środa, 21 lutego 2018

CZTERY POGRZEBY I CIOCIA




CZTERY POGRZEBY I CIOCIA

Motto; NIE MA TAKIEGO ŻYCIA,

KTÓRE BY CHOĆ PRZEZ CHWILKĘ

NIE BYŁO NIEŚMIERTELNE

/Wisława Szymborska O śmierci bez przesady/

Akcja; Miasto Oli

Czas; 2017,2018

Pisano; dom Oli 18-20 luty 2018r.



Ola już od wielu lat nie czyta nekrologów w gazecie, dlatego informacja o czyjejś śmierci, szczególnie jeśli dotyczy osoby, której nie widziała wiele lat ma swój  początek w dzwonku telefonu.

Telefon pierwszy;

Dzwoni telefon. Ola jak zawsze, mimo pomimo swoich 63 lat, śmiga, przeskakując co dwa stopnie na piętro. Dopada zdyszana do telefonu. Widzi nazwę dzwoniącego DOROTKA. „HAALOOO TU OLA”- tradycyjnie odbiera telefon żartobliwie, głośno, przeciągając samogłoski i modulując głos. Słyszy Dorotkę -  ”Cześć Ola, wczoraj zmarła ciocia Bożenka, pogrzeb za cztery dni, na Miłostowie, my z mamą będziemy”. Ola od razu, gdzieś w bliskiej przestrzeni widzi drobną postać cioci Bożenki, w krótkich kręconych włosach, z małym zadartym noskiem, na tle kryształowej, kolorowej ryby i makatki w stylu „Dobra żona tym się chlubi, że gotuje co mąż lubi”…  Parę dni później – cmentarz. Wszystkie twarze przed kaplicą, a potem w kondukcie pozornie znane, tylko nie można im przyporządkować  imion, czy choćby konkretnych  zdarzeń.

W tamtym cmentarnym słońcu lata, pod powiekami Oli, pokazują się obrazy, wyraźne, jakby nakręcony pośmiertny film– nad wyraz wyrazisty. Odmiennie, niż teraz, gdzie większość osób z otoczenia Oli żyje pojedynczo, wszystkie dziwnowskie ciocie i wujkowie, są połączone we wspomnieniach w pary. Prawie żadnych rozwodów, małżeństwa widziane jednością. Wspomnienia z dziesiątków lat z ciocią i wujkiem w tle;  

- Żupańskiego 21, mała Ola uwielbia wchodzić do mieszkania od strony podwórka, na trzecie piętro, szczuplutka ciocia Bożenka i gruby wujek Jasiu leżą w dużym małżeńskim łóżku, Ola wchodzi do nich pod kołdrę, jest jej ciepło i przytulnie, nie chce wracać do domu.

- Ola bawi się na podwórku z dzieciakami, ciocia Bożenka na sznurku spuszcza z trzeciego piętra, położony na deseczce, pyszny chleb z masłem i truskawkami, nigdy przedtem, ani potem Ola nie jadła czegoś tak pysznego.

- Pierwsza wyprawa Oli zagranicę - do Bułgarii, pod namiot, wujek z ciocią Moskwiczem, Ola z rodzicami Trabantem, po przekroczeniu granicy Bułgarskiej kupują winogrona, takie malutkie, słodkie, rodzynkowe, Ola z wujkiem objadają się niemytymi winogronami, obydwoje chorują okrutnie, leżą razem przed namiotem na campingu w Sofii  i wymiotują przez dwa dni.

 A wcześniej jeszcze scenka ze starego mieszkania na Żupańskiego;


- Tato Oli- Jerzy, w maju urządza zaległe imieniny, zaprasza samych mężczyzn. Przychodzą wujkowie Oli, w garniturach, z prezentami, kwiaty opakowane w celofanie, dostojnie. Ola z Dorotką i swoimi mamami wychodzą z domu, idą wspólnie do kina Wilda, przed samym wejściem do kina  mama Oli zauważa, że zapomniała okularów, Ola z Dorotką biegną z powrotem do domu, dzwonią, drzwi otwiera gruby wujek Jasiu z wielkim szklanym syfonem w rękach, ubrany w pomarańczowy w czarne pasy porannik ojca Oli, na głowie ma turban z ręcznika, z tyłu  syfonem sika na niego wodą sodową ojciec Dorotki, dziewczynki są oszołomione widokiem dorosłych mężczyzn bawiących się jak mali chłopcy, biorą okulary i znikają.  


Ostatni raz widziała wujka w Wigilię Św. Jana, czyli imienin wujka, w Dziwnowie, zmarł po paru dniach na atak serca.  Chociaż kilkadziesiąt lat ciocia była bez wujka dla Oli jawi się  obraz ich dwojga. Teraz Ciocie Bożenkę składają do grobu na Miłostowie, gdzie już leży jej ukochany Mąż. Więc są tu teraz razem na wieczność.  










