poniedziałek, 25 lipca 2016

HISTORIA JEDNEGO KOSTIUMU KĄPIELOWEGO, PODWÓJNA RANDKA I JAMSZCZYK /WOŹNICA/


https://www.youtube.com/watch?v=qbPLoWbiUho&t=3s
Historia jednego kostiumu kąpielowego, podwójna randka i     JAMSZCZIK /woźnica/
Akcja Bułgaria, Jugosławia rok lipiec 1968, Pływalnia na ul.Chwiałkowskiego sierpień 1968, mieszkanie Oli jesień 1968r., Warszawa wynajęty pokój Oli Mamy lipiec 1953r., placyk przed kasami kina Bałtyk luty 1970r.
Napisano 25 lipca 2016r.

   
W śliczny lipcowy poranek Ola , która miała wtedy 13 lat, wraz z Mamą i Tatą wsiedli do trabanta – NRD-owskiego samochodu z tektury , wzięli ze sobą talony na walutę czechosłowacką, węgierską, rumuńską i bułgarską, składane krzesełka i stoliczek, mały namiot, materace, koce, zestaw jedzeniowy, i pojechali  zażywać kąpieli słonecznych i morskich , a także opychać się arbuzem, na bułgarskim wybrzeżu Morza Czarnego w okolicach Warny. Trabant mknął szosami socjalistycznej Europy, pomiędzy polami dojrzewającej kukurydzy i przepięknie żółcących się  słoneczników. Zatrzymywali się na przydrożnych łąkach albo przy strumykach gdzie Tato Oli jak to stary harcerz i partyzant
wyczarowywał wspaniałe posiłki; boeuf strogonow z lanymi kluseczkami, gularz angielski z ziemniaczanymi kopytkami, ostre węgierskie leczo z papryką i inne skomplikowane dania, które robił szybko, zdecydowanymi ruchami, niczym szef kuchni dużej restauracji. Potem wszyscy zjadali z apetytem te wykwintne dania siedząc na rozkładanych krzesełkach przy rozkładanym stoliczku.
   Ola w owym czasie była naburmuszoną, małomówną nastolatką, z długimi do pupy włosami, zaplecionymi w gruby warkocz, długą grzywką opadającą na oczy, skupioną przez całą podróż na chłonięciu Czarodziejskiej Góry Manna, i rozważała filozoficznie istotę oczekiwania na coś co się wydarzy i w oczekiwaniu właśnie odkrywała sens wszechrzeczy. Później kiedy dojechali do celu  i wiedli życie kempingowe w swoim małym namiocie na czarnomorskim polu biwakowym , Ola jakby poza głównym planem jakim było czytanie, opaliła swoje ciało na ciemny  brąz, skórę nawilżyła i ugładziła słoną morską wodą, a wnętrze ciała oczyściła nieskończoną ilością arbuza i brzoskwiń, które pochłaniała niby potwór łebki śledziowe z ulubionej Oli powieści Braci Strugackich "Poniedziałek  zaczyna się w sobotę". 
Przez dwa tygodnie takiego trybu życia ciało Oli wyciągnęło się wzdłuż, zeszczuplało, a cała postać nabrała bardziej dziewczęcych kształtów.
Któregoś wieczora Oli Rodzice biesiadowali z innymi Polakami i przy piciu polskiej wódki dowiedzieli się, że jest możliwość przekroczenia granicy Jugosłowoańskiej bez wizy i tym samym oglądnięcia tego pięknego kraju, a szczególnie jego stolicy Belgradu. Jugosławia mimo, że z nazwy Socjalistyczna, a może nawet wręcz komunistyczna, dzięki konfliktowi Tito ze Stalinem została mocno zasilona gospodarczo z zachodu i jawiła się nam Polakom krajem bardziej kapitalistycznym, przynajmniej w zakresie dóbr konsumpcyjnych. Nastąpiła krótka decyzja- "Próbujemy przekroczyć granicę" - udało się bez żadnego problemu i na pierwszym ryneczku w małej miejscowości Oli Mama spieniężyła dwa kryształy, które były na stanie w zestawie turystycznym, każdego zapobiegliwego Polaka, w tamtych czasach, a i w następnych dekadach także.
Niestety Mama Oli nie była świadoma, że już od dwóch lat, z powodu inflacji, wprowadzono w miejsce starych dinarów nowe i że pieniądze jakie otrzymała ze sprzedaży kryształów miały wartość 1/100 tego co Mama Oli miała na myśli. I tu wkroczył do akcji Tata Oli jako prawy prawnik powiadomił o oszustwie miejscową milicję, transakcja została odkręcona i potem jeszcze raz przeprowadzona ku zadowoleniu obu stron. Szczęśliwi pojechali dalej, aż do Belgradu, który przywitał ich wspaniałą pogodą i zasobnymi sklepami. 
Już dużo wcześniej Ola miała obiecany strój kąpielowy i Mama Oli czując się osobą zamożną z pełnym portfelem nowych dinarów weszła z Olą do sklepu i bez mrugnięcia okiem zakupiła w nim najpiękniejszy i najdroższy strój kąpielowy oferowany przez sprzedawce. Kostium wyglądał następująco; jednoczęściowy, w dolnej części, tak zwanych majteczek, koloru czerwonego, w górnej zaś w paski biało granatowo czerwone łączące się na środku w sposób wyszczuplający sylwetkę i podkreślający biust. Połączenie na szczycie uwieńczone było granatową kotwicą, zaś dół z górą łączył śliczny granatowy paseczek ze złotą sprzączką, a  dość grube, czerwone  ramiączka utrzymywały całość w zgrabnych ryzach.
 Po udanych sprawunkach zasiedli w trójkę przy głównym skrzyżowaniu miasta w kawiarni; Tato Oli popijał pyszną czarną jak smoła kawę kopcąc śmierdzące papierosy, Mama Oli patrzyła z zachwytem na najprzystojniejszego dotychczas widzianego milicjanta, który w białym mundurze i białym korkowym kasku, stojąc na podwyższeniu, kierował ruchem licznych pojazdów, a Ola, Ola zafascynowana, niedowierzając szczęściu co chwilkę macała pod stołem materiał swojego niesamowitego prezentu. 
*   *   *
Po przyjeździe do domu, zaraz na drugi dzień, Ola zapakowała kostium do torby i pobiegła ma pływalnie odkrytą, od niedawna wybudowaną,  na ulicy Chwiałkowskiego, gdzie spotykała się wtedy młodzież dla kąpieli, ale głównie w celach towarzyskich i poznawczych. Ola w przebieralni ubrała nowy kostium,  rozpuściła swoje długie do pupy włosy i wkroczyła niczym gwiazda filmowa na drewnianą trybunę. Oczy wszystkich ludzi, były na niej skupione. Część męska w  zachwycie nad powabną dziewczęcością Oli, część damską nad kolorystyką i krojem kostiumu kąpielowego, który rzeczywiście kontrastował z PRLowską szarością  jak obraz z telewizora kolorowego, a czarno- białego.
Ola czuła fantastyczną energię skupiającą się na jej osobie i w tej energetycznej poświacie zeszła, a raczej spłynęła  po schodach trybuny, z rozwianymi, błyszczącymi refleksami rudości, włosami, przechylając kokieteryjnie głowę, poszła w kierunku największego basenu, skoczyła zgrabnie, cicho i bez fontanny rozprysku, do wody, i wynurzyła się uśmiechnięta płynąc klasycznym kraulem w kierunku drugiego skraju basenu, długie włosy Oli płynęły równo za jej postacią tworząc w wodzie ciemny kołnierz okalający głowę. Kiedy dopłynęła już do przeciwległej krawędzi, ujrzała nad sobą dwie nachylone do niej postacie męskie. Hej jestem Andrzej- powiedział niższy ładnie zbudowany brunet, a ja Waldek - dodał drugi wyższy szczuplejszy, wręcz chudy, blondyn  z rozwichrzonym włosem. I tak to dwóch miłych i przystojnych chłopców rozpoczęło nieprzerwaną do końca pływalniowego dnia - adorację Oli. Po zamknięciu basenu obaj odprowadzili Olę do domu, pod same drzwi trzeciego piętra kamienicy za którymi mieszkała.
*   *   *

Na drugi dzień około godziny 10  rano Ola usłyszała dzwonek do drzwi, poszła otworzyć, na słomianej wycieraczce leżały dwa listy, Ola rozerwała koperty, listy były bardzo podobnej treści; jeden " olu bardzo mi się podobasz, chciałbym się z Tobą spotkać, czekam na rogu takiej to i takiej ulicy jutro o 11 godzinie Andrzej" i drugi list " Olu bardzo mi się podobasz, chciałbym się z Tobą spotkać, , czekam na rogu takiej to i takiej ulicy / dokładnie na przeciw ulicy z listu Andrzeja/  jutro o 11 godzinie Waldek ".
Ola uśmiechnęła się, od razu wiedziała, którego wybierze, oczywiście wybrała bruneta, podobnego do sprzedawcy kostiumu z Belgradu.
Na drugi dzień spacerowali z Andrzejem po ulicach miasta, rozmawiali, ale, z Oli strony, tak zupełnie bez zaciekawienia i jakichkolwiek emocji. Andrzej nie wiedział kto to Tomasz Mann, ani nawet London, czy Hemingway, ani nic nie miał do powiedzenia o oczekiwaniu na coś, o zagadkach kryminalnych i ech, ach, chyba poprostu Oli zupełnie przestał się podobać.
*   *   *
Minęło parę miesięcy, Ola siedziała przy swoim biurku części składowej  meblościanki Kowalskich odrabiając lekcje, zadzwonił dzwonek do drzwi, otworzyła Mama  Oli - " ktoś do ciebie" zawołała. Do pokoju weszła dziewczyna, zupełnie nieatrakcyjna, tęga, z tłustymi włosami, z wyraźnym trądzikiem na twarzy i mocno zarysowanym wypukłym brzuszkiem.  " czy znasz Andrzeja? " zapytała, Ola chociaż nie rozumiała do końca o co chodzi poczuła determinację dziewczyny i odpowiedziała " tak" " Czy Andrzej przysłał Ci jakąś wiadomość" kontynuowała. Ola znowu odpowiedziała zdecydowanym " tak". " daj mi ten list" powiedziała ciągle zdeterminowanym tonem. Ola wskoczyła na krzesło przy biurku, z szafki na wysokościach, pewnym ruchem wyciągnęła metalowe pudełko po cukierkach w którym trzymała wszystkie otrzymane w życiu kartki i listy, a z niego widokówkę z wakacji od Andrzeja" wręczając ją nieznajomej dziewczynie. " to wszystko" zapytała, " tak" po raz trzeci, zresztą zgodnie z prawdą  odpowiedziała Ola. " masz się już nigdy z nim nie spotkać" zakończyła tymi słowami wizytę, odwróciła się i wyszła mijając w drzwiach pokoju Mamę Oli, która chłonęła całe wydarzenie w milczeniu i z jakimś dziwnym  nabożeństwem. Kiedy dziewczyna wyszła Mama Ola podeszła do Oli, chwyciła ją za obie ręce, spojrzała w jej oczy wzrokiem pełnym łez I nie wiadomo czemu  powiedziała " nic się nie martw, wszystko będzie dobrze".
 Ola nic z tego nie rozumiała, Andrzeja i sytuacje z basenu ledwo pamiętała, kartka była napisana z błedami i bez wyraźnej treści i z wszystkiego zapamiętała tylko dziwne nietypowe zachowanie Mamy, a także osobę dziewczyny, która jakby z innego świata była.
*   *   *
A Mama Oli zobaczyła w myślach inną dziewczynę ze szpiczastym brzuszkiem, która odwiedziła ją 15 lat temu, w lipcu 1953 roku w jej warszawskim pokoiku i   też żądając listów tych najważniejszych w życiu dla nich obu, jedną wizytą odebrała Mamie Oli  wszystkie marzenia budowane w czasie wczesnej młodości na dalekiej Syberii. Marzenia zbudowane z tęsknoty romansów rosyjskich, o miłości wielkiej, radości, szalonym życiu  w stolicy, o sławie i  karierze piosenkarskiej, chciała jak Gramska śpiewać intymne pieśni, przy boku ukochanego, czystym i pięknym tembrem głosu zawojować świat. Po tamtej okrutnej wizycie, tego samego  lipcowego, deszczowego wieczoru Mama Oli stanęła w oknie i zaśpiewała przepięknym delikatnym sopranem, rozdzierającym dusze głosem  , na całą ulicę , o prawdziwym uczuciu co w jednej chwili zamieniło się w tragiczny romans, zaśpiewała po rosyjsku " jamszczik nie gani łoszadjej" "woźnico nie poganiaj koni, już nie mam się do czego śpieszyć, nie mam już kogo kochać, woźnico nie musisz w dal gnać, bo na mnie nie czeka tam nikt, miłości mej obiekt już znikł, woźnico nie musisz w dal gnać".
Zaśpiewała to przepięknie ostatni raz i już nigdy nikt nie słyszał jak śpiewała, a za pół roku w Sylwestra 1953 roku wyszła zamąż za Tatę Oli.
*   *   *

A Ola, któregoś zimowego popołudnia poszła do kina ze swoją Najlepszą przyjaciółką i kiedy stały  przed seansem na placyku przed kasami kina Bałtyk przytupując z zimna nogami, podszedł do nich zabójczo przystojny wysoki blondyn w haftowanym kożuszku i z nienacka pocałował Olę w policzek " cześć Olu zawsze chciałem to zrobić". Przyjaciółka Oli oniemiała zapytała " o rany, Ola co to za fantastyczny facet", a Ola skonfudowana cicho odpowiedziała " eeeee taki znajomy z pływalni" i morał dla  Oli był taki, że atrakcyjność mężczyzn można podzielić na letnią i zimową, choć tak naprawdę ważny jest mężczyzna na każdą pogodę :-)))) o czym przekonała się dużo, dużo później.

sobota, 16 lipca 2016

DZIEWCZYNA SYNA,MAŁPKI Z MARZEŃ, HIMALAJE,TYBETANKA I OKULARY

Dziewczyna Syna, Małpki z marzeń, Himalaje, Tybetanka I Okulary
Napisano 16 lipca 2016, luty 2015
Akcja; Londyn styczeń 2014, India- Delhi kolonia Tybetańska, Haridwar, droga w Himalaje - maj czerwiec 2014

   Parę miesięcy przed naszą wielką podróżą, przyszedł mój Chłopak i powiedział " " gdy byłem mały na Dzień Mamy i inne świeta Oli, mówiłem   dla niej wierszyk " kochana Mamo gdy będę duży przywiozę Tobie małpkę z podróży", teraz gdy jestem duży chcę spełnić wierszyk trochę inaczej i powiedzieć " kochana Mamo już jestem duży chcę Ci pokazać małpkę w podróży" ".  I co, czy ja miałam inny wybór, zaakceptowałam to, że Ola jedzie z nami, na dwa miesiące, na indyjską przygodę.
   A potem dużo chwil z Olą było doprawdy fajnych, polubiłyśmy się, kiedy przyszedł czas na Oli urodziny napisalam dla niej wspomnienia z podróży oto takie jak poniżej;
*   *   *
Pewnego dnia w Indiach  Ola wysłała mi silną afirmację “ prawdziwy jogin nie nosi okularów przeciwsłonecznych”. Bez wahania odstawiłam używanie tego przedmiotu i pozbyłam się moich ulubionych przeciwsłonecznych okularów, po czym spędziłam bez nich nastepne 11 miesięcy w najgorętszych i najsłoneczniejszych rejonach Azji. To było pewne; prawdziwa joginka nie nosi okularów przeciwsłonecznych ! Słowa te zapadły w moją pamięć uzupełniając kodeks jogina, niczym przekaz z ust mistrza.
*   *   *
Sklepy w dzielnicy tybetańskiej północnego Delhi przy świętej rzece Jamunie /czy któraś rzeka w Indiach nie jest święta?/ istnieją, lecz nie koniecznie chodzi w nich o sprzedaż – w przeciwieństwie do tradycyjnego indyjskiego marketu/. Na taki sklep natrafiła Ola spacerując beztrosko po ulicach tejże dzielnicy, w nastroju jaki ma każda kobieta zaraz po wypłacie za pracę, mając do tego olbrzymie potrzeby zakupowo- ciuchowe, szczególnie, że Oli garderoba ważyła wówczas 6 kilogramów, a połowę zajmował śpiwór i kijki do sportowego chodzenia.
Należy wyobrazić sobie sytuację niczym skreśloną stylem japońskiego artysty komiksu manga.
Obok stojaka z rozwieszonymi spodniami siedzi sobie Tybetanka i w skupieniu przekłada korale modlitewne oraz zapewne coś mantruje. W międzyczasie podchodzi do stojaka Ola, ponieważ upatrzyła sobie jedne spodnie już z odleglości kilometra i zaraz zaczyna je przymierzać. Gwałtu! Rety! Co się dzieje? Co się dzieje? Twarz słodziutkiej sprzedawczyni w ułamku sekundy zmieniła się w suszoną śliwkę, korale medytacyjne rozsypały się, zerwane przez wymachujące na wszelkie strony ręce i turlały sie po ulicy, aż przechodzący obok mnich pojechał na nich jak na deskorolce: “ Om Mani Padme Hum !!!. Podbiegła do Oli i kazała przestać przymierzać spodnie.
   Oj, gdyby Ola wiedziała, że spokojną sