CZTERY POGRZEBY I CIOCIA
Motto; NIE MA TAKIEGO ŻYCIA,
KTÓRE BY CHOĆ PRZEZ CHWILKĘ
NIE BYŁO NIEŚMIERTELNE
/Wisława Szymborska O śmierci bez przesady/
Akcja; Miasto Oli
Czas; 2017,2018
Pisano; dom Oli 18-20 luty 2018r.
Ola już od wielu lat nie czyta nekrologów w gazecie, dlatego informacja o
czyjejś śmierci, szczególnie jeśli dotyczy osoby, której nie widziała wiele lat
ma swój początek w dzwonku telefonu.
Telefon pierwszy;
Dzwoni telefon. Ola jak zawsze, mimo pomimo swoich 63 lat, śmiga, przeskakując
co dwa stopnie na piętro. Dopada zdyszana do telefonu. Widzi nazwę dzwoniącego
DOROTKA. „HAALOOO TU OLA”- tradycyjnie odbiera telefon żartobliwie, głośno,
przeciągając samogłoski i modulując głos. Słyszy Dorotkę - ”Cześć Ola, wczoraj zmarła ciocia Bożenka,
pogrzeb za cztery dni, na Miłostowie, my z mamą będziemy”. Ola od razu, gdzieś
w bliskiej przestrzeni widzi drobną postać cioci Bożenki, w krótkich kręconych
włosach, z małym zadartym noskiem, na tle kryształowej, kolorowej ryby i
makatki w stylu „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi”… Parę dni później – cmentarz. Wszystkie twarze
przed kaplicą, a potem w kondukcie pozornie znane, tylko nie można im
przyporządkować imion, czy choćby
konkretnych zdarzeń.
W tamtym cmentarnym słońcu lata, pod powiekami Oli, pokazują się obrazy,
wyraźne, jakby nakręcony pośmiertny film– nad wyraz wyrazisty. Odmiennie, niż
teraz, gdzie większość osób z otoczenia Oli żyje pojedynczo, wszystkie
dziwnowskie ciocie i wujkowie, są połączone we wspomnieniach w pary. Prawie
żadnych rozwodów, małżeństwa widziane jednością. Wspomnienia z dziesiątków lat
z ciocią i wujkiem w tle;
- Żupańskiego 21, mała Ola uwielbia wchodzić do mieszkania od strony
podwórka, na trzecie piętro, szczuplutka ciocia Bożenka i gruby wujek Jasiu
leżą w dużym małżeńskim łóżku, Ola wchodzi do nich pod kołdrę, jest jej ciepło
i przytulnie, nie chce wracać do domu.
- Ola bawi się na podwórku z dzieciakami, ciocia Bożenka na sznurku spuszcza z trzeciego piętra, położony na deseczce, pyszny chleb z masłem i truskawkami, nigdy
przedtem, ani potem Ola nie jadła czegoś tak pysznego.
- Pierwsza wyprawa Oli zagranicę - do Bułgarii, pod namiot, wujek z ciocią
Moskwiczem, Ola z rodzicami Trabantem, po przekroczeniu granicy Bułgarskiej
kupują winogrona, takie malutkie, słodkie, rodzynkowe, Ola z wujkiem objadają
się niemytymi winogronami, obydwoje chorują okrutnie, leżą razem przed namiotem
na campingu w Sofii i wymiotują przez
dwa dni.
A wcześniej jeszcze scenka ze
starego mieszkania na Żupańskiego;
- Tato Oli- Jerzy, w maju urządza zaległe imieniny, zaprasza samych mężczyzn. Przychodzą wujkowie Oli, w garniturach, z prezentami, kwiaty opakowane w celofanie, dostojnie. Ola z Dorotką i swoimi mamami wychodzą z domu, idą wspólnie do kina Wilda, przed samym wejściem do kina mama Oli zauważa, że zapomniała okularów, Ola z Dorotką biegną z powrotem do domu, dzwonią, drzwi otwiera gruby wujek Jasiu z wielkim szklanym syfonem w rękach, ubrany w pomarańczowy w czarne pasy porannik ojca Oli, na głowie ma turban z ręcznika, z tyłu syfonem sika na niego wodą sodową ojciec Dorotki, dziewczynki są oszołomione widokiem dorosłych mężczyzn bawiących się jak mali chłopcy, biorą okulary i znikają.
