niedziela, 27 listopada 2016

OLA Z MĘŻEM JEDNO Z 11 MINUT

Ola z Mężem  jedno z 11 minut
Akcja 27 listopada 2015 roku piątek godz. 21:00 – 21:14
Napisano 27 listopada 2015 roku i 27 listopada 2016 roku

25 października 2015 roku Ola wychodzi z Mężem z kina Pałacowego z filmu Skolimowskiego 11 minut. Ola idąc za rękę z Mężem, przez Plac Adama Mickiewicza, jak zawsze bardzo podekscytowana po dobrym filmie,  przeżywa, zamyśla się? w temacie czym może być 11 minut w życiu człowieka, a może inaczej, co można napisać przez 11 minut,  jak można myśli przelać spontanicznie na papier przez 11 minut.
Tak Mąż Oli jest otwarty na wszystko WSZYSTKO  co Ola wymyśli, a już zupełnie WSZYSTKO  jeśli Ola troszeczkę się postara, pewnym rodzajem kokieterii, uśmiechu, seksu, na pewno nie złości i na pewno nic nie załatwi łzami, łzy u Męża Oli budzą niedobre instynkty. Więc Ola wymyśliła, że będą pisać przez 11 minut na wymyślony przez Olę temat. Pobudzanie mózgu, myślenia, tworzenie szybkiego strumienia myśli. I bawią się w pisanie 11 minut już przeszło rok. oczywiście bez przesady nie systematycznie i nie codziennie. I są siebie co raz bliżej i bliżej, a wydawałoby się, że już bliżej być nie można. Dwóch jedynaków, którzy odnaleźli się niczym bracia syjamscy z poprzedniego wcielenia. Może już to pisałam, ale warte to jest i pisania i powtarzania, bo nie ma w życiu ważniejszej rzeczy, niż znalezienie swojej najprawdziwszej pasującej  drugiej części. Pasująca nie koniecznie znaczy taka sama, może właśnie przez odmienność pasująca. 


27 listopada 2015 roku  piątek godz. 21:00 – 21:14
temat; Jak byś był artystą malarzem jakie obrazy byś malował

Ona;
Och to by było wspaniale móc wyrażać swoje emocje malując obrazy.
Moje obrazy na pewno miałyby wielką formę, czyli byłyby duże, ogromne, malowane farba olejną, o bardzo mocnych intensywnych kolorach, tak dużo byłoby koloru pomarańczowego, czerwonego, żółtego, niebieskiego i zielonego. Kontrasty pomiędzy zarysem postaci i rzeczy byłyby bardzo wyraziste. Malowałabym portrety pięknych kobiet, raczej akty, niż w ubraniu, kobiety w otoczeniu materii, owoców, światła, trochę snów, duchów, jakieś sytuacje, wychodzący mężczyzna, kawałek ciemnego płaszcza z guzikiem, czarnego kapelusza w niebieskich drzwiach wyjściowych, i ona, kobieta leżąca na łóżku z rozrzuconymi nogami w czerwonej sypialni, róże w wazonie, porcelanowy wielki kot i kogut, lustro w pomarańczowej ramie, kobieta odbija się w lustrze, za głową w rękach ma jedwabny szal, zielony w pomarańczowe ptaki- a może ryby, wielkie ryby, jak te w palmiarni w Moim Mieście, tak przy ścianie na niebieskiej półce stoi akwarium pływające w nim egzotyczne ryby, kobieta jest zaspokojona i wcale nie zaniepokojona, że mężczyzna wychodzi, o jej zaspokojeniu świadczy sposób rozrzucenia nóg i wyraz twarzy. Z jej głowy , a może z szala wypełza zielony duszek, trochę jak zielona wróżka, u osób, które wypiły zbyt dużą ilość absyntu.

On.
-          Pierwsze o czym pomyślałem to zapewne akty- no tak, ale co to znaczy? Jakie mamy skojarzenia ze słowem akt lub akty- to już kolejne zagadnienie.
-       Na pewno obrazy w swej naturze sięgające do znamion abstrakcji. Abstrakcji formy znaku graficznego – ale też kolorystyki – czyli barwy,
-       Wielkość obrazu – hm- dosyć względne pojęcie.
Pewnie od całkiem malutkich, takich które mogłyby się zmieścić na dłoni, do raczej nie większych, niż przestrzeń ściany w typowym pokoju, lub saloniku no jakieś 2mx2m, nie chodzi o jeden metr w tą czy tamtą.
Ale chyba nie interesowałaby mnie zabawa w tzw. Obraz Panoramiczny.
-       Akty nie zawsze muszą być skojarzone z wizerunkiem człowieka, a tak ujęty problem otwiera twórcę na szukanie tematu Aktu, także poza modelem ludzkim.
-       Raczej chodziłoby o emocjonalnie kierowany przekaz , nie poprawność stylistyczną. Ale nie znaczy to, że Poprawność Stylistyczna byłaby przeze mnie odrzucona.
-       Czyli jak rozumiem, szukałbym w obrazie pewnej harmonii,  która mogłaby przenieść na odbiorcę ukojenie i jednocześnie bodźcując go pozytywnie do życia poprzez siły witalne z idei Aktu wynikające.