Telefon drugi


Dzwoni telefon, Ola znowu pędzi po schodach, na ekranie telefonu widzi napis Dorotka, za chwilę słyszy jej głos „ Hej Ola gdzie jesteś?”, „W domu” – Ola odpowiada. „Jak to w domu, a my z mamą na cmentarzu na pogrzebie wujka Kazia, właśnie rozglądamy się za tobą” kontynuuje Dorotka. „Jak to na pogrzebie, nic nie wiem, to wujek Kaziu zmarł” – Ola jest zupełnie zdezorientowana, nie widziała wujka kilkanaście lat, nie pamięta kiedy, ale żeby zaraz umarł, trudno zrozumieć. A jednak już po chwili znowu pokazują się obrazy wyraźne, im dalsze tym bardziej namacalne… dwa piękne airedale teriery biegające po podwórku, spokojne, przyjazne, marzenie Oli o psie, stara willa na Grunwaldzie pełna zapachów i tajemnic, chowanie się w ciemnej szafie, żeby nie wracać do domu, Mercedes, którym Ola jechała do pierwszego ślubu, jeden z pierwszych telewizorów w Mieście Oli, w eleganckiej drewnianej obudowie, dzieci na ryczkach oglądające z rozdziawionymi buziami w niedzielne popołudnie Klub Myszki Miki, ojciec cioci Miry- doprawdy niesympatyczny starszy pan, nie pozwolił popijać dzieciom kompotu w trakcie obiadu i romans mamy Oli z młodszym bratem cioci- wielki skandal i  afera na dwie rodziny.  
Prawdziwe prezenty z dzieciństwa- pierwszy aparat fotograficzny, lornetka teatralna, pierwsze jedwabne pończochy, ocelotowy płaszczyk i dużo  później prosto z Londynu, welon ślubny, długi, też do pierwszego ślubu.
Ola lubi siedzieć w baraku przy willi i patrzeć jak wujek pracuje. Sztywny, duży blok kauczuku rozgrzewa i przepuszcza przez prasę, powoli jakby wałkował ciasto, tworzy się coraz cieńszy plaster, wszędzie ulubiony przez Olę zapach, płaty rozwalcowanego kauczuku wujek wkłada do form, a potem już prawie są gotowe płetwy i   maski do pływania pod wodą…
ciocia Mira i wujek razem z Oli Tatą studiowali Prawo na Uniwersytecie Poznańskim i razem je skończyli w 1952 roku, czyli przyjaciele od zawsze… Tato Oli z ciocią Mirą mogli w nieskończoność wspominać Miasto Oli przed wojną, ceny różnych artykułów, małe sklepiki, wszystkie kina, których było wtedy więcej, niż teraz. Wspólna wycieczka do Grecji, wujek z ciocią i córką Tanią w Mercedesie, Ola z mamą i tatą w Trabancie, spanie u sióstr zakonnych w Wiedniu, nocny spacer- Ola pierwszy raz widziała eleganckie prostytutki i gazety pornograficzne sprzedawane prosto z chodników, a potem Akropol, Kanał Koryncki i biwak na plaży w namiocie. Rano Ola wstała razem z ciocią, ubrały czepki na głowy, płetwy na nogi i płynęły razem hen, hen, aż po horyzont. Kiedy wracały zobaczyły  wujka nerwowo spacerującego po plaży, był doprawdy mocno zdenerwowany, a Ola ze swoją Matką Chrzestną prawdziwie szczęśliwe.
Ciocia zawsze co rano szykuje wujkowi rzeczy w które ma się ubrać, nawet majtki, kupuje mu super modne, szwedzkie, przeźroczyste, koronkowe, kolorowe koszule, na pogrzeb cioci wujek idzie w brudnym jasnym prochowcu, jest zupełnie bezradny, nie potrafi zrobić najprostszych zakupów.
Ola w trakcie pogrzebu cioci, płacze w kaplicy tak mocno, strumieniami łez, jak chyba nigdy w życiu.

Telefon trzeci



Dzwonek telefonu. Tym razem telefon leży na stoliku blisko Oli. Numer nieznany. Ola odbiera przesuwając palcem po zielonej słuchawce i przedstawia się pełnym imieniem i dwuczłonowym nazwiskiem. „Cześć tu Beata” słyszy.  Ola poznaje po głosie jaka Beata i od razu bez zatrzymanki wyrzuca z siebie potok słów; „Ojej Beatko, przed momentem myślałam  o tobie, tak dawno się nie widziałyśmy, ileż to lat, ostatnio z okazji narodzin Basi, 11 lat, 12 ?” retorycznie pyta Ola i dalej gna „Pamiętasz jak wtedy na Łotwie stawiałaś z   okazji swojej menopauzy trzy dziewiątki, a później razem w Suwałkach, w Aptece, stwierdziłyśmy, że może lepiej na wszelki wypadek kupić test ciążowy. Hi,hi i wyszło, że to jednak nie była menopauza, co u was słychać, bo u mnie cudownie, trzy lata temu wyszłam za mąż  i jestem taaaka szczęśliwa” Beata poważnym głosem mówi „Dzwonię, bo chciałam powiedzieć, że zmarła mama Pawła, tak szybko, że nie zdążyliśmy się oswoić myślą o śmiertelnej chorobie,  dopiero co trochę ją bolało gardło, poszła do lekarza i okazało się, że rak z przerzutami, dostała lekarstwa i zaraz to się stało. Teściowa też parę lat temu znalazła wielką miłość z wzajemnością - głos Beaty spokojny, ciepły, pełen uczucia do teściowej -  aż miło było patrzeć jak się kochają, smutno, że tak krótko.  Pogrzeb będzie później, bo czekamy, aż Piotr przyjedzie”.


Za jakiś czas kaplica na Junikowie. Przy wejściu śliczna dziewczynka rozdaje ostatnie pożegnanie- poetycko-religijną informację o cioci Alinie, zwyczaj przywieziony z Anglii, może to właśnie Basia. Ola prócz Beaty i Pawła nie zna nikogo, ale oczywiście jest mama Dorotki, Ciocia Danusia. Idą razem za trumną. Ciocia z Aliną zaczynały razem pracę, były trochę do siebie podobne, niektórzy nawet je mylili ze sobą. Ola martwi się o Ciocie, to musi być trudno tak co chwilę żegnać w ostatniej drodze -  znajomych, przyjaciół w podobnym wieku, zostawać samemu, oswoić czas,  kiedy już więcej bliskich jest po tamtej stronie tęczy. Ola opowiada z humorem swoje historyjki, żeby rozśmieszyć Ciocie, przerzucić jej myśli w kierunku słońca; opowiada o przygodach z Beatą i Pawłem na spływach, jak Beata zapomniała torby z rzeczami i wszyscy spływowicze składali się na jej ubiór, i jak się Ola z Tytusem topiła w jeziorze na Łotwie, i że Paweł tak dobrze pamięta historię jak Agatka zagryzła nutrię u pana Grochalskiego, jak biegł małym chłopcem będąc za uciekającym psem i jak zobaczył zagryzioną nutrie w pysku Agatki – ukochanego foksteriera Oli i jak to wszystko opisał w najważniejszym prezencie Oli - 60 twarzy Oli na 60-te urodziny. Ciocia wreszcie uśmiechnęła się i dogadywała wesoło przypominając sobie dziwnowskie czasy, miała  dźwięczny głos i jasny sposób myślenia, zupełnie jak 60 lat temu. Pewnie jest teraz jedyną osobą, którą Ola tak wyraźnie pamięta sprzed 60 lat, a i ciocia Danusia jest jedyną osobą na świecie z tego pokolenia, która tak dobrze znała i pamiętała Olę trzyletnią i później. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogły się rozstać rozmawiając ze sobą przy aucie. Pożegnały się serdecznie przytulając się wzajemnie.


A Ola zaraz po przyjściu do domu przeczytała wpis Pawła w swojej książce;



„/…/ i wspomnienie nie wiedzieć czemu wbite w moją pamięć z czasów już trochę zamierzchłych tzn. dziwnowskich. Pamiętam scenę u Pani Grochalskiej, sąsiadki i opiekunki ośrodka w Dziwnowie. Widzę Olę stojącą nad klatką nutrii, hodowanych przez Panią Grochalską, trzymającą swego pieska Agatę 😊)w powietrzu. Z pyska psa zwisa trzymana przez niego za gardło nutria. Niezły horror. Pewnie dlatego tak mi utkwił.  W ogóle wczasy w Dziwnowie oceniłbym jako jeden ze szczęśliwszych okresów w moim życiu. Ola jest częścią tamtych wspomnień, oczywiście nie tylko z powodu akcji z nutrią.   Odsyłam wszystkich, którzy czują tak samo do wspomnień Taty Oli z tamtego okresu. A propos Taty Oli to mogę odtworzyć sobie w pamięci jego twarz bez problemu. Jego wspomnienia z Dziwnowa oddają dobrze tamtą atmosferę. Myślę, że naszych tj. Oli, Doroty, moich rodziców i wielu innych pracowników P.P.R.M, potem Taskomontu łączyło coś więcej niż tylko wspólna praca. I my dzieci mieliśmy udział w tym wszystkim. Chciałoby się powiedzieć „Ej, my dzieci Taskomontu…” Ale patetycznie zabrzmiało. Coś jak Dzieci Arabatu 😊 /…/ ”


Ola zamyśliła się melancholijnie, przymknęła oczy i powiedziała w przestrzeń do Pawła - ja też mogę odtworzyć w pamięci twarz twojej Mamy bez problemu-.