Ostatni raz widziała wujka w Wigilię Św. Jana, czyli imienin wujka, w Dziwnowie, zmarł po paru dniach na atak serca. Chociaż kilkadziesiąt lat ciocia była bez wujka dla Oli jawi się obraz ich dwojga. Teraz Ciocie Bożenkę składają do grobu na Miłostowie, gdzie już leży jej ukochany Mąż. Więc są tu teraz razem na wieczność.
Telefon drugi
Dzwoni telefon, Ola znowu pędzi po schodach, na ekranie telefonu widzi
napis Dorotka, za chwilę słyszy jej głos „ Hej Ola gdzie jesteś?”, „W domu” –
Ola odpowiada. „Jak to w domu, a my z mamą na cmentarzu na pogrzebie wujka
Kazia, właśnie rozglądamy się za tobą” kontynuuje Dorotka. „Jak to na pogrzebie,
nic nie wiem, to wujek Kaziu zmarł” – Ola jest zupełnie zdezorientowana, nie
widziała wujka kilkanaście lat, nie pamięta kiedy, ale żeby zaraz umarł, trudno
zrozumieć. A jednak już po chwili znowu pokazują się obrazy wyraźne, im dalsze
tym bardziej namacalne… dwa piękne airedale teriery biegające po podwórku,
spokojne, przyjazne, marzenie Oli o psie, stara willa na Grunwaldzie pełna
zapachów i tajemnic, chowanie się w ciemnej szafie, żeby nie wracać do domu, Mercedes, którym Ola jechała do pierwszego ślubu, jeden z
pierwszych telewizorów w Mieście Oli, w eleganckiej drewnianej obudowie, dzieci
na ryczkach oglądające z rozdziawionymi buziami w niedzielne popołudnie Klub
Myszki Miki, ojciec cioci Miry- doprawdy niesympatyczny starszy pan, nie
pozwolił popijać dzieciom kompotu w trakcie obiadu i romans mamy Oli z młodszym
bratem cioci- wielki skandal i afera na dwie rodziny.
Prawdziwe prezenty z dzieciństwa- pierwszy aparat fotograficzny, lornetka teatralna, pierwsze jedwabne pończochy, ocelotowy płaszczyk i dużo później prosto z Londynu, welon ślubny, długi, też do pierwszego ślubu.
Ola lubi siedzieć w baraku przy willi i patrzeć jak wujek pracuje. Sztywny, duży blok kauczuku rozgrzewa i przepuszcza przez prasę, powoli jakby wałkował ciasto, tworzy się coraz cieńszy plaster, wszędzie ulubiony przez Olę zapach, płaty rozwalcowanego kauczuku wujek wkłada do form, a potem już prawie są gotowe płetwy i maski do pływania pod wodą…
ciocia Mira i wujek razem z Oli Tatą studiowali Prawo na Uniwersytecie
Poznańskim i razem je skończyli w 1952 roku, czyli przyjaciele od zawsze… Tato
Oli z ciocią Mirą mogli w nieskończoność wspominać Miasto Oli przed wojną, ceny
różnych artykułów, małe sklepiki, wszystkie kina, których było wtedy więcej,
niż teraz. Wspólna wycieczka do Grecji, wujek z ciocią i córką Tanią w
Mercedesie, Ola z mamą i tatą w Trabancie, spanie u sióstr zakonnych w Wiedniu,
nocny spacer- Ola pierwszy raz widziała eleganckie prostytutki i gazety
pornograficzne sprzedawane prosto z chodników, a potem Akropol, Kanał Koryncki
i biwak na plaży w namiocie. Rano Ola wstała razem z ciocią, ubrały czepki na
głowy, płetwy na nogi i płynęły razem hen, hen, aż po horyzont. Kiedy wracały
zobaczyły wujka nerwowo spacerującego po
plaży, był doprawdy mocno zdenerwowany, a Ola ze swoją Matką Chrzestną
prawdziwie szczęśliwe.