środa, 16 listopada 2016

CZERWONA MASZYNA DO PISANIA, ABSOLUTORIUM, MIĘDZY 19-TKĄ, A 30-TKĄ CZYLI DRAMAT W DWÓCH AKTACH

CZERWONA MASZYNA DO PISANIA, ABSOLUTORIUM ,  MIĘDZY 19-TKĄ, A 30-TKĄ czyli dramat w dwóch aktach 
Czas akcji; grudzień 1976 roku ulice Miasta Oli, 3 czerwca 1978 roku Aula UAM w Mieście Oli, 23 września 1986 roku pokój w mieszkaniu Oli
Napisano; 13-14 listopada 2016 roku Żurawi Krzyk Radowo Małe i 23 września wtorek 1986 roku pokój w mieszkaniu Oli
Akt pierwszy 
                                            Osoby;


Ola – 21 letnia studentka prawa, szczupła atrakcyjna dziewczyna, w brązowych skórzanych kozaczkach, dżinsowej spódnicy z falbaną, haftowanym krótkim kożuszku zapinanym na haftki, w długich do pasa włosach zaplecionych w warkocz, gęstą ciemną grzywką zakrywającą oczy, nie raz podpiętą do góry :-))


Mark Twain- szczupły, wysoki mężczyzna, tu 40 letni, więc jeszcze jego włosy nie są zupełnie siwe, ale mocno lokowane, w dużym nieładzie,  wąs gęsty, zmierzwiony, długie szczupłe ręce, mocne spojrzenie, ubrany jak zawsze w białą koszulę, pod szyją muszka,  na wzór dwóch malutkich krawacików złączonych spinką,   kamizelka z materiału z wyłożonym      kołnierzem

Dziadek Oli – szczupły wysoki mężczyzna, w garniturze i białej koszuli, z siwymi włosami krótko przystrzyżonymi, z siwym, gęstym wąsem jak szczotka, z długimi szczupłymi dłońmi, szczupłą pociągłą twarzą, z dużymi błękitnymi oczami nad którymi pięknie układają się długie proste siwe rzęsy
Mama i Tato Oli – małżeństwo w wieku po 40-tce, Tato Oli ubrany w świeżo przenicowany brązowy garnitur, lekko łysiejący szatyn, o zielonych oczach, szczupły z brzuszkiem, Mama Oli  blondyna o niebieskich oczach, w czerwonej sukience, w szpilkach przywiezionych prosto z NRD, o doprawdy wysokich obcasach ,

Chór Adoratorów Oli- dwunastu  młodych mężczyzn /na wzór chóru u  Ajschylosa/, sześciu ubranych w białe suknie i sześciu ubranych w czarne
Chór Adoratorów Oli wchodzi procesją na scenę krokiem jak baletnice w Jeziorze Łabędzim. Mają podniesione, złączone ręce w górze  Cicho mruczą murmurando  na melodię Yesterday Bitelsów. Chór ustawia się z lewej strony sceny, osobno biali, osobno czarni, cały czas mruczą, mruczenie się wycisza. Wszyscy razem mówią “och, och wierzę we wczorajszy dzień”.

W drugim kącie sceny przy drewnianym ładnie rzeźbionym biurku, oświetlając jego blat słabym światłem lampy naftowej, siedzi Mark Twain i pisze na jednej z pierwszych maszyn do pisania na świecie  powieść “Przygody Tomka Sawyera”. Ola  od zawsze na pytanie "z jaką postacią książkową się identyfikujesz?" odpowiedziałaby "z Tomkiem Sawyerem":-))).
Na dużym ekranie umieszczonym z tyłu sceny widać Dziadka Oli, który też siedzi przy drewnianym, ładnie rzeźbionym biurku, przy dłoni ma do wyboru cztery wieczne pióra; napełnione czerwonym, zielonym, czarnym i niebieskim atramentem. Wpisuje jedno zdanie z polskiego podręcznika medycyny na cztery fiszki, każde zdanie w innym języku i pisane innym kolorem atramentu; greka, łacina, niemiecki, rosyjski.

W trakcie przepływających obrazów i widocznych postaci  biała część Chóru przemawia szeptem; “Wszyscy chcemy być pisarzami, wszyscy będziemy pisarzami, wystarczy tylko chcieć”. A czarna -  “Żyjemy w kraju w którym więcej ludzi pisze książki niż  je czyta” x 2. “czy to dobrze, czy to źle???” cały Chór mówi razem z wyraźnym znakiem zapytania.

Wszystkie postacie z ekranu i ze sceny znikają. Poza sceną słychać jak Chór mruczy melodie piosenki Żółte kalendarze. Na scenę wchodzi Ola, wyglądająca jak w opisie postaci wyżej. Scena jest przyciemniona, światło dają jedynie duże latarnie uliczne umieszczone na scenie, Ola idzie powoli jakby po ulicy, pada śnieg z deszczem,  jest ciemne grudniowe popołudnie. Na twarzy Oli maluje się zamyślenie.
Chodzi po  ukochanym kwartale  Swojego Miasta; Gwarna, 27- Grudnia, Kantaka /miejsce gdzie urodził się tato Oli/ , Święty Marcin . Kocha te miejsca, czuje modernistyczną architekturę,  projekty budynków, które udało się projektantom przemycić w czasach socrealizmu.  Le Corbusier byłby usatysfakcjonowany, budynki spełniają większość jego pięciu postulatów 

modernistycznej, nowoczesnej architektury;

Okrąglak, urodzony dwa miesiące przed Oli urodzinami, niepowtarzalny walec Powszechnego Domu Towarowego, ulubiony budynek wszystkich, wyglądający z każdej strony identycznie,  z wywołującą zaciekawioną trwogę małej Oli studnią okrągłej klatki schodowej, miejsce kultowych samobójstw, Dom Książki z prześwitami zapraszającymi na podwórze, , Domar z szóstą kondygnacją wycofaną i przykrytą dachem z okrągłymi otworami, tak jakby kalka nowojorskiego muzeum Modern Art , dalej delikatesy Kasia, gdzie można kupić zupę z płetwy rekina, ośmiorniczki, pastę kawiorową- smakołyk od którego Ola była uzależniona. Aby zobrazować miejsca po których wędruje Ola na ekranie pojawiają się kolorowe 
pocztówki Ruchu z kolekcji pt.