Telefon czwarty



Dzwonek telefonu. Ola biegnie na piętro przeskakując co dwa schody. Widzi wyświetlony napis „Dorotka”. Nauczona doświadczeniem już nie piszczy radośnie i ma racje - ”no niestety znowu dzwonie jako posłaniec złych wiadomości, zmarła ciocia Lusia” – rzeczywiście Dorotka przekazuje smutną informację i trzy razy powtarza termin i miejsce pogrzebu. Och, ach , a jednak. Z ciocią Lusią to było tak, że Ola od dłuższego czasu nie zadawała  pytania „Co u cioci Lusi?”, ponieważ bała się usłyszeć odpowiedź „a Lusia, Lusia to już dawno nie żyje”. Pewnie dlatego, że Ciocia Lusia miała ponad 90 lat, była jedna z najstarszych z całej paczki.


Znowu kaplica junikowska,  odwrotnie, niż na wcześniejszych pogrzebach wszystkie twarze znajome, rozpoznawalne, ktoś mówi „cześć Ola”, Ola komuś mówi „cześć” i jeszcze raz „cześć” i Ewę i Tanie i znajomą jej widzi,
ale najfajniejsza to postać, Wojtka J., harcerza, jakby prosto z obozu w lesie, plecaczek przerzucany przez ramię, kurtka budrysówka – przyjaciel z wczesnej podstawówki, który wygląda identycznie jak wtedy, tylko brwi mu urosły baaardzo długie i takie niesforne. Ola dokładnie pamięta jak siedzieli na podłodze, u niego w pokoju, który dzielił z młodszym bratem i czytali Baśnie 1001 nocy i oglądali ilustracje,
pierwsze erotyczne doświadczenie Oli, mieszkanie Wojtka było na ulicy Sikorskiego, tam gdzie szkoła Oli, piętro niżej, niż mieszkanie cioci Lusi, Ola pewnie tak często wtedy chodziła sama do cioci, bo miała szanse spotkać Wojtka.


Pan Kaziu – drugi mąż cioci, ostatni raz go widziała pewnie ze 30 lat temu, nic się nie zmienił, u niego też jakby czas się zatrzymał. Wujek Mietek z jedną czerwoną różą, 90+, chyba się w cioci podkochiwał, prowadzony przez zięcia, nooo nie w najlepszej kondycji.


Ola idzie z Dorotką i Ciocia Danusią daleko za trumną, rozmawiają o tym jak nie raz kogoś po latach łatwo poznać, a nie raz trudno, Ciocia Danusia; „ A ty Ola jesteś bardzo podobna”. „Do kogo?”- pyta Dorotka, „do siebie” odpowiada Ciocia. Wybuchają cichym śmiechem. Potem układają wspólnie niby puzzle, życie cioci Lusi wyciągając jakieś fakty i obrazy z zakamarków pamięci. Ola widziała zawsze ciocię Lusię jako piękną kobietę, wysoką brunetkę z dużym biustem, z dużymi zmysłowymi ustami, zawsze pomalowanymi na czerwono, tłustą, pozostawiającą ślady na szklance, szminką, z wielkim powodzeniem u mężczyzn, takich mężczyzn co lubią niezależne kobiety. Taak , bo ciocia była pierwszą niezależną kobietą  jaką Ola poznała.  Ciocia, wyjątek w tamtym pokoleniu, zdecydowanie nie chciała mieć dzieci, wolała podróże i wolność. Chociaż nie udało jej się skończyć medycyny /wyrzucili ją za ojca na zachodzie/, jak marzyła, zdobyła wyższe wykształcenie ekonomiczne, a w Metalplaście zajmowała kierownicze stanowisko. Raz w roku brała pożyczkę, na podróże,  z Kasy Zapomogowo Pożyczkowej, którą potem cały rok spłacała. Przed wyjazdem przygotowywała się do wypraw czytając o miejscach, gdzie chciała jechać, robiła notatki, właściwie jechała po to, żeby potwierdzić swoje wizje miejsc. Ciocia Danka też przytaknęła, pamięta, że jak jechała do Włoch od Lusi dostała dokładny, prywatny przewodnik ze szczegółowymi informacjami. Ola opowiada z kolei jak małą dziewczynką będąc przychodziła po mamę na Plac Wolności do Metalplastu, gdzie mama Oli razem z ciocią Lusią pracowały. Po pracy czekał na ciocię Pan Kaziu – inżynier i chodzili razem do Dietetycznej na pstrąga z wody i gotowaną marchewkę. Ciocia zawsze dbała o dobre odżywianie.
To było jeszcze w czasach kiedy ciocia była mężatką. Rozwiodła się z wujkiem Gerardem, najlepszym przyjacielem Taty Oli, też kończył prawo w 1952 roku, bo /jak to Ola podsłuchała którejś nocy jako dziecko/ pił i nie chciał podróżować. Najbardziej niesamowitą historią był jednak wyjazd cioci do Londynu na pogrzeb ojca, który nie wrócił do Polski po wojnie. Wtedy nikt nie mógł wyjechać do Anglii, a cioci się udało. Rząd PRL dał cioci 19$ na podróż. jakoś dojechała. Została bohaterką Polonii angielskiej. Opowiadała jak w  pokoju ojca było tylko żelazne łóżko, zdjęcie Piłsudskiego na stoliczku nocnym i jeden garnitur w którym został pochowany. Po latach nieformalnego związku wyszła za mąż za Pana Kazia, ale mieszkali do teraz, jak to się mówi po francusku -  „na dwa dachy”.


