony - Jowita, które okazały się ulubionymi i Oli i Zbyszka, bo tak miał na imię interlokutor Oli. Nawet nie zauważyli jak w ferworze dyskusji zostali sami i pod drzwiami góralskiej chaty w bacówce gdzie mieszkała Ola, rozmawiali siedząc na schodach, ale i trochę milczeli patrząc na wielki, tego dnia księżyc w pełni. Około północy rozstali się, pożegnali uściskiem dłoni. Na odchodnym Zbyszek powiedział, że jest gitarzystą, gra w klubie Pod Siódemkami w Łodzi i  zaprasza Olę, żeby przyjechała do klubu posłuchać jak on gra. Ola tej nocy długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok.  Na drugi dzień gospodyni do śniadania przyniosła gdzieś nazbierane bardzo późne truskawki i Ola wziąwszy do ust słodki owoc poczuła, że to Zbyszek tak słodko na pewno smakuje i że jest jej- Oli Jowitą w wersji męskiej i że musi go odnaleźć, bo może okazać się jedynym sensem jej życia. Ola wtedy nie rozważała  możliwości pomyłek w wyborach, a może nigdy w życiu się nad takimi możliwościami nie zastanawiała, tylko jak zawsze kierując się intuicją poczuła, że się w Zbyszku- gitarzyście zakochała i że musi, poza wszystkimi swoimi normalnymi działaniami, niczym jej idol Marek Arens w ciele Daniela Olbrychskiego zająć się poszukiwaniami swojego ideału mężczyzny, aż do skutku.


                  *  *   *
Po paru tygodniach prawie pod koniec wakacji siedziały z najlepszą Oli Przyjaciółką w domu Oli i słuchały płyty Help Bitelsów prosto z adapteru Bambino. Płytę Oli Przyjaciółka pożyczyła od swojej hipisowskiej kuzynki z Warszawy, która płytę z kolei świeżo przywiozła z Anglii. Płyta stanowiła jedynie ebonitowy duży krążek, gdyż okładka została w Warszawie, by podróż i odtwarzanie bez kontroli nie narażało jej na niebezpieczeństwo zniszczenia. Ola słuchając płyty wzdychała "Och, ech" co znaczyło, że jest zakochana ciągle w raz w Zakopanem widzianym gitarzyście. "Wiesz" - powiedziała Przyjaciółka dla zmiany nastroju Oli- "ja muszę odwieść płytę do kuzynki do Warszawy, możemy pojechać autostopem przez Łódź to prawie po drodze. W Łodzi kierownikiem pływalni był mój wujek Zbyszek, ten który zginął tragicznie w wypadku samochodowym, wszyscy go tam bardzo kochali, więc na pewno pozwolą nam spać na pływalni". "Super"- aż podskoczyła z radości Ola, szybciutko powiedziała rodzicom, że jedzie do wujka księdza, też Zbyszka   na trzy dni wakacji.  

Spakowały jedną wspólną torbę i ranną porą ruszyły z Ronda Ratajskiego . Podróż przebiegała w wielu etapach i z przygodami; zatrzymały się w Jarocinie gdzie zjadły pyszne ciastka, jakby omlety z bitą śmietaną, jechały Mercedesem na tylnym siedzeniu, gdzie z nimi siedziała mała dziewczynka, która je boleśnie przez całą drogę szczypała / Ola wtedy zdecydowała, że jednak nie będzie miała dzieci/, wsiadły też do Trabanta na tylne siedzenie i panowie siedzący z przodu koniecznie chcieli z nimi spędzić weekend. I choć skończyło się szczęśliwie, chyba było trochę niebezpiecznie. Był też kierowca ciężarówki, który na odchodnym chciał od nich talony, bo wtedy kierowca, który uzbierał talony z książeczek autostopu mógł dostać wartościową nagrodę, a tych co uzbierali najwięcej pokazywali nawet jako bohaterów w telewizji. One oczywiście ani książeczek, ani talonów nie miały, więc na żądanie kierowcy tylko bezczelnie wzruszyły ramionami. 
                                                                                                                          *   *
Dojechały zadowolone do Łodzi, na ulicę Piotrkowską, najdłuższą w całej Polsce. Wszyscy spotkani na ulicy ludzie uśmiechali się do nich serdecznie, zagadywali i byli bardzo sympatyczni. Jeden z zagadujących przedstawił się jako mistrz tańca towarzyskiego w Polsce, zaprosił je do kawiarni na oranżadę i rurki z kremem, oprowadził po Piotrkowskiej. Na zapytanie dziewczyn jak to się dzieje, że w Łodzi wszyscy są tacy uśmiechnięci i mili , powiedział, że to zasługa wody, którą piją. Woda płynąca w wodociągach w 90% pochodzi ze studni głębinowych, jest tak czyściutka, zarówno na początku jak i na końcu ujęcia, że nie wymaga uzdatniania i ma w sobie dużo substancji mineralnych, w tym substancji rozweselających takich jak w cytrusach. Ola zapamiętała informację do końca życia i na zawsze pokochała łodzian miłością niezmienną.