Ciocia zawsze co rano szykuje wujkowi rzeczy w które ma się ubrać, nawet majtki, kupuje mu super modne, szwedzkie, przeźroczyste, koronkowe, kolorowe koszule, na pogrzeb cioci wujek idzie w brudnym jasnym prochowcu, jest zupełnie bezradny, nie potrafi zrobić najprostszych zakupów.
Ola w trakcie pogrzebu cioci, płacze w kaplicy tak mocno, strumieniami łez, jak chyba nigdy w życiu.
Telefon trzeci
„/…/ i wspomnienie nie wiedzieć czemu wbite w moją pamięć z czasów już trochę zamierzchłych tzn. dziwnowskich. Pamiętam scenę u Pani Grochalskiej, sąsiadki i opiekunki ośrodka w Dziwnowie. Widzę Olę stojącą nad klatką nutrii, hodowanych przez Panią Grochalską, trzymającą swego pieska Agatę 😊)w powietrzu. Z pyska psa zwisa trzymana przez niego za gardło nutria. Niezły horror. Pewnie dlatego tak mi utkwił. W ogóle wczasy w Dziwnowie oceniłbym jako jeden ze szczęśliwszych okresów w moim życiu. Ola jest częścią tamtych wspomnień, oczywiście nie tylko z powodu akcji z nutrią. Odsyłam wszystkich, którzy czują tak samo do wspomnień Taty Oli z tamtego okresu. A propos Taty Oli to mogę odtworzyć sobie w pamięci jego twarz bez problemu. Jego wspomnienia z Dziwnowa oddają dobrze tamtą atmosferę. Myślę, że naszych tj. Oli, Doroty, moich rodziców i wielu innych pracowników P.P.R.M, potem Taskomontu łączyło coś więcej niż tylko wspólna praca. I my dzieci mieliśmy udział w tym wszystkim. Chciałoby się powiedzieć „Ej, my dzieci Taskomontu…” Ale patetycznie zabrzmiało. Coś jak Dzieci Arabatu 😊 /…/ ”
Telefon czwarty
Prawdziwe prezenty z dzieciństwa- pierwszy aparat fotograficzny, lornetka teatralna, pierwsze jedwabne pończochy, ocelotowy płaszczyk i dużo później prosto z Londynu, welon ślubny, długi, też do pierwszego ślubu.
Ola lubi siedzieć w baraku przy willi i patrzeć jak wujek pracuje. Sztywny, duży blok kauczuku rozgrzewa i przepuszcza przez prasę, powoli jakby wałkował ciasto, tworzy się coraz cieńszy plaster, wszędzie ulubiony przez Olę zapach, płaty rozwalcowanego kauczuku wujek wkłada do form, a potem już prawie są gotowe płetwy i maski do pływania pod wodą…
Ciocia zawsze co rano szykuje wujkowi rzeczy w które ma się ubrać, nawet majtki, kupuje mu super modne, szwedzkie, przeźroczyste, koronkowe, kolorowe koszule, na pogrzeb cioci wujek idzie w brudnym jasnym prochowcu, jest zupełnie bezradny, nie potrafi zrobić najprostszych zakupów.
Ola w trakcie pogrzebu cioci, płacze w kaplicy tak mocno, strumieniami łez, jak chyba nigdy w życiu.
Telefon trzeci
Dzwonek telefonu. Tym razem telefon leży na stoliku blisko Oli. Numer
nieznany. Ola odbiera przesuwając palcem po zielonej słuchawce i przedstawia
się pełnym imieniem i dwuczłonowym nazwiskiem. „Cześć tu Beata” słyszy. Ola poznaje po głosie jaka Beata i od razu
bez zatrzymanki wyrzuca z siebie potok słów; „Ojej Beatko, przed momentem myślałam o tobie, tak dawno się nie widziałyśmy, ileż
to lat, ostatnio z okazji narodzin Basi, 11 lat, 12 ?” retorycznie pyta Ola i
dalej gna „Pamiętasz jak wtedy na Łotwie stawiałaś z okazji swojej menopauzy trzy dziewiątki, a
później razem w Suwałkach, w Aptece, stwierdziłyśmy, że może lepiej na wszelki
wypadek kupić test ciążowy. Hi,hi i wyszło, że to jednak nie była menopauza, co
u was słychać, bo u mnie cudownie, trzy lata temu wyszłam za mąż i jestem taaaka szczęśliwa” Beata poważnym
głosem mówi „Dzwonię, bo chciałam powiedzieć, że zmarła mama Pawła, tak szybko,
że nie zdążyliśmy się oswoić myślą o śmiertelnej chorobie, dopiero co trochę ją bolało gardło, poszła do
lekarza i okazało się, że rak z przerzutami, dostała lekarstwa i zaraz to się
stało. Teściowa też parę lat temu znalazła wielką miłość z wzajemnością - głos
Beaty spokojny, ciepły, pełen uczucia do teściowej - aż miło było patrzeć jak się kochają, smutno,
że tak krótko. Pogrzeb będzie później,
bo czekamy, aż Piotr przyjedzie”.
Za jakiś czas kaplica na Junikowie. Przy wejściu śliczna dziewczynka rozdaje
ostatnie pożegnanie- poetycko-religijną informację o cioci Alinie, zwyczaj przywieziony z
Anglii, może to właśnie Basia. Ola prócz Beaty i Pawła nie zna nikogo, ale
oczywiście jest mama Dorotki, Ciocia Danusia. Idą razem za trumną. Ciocia z
Aliną zaczynały razem pracę, były trochę do siebie podobne, niektórzy nawet je
mylili ze sobą. Ola martwi się o Ciocie, to musi być trudno tak co chwilę
żegnać w ostatniej drodze - znajomych,
przyjaciół w podobnym wieku, zostawać samemu, oswoić czas, kiedy już więcej bliskich jest po tamtej
stronie tęczy. Ola opowiada z humorem swoje historyjki, żeby rozśmieszyć Ciocie,
przerzucić jej myśli w kierunku słońca; opowiada o przygodach z Beatą i Pawłem
na spływach, jak Beata zapomniała torby z rzeczami i wszyscy spływowicze składali
się na jej ubiór, i jak się Ola z Tytusem topiła w jeziorze na Łotwie, i że
Paweł tak dobrze pamięta historię jak Agatka zagryzła nutrię u pana
Grochalskiego, jak biegł małym chłopcem będąc za uciekającym psem i jak
zobaczył zagryzioną nutrie w pysku Agatki – ukochanego foksteriera Oli i jak to
wszystko opisał w najważniejszym prezencie Oli - 60 twarzy Oli na 60-te
urodziny. Ciocia wreszcie uśmiechnęła się i dogadywała wesoło przypominając
sobie dziwnowskie czasy, miała dźwięczny
głos i jasny sposób myślenia, zupełnie jak 60 lat temu. Pewnie jest teraz
jedyną osobą, którą Ola tak wyraźnie pamięta sprzed 60 lat, a i ciocia Danusia
jest jedyną osobą na świecie z tego pokolenia, która tak dobrze znała i
pamiętała Olę trzyletnią i później. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogły się
rozstać rozmawiając ze sobą przy aucie. Pożegnały się serdecznie przytulając
się wzajemnie.