Po pogrzebie Ola idzie do cioci Danki, lubi mieszkanie Cioci, oglądają wspólnie stare zdjęcia, a potem Ciocia wypytuje Olę jak to się stało, że jest taka odważna i robi szalone rzeczy. Ola opowiada z dużą chęcią, bo właściwie teraz nikt z nią nie rozmawia i o nic nie pyta. A opowieść o sobie pozwala fajnie ułożyć historię życia w całość, zachować chronologię. I chociaż miało nie być o polityce Ciocia kończy spotkanie takim monologiem; „Olu powiedz mi jak to jest możliwe, bo ja nic nie rozumiem, my z mamą moją mieszkałyśmy na Poznańskiej i w czasie wojny była straszna bieda i bombardowania, baliśmy się Niemców bardzo i ja bym po nogach całowała nawet diabła jeśli by nas wyzwolił i na Poznańskiej był pożar, parę domów się paliło i żołnierze radzieccy gasili te pożary i ludzi ratowali z ognia, więc jak to jest, ja chcę ulicy 23 lutego, bo wtedy dla mnie skończył się najstraszniejszy czas i przyszło wyzwolenie”. Ola odpowiada "nie wiem, nikt nie zna odpowiedzi". Nagadane i wygadane  przytuliły się mocno do siebie. „Do widzenia Olu, Do widzenia Ciociu”.


A wieczorem Ola jeszcze myślała o tych lukach w puzzlach i chciała je wypełnić i zadzwoniła do Pana Kazia i poprosiła o treść mowy pogrzebowej, a przy okazji dowiedziała się jak wyglądały ostatnie dwa lata życia cioci i że Pan Kaziu jeszcze pracuje jako Biegły Rzeczoznawca, ma swoje Biuro i międzynarodowe procesy, że dziwnie pisze mu się datę 2030 rok, bo przecież chyba wtedy nie będzie żył, że bardzo ciocię kochał / Ola pomyślała, że nie mniej, niż wtedy kiedy przychodził po nią do pracy/ i codziennie jej przywoził zupkę przez siebie ugotowaną, która tylko nie raz jej smakowała, że mało piła płynów i że młodzi mu powiedzieli, że teraz się zdjęć na pogrzebie nie robi, to ich posłuchał i jeszcze napisał w nekrologu, że prosi o nie składanie kondolencji i żałuje, bo wychodzi na to, że nawet nie wie kto był na pogrzebie. A Ola mu przyznała rację, bo dla Oli kondolencje to była ważna chwila po śmierci Taty jak ludzie podchodzili i przytulali się dając jej dużo dobrej energii i jak Dorotka wtedy  powiedziała „ Pamiętaj, że od teraz moja mama jest także twoją mamą”.  Dwie jedynaczki podzieliły się jedną mamą.
                  *   *   *
A Pan Kaziu przysłał Oli zeskanowaną mowę pogrzebową, którą Wam załączę, bo to prawdziwy polski życiorys, co go nie usłyszycie już za chwilę z pierwszej ręki;

„ Los nie był łaskawy.
- urodziła się na kresach wschodnich w miejscowości Belmont, zwanej też zależnie od właściciela Achremowcami, ówcześnie w Polsce, ponieważ po 1921 roku  granice polsko- radzieckie ustabilizowały się, od 1945 roku obszar ten znajduje się na  Białorusi, ziemię, którą zasiedlili otrzymali od hrabiny Platerowej,  która była wielką przyjaciółką, dziś jest tam tylko romantyczny park, założony przez Potockich, największy na Białorusi,
- bajeczne dzieciństwo wśród pagórków leśnych, jezior i łąk zielonych przerwała wojna w 1939 roku;
- okupacja sowiecka (17 września 1939 roku) , od 1941 roku okupacja niemiecka i znowu, od 1944 roku okupacja sowiecka,
- Ojciec internowany, znalazł się w Armii Andersa, a z nią przez Iran, Persję, w fatalnych warunkach, aż  pod Monte Casino, gdzie walczy i gdzie zostaje ranny, osiada na emigracji u polskiej rodziny, 250 kilometrów od Londynu,  bez kontaktu z żoną i córką /kontakt jedynie listowny/ umiera samotnie w lipcu 1967 roku. Uczestniczy w pogrzebie Ojca, po urzędniczych walkach dostaje od władz PRL 19 $ na podróż. To kwota, która nie starczyła nawet na bilet na pociąg, uciekła na peron z niezapłaconym biletem, myli pociągi, wyskakuje w trakcie jazdy, dociera na pogrzeb na czas, wśród Polonii jest bohaterką, generał Sochacki proponuje jej pozostanie w Anglii, odmawia, ze względu na mamę, która została w Polsce, a przeżyła swojego męża jedynie o rok,
- w czasie okupacji niemieckiej za udział w pomocy partyzantce polskiej AK mają być rozstrzelane, pluton egzekucyjny, który składa się z żołnierzy narodowości łotewskiej odmawia wykonania rozkazu, rzucają karabiny, Niemcy rozstrzeliwują ich za dezercje, do dzisiaj na ich grobach palą się znicze,
- drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 26 grudnia 1945 roku, zimno, minus 20 stopni, muszą opuszczać rodzinny dom, który znalazł się na terenie Białorusi i bydlęcymi wagonami jadą do Polski, schorowane ciotki zostają w Białorusi na zawsze,
- pierwszy przystanek życiowy – Legnica. Po paru miesiącach opuszczają Legnicę, bo Matka uważa, że nie mogą budować życia na łzach,
-zamieszkują w Łomży i tam zdaje maturę,
- przenoszą się do Poznania, gdzie kończy studia ekonomiczne. Wcześniej zostaje wyrzucona ze studiów medycznych, bo miała ojca na zachodzie,
- jest jedyną osobą w Polsce, która dwa razy uczestniczy w odsłonięciu pomnika, popiersia Piłsudskiego; jako dziecko w 1934 roku w Brasławiu ( ojciec był dyrektorem szkoły w Brasławiu)    i kilkanaście lat temu w 2004 roku w Sulejówku razem z Jadwigą i Wandą Piłsudską,
- była pełna pogody ducha, dobroci i życzliwości dla innych,
- dziękuję wszystkim za udział w ceremonii pogrzebowej.     