Bez pośpiechu  kończyli wycieczkę - chłopak pokazał im  jeszcze zabytkowy dom na Piotrkowskiej 77, gdzie powoli mogły iść, ponieważ zrobiło się późne popołudnie.

Prawie zmierzchającą sierpniową porą weszły do zadymionego klubu. Mimo dość wczesnego czasu  jak na klub studencki grał już jazzowo, nie za głośno, zespół złożony z samych mężczyzn, w tym dwóch gitarzystów. Ola przypatrzyła się im i zrozpaczona stwierdziła, że chociaż może odtworzyć przebieg zakopiańskiej rozmowy słowo w słowo to zupełnie nie pamięta Zbyszka twarzy. Zaklęła dziewczęco „pieska moja niebieska” i łzy prawie zabłysły w jej oczach. - Więc będzie jak Marek Arens poszukiwać swojej miłości bez rezultatu, z ciągłym rozczarowaniem. Ha, ha Ola jednak długo nie potrafiła się smucić, tym bardziej, że w klubie atmosfera była przyjacielska, a ludzie fajni. Siedziały przy różnych stolikach, rozmawiały, śmiały się, tańczyły. Kiedy klub zamykali wyszły na ulice. Super przystojny hipis zaproponował im nocleg, lecz one zgodnie z planem wsiadły do taksówki i pojechały na pływalnie. 