A Ola zaraz po przyjściu do domu przeczytała wpis Pawła w swojej książce;
„/…/ i wspomnienie nie wiedzieć czemu wbite w moją pamięć z czasów już trochę zamierzchłych tzn. dziwnowskich. Pamiętam scenę u Pani Grochalskiej, sąsiadki i opiekunki ośrodka w Dziwnowie. Widzę Olę stojącą nad klatką nutrii, hodowanych przez Panią Grochalską, trzymającą swego pieska Agatę 😊)w powietrzu. Z pyska psa zwisa trzymana przez niego za gardło nutria. Niezły horror. Pewnie dlatego tak mi utkwił. W ogóle wczasy w Dziwnowie oceniłbym jako jeden ze szczęśliwszych okresów w moim życiu. Ola jest częścią tamtych wspomnień, oczywiście nie tylko z powodu akcji z nutrią. Odsyłam wszystkich, którzy czują tak samo do wspomnień Taty Oli z tamtego okresu. A propos Taty Oli to mogę odtworzyć sobie w pamięci jego twarz bez problemu. Jego wspomnienia z Dziwnowa oddają dobrze tamtą atmosferę. Myślę, że naszych tj. Oli, Doroty, moich rodziców i wielu innych pracowników P.P.R.M, potem Taskomontu łączyło coś więcej niż tylko wspólna praca. I my dzieci mieliśmy udział w tym wszystkim. Chciałoby się powiedzieć „Ej, my dzieci Taskomontu…” Ale patetycznie zabrzmiało. Coś jak Dzieci Arabatu 😊 /…/ ”
Ola zamyśliła się melancholijnie, przymknęła oczy i powiedziała w przestrzeń
do Pawła - ja też mogę odtworzyć w pamięci twarz twojej Mamy bez problemu-.
Telefon czwarty
Dzwonek telefonu. Ola biegnie na piętro przeskakując co dwa schody. Widzi
wyświetlony napis „Dorotka”. Nauczona doświadczeniem już nie piszczy radośnie i
ma racje - ”no niestety znowu dzwonie jako posłaniec złych wiadomości, zmarła
ciocia Lusia” – rzeczywiście Dorotka przekazuje smutną informację i trzy razy
powtarza termin i miejsce pogrzebu. Och, ach , a jednak. Z ciocią Lusią to było
tak, że Ola od dłuższego czasu nie zadawała pytania „Co u cioci Lusi?”, ponieważ bała się
usłyszeć odpowiedź „a Lusia, Lusia to już dawno nie żyje”. Pewnie dlatego, że
Ciocia Lusia miała ponad 90 lat, była jedna z najstarszych z całej paczki.
Znowu kaplica junikowska, odwrotnie,
niż na wcześniejszych pogrzebach wszystkie twarze znajome, rozpoznawalne, ktoś
mówi „cześć Ola”, Ola komuś mówi „cześć” i jeszcze raz „cześć” i Ewę i Tanie i
znajomą jej widzi,
ale najfajniejsza to postać, Wojtka J., harcerza, jakby prosto z obozu w lesie, plecaczek przerzucany przez ramię, kurtka budrysówka – przyjaciel z wczesnej podstawówki, który wygląda identycznie jak wtedy, tylko brwi mu urosły baaardzo długie i takie niesforne. Ola dokładnie pamięta jak siedzieli na podłodze, u niego w pokoju, który dzielił z młodszym bratem i czytali Baśnie 1001 nocy i oglądali ilustracje,
pierwsze erotyczne doświadczenie Oli, mieszkanie Wojtka było na ulicy Sikorskiego, tam gdzie szkoła Oli, piętro niżej, niż mieszkanie cioci Lusi, Ola pewnie tak często wtedy chodziła sama do cioci, bo miała szanse spotkać Wojtka.