  


  









środa, 7 lutego 2018

OLA W NOWYM JORKU HISTORIA TRZECIA OLA I MURALE

Ola w Nowym Jorku Historia Trzecia Ola i Murale

Zeszłego piątku Ola stanęła w połowie schodów budynku Akademii Wychowania Fizycznego przy ulicy Królowej Jadwigi. Na schodach oparła swoje przynoszące szczęście, niby talizman, wiklinowe krzesło barowe, w plecaku na szczęście miała jeszcze błękitną lampkę, ale też rzeczy neutralne -  kostium, który sama /prawie/ uszyła, a zaprojektowała według jej pomysłu Agnieszka i sześć kartek z sześcioma historyjkami nowojorskimi Oli, które Ola z radością za chwilę opowie, bo ma ochotę opowiadać o NYC, a także po to by uporządkować swoje bycie w tym Wielkim Mieście, co ciągle jest chaosem wrażeń, mimo upływu czterech miesięcy od powrotu. Ola pierwszy raz w życiu bierze udział w Konkursie, jest doprawdy niesamowicie podekscytowana...
  *   *   *
wchodzi na scenę... 
Dzień dobry wszystkim, na imię mam Aleksandra, w skrócie OLA.
 Od zawsze chciałam wędrować, podróżować daleko i blisko, jednak w czasach mojego dzieciństwa i młodości, a i później mogłam wędrować jedynie przez czytanie, więc czytałam bardzo dużo; Londona, Coorwoda, Centkiewiczów, Szklarskiego, Fiedlera i  wędrowałam w swojej wyobraźni.
 Dopiero kiedy paszport stał się dostępny i na co dzień mógł znaleźć się  w mojej kieszeni, kiedy linie lotnicze wprowadziły tanie loty, kiedy przestałam pracować na etacie i  najważniejsze – kiedy przestałam mieć  codzienne obowiązki związane z rodziną i zarabianiem pieniędzy,  mogłam zacząć spełniać swoje  marzenia o podróżach w rzeczywistości.
Od kilku lat wędruje po świecie, sama lub z mężem, z niewielkim budżetem, bez znajomości języków obcych, bez narzuconego planu.



W zeszłym roku, we wrześniu, na pięć tygodni wybrałam się sama w wymarzoną od zawsze podróż do Nowego Jorku.

O Nowym Jorku mogę mówić w nieskończoność, bez zatrzymanki,  a ponieważ jesteśmy ograniczeni czasowo, wycieczka na którą Państwa teraz zabiorę będzie skrótem po moich nowojorskich 6 M.
A moje 6 M to METRO, MORZE, MOSTY, MUZEA, MURALE MUZYKA zaczynamy;...

                                                            *   *  *
a teraz piąte M MURALE;


W dzień przed powrotem do Polski zaplanowałam włóczenie się po dzielnicy Buszłik , która leży jedynie parę kilometrów od miejsca, w którym mieszkałam. Chciałam poszukać  graffiti.  Trochę zdjęć graffiti już  wcześniej zrobiłam na Manhattanie. I znowu przygoda. Idę i idę zwykłą szeroką ulicą, już w dzielnicy Buszłik i nagle wszędzie graffiti, i tu i tu i tam. To jak znaleźć polanę pełną prawdziwków.


Biegałam po tym buszłikowym lesie pięć godzin, na pełnej adrenalinie i zrobiłam chyba 100 zdjęć jęcząc i łezki puszczając z zachwytu.                Ze mną biegali Japończycy, Niemcy, Francuzi i przedstawiciele innych nacji. Widziałam, przemieszczając się, jak na moich oczach biedna, surowa, pracowita dzielnica portowa z magazynami i drobną produkcją przemienia się w bogatą, hipsterską dzielnicę pełną eleganckich loftów, jazzowych klubów, szkół jogi  i samych hipsterów.

Nowy Jork znowu mnie nie zawiódł darując mi na koniec pobytu największą i najciekawszą niespodziankę.


Kiedyś mekką grafficiarzy w Nowym Jorku była tak zwana 5 Pointz /fajf points/ na Long Island, ale zamalowali tam graffiti na biało, burmistrz Blumberg nie znosił graffiti i karał grafficiarzy srogo, nawet więzieniem. Grafficiarze musieli się przenieść. Dzielnica Buszłik przyjęła grafficiarzy, właściciele warsztatów i magazynów

pozwolili im malować po ścianach i tak  powstała w dzielnicy Bushwick największa na świecie ekspozycja graffiti.


Dla mnie słowo Wolność jest najważniejszym słowem świata, przekonałam się, ze dla grupki zdesperowanych, szalonych, bezkompromisowych osób, twórców kultury ulicznej, ja ich nazywam „Szalonymi partyzantami sztuki”  wolność ma inne znaczenie, niż moje.

Najczęściej na granicy prawa, narażając życie i zdrowie własne, anonimowo, tworząc sztukę ulicy, propagują WOLNOŚĆ przeciw hasłu „bądź posłuszny”. Tworzą prowokacyjne hasła ulicy „nigdy nie pracuj” „władza w ręce wyobraźni” plaża na ulicy”.


Graffiti to malowanie z „wolnej ręki” albo szablonami; znaków, symboli, haseł, rysunków, malunków z pozoru bez znaczenia, ale to działa w ten


sposób, im więcej tych samych symboli w przestrzeni  publicznej, rodzi się pytanie „co to jest” „co to znaczy” im częściej ludzie widzą jakiś znak zadają pytanie „o co chodzi” , nikt nie odpowiada, ludzie są coraz bardziej ciekawi, interesują się, oglądają, chcą mieć ten znak w domu, na koszulkach, w galerii i płacą za niewiadomoco dziesiątki tysięcy dolarów.           


 Teraz pod graffiti często jest umieszczony numer telefonu, dzwonisz tam, a miły głos mówi „pewnie chcesz wiedzieć o co chodzi, ja też nie wiem, nikt nie wie”.


 Zadajemy sobie pytanie, czy to sztuka czy wandalizm, pytanie też bez odpowiedzi, może i to i
to.













Każdy twórca szuka akceptacji , a ulica szybko akceptuje bez granic i kocha miłością ogromną, nie zważając na wandalizm i poniesione szkody, tak jak cały świat pokochał Banksiego, a Polska pokochała Józefa Tkaczuka.
                                                            





                                                             *   *   *







Epizod I Ola i Graffiti


Ola ma osiem lat, włosy mocno ściągnięte w długi do pupy warkocz, do szkoły nosi satynowy fartuszek zapinany na guziki, do guzików doczepia worki na papcie, idąc odbija je kolanami, fartuszek ma przyszyty biały kołnierzyk, zawsze  upaprany atramentem. Na nogi Ola ubiera bawełniane rajstopy, zazwyczaj podarte na kolanach przez które prześwitują strupki zaschniętej krwi. Ola ma zawsze dobry humor i jest pełna energii. Ma też skłonność do opowiadania niestworzonych historii. Ola lubi chodzić do szkoły, ponieważ jest tam mnóstwo dzieci, ale nie rozumie po co za stołem na początku klasy śpi na krześle malutka staruszka o siwych włosach, bardzo niesympatyczna. Ola ma całą głowę marzeń. Największym marzeniem jest posiadanie psotnej małpki i srebrnego konia. Ola ma też pełno pomysłów. Dziś chce pomalować na ścianie w klasie ulubionego ludzika, zamanifestować swoje bycie bardziej trwale. W trakcie lekcji Ola bierze pędzelek do lewej ręki, do prawej kałamarz, idzie do ściany na końcu klasy i rozpoczyna malowanie. Dzieło jeszcze nieskończone, kiedy Ola czuje silne pociągnięcie za warkocz, impetem pociągnięcia przelatuje przez całą salę, ląduje przy tablicy, wszystko za sprawą pani D., emerytowanej nauczycielki, której nikt nie ma odwagi zwolnić, skąd w niej taka siła i nielubienie Oli – nie wiadomo, uwaga o malowaniu ściany została wpisana do dzienniczka, wymagała podpisu rodzica. Ola wieczorem podkłada dzienniczek Tacie do podpisu. Słyszy karcący, rozczarowany głos „jesteś chuliganem, przeciętną dziewczynką bez ambicji, szkodnikiem”. Ola nie rozumiała dlaczego, ale na wszelki wypadek nigdy już nic nie namalowała w przestrzeni publicznej.


Epizod II Ola i Graffiti


Ola ma 17 lat, rozpuszczone włosy do pupy, nosi rozciągnięte swetry i spodnie , maluje powieki na niebiesko, a rzęsy na czarno, pali papierosy Carmen, często płacze, pije mocną herbatę.  Pisze długie białe wiersze, ma egzystencjalne rozterki i uczucie, że nikt jej nie rozumie. Wprowadza się z rodzicami do trzypokojowego mieszkania spółdzielni Grunwald, z ogrzewaniem z kaloryferów, balkonem, parkietami, no i każdy ma swój pokój. Mama pozwala Oli urządzić jej malutki,  kiszkowaty pokoik jak tylko zechce, daje nawet na to pieniądze. Ze starego mieszkania zostaje tylko meblościanka Kowalskich, z biurkiem i tapczanem wyjeżdżającym z niej na kółkach, żeby się zmieściła na szerokość, trzeba było dorobić jedną część i  zakręcić meblościankę na drugą ścianę. Miejsca zostało tylko na  malutki stoliczek, wielką wełnianą  poduszkę i o takim samym wzorze chodniczek, które Ola zakupiła w sklepie Cepelii zaraz przy kinie Bałtyk. Kupiła też plakatówki. Czerwoną plakatówką pomalowała obie stopy, odcisnęła je na blogu technicznym, wycięła nożyczkami szablon, ułożyła konstrukcje ze stołu i ryczki, przemieściła się wyżej i  wypełniała szablon czarną plakatówką, tworząc swoje ślady przez cały sufit… W pamięci wielu Ola kojarzy się z czarnymi stopami na suficie.


Epizod III Ola i Graffiti


Ola ma 25 lat, warkocz zapleciony z aksamitką przez Tamtego Męża, dżinsową spódniczkę z falbanami, powieki ciągle malowane na niebiesko, a rzęsy na czarno, pali papierosy Yogo, pije mocną herbatę. Wprowadza się z Tamtym Mężem i Córeczką do dwupokojowego mieszkania, z wspólnym korytarzem- jeżycki kwaterunek. Do drugiego pokoju, gdzie będą spać, wjeżdża szerokie granatowe łóżko z czerwonym sercem i już od dwóch lat granatowo- czerwona meblościanka Kowalskich, która z obciętymi nogami wygląda na malutką na ścianie wysokiej na 3,60. Tamten Mąż z przyjacielem kupują 10 kg farby klejowej do wybielenia mieszkania i litr białej wódki. Malowanie zaczynają od wypicia wódki. Cała farba schodzi szybko, dokupują jeszcze pięć kilogramów. Kiedy Ola budzi się rano widzi wielki kontrast między bielą sufitu, a bielą ścian. Dzwoni do Dorotki „Pomocy”, Dorotka zjawia się natychmiast, kupują w sklepie papierniczym na narożniku Kraszewskiego i Słowackiego plakatówki i pędzelki, we wszystkich łączeniach ścian i sufitu  malują szlaczek w czerwone i granatowe serca… W pamięci wielu tamten czas kojarzy się z wzorem czerwono- granatowych serc. 


Epizod IV Ola i Graffiti


Ola ma 63 lata, włosy rozpuszczone do ramion, grzywkę opadającą na oczy, zazwyczaj czarne leginsy i tunikę desiquala, powieki malowane na szaro, a rzęsy ciągle na czarno, nie pali papierosów, mieszka z Mężem w dużym domu, piją mocną herbatę zaparzaną w żeliwnym czajniku. Tego dnia Mąż maluje Oli stopy czerwoną farbą. Ola odciska stopy na bloku technicznym. Mąż nożem wycina szablon Oli stóp. Ola bierze czarną farbę akrylową w spreju, wielką drabinę i maluje szablonem dwie stopy na głównej ścianie domu. Jest bardzo usatysfakcjonowana, szczęśliwa. Wszystko spina się fajną klamrą. Ola może do siebie powiedzieć „Nic nie muszę, a właściwie, ufffff,  mogę wszystko czego chcę”. 





Poprzednia niedziela, "wyróżnienie Ola w Nowym Jorku" Ola wychodzi na scenę, nic nie pamięta, coś mówi, ściska innych nagrodzonych, czyste szczęście.....
Wpis na FB jeszcze z niedzieli;
to niesamowite przeżycie, w wieku 60+,pierwszy w życiu konkurs i wyróżnienie i tyle ciepłych słów, że wystarczy energii na lata. Dziękuję organizatorom, uczestnikom, publiczności za cudowną atmosferę. Cieszę się, ze podjęłam to wyzwanie!!! ps. dzięki też sponsorom za wspaniałe nagrody!!! i oczywiście Córeczce kochanej za montaż zdjęc ❤️


Tak, tak Nowy Jork zmienił Oli myślenie o sztuce. Dał jej  zastrzyk odwagi i inspiracji  do kreatywnego myślenia i działania.