O cudzie!!!  Portierka nocnej zmiany jak tylko usłyszała, że przyjechała siostrzenica śp. Zbyszka, bez zbędnych pytań  rozłożyła materace i położyła przyjaciółki spać. Rano jeszcze przygotowała im herbatę i kanapki. Kiedy w trakcie śniadania Ola powiedziała, że śniły jej się zęby Portierka z przerażeniem i bardzo stanowczo prawie krzyknęła "nigdzie nie pojedziecie dziewczyny, zęby we śnie oznaczają śmierć lub stratę. Zostańcie tutaj " lecz one przekonywały ją, że muszą jechać, pożegnały się serdecznie, podziękowały za opiekę i poszły na rogatki miasta. Chwile postały, przyszedł właściciel pobliskiego warsztatu samochodowego, pogadali trochę, jednocześnie autostopowym ruchem łapały samochody. Zaraz zatrzymała się Nyska, wsiadły, pojechały. Po dłuższym czasie, Ola poprosiła Przyjaciółkę " Daj ogórka" a ta odpowiedziała " Sama sobie weź, przecież ty masz torbę"….." Nie to ty masz torbę!!!" zawołała zaniepokojona Ola. Obie zbladły jednocześnie, uświadomiły sobie, że żadna nie wzięła torby, położonej na skraju szosy. Krzyknęły zrozpaczone na dwa głosy " STOP ZATRZYMAĆ SIĘ". Samochód ostro zahamował, one wyskoczyły i pobiegły pędem na drugą stronę szosy łapać autostop z powrotem do Łodzi. Kierowca mruknął coś o niewychowanej współczesnej młodzieży, a dziewczyny od razu złapały okazje powrotną. ...NA MIEJSCU TORBY NIE BYŁO.... Z rozpaczą zaczęły biegać po wszystkich warsztatach i firmach w okolicy, TORBY CIĄGLE NIE BYŁO. Zdesperowane postanowiły zgłosić kradzież na Milicji. Trafiły na posterunek dzielnicowy Bałuty. Tam dwóch Milicjantów z uśmiechem i życzliwością wysłuchało opowieści o zaginionej torbie z najwartościowszą rzeczą, czyli płytą Help Bitelsów. Spisali protokół, spytali czy rodzice wiedzą, że one są w Łodzi? Skłamały; i że rodzice prawie wiedzą o podróży, i że nie mają w domu telefonu i z miejscem zamieszkania - podały Puszczykowo. Milicjanci fachowo dla odnalezienia torby z płytą wysłali dziewczyny na Rynek Bałucki, gdzie w pierwszej kolejności złodzieje „na gorąco" sprzedają kradziony towar. Dziewczyny dostały radiowóz, miłego Milicjanta na ochroniarza i rozpoczęły akcję HELP. W takim miejscu jak Bałuty jeszcze nigdy  nie były, jakby się cofnąć do czasów okupacji, można kupić wszystko, łącznie z granatami, chodzą chłopaki i szeptem zapraszają do podejrzanych biznesów. W pewnym momencie Ola odłączyła się od  Przyjaciółki i milicyjnego opiekuna. Lecz zaraz  znalazł się nowy przewodnik - miły młody człowiek, który po informacji, że Ola szuka skradzionej Płyty Help bez okładki, zaprowadził ją do paru miejsc gdzie udawali, że chcą płytę kupić, niestety bez rezultatu. Więc Ola wróciła przybita na Komisariat. A tam, ku wielkiemu zdziwieniu, ogromnemu zaskoczeniu Oli, w otoczeniu roześmianych milicjantów przy dorodnym kartoniku słodkich kremowych ciastek siedziała Oli Przyjaciółka wesoło pokrzykując - " Hura jest torba, jest płyta, właśnie przyniósł ją właściciel warsztatu samochodowego" . Milicjanci wzięli do ręki płytę Help bez okładki, pokiwali ze zdziwieniem głowami " To o takie coś tyle hałasu". Płyta wyglądała bardzo niepozornie. Ale dziewczyny szczęśliwe pobiegły znowu na rogatki, jeszcze poszły podziękować panu z warsztatu i pojechały prosto do Warszawy. Oddały kuzynce płytę, zjadły obiad i znowu dojechały na rogatki, tym razem w stronę Poznania. Od razu złapały Nyskę w dobrym kierunku. Prowadził ją sympatyczny pan, który jechał w trasę z trzema synami. Ola usiadła z przodu razem z kierowcą i jego najstarszym synem Karolem. Oczywiście całą drogę rozentuzjazmowana opowiadała historię o zaginionej płycie. Tato Karola i Karol zaśmiewali się do łez, pewnie nigdy nie słyszeli takiej zwariowanej  historyjki. Karol był pod wrażeniem długowłosej, roześmianej Oli wymienili się adresami. W ciemności nocy Ola zorientowała się, że jest już blisko kościoła na wzgórzu, parę kilometrów przed Kostrzynem Wlkp.
Wyskoczyła radośnie z samochodu, pożegnała się z wszystkimi, przytuliła Przyjaciółkę i pobiegła do swojego ulubionego wujka księdza Zbyszka. Siedział w gabinecie- salonie na skórzanym fotelu, ubrany w czarny golf i lekko zniszczone materiałowe spodnie, odłożył czytaną książkę Szekspira i przywitał się z Olą. Później zrobił jej herbatę i wspaniałą kanapkę z indykiem, pyszności, bo przecież na gotowaniu wujek Oli znał się jak nikt. Ola poszła spać w gościnnym pokoju, a popołudniu następnego dnia wróciła do domu. Jednak wujek, wyśmienity pokerowy i brydżowy gracz potrafił bezbłędnie poznać kiedy ktoś blefuje, żeby nie użyć słowa kłamie i domyślił, że coś mocno nie tak z przyjazdem Oli wieczorowym czasem, kiedy już nie ma żadnego autobusu. No i zatelefonował do Oli Rodziców przekazując dokładną godzinę przyjazdu Oli. Co jeszcze wujek mówił nie wiadomo, lecz z takim skutkiem, że w domu nie było żadnej awantury, wręcz przeciwnie w bardzo dobrych humorach przywitali Olę. Może stwierdzili, że mają już dorosłą córkę na tyle "dużą" , że może jeździć autostopem po Polsce. To przecież była pierwsza całkowicie  samodzielna podróż Oli bez nadzoru Rodziców albo innych opiekunów.


Ps. 1 A Ola już nigdy nie zagościła pod łódzkie Siódemki, Zbyszek w pamięci jej się rozmył, z Karolem z Łomży za to wiele lat wymieniali się kartkami pocztowymi z widokami. 
Ps. 2 Barbara Hoff o dekoltach "Dekolt jest jednym z tych łaskawych elementów mody, co nic nie kosztują, trzeba jeszcze mniej materiału i można powycinać starą kieckę". 
PS. 3  Kiedy tak czytam historyjkę jak wyżej zastanawiam się czy nie powinna mieć tytułu " Opowieść o trzech Zbyszkach" , ponieważ  w Oli życiu powtarzalność imion jest mocno charakterystyczna. Tytuł w historyjce jest bardzo ważny, więc może niech zostanie tak jak jest. Co myślicie?
Ps. 4 Dzięki Mikołaju S, za zdjęcia Zakopanego i Doliny Pięciu Stawów Polskich.

czwartek, 14 marca 2019

ZŁOTY DESZCZ I ZLIFTINGOWANY "TWIST, GRAJDOŁ I DUCHY


PS!!! HURA!!!! UDAŁO SIĘ!!!! 12 CZERWCA 2019R. 

60 TWARZY OLI ZMYSŁ WĘCHU NA YOUTUBIE

https://www.youtube.com/watch?v=8XJtFmF-8yE

ZŁOTY DESZCZ I ZLITINGOWANY "TWIST, GRAJDOŁ  I DUCHY"

Któregoś sobotniego ranka Ola siedząc w swojej ulubionej wielkiej wannie i mocząc się w gorącej wodzie poczuła jak nad jej głowa otwiera się niebo i spada na nią złoty deszcz. W ten samej chwili doznała wewnętrznie, że po trzech latach pisania bloga musi stworzyć razem ze swoim Mężem videobloga, Wiecie jak działa Baran – oczywiście BŁYSKAWICZNIE. Zbiegła nago po schodach zapytała Męża czy się cieszy, że będą nagrywać filmiki z jej Bloga, on oczywiście ucieszył się promiennie, ona podskoczyła radośnie i krzyknęła "BĘDZIEMY VLOGERAMI, będą nas oglądać na całym świecie!!!". I zaraz rozpisała maile, znalazła młodego, zdolnego operatora-realizatora, zbudowała studio na lata 60-te, kupiła telefon ebonitowy, konewkę czerwoną z długim dzióbkiem, świece, cukiernice i szklanki w metalowych koszyczkach, założyła kanał youtube 60 Twarzy Oli, skróciła do 9 tys. znaków 10 swoich opowiadań, rozpisali je z Arturem na role i właśnie są w trakcie nagrywania, a operator i montażysta w trakcie obróbki. Premiera przewidziana na czerwiec, będzie jedna historyjka na dwa tygodnie, a może inaczej jeszcze nie jest postanowione :-)).

A żeby WAS ponęcić przedstawiam zliftingowany post sprzed trzech lat; Twist, Grajdoł i Duchy. ZAPRASZAM

 Blog 60 Twarzy Oli napisała Ola Grabowska-Szych, czytają Ola i Artur Szychowie

Dziś; Twist,Grajdoł i duchy

Dedykuje Cioci Danusi najdyskretniejszej osobie na świecie 

Fakty poprzedzające główne wydarzenia



FRAGMENT 1; OLA Nie było nudniejszego czasu w życiu Oli i Oli Mamy niż okres od lipca 58 roku do lipca 1962. W lipcu 1958 Ola z Tatą i Mamą przeprowadzili się do przestrzennego, z dwoma dużymi przejściowymi pokojami, wielką kuchnią, ślepą łazienką, pięknym parkietem -- mieszkania, w nadbudowanym przez firmę, w której pracował Tato Oli, trzecim piętrze kamienicy, położonej w podówczas robotniczej dzielnicy Wilda na ulicy Żupańskiego.

Od czasu przeprowadzki Mama Oli zajmowała się domem, wstawała o świcie, paliła w dwóch wielkich kaflowych piecach bryłami węgla kamiennego, które Tato Oli, ciężko dysząc, przynosił w metalowych wiadrach z piwnicy, robiła zakupy, gotowała posiłki, a przede wszystkim odkurzała dom odkurzaczem milimetr po milimetrze powierzchni dywanów, podłogi, a nawet ścian.

 Potem budziła Olę przynosząc jej do łóżka na tacy śniadanie (jajko na miękko w kolorowym kieliszku, bułkę z białym serem i słodkie kakao) czesała jej włosy i zaplatała długi warkocz.

W ładne dni chodziły do parku przy Dworcu Autobusowym, gdzie Ola samotnie w piaskownicy robiła babki z piasku lub zbierała mlecze brudząc sobie od ich soku dłonie. Chodziły nieraz dalej do Ogródka Jordanowskiego, który też w przedpołudniowy czas był opustoszały, a wyłączną jego atrakcję stanowiły huśtawki i kamienna fontanna, w której Ola sobie biegała.



FRAGMENT 2; ARTUR W brzydkie dni zostawały w domu; Ola bawiła się cichutko i grzecznie budując z plastikowych, czerwono-białych klocków statki, którymi potem pływała na dywanie po wszystkich portach świata, a mama słuchała w kółko przeboju Platersów „Tylko ty” z pocztówki muzycznej kręcącej się na adapterze podłączonym do radia. Ciągle rozmarzona ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dal powtarzała w myślach po polsku słowa piosenki  „Tylko ty możesz sprawić, że ten świat wydaje się dobry, Tylko ty możesz sprawić, że ciemność się rozjaśnia, Tylko ty i jedynie ty możesz mnie tak podniecić jak to robisz i wypełnić moje serce miłością do Ciebie”.

Ola i Mama nigdy ze sobą nie rozmawiały, a w domu oprócz tej jedynie w kółko puszczanej pocztówki z utworem Platersów, tylko dźwięk radia rozbrzmiewał. Nie było to jednak żadną atrakcją dla Oli, gdyż zdecydowanie nie lubiła, ani  muzyki poważnej, ani ludowej, ani hejnału z Wieży Mariackiej lub komunikatów o stanie wód, a nic więcej nie nadawano w radiu w ciągu dnia, nie lubiła też piosenki puszczanej przez Mamę, bo gdzieś intuicyjnie wyczuwała zagrożenie, że romantyczny nastrój Mamy nie ma nic wspólnego z ukochanym Tatą Oli.

Popołudniową porą zaś Mama Oli zawsze podgrzewała obiad dla Taty Oli i wyglądała przez okno czy wreszcie nadchodzi.

Tato Oli pracował codziennie, także w soboty, a do tego często wracał z pracy później, bo lubił chodzić z kolegami na wódkę.

Kiedy wreszcie wracał jowialny i gumowy Ola bardzo się cieszyła, 

a Mama Oli wprost przeciwnie, okazywała swoje niezadowolenie z iście włoskim temperamentem, krzycząc na niego doniosłym głosem, niczym Sophia Loren grająca wdowę sprzedającą ryby w filmie Chleb, Miłość i …. z roku 1955.

Ola wtedy zatykała uszy dłońmi , a z czasem doszła do takiej wprawy, że nie musiała zatykać uszu rękoma, by nie słyszeć wrzasków Mamy.

Sąsiadki z pietra , niepracujące, wielodzietne żony robotników fizycznych, nie znosiły wyniosłej, z czerwonymi ustami, platynową fryzurą i wysokimi szpilkami Mamy Oli i z wielką satysfakcją słuchały odpowiedzi Oli, która na zapytanie " kogo bardziej kochasz tatusia czy mamusię", odpowiadała szczerze  i zgodnie z prawdą "tatusia kocham bardziej, a mamusi nie kocham w ogóle".

FRAGMENT 3; OLA Te dzieciaki, którym w życiu się udało trafiały na swoją Nibylandię.

Ola miała swoją Nibylandię przez przeszło 20 lat. Miejsce gdzie czas się zatrzymywał, a wszyscy mali i duzi żyli w stanie permanentnej szczęśliwości. Tą Nibylandią był Ośrodek Wypoczynkowy, firmy gdzie pracował Tato Oli, położony w nadmorskiej miejscowości - Dziwnów. Ośrodek to rozrzucone domki campingowe, świetlica, stołówka, kibelki na zarośniętym drzewami i krzakami, malowniczym, pagórkowatym terenie pomiędzy cmentarzem, a gospodarstwem pana Grochalskiego, przy piaszczystej ulicy równoległej do deptaka  tuż, tuż przy morzu.

Ola w Dziwnowie lubiła najwięcej, że było tam mnóstwo dzieci, które chciały się z nią bawić, że rodzice ciągle się uśmiechali, że mogła od rana do wieczora robić to co chciała, a najbardziej chciała bawić się w podchody w krzakach, grać w ping-ponga, wchodzić do domku przez okno, przechodzić przez płoty, budować zamki z piasku i kąpać się godzinami w zimnym Bałtyku.

FRAGMENT 4; ARTUR Tego lata Ola razem z Tatą, w pierwszym turnusie lipcowym, mieszkała w niebieskim Krasnalu, domku przy samym wejściu na drogę prowadzącą do plaży.

Mama miała przyjechać później.

Czwartego dnia wakacji , w południe, w czasie przed samym obiadem, Ola wędrowała po płytkach chodnikowych ułożonych w dróżki Ośrodka. 



Nagle zza krzaków i drzew wyskoczył wielki, czarny pies, a za nim chmara dzieciaków biegnących i wesoło wołających. A jeszcze za nimi ukazała się krocząc lekko Mama Oli. Miała wtedy 28 lat, szarą spódnicę w gondolierów płynących na łodziach po kanałach Wenecji, osadzoną na białej, sztywno krochmalonej halce, gumowy, czarny pasek ściągający jej smukłą kibić, tak cienką jak u Skarlet Ohary, czarną bluzkę z łódkowym dekoltem, tapirowaną blond fryzurę, czerwone usta, szpilki na gołe nogi, a w uszach klipsy w biało- czarną szachownicę i uśmiech na twarzy. Uśmiech jakiego Ola nigdy na jej twarzy nie widziała. Gdyby Ola znała słowo „erotyzm” powiedziałaby, że Mama roztaczała wokół siebie woń radosnego erotyzmu.

Ola podbiegła do Mamy "Mamo, mamo co to za pies?".

"Ma na imię Twist, to pudel, to twój pies".

To była najradośniejsza wiadomość w dotychczasowym życiu Oli.

*   *   *

Wieczorem Ola leżała w łóżku, na podłodze blisko niej ułożył się czarny, śmiesznie wystrzyżony pudel, JEJ PIES, na tą myśl Ola ciągle się uśmiechała. Nie mogła zasnąć z podniecenia wywołanego posiadaniem psa.

Na krawędzi łóżka siedziała Mama Oli i Ciocia Danusia. Mama Oli opowiadała coś Cioci szeptem, z wielką energią i ekscytacją. Ola ze względu na swój niedosłuch nie słyszała treści rozmowy.

FRAGMENT 5; OLA W dziwnowskim Ośrodku, od strony drogi do morza, znajdował się Grajdoł. Wielka dziura z piaskiem, huśtawkami i karuzelą. W tamtym roku starsze dziwnowskie dzieci do północy siedziały na huśtawkach i bardzo hałasowały. Nie było siły, żeby je zagnać do łóżka. Nikomu się to nie udawało.

*   *   *

Jednej lipcowej nocy, o północy, przy pełni księżyca od strony cmentarza ukazał się duch. Płynął nad ziemią w białej szacie, w miejscu twarzy miał jasną świecącą plamę i wydawał prawdziwe duchowe dźwięki " uhu, uhu, uhuuuuuuu".

Hałaśliwe dzieciaki zaczęły przeraźliwie krzyczeć i błyskawicznie rozpierzchły się do swoich domków.

*   *   *

Na drugi dzień cały Ośrodek trząsł się od plotek. Dzieciaki nocno- grajdołowe umierały ze strachu, nie chciały wychodzić z domków. Strach wzmacniali dorośli i nikt o niczym innym nie mówił tylko o duchu topielca, świeżo pochowanego rybaka, co spadł z pokładu zaplątawszy się  w liny.

Od zawsze na Ośrodku czuło się piętno sąsiedztwa cmentarza, lecz teraz wyglądało to na zbiorową histerię.

Strach i panika nie ominęły oczywiście Oli i kiedy zachciało się jej siusiu, a jedyny drewniany kibelek znajdował się koło płotu cmentarza, z przerażenia nie mogła tam pójść sama. Pobiegła do Mamy opalającej się na leżaku w Grajdole. Mama opalała się w stroju z frywolnymi wstążeczkami tu i tam, z materiału w biało-czarne kwadraty, z zielonym listkiem na nosie, wysmarowana masłem kakaowym. Pachnąca czekoladą i świeżą opalenizną przycupnęła przy Oli i na jej strachy odpowiedziała cichym spokojnym głosem "W wielkiej tajemnicy tobie powiem, ale pamiętaj nikomu ani mru,mru, to ja w nocy przebrałam się za ducha, a Ciocia Danusia czołgała się za mną i posiusiała się ze śmiechu ".

Ola zrobiła wielkie oczy, pierwszy raz ktoś powierzył jej swoją tajemnicę i sprawiło to Oli wielką satysfakcję  .

Więc szczęśliwa, już bez odrobiny strachu, podskakując, pobiegła do kibelka przy cmentarnym  płocie.

Fragment 6; ARTUR

1 września 1962 roku Mama Oli poszła do pracy, a Ola do szkoły. Ola dostała klucz od domu na szyję i od tego czasu nigdy się już nie nudziła.



*   *   *

A Twist niestety był psem dzikim i nieokrzesanym, co objawiało się zżeraniem  butów i mebli oraz darciem cieniutkich pończoch nowych koleżanek Mamy Oli.

Nie wychowany, trzymany w łazience, w której zrobił dziurę w ścianie do samej cegły, Twist, gdzieś koło Gwiazdki tamtego roku, uciekł Oli przez lekko otwarte drzwi i wpadł pod jadący autobus. Ola wybiegła za nim, wszystko to widziała, a potem klęczała nad rozrzuconymi po całej jezdni szczątkami jej ukochanego pieska. Wtedy obraz płaczącej Oli widziało wiele osób i ten obraz / o czym Ola wielokrotnie się przekonała/ na zawsze pozostał w ich pamięci.



Ps. Dopiero po 46 latach, kiedy Ola poznała swojego Męża, który miał wcześniej hodowle Dalmatyńczyków i dobrze znał się na psich zwyczajach i potrzebach, dowiedziała się, że psom trzeba dać się wybiegać, co najmniej !!! godzinę dziennie.

FRAGMENT 7; OLA

Pss. Którejś mocno ulewnej nocy kiedy Ola spała z Mężem w przyczepie kempingowej niedaleko miejscowości Afifi nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego obudził Olę dźwięk padającego  deszczu, ale też jakiś dziwny  smutek wspomnienia o Mamie z którą nigdy nie nauczyły się okazywać sobie pozytywnych uczuć, ciepła, miłości. Ola przytuliła się do Męża szczęśliwa jego obecnością, poczuciem bezpieczeństwa jakie jej dawał, a on otworzył oczy objął ją mocno ramieniem i po raz pierwszy zaśpiewał dla niej, tylko dla niej, swoim cudnie brzmiącym głosem „Only You”. Tylko ty….