“kultowe neony PRL”, jasne punkty szarej rzeczywistości; palma ze spadającymi kokosami, pawie pióra, gwiazdy, baloniki, świetliste obrączki, naszyjniki reklama jubilera, wiatrak z kręcącymi się skrzydłami... Nagle światło wygasza się całkowicie Ola dostrzega na ogromnej wystawie parteru sklepu AGD podświetloną, błyszczącą niby diament najpiękniejszą rzecz użytkową jaką Ola widziała dotychczas – czerwoną maszynę do pisania Olivietti z duszą i charakterem, za 30 lat sklasyfikowaną na 22 miejscu najbardziej disajnerskich produktów stulecia, Ola zakochuje się bez pamięci, podchodzi do szyby wystawy, przywiera do niej, nie chce odejść, światło mocno zapala się i zupełnie gaśnie, naprzemiennie,  sugerując upływ czasu. Zaciemnienie.

Na ekranie pokazuje się film z Rektorem na pierwszym planie, na scenie w Auli UAM w Mieście Oli. Rektor jest ubrany w czerwoną togę, pelerynę z futra sobolowego, czerwony biret i czerwone rękawiczki. Na scenę Auli wchodzi Ola w długiej czarnej aksamitnej  spódnicy z wysokim stanem, pastelowej liliowej bluzce i wielkiej aksamitnej bordowej muszce, włosy ma zaplecione w kilkanaście warkoczyków upiętych w ciekawy kok, odbiera z rąk Rektora dyplom magistra praw. Po czym Ola schodzi z dyplomem ukończenia studiów z ekranu prosto na scenę dramatu, na scenę dramatu wchodzą też Rodzice Oli . Mama Oli trzyma w rękach czerwoną maszynę do pisania włoskiej firmy Olivietti, wymarzony gadżet Oli. Ola wie już, że będzie pisarką. Śmieje się szczęśliwa, całuje Rodziców. To będzie jeden z najwspanialszych dni w życiu Oli.
Akt drugi
Osoby;
Ola zwana tutaj 30- tką,  31 letnia, szczupła atrakcyjna kobieta w różowych lnianych rybaczkach, w kolorze przydymionego różu  haftowanej sweterkowej bluzce z głębokim łódkowatym dekoltem, w długich, rozpuszczonych, o rudawym odcieniu włosach do pasa, niebieskich wielkich oczach o tęczówkach z granatową obwódką, optymistyczna fantastka w trakcie romansu pozamałżeńskiego,
Ania zwana tutaj 19-tką - siostrzenica Tamtego Męża Oli, studentka pierwszego roku Bibliotekoznawstwa na UAM , szczupła wysoka atrakcyjna dziewczyna w okularach, o krótkich rudawych włosach, piwnych oczach z żółtymi refleksami, w dżinsach i luźnej eleganckiej białej bluzce, sceptyczna realistka, przebywająca w domu Oli dla oswojenia się z Dużym Miastem i pomocy przy Dzieciach Oli, generalnie unikająca mężczyzn,
Postacie drugoplanowe; bardzo grzeczne  dzieci Oli Córka lat 6 i Syn lat 2 przebywające w domu
Wielki nieobecny ówczesny  Mąż Oli w pracy na wielkiej fermie byków w Melikach koło Salonik zarabia na pierwszy wymarzony samochód, czyli malucha w kolorze Zomo zakupionego za dwa miesiące w Pewexie
Chór;  Adoratorzy Oli – 12 młodych mężczyzn jak w akcie pierwszym
Bohater Pierwszoplanowy;  Czerwona  Maszyna Olivietti z jeszcze większą duszą i charakterem, niż dziesięć lat temu

Scena duży, bardzo wysoki pokój w starym budownictwie, tapeta w bordowo-złote kwiaty, wykończona oryginalną, przedwojenną, złotą, rzeźbioną, drewnianą ramą , na drewnianej podłodze z desek bordowy indyjski dywan, w rogu pokoju wielki bordowy narożnik, na pierwszym planie pokoju ogromne biurko na którym Dziadek Oli w poprzednim akcie pisał tłumaczenia.; na biurku ogromne 300 litrowe akwarium- klejone, w środku  pięć wielkich piranii, na biurku z lewej strony leży wielka księga Dziadów, kupiona w antykwariacie, z pięknymi rycinami i na pierwszym  planie biurka oczywiście Czerwona Maszyna do Pisania Olivietti.
Wyświetlony na ekranie Chór Adoratorów Oli naśladuje w ruchach żaby, kumkając / jak u Arystofanesa/ i z kumkania przechodzi w recytację ;
Gdy jesz gruszkę, chciałbym być gruszką
gonisz muszkę, chciałbym być muszką
szeptać na uszko
ścielić ci łóżko
Patrzysz w niebo, chciałbym być chmurką
Mówisz bzdury chciałbym być bzdurką
wredną laurką
dziką wiewiórką
Chciałbym ciągle być gdzieś wokoło
Kiedy tylko zmarszczysz swe czoło
głaskać cię miękko
pieścić cię ręką
/recytację kończy ciche kumkanie Chóru/.

19-tka i 30-tka postanawiają razem napisać powieść surrealistyczną. Ustalają zasady; przez cały wtorek 23 września 1986 roku co godzinę na zmianę każda podchodzi do maszyny i pisze jedno zdanie, czytając jedynie zdanie napisane wcześniej  przez drugą.
Czas  wrześniowego wtorkowego dnia pędzi, jak na przyspieszonym filmie, Tki  na zmianę  podchodzą do maszyny coś mruczą, piszą, śmieją się, chwytają za głowę, potrząsają płaskimi piersiami /oczywiście jeśli to możliwe/.
W trakcie pisania na ekranie przesuwają się obrazy; pogrzebu faraona, wnoszenia jego zabalsamowanego ciała do piramidy razem z dwunastoma zabalsamowanymi trupami czarno- białych ptaków – Ibizów, spacerującego  po parku pulchnego księdza w sutannie pod czarnym parasolem , linii produkcyjnej powideł, kobiet w białych fartuchach wkładających do słoików wysmażone śliwki, korytarze pełne psychicznie chorych pensjonariuszy domu dla obłąkanych …