ale najfajniejsza to postać, Wojtka J., harcerza, jakby prosto z obozu w lesie, plecaczek przerzucany przez ramię, kurtka budrysówka – przyjaciel z wczesnej podstawówki, który wygląda identycznie jak wtedy, tylko brwi mu urosły baaardzo długie i takie niesforne. Ola dokładnie pamięta jak siedzieli na podłodze, u niego w pokoju, który dzielił z młodszym bratem i czytali Baśnie 1001 nocy i oglądali ilustracje,
pierwsze erotyczne doświadczenie Oli, mieszkanie Wojtka było na ulicy Sikorskiego, tam gdzie szkoła Oli, piętro niżej, niż mieszkanie cioci Lusi, Ola pewnie tak często wtedy chodziła sama do cioci, bo miała szanse spotkać Wojtka.
Pan Kaziu – drugi mąż cioci, ostatni raz go widziała pewnie ze 30 lat temu,
nic się nie zmienił, u niego też jakby czas się zatrzymał. Wujek Mietek z jedną
czerwoną różą, 90+, chyba się w cioci podkochiwał, prowadzony przez zięcia,
nooo nie w najlepszej kondycji.
Ola idzie z Dorotką i Ciocia Danusią daleko za trumną, rozmawiają o tym jak
nie raz kogoś po latach łatwo poznać, a nie raz trudno, Ciocia Danusia; „ A ty
Ola jesteś bardzo podobna”. „Do kogo?”- pyta Dorotka, „do siebie” odpowiada
Ciocia. Wybuchają cichym śmiechem. Potem układają wspólnie niby puzzle, życie
cioci Lusi wyciągając jakieś fakty i obrazy z zakamarków pamięci. Ola widziała
zawsze ciocię Lusię jako piękną kobietę, wysoką brunetkę z dużym biustem, z
dużymi zmysłowymi ustami, zawsze pomalowanymi na czerwono, tłustą,
pozostawiającą ślady na szklance, szminką, z wielkim powodzeniem u mężczyzn,
takich mężczyzn co lubią niezależne kobiety. Taak , bo ciocia była pierwszą
niezależną kobietą jaką Ola poznała. Ciocia, wyjątek w tamtym pokoleniu,
zdecydowanie nie chciała mieć dzieci, wolała podróże i wolność. Chociaż nie
udało jej się skończyć medycyny /wyrzucili ją za ojca na zachodzie/, jak marzyła, zdobyła wyższe wykształcenie
ekonomiczne, a w Metalplaście zajmowała kierownicze stanowisko. Raz w roku
brała pożyczkę, na podróże, z Kasy
Zapomogowo Pożyczkowej, którą potem cały rok spłacała. Przed wyjazdem przygotowywała
się do wypraw czytając o miejscach, gdzie chciała jechać, robiła notatki,
właściwie jechała po to, żeby potwierdzić swoje wizje miejsc. Ciocia Danka też
przytaknęła, pamięta, że jak jechała do Włoch od Lusi dostała dokładny,
prywatny przewodnik ze szczegółowymi informacjami. Ola opowiada z kolei jak
małą dziewczynką będąc przychodziła po mamę na Plac Wolności do Metalplastu,
gdzie mama Oli razem z ciocią Lusią pracowały. Po pracy czekał na ciocię Pan
Kaziu – inżynier i chodzili razem do Dietetycznej na pstrąga z wody i gotowaną
marchewkę. Ciocia zawsze dbała o dobre odżywianie.
To było jeszcze w czasach kiedy ciocia była mężatką. Rozwiodła się z wujkiem Gerardem, najlepszym przyjacielem Taty Oli, też kończył prawo w 1952 roku, bo /jak to Ola podsłuchała którejś nocy jako dziecko/ pił i nie chciał podróżować. Najbardziej niesamowitą historią był jednak wyjazd cioci do Londynu na pogrzeb ojca, który nie wrócił do Polski po wojnie. Wtedy nikt nie mógł wyjechać do Anglii, a cioci się udało. Rząd PRL dał cioci 19$ na podróż. jakoś dojechała. Została bohaterką Polonii angielskiej. Opowiadała jak w pokoju ojca było tylko żelazne łóżko, zdjęcie Piłsudskiego na stoliczku nocnym i jeden garnitur w którym został pochowany. Po latach nieformalnego związku wyszła za mąż za Pana Kazia, ale mieszkali do teraz, jak to się mówi po francusku - „na dwa dachy”.
To było jeszcze w czasach kiedy ciocia była mężatką. Rozwiodła się z wujkiem Gerardem, najlepszym przyjacielem Taty Oli, też kończył prawo w 1952 roku, bo /jak to Ola podsłuchała którejś nocy jako dziecko/ pił i nie chciał podróżować. Najbardziej niesamowitą historią był jednak wyjazd cioci do Londynu na pogrzeb ojca, który nie wrócił do Polski po wojnie. Wtedy nikt nie mógł wyjechać do Anglii, a cioci się udało. Rząd PRL dał cioci 19$ na podróż. jakoś dojechała. Została bohaterką Polonii angielskiej. Opowiadała jak w pokoju ojca było tylko żelazne łóżko, zdjęcie Piłsudskiego na stoliczku nocnym i jeden garnitur w którym został pochowany. Po latach nieformalnego związku wyszła za mąż za Pana Kazia, ale mieszkali do teraz, jak to się mówi po francusku - „na dwa dachy”.
Po pogrzebie Ola idzie do cioci Danki, lubi mieszkanie Cioci, oglądają wspólnie
stare zdjęcia, a potem Ciocia wypytuje Olę jak to się stało, że jest taka
odważna i robi szalone rzeczy. Ola opowiada z dużą chęcią, bo właściwie teraz
nikt z nią nie rozmawia i o nic nie pyta. A opowieść o sobie pozwala
fajnie ułożyć historię życia w całość, zachować chronologię. I chociaż miało
nie być o polityce Ciocia kończy spotkanie takim monologiem; „Olu powiedz mi
jak to jest możliwe, bo ja nic nie rozumiem, my z mamą moją mieszkałyśmy na
Poznańskiej i w czasie wojny była straszna bieda i bombardowania, baliśmy się
Niemców bardzo i ja bym po nogach całowała nawet diabła jeśli by nas wyzwolił i
na Poznańskiej był pożar, parę domów się paliło i żołnierze radzieccy gasili te
pożary i ludzi ratowali z ognia, więc jak to jest, ja chcę ulicy 23 lutego, bo
wtedy dla mnie skończył się najstraszniejszy czas i przyszło wyzwolenie”. Ola odpowiada "nie wiem, nikt nie zna odpowiedzi". Nagadane i wygadane przytuliły się mocno do siebie. „Do widzenia Olu, Do widzenia Ciociu”.
A wieczorem Ola jeszcze myślała o tych lukach w puzzlach i chciała je
wypełnić i zadzwoniła do Pana Kazia i poprosiła o treść mowy pogrzebowej, a
przy okazji dowiedziała się jak wyglądały ostatnie dwa lata życia cioci i że
Pan Kaziu jeszcze pracuje jako Biegły Rzeczoznawca, ma swoje Biuro i międzynarodowe procesy, że dziwnie pisze mu się datę 2030 rok, bo przecież chyba wtedy nie będzie żył, że bardzo ciocię kochał /
Ola pomyślała, że nie mniej, niż wtedy kiedy przychodził po nią do pracy/ i
codziennie jej przywoził zupkę przez siebie ugotowaną, która tylko nie raz jej smakowała, że mało piła płynów i że młodzi mu
powiedzieli, że teraz się zdjęć na pogrzebie nie robi, to ich posłuchał i
jeszcze napisał w nekrologu, że prosi o nie składanie kondolencji i żałuje, bo wychodzi
na to, że nawet nie wie kto był na pogrzebie. A Ola mu przyznała rację, bo dla
Oli kondolencje to była ważna chwila po śmierci Taty jak ludzie podchodzili i
przytulali się dając jej dużo dobrej energii i jak Dorotka wtedy powiedziała „ Pamiętaj, że od teraz moja mama
jest także twoją mamą”. Dwie jedynaczki
podzieliły się jedną mamą.
* * *
A Pan Kaziu przysłał Oli zeskanowaną mowę pogrzebową, którą Wam załączę, bo to prawdziwy polski życiorys, co go nie usłyszycie już za chwilę z pierwszej ręki;
„ Los nie był łaskawy.
- urodziła się na kresach wschodnich w miejscowości Belmont, zwanej też
zależnie od właściciela Achremowcami, ówcześnie w Polsce, ponieważ po 1921 roku
granice polsko- radzieckie ustabilizowały
się, od 1945 roku obszar ten znajduje się na Białorusi, ziemię, którą zasiedlili otrzymali od hrabiny
Platerowej, która była wielką przyjaciółką, dziś jest tam tylko romantyczny park, założony przez Potockich,
największy na Białorusi,
- bajeczne dzieciństwo wśród pagórków leśnych, jezior i łąk zielonych
przerwała wojna w 1939 roku;
- okupacja sowiecka (17 września 1939 roku) , od 1941 roku okupacja
niemiecka i znowu, od 1944 roku okupacja sowiecka,
- Ojciec internowany, znalazł się w Armii Andersa, a z nią przez Iran,
Persję, w fatalnych warunkach, aż pod
Monte Casino, gdzie walczy i gdzie zostaje ranny, osiada na emigracji u
polskiej rodziny, 250 kilometrów od Londynu, bez kontaktu z żoną i córką /kontakt jedynie
listowny/ umiera samotnie w lipcu 1967 roku. Uczestniczy w pogrzebie Ojca, po
urzędniczych walkach dostaje od władz PRL 19 $ na podróż. To kwota, która nie
starczyła nawet na bilet na pociąg, uciekła na peron z niezapłaconym biletem, myli
pociągi, wyskakuje w trakcie jazdy, dociera na pogrzeb na czas, wśród Polonii
jest bohaterką, generał Sochacki proponuje jej pozostanie w Anglii, odmawia, ze
względu na mamę, która została w Polsce, a przeżyła swojego męża jedynie o rok,
- w czasie okupacji niemieckiej za udział w pomocy partyzantce polskiej AK mają
być rozstrzelane, pluton egzekucyjny, który składa się z żołnierzy narodowości
łotewskiej odmawia wykonania rozkazu, rzucają karabiny, Niemcy rozstrzeliwują
ich za dezercje, do dzisiaj na ich grobach palą się znicze,
- drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 26 grudnia 1945 roku, zimno, minus 20
stopni, muszą opuszczać rodzinny dom, który znalazł się na terenie Białorusi i
bydlęcymi wagonami jadą do Polski, schorowane ciotki zostają w Białorusi na
zawsze,
- pierwszy przystanek życiowy – Legnica. Po paru miesiącach opuszczają
Legnicę, bo Matka uważa, że nie mogą budować życia na łzach,
-zamieszkują w Łomży i tam zdaje maturę,
- przenoszą się do Poznania, gdzie kończy studia ekonomiczne. Wcześniej
zostaje wyrzucona ze studiów medycznych, bo miała ojca na zachodzie,
- jest jedyną osobą w Polsce, która dwa razy uczestniczy w odsłonięciu
pomnika, popiersia Piłsudskiego; jako dziecko w 1934 roku w Brasławiu ( ojciec
był dyrektorem szkoły w Brasławiu) i
kilkanaście lat temu w 2004 roku w Sulejówku razem z Jadwigą i Wandą Piłsudską,
- była pełna pogody ducha, dobroci i życzliwości dla innych,
- dziękuję wszystkim za udział w ceremonii pogrzebowej.