Tki stają twarzami do widzów i odczytują swoje zdania z powieści surrealistycznej;

Tytuł; Między 19-tką  a 30-tką
Jest pochmurny, jesienny wieczór, dziewiętnastka i trzydziestka siedzą w domu w stanie, który wskazuje na ostatni etap bzika. Jest to efekt długotrwałego procesu, który nazywa się zdziczenie międzypokoleniowe. 19 tka lekko poziewując wcina siedząc za biurkiem drugi słoik powideł, błyskając nasyconymi białkami na bladej okraszonej wypryskami twarzyczce.
30-tka z rozrzuconymi w nieładzie nogami tłamsi na kanapie swoje wyuzdane myśli tj. " czyż nadejdzie ta chwila dla 19-tki , że zrozumie sens egzystencji ptaka Ibysa" oczywiście 30-tka rozumie ten sens, białe pióra ptaka symbolizowały światło słońca, a czarna szyja cień księżyca, dlatego trzeba go było balsamować razem z faraonem w piramidzie. Co za bzdura ps. tu 19- tka : korekta: 30- tka zmęczona życiem / to nie to co młody umysł 19- tki/  jest przyczyną błędów które znalazły się w tekście: 1) nie drugi, a pierwszy słoik i nie powideł, ale konfitur z wiśni 2) nie Ibys tylko Ibis. Poza tym wszytko w porządku. 30 - tka szydziła z 19-tki, że ta prorokowała, iż za chwile ktoś przyjdzie. A jednak nie myliła się 19-tka - przed chwilą przyszedł kolega Męża 30-tki ( ten który ma głos mutanta i podoba się 30- tce) , 30-tka i 19-tka mają zdecydowanie różne gusty.
Niepoprawne realistyczno-kłamliwe bzdury 19-tki rozbijają koncepcje powieści surrealistycznej. Zarówno 30-tka jak jej małoletnia Córka zżarły zęby na tym rozbestwionym życiu i skoro obie twierdzą, że były dwa słoiki, a nie jeden to tak było. Taka jest różnica między 19-tką, a 30-tką, ze 19-tka wie, że wie wszystko, bo widzi, a 30-tka wie, że wie wszystko ponieważ czuje. Obie mają lęki I przeczucia I obie mylące. Wszystko po prostu zależy od Bozi, czy w danym momencie schowała się za chmurkę, czy akurat wy kuknęła, patrząc przychylnym wzrokiem na rozterki obu.
Kiedy zarówno 19-tka I 30-tka będą w domu dla nieprzystosowanych, zmienią tam tablice informacyjną na “Dom filozofii wtórnie-pomieszanej”.
Podczas czasu odwiedzin będzie tam tłum zalotników, odrobinę ZOMO-wców i trochę postaci ze snów; między innymi ksiądz z jajami ze snu 19-tki.
Ksiądz powinien mieć ze sobą czarny parasol. Ha,ha 30-tka wie, że parasol ze snu 19-tki po frojdowsku oczywiście symbolizuje penisa. Nawiasem mówiąc 19-tka jest ciekawa kto kogo prędzej wykończy, my /19-tka I 30-tka/ personel zakładu dla nieprzystosowanych, czy oni nas? Myślę, że może to być ciekawy eksperyment. Musimy pójść po skierowanie do psychiatryka – gorzej będzie z rozdzieleniem tłumu zalotników, ponieważ ja, czyli 19-tka nie mam ich wcale, a 30-tka ma ich w nadmiarze ( Bozia rzeczywiście wszystko pokręciła ). “Cest la wie”.
Po słowach “Cest la wie” obraz zatrzymuje się – 19-tka kładzie się na plecach na desce leżącej na środku pokoju, bo boli ją kręgosłup, 30-tka siedzi z rozrzuconymi nogami na bordowym narożniku wyjadając resztki powideł, dwójka dzieci Dziewczynka w różowej koszulce nocnej  i Chłopiec w różowym kombinezonie do spania stają przy akwarium i patrzą na pożerające się  na wzajem piranie.
Na ekranie zbliżenie zjadających  się ryb w akwarium.
Chór zza sceny śpiewa zwielokrotnionym  głosem Andrzeja Zauchy Cest la wie- Paryż z pocztówki. Cest la wie- cały Twój Paryż z pocztówek i mgły,  Cest la wie – wymyślony.
Gaśnie światło.
Koniec
ps. pamięć pozytywna jaką posiada Ola potrafi także płatać niezłego figla. Ola przed chwilą wyciągnęła z    przepastnej dziury pod schodami walizkę ze starą maszyną do pisania i okazało się, że wymarzona maszyna Olivietti ha, ha!!! jest  bułgarskim Hebrosem 1300 T, też kultowym, ale socjalistycznym gadżetem...  Ola się do tego swojego ukolorowionego widzenia przeszłości tylko z wdziękiem uśmiechnęła, co i Wam doradzam :-))))




niedziela, 6 listopada 2016

SROKA, TRUP POWSTAŃCA, HUMBAK I OLA NA MANIFESTACJI

Sroka, trup Powstańca, Humbak  i Ola na manifestacji
Akcja; czerwiec  28 czerwca 1956 roku ulice Miasta Oli, 28 czerwca 2016 roku przylądek Gaspe, lipiec 2016 roku dom Renatki w Ottawie, 24 października 2016 roku Plac Adama Mickiewicza w Mieście Oli

Napisano; 31 października- 6 listopada 2016 roku dom Oli

Po dwóch miesiącach od urodzenia Ola zawinięta w leciutki kocyk, przyjechała razem z Mamą do dużego miasta, które od tamtego dnia stało się na zawsze Miastem Oli. Zamieszkali w trójkę w przestronnym czystym przechodnim pokoju, w ciemnym mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy na ulicy Garbary, który najmował jeszcze jako student Tato Oli  od dwóch ekscentrycznych pań w nieokreślonym wieku. Panie - Mira, wysoka gruba, z czarnym wąsem i w ogóle na całym ciele mocno owłosiona i Fema mała, chuda, jakby wysuszona śliwka, obie prawie zawsze ubrane w kwieciste suknie i równie kwieciste fartuchy, od pierwszego momentu, kiedy naprzemiennie wzięły małą Olę na ręce, zakochały się w niej miłością zaborczą, wielką i dozgonną. 

I tak najbliższe trzy lata Ola spędziła głównie w ich towarzystwie. Jak tylko mogła wymykała się z perfekcyjnie i pedantycznie wysprzątanego pokoju rodziców, z wyszorowaną przez Mamę do białości podłogą, białymi ścianami , z okrągłym stołem na środku pokoju pokrytym seledynowym obrusem haftowanym w drobne pastelowe kwiaty, z szafą pełną wykrochmalonych wyprasowanych na żyletkę pościeli, pieluszek, ubrań, ze skromnymi zabawkami; wózkiem z lalką w niebieskiej sukience, wypranym misiem, w inny wymiar, przejściem labiryntu skrzypiących drzwi na drugą stronę tajemnicy, do drugiego końcowego pokoju. Pokój stanowił przeciwieństwo Oli pokoju, pełen mocnych czerwono- bordowych kolorów, geranium w doniczkach, pelargonii na oknie w zielonych drewnianych skrzynkach, maszyny do szycia, rozrzuconych skrawków materiału, sztalug, obrazów, zapachu terpentyny i gotowanej czarnej herbaty. Kiedy Ola przekraczała linie demarkacyjną tych dwóch światów od razu czuła się kochana i akceptowana. Mira zazwyczaj przy maszynie szyła coś dla sąsiadek dalszych i bliższych popijając z termosu gęsty, gorzki czaj od którego nos uciekał jej na tył głowy, a Fema malowała umieszczone na sztalugach obrazy z potworami, nieziemskimi smokami o wielu głowach z wykrzywionymi twarzami, głównie też w kolorach czerwono - bordowych. To takie w stylu Goi trochę było, z jego czarnych obrazów; sabat czarownic, Saturn pożerający własne dzieci, kanibale. Ola wcale się nie bała, często siadała na kościstych kolanach Famy i oglądały albumy malarstwa.
Kiedyś  w albumie malarstwa Goi Fama znalazła obraz , słynny dziecięcy portret czteroletniego syna hrabiego Altamira, chłopiec w czerwonym jedwabnym kombinezonie, na tle bordowej ściany, trzyma na sznurku srokę, Fama była nim zachwycona twierdząc, że Ola jest kropka w kropkę podobna do młodego hrabiego, tym bardziej, że Mira z Famą wiosną znalazły w nadwarciańskich krzakach srokę ze złamanym skrzydełkiem, która zamieszkała z nimi w pokoju, nazwały ją imieniem Klementyna, okazała się niezwykle inteligentna i oswojona, więc i sroka jak na obrazie była, a i Klementyna z Olą bardzo się zaprzyjaźniły. Miały od niedawna  swoją ulubioną zabawę, Ola siadała pod stołem rozsypywała 17 kart do gry w Czarnego Piotrusia, a sroka zawsze bezbłędnie łapała w dziób kartę bez pary  i podawała Oli. 

To była dziwna karta, Czarny Piotruś miał  czarną  twarz, z żółtymi przenikliwymi oczyma i wielkimi czerwonymi ustami z wpiętym złotym kolczykiem, Ola uwielbiała patrzeć na obraz tej karty, więc powtarzały sztuczkę prawie w nieskończoność, po kilkanaście razy.
Tak, tak, Mira  z Faną były dla Oli niczym dwie dobre wróżki, które wprowadzały Olę w świat czarów- marów,  magii kolorów sztuki, mocnych zapachów, używek, niekończących się spacerów brzegiem Warty, tajemnic i przyjaźni do zwierząt.
*
I nadszedł gorący czwartek 28 dzień czerwca roku 1956.
Noc z 27 na 28 jak zawsze o tym czasie czerwca trwała bardzo krótko, a dla robotników wielu fabryk w Mieście Oli była to noc bezsenna, noc działania i niepewności. 26 osobowa delegacja do najwyższych władz Warszawy dzień wcześniej uzyskała od tej władzy gwarancję spełnienia postulatów, ale tuż za radosną nowiną przekazywaną z fabryk do fabryk z osiągniętych negocjacji , przyjechał Minister Przemysłu Maszynowego i prawie z wszystkiego się wycofał. Więc tuż o świcie podjęto decyzję o manifestacji.  Demonstracja na skalę niespotykaną w powojennej Polsce rozpoczęła się dźwiękiem fabrycznych syren o 6,30 po czym tłum robotników ruszył przed Zamek i na Plac Mickiewicza.
A Ola tymczasem spała mocno nie słysząc syren, wiedziała, że dzisiejszy dzień spędzi radośnie, Mama wybierała się  do fryzjera zrobić się na blond bóstwo dla Taty, który popołudniu miał wrócić pociągiem z wyjazdu służbowego z Warszawy. Ola miała być  do tego czasu pod opieką Miry i Fany. Przed  godziną 10 panie ubrały Olę w czerwony kombinezon, którego szycie ukończyła Mira jeszcze rano, zapakowały Olę  do drewnianego wózka, dały jej do ręki sznurek przywiązany do nogi Klementyny, a sama sroka umościła się obok Oli w wózku. Ruszyły w miasto. W powietrzu czuło się jakiś dziwny rodzaj ciszy. Szły ulicą Wielką, Starym Rynkiem, Paderewskiego, dopiero na Placu Wolności było widać szybko przemieszczający się tłum, głownie młodych robotników, w kierunku ulicy Młyńskiej, większość z nich miała na nogach okulaki, buty o drewnianych spodach , także ich szybki chód, a raczej bieg powodował uderzenie butów o bruk ulicy jakby równe uderzenia w orkiestrze składającej się z samych bębnów. Z tłumu wybiegł w kierunku Miry znajomy mężczyzna, chłopak prawie, szczupły, wysoki,ubrany w bordową koszulę, za duże ciemne spodnie ściągnięte skórzanym paskiem, na nogach też miał okulaki , krzyknął podekscytowany " musimy przejąć wiezienie, całą naszą delegację zamknęli, musimy przejąć też kolej, ja pędzę chyba na dworzec, nie idźcie tam z dzieckiem" wskazał ręką w niewiadomym kierunku i zniknął w tłumie. Lecz Mira i Fana  nie miały zamiaru się wycofać, wpychały się w ciżbę ludzi coraz głębiej torując sobie drogę wózkiem.
Wszędzie brzmiały okrzyki skandowane mocnymi męskimi głosami " chcemy chleba, chcemy wolności, chcemy żyć normalnie" , a także intonowano pieśni "ojczyznę wolną racz nam wrócić panie". Ola z Klementyną siedziały w wózku zaciekawione, spokojnie rozglądały się, aż nie wiedzieć jak , wszystkie , znalazły się w parku przy Dworcu Autobusowym. Usiadły odpocząć na ławce, popijały czaj z termosu i jadły suche bułki karmiąc okruszkami Klementynę. Dosiadło się do nich parę osób, rozmawiali. Potem postanowiły zobaczyć na Most Dworcowy. Z daleka było słychać strzały, jakby serie z karabinu. Weszły na Most. Po lewej stronie patrząc na wejście na Targi, uciekało paru mężczyzn, kiedy przebiegli, kobiety zobaczyły, że ktoś leży na chodniku, to były zwłoki znajomego Miry, chłopak leżał w kałuży krwi, dostał strzał prosto w serce, leżał na wznak, czerwony kolor krwi mieszał się z bordowym kolorem jego koszuli. Mira i Fana zastygły w bezruchu wpatrując się  w  martwe ciało...
***
Już od dwóch tygodni Ola  przemierzała ze swoją przyjaciółką w jej niestrudzonej i niezawodnej Tojocie Matrix wschodnie wybrzeże Kanady, och, ach co to była za przygoda, niczym Telma i Luiz włóczyły się  w przestrzeniach pod ogromnym niebem tej cudownej krainy, miały już na liczniku przeszło trzy tysiące kilometrów, chodziły po górach po nieoznaczonych trasach pełnych zapachu niedźwiedzi i niezapominajek,
wędrowały szlakami wysp  z największymi koloniami hałasujących ptaków i po parkach z pomnikami i po lasach z komarami i po fiordach z delfinami i pływały promami i statkiem i och, ach tysiące wspaniałych rzeczy, humory i kondycję  niespożytą zawdzięczały systematycznym wzmacnianiem się wodzianem kawowym w wielkich kartonowych kubkach od Tima Hortona  i rozgrzewającymi szczelnie wypełniającymi  brzuszki  chińskimi zupkami zakupionymi jeszcze przed wyjazdem w popularnej kanadyjskiej  sieciówce. 
Wczoraj  wieczorem dojechały na sam koniec przylądka Gaspe, zwanym końcem świata, tu gdzie ostrymi urwiskami i klifami kończą się Appalachy wpadając razem z majestatyczną rzeką Świętego Wawrzyńca do Zatoki Świętego Wawrzyńca , a potem już w bezkres Oceanu Atlantyckiego
. Na skraju klifu tuż przy wodach zatoki, w urokliwym parku narodowym Forillon rozbiły namiot, jak prawdziwe poszukiwaczki przygód rozpaliły ognisko na którym zagotowały wodę do rozpuszczenia zupki, a Ola zdążyła sfilmować misia, który baraszkował na polanie zaraz obok obozowiska, zmęczone na zimną noc nałożyły czapki na głowy i poszły spać do ciepłych puchowych śpiworów.
Olę obudził dziwny hałas uderzenia w ścianę namiotu, spojrzała przez siatkowe okienko, a tam ogromny ptak wzbijał się w niebo, to prawdziwy orzeł  zapraszał Olę na wschód słońca. Ola zarzuciła bluzę, wzięła matę i poszła w kierunku wielkiej wody, słońce jeszcze niewidzialne powoli malowało kolory świtu, Ola usiadła na skale, przymknęła oczy, złączyła  palce i  odpłynęła  w medytację. Lecz nie było jej dane dzisiaj medytować, bo pod powieki pamięci zaczęły wpychać się obrazy, których Ola nigdy wcześniej nie widziała, zobaczyła jakby w starej czarno- białej Kronice Filmowej Most Dworcowy w Swoim Mieście, uciekających mężczyzn, potem ciało zastrzelonego młodego mężczyzny,  dalej doszły w obrazach  elementy koloru czerwono- bordowego, czerwona była kałuża krwi, w której leżało ciało, a bordowa zakrwawiona koszula leżącego, dalej Ola zobaczyła drewniane, obłocone spody okulaków rozrzucone obok ciała , zobaczyła też zdenerwowanego czarno- białego ptaka ze sznurkiem przyczepionym do pazurka, machającego skrzydłami, kwiaciaste suknie dwóch kobiet stojących blisko zabitego i ich wielkie przerażone oczy ...  przez przesuwające się obrazy i skupienie Oli na tych obrazach i ogromne emocje z obrazów wypływające, gdzieś daleko jakby z tyłu głowy zaczął przebijać dźwięk, a raczej niskie złożone dźwięki, które brzmiały niby przepiękny gardłowy śpiew jazzowej wokalistki, Ola otworzyła oczy, w przestrzeni zatoki zobaczyła niczym skrzydła unoszące się nad wodą, srebrzyste płetwy ogromnego Humbaka, który kiwał do Oli , śpiewał, charakterystycznym odgłosem puszczał fontannę wody, wyskoczył wysoko ponad taflę morza  i znowu dawał znaki i znowu i znowu. Ola poczuła jak przez całe jej ciało przenika dziwne światło i ciepło , wtedy poczuła tak na prawdę i na wskroś, że jest cząstką wszechświata, że wszechświat cały jest jej, a ona cała wszechświata .... i konsekwencją wizji stało się przypomnienie, że dzisiaj to 60 rocznica tamtych obrazów i że teorie amerykańskich naukowców, iż pamięć dziecka nie sięga dalej niż do 3 roku życia, nie zawsze się potwierdzają.
*

Parę dni później Ola leżąc w wielkim łóżku razem z trzema kotami o ludzkich imionach w użyczonym jej przez przyjaciółkę pokoju z niedowierzaniem na swoim tablecie czytała i oglądała przebieg uroczystości pod pomnikiem ku czci powstańczych czerwcowych bohaterów na Placu Adama Mickiewicza. Żenada, krzyki, przepychanki, dyskusje kto krzyczał głośniej, kto był ważniejszy, kogo wymienić , kogo wywołać, kogo poprosić, kogo przeprosić, kto ma gdzie siedzieć, stać, mówić, wielki bałagan, wśród wrzeszczącego byle jakiego tłumu tylko kombatanci siedzieli cisi , zdezorientowani i smutni, to zdecydowanie nie był ich czas, ale nie załamujmy się  i tam gwiazda nadziei zaświeciła, zrodził się nowy bohater Oli  i uratował godność obchodów mówiąc  w przemówieniu " deptanie wolności , praw obywatelskich i politycznych, rządy wbrew społeczeństwu, zniewalanie sumień - prędzej czy później prowadzą do katastrofy. Niech tragiczny czas Czerwca 56  w Naszym Mieście uczy nas, że każde nadużycie władzy zwiastuje początek jej końca" i tutaj Ola w myślach  powiedziała " dziękuję panie Prezydencie Naszego Miasta" , a po tamtych słowach  pozostaje jedynie powiedzieć indiańskie howgh, można też zamiast tłoczyć się z hałastrą na Placu położyć jedną czerwoną różę na Moście Dworcowym i powiedzieć w myślach " cześć ich pamięci".

***

W którym momencie w Oli zamiast zażenowania  i smutku poczynaniami nowej władzy zrodziło się uczucie sprzeciwu, a nawet buntu, trudno powiedzieć. Fala różnych zdarzeń napierała jak piętrząca się woda na tamę, która nagle pęka i rozlewa się powodzią. Najpierw Ola poszła na protest 3 października, w czarnym stroju, z czarnym parasolem, z czarnym balonem, z trąbą wydającą mocne dźwięki, przeszła w czarnym pochodzie ulicami Jeżyc, ramię w ramię ze swoją Córka, ramię w ramię z innymi, skandując "Solidarność naszą siłą, solidarność naszą bronią" aż te słowa zaczęły w niej wibrować, aż stały się jej częścią, aż tak na prawdę zrozumiała pierwszy raz w życiu co to znaczy solidarność, zobaczyła ją w oczach kobiet, dziewczyn, zobaczyła ich krzywdę, pracę, poświęcenie, ale przede wszystkim odpowiedzialność. Dramaturgia tamtej demonstracji narastała wprost proporcjonalnie do nasilającego się deszczu. Dzięki potokom deszczu i czarnym parasolkom chroniącym demonstrujących, medialny obraz oceanu polskich kobiet pod czarnymi parasolkami obiegł świat.  
Jeszcze długo przez parę dni w całej Oli wibrowały słowa skandowane, dlatego jak tylko znalazła wydarzenie na FB Ogólnopolski Strajk Kobiet Runda II dołączyła się, i stało się od jednego prostego postu Oli " w czym Wam pomóc? nie wiem w czym, napiszcie, na pewno potrafię mocno krzyczeć" odpowiedziały "przyjdź" i tak osiem kobiet różnego wieku, wykształcenia, temperamentów stworzyło manifestacje na miarę początków Społeczeństwa Obywatelskiego. Ola poznała swoją nową twarz, kupiła megafon, czarną ciepłą kurtkę, wydrukowała ulotki, wzięła grzechotki i baterie zapasowe, odebrała 12 czarnych balonów, napisała przemówienie i weszła na scenę i to przemówienie powiedziała, a tłum potwierdzał reakcją głośną słuszność tego co mówiła, och, ach jakie to było niesamowite,
Pierwszy raz w życiu Ola poczuła, że myśli tak samo najpierw ze swoimi dziewczynami, a potem z takim ogromnym tłumem,  jak miło myśleć wspólnie z paroma tysiącami ludzi w jednym miejscu, Ola tego nigdy nie doświadczyła, i już zupełnie wyluzowana, rozgrzana  Ola pod scena skandowała i włączała syrenę i przytulała wszystkie przemawiające i Swoje Dziewczyny, które pokochała i już na długo nie mogła się z nimi rozstać; trzy Kasie, Anie, Gosie, Helenę, Ewę. I przytulała swojego Męża najcudowniejszego mężczyznę bez którego wsparcia i kierowania jej oddechem wszystko to by się nie wydarzyło. Ojej co się działo, jakie emocje.  Ola była bardzo zadowolona i nawet Oli nowy bohater przemówił stojąc pod czarną parasolką, ramię w ramię ze swoją żoną, trzymając równo dwoma dłońmi kobiety i mężczyzny rączkę parasola. Dziękuje Panie Prezydencie Naszego Miasta!

Oli przemówienie;


Nazywam się Ola, jestem żoną, matką, babcią, a także od zawsze jestem z Naszego Miasta, teraz z dzielnicy  Jeżyce , jestem Waszą sąsiadką, z ulic, sklepów, spotykamy się na co dzień , cieszę się bardzo, że jesteśmy tu razem, ze wspaniałą energią, solidarne, bo to znaczy , że wszystkie jesteśmy odpowiedzialne za siebie, za swoich bliskich, że dla wszystkich nas tutaj najważniejsze jest szczęście i zdrowie naszych najbliższych. 
A czym jest szczęście??  życiem w wolnym kraju. 
A czym jest wolność???  możliwością wyboru. 
Pamiętajcie o tym i bądźcie tego świadomi.

 My wszyscy w wolnej Polsce mamy tą wolność już zagwarantowaną;   od wyborów 4 czerwca 1989 roku, a potem potwierdzoną Konstytucją RP /1997/  i jeszcze  dodatkowo zatwierdzoną przez nas wszystkich w referendum ogólnonarodowym. 
Nasza Konstytucja daje i gwarantuje nam wszystkim wolności i prawa człowieka i obywatela, wystarczy jedynie by konstytucja była respektowana, ten obowiązek ma każda Władza, w tym i ta obecna. 

W takiej Polsce żyłam ja, moja rodzina, moi przyjaciele, w Polsce wolnej i demokratycznej, a po 1 maja 2004 roku wszyscy staliśmy się Europejczykami żyjącymi w wolnej i demokratycznej Europie.

Niestety po wyborach  października 2015 roku obudziłam się w innej Polsce, 
jeszcze na początku zgodziłam się na to, że takie są prawa demokracji, rządzi partia wygrana, ale już po paru dniach okazało się , że demokracja stała się krucha, że jest zagrożona że nagle żyjemy w Polsce bezprawia,  że nagle  żyjemy w Polsce cenzury i manipulacji mediami, żyjemy w Polsce gdzie ośmiesza się i chce się usunąć  w niebyt niewygodnych dla rzadzącej władzy ludzi, z najwyższych urzędujących stanowisk i  bohaterów narodowych i  ikony kultury polskiej, żyjemy w Polsce,  gdzie rządzi kościół i przewodniczący partii Prawa i Sprawiedliwości, a reszta władzy to marionetki w ich rękach. 

Ale w ostatnim czasie buta i arogancja władzy przeszła wszelkie wyobrażenie. Najpierw z niedowierzaniem, a potem z wściekłością zaczęłam reagować na to co się dzieje

Dlatego jestem z Wami tutaj i byłam 3 października i będę zawsze póki nie wzmocnimy gwarantowanej nam demokracji, dopóki nie stworzymy społeczeństwa obywatelskiego, dopóki rzadzący nie wyzdrowieją z tej dręczącej ich choroby buty i arogancji władzy, jest na nią fantastyczne błyskawiczne lekarstwo, tym lekarstwem jest utrata władzy. 

Nie dajcie się zmanipulować, nie dajcie się oszukać, bądźcie uważni, bądźcie mądrzy, czytajcie ustawy, czytajcie,  projekty ustaw, tam przeczytacie czego boi się rząd, 
To co teraz dzieje się wokół aborcji jest zasłoną dymną na prawdziwe działania i plany obecnej Władzy.

Ale My nie damy się zmanipulować, rząd boi się respektowania  obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny, która gwarantuje nam wszystkie podstawowe prawa dotyczące prokreacji. 
Obecna  Władza  chce zniweczyć postanowienia ustawy chce nas pozbawić już zdobytych praw, nie chce ustawy stosować w praktyce. 

Bądźmy czujni,  mówmy głośnym głosem, tak żeby nas usłyszeli wszyscy i ci którzy liczą, że nasz krzyk coś zmieni, tak  jak moi wspaniali przyjaciele Polonia z Kanady z Ottawy,  i ci co naszego krzyku się obawiają. 

Krzyczmy wszyscy  głośno, 
Nie- strzelaniu ustawami w serca kobiet,
Nie – dla pogardy wobec kobiet,
Nie- dla  demolowania polskiego system wiaty,
Nie – dla skłócania polskiego społeczeństwa przez manipulacje mediami,
Nie –  ośmieszaniu  w  mediach ludzi którzy są dla Władzy  niewygodni,
Nie – dla zakłamywania współczesnej historii Polski, 
Nie – dla klauzuli sumienia dla lekarzy,
Nie- arogancji i buty władzy
Nie dla osłabienia i paraliżu Trybunału Konstytucyjnego

Tak- dla dostępu do nowoczesnych środków antykoncepcyjnych,
Tak – dla dostępu do wiedzy i poradnictwa antykoncepcyjnego wolnego od religijnej ideologii, 
Tak – dla badań prenatalnych,
Tak -  dla  metody in vitro,
Tak – dla szacunku wobec kobiet w gabinecie ginekologicznym,
Tak dla dostępu do legalnej aborcji
Tak – dla respektowania prawa wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami rodziców,
Tak dla respektowania prawa wyrażania swoich poglądów,
Tak dla ochrony życia, ale nie kosztem matek
Tak dla tolerancji mniejszości
Tak dla społeczeństwa obywatelskiego

Możemy to zrobić mamy internet, mamy Fejsbuka, mamy możliwość komunikacji bezpośredniej mamy wolność zgromadzeń

Jeśli nam, kilku osobom tak różnym od siebie i wcześniej się nie znającym, udało się w tak krótkim czasie i bez żadnych kontaktów, powiązań czy jakiegokolwiek zaplecza finansowego pomóc Wam stworzyć wspólny protest - to następnym razem uda się to każdemu z Was.
Nie bójcie się stać z podniesioną głową tylko i wyłącznie jako obywatel tego państwa. Bycie człowiekiem określa każdego z nas wystarczająco, żeby zaczął działać kiedy widzi, że dzieje się coś złego.
Dziękujemy Wam! Do zobaczenia gdzieś na ulicach Naszego Miasta


Solidarność naszą siłą
Solidarność nasza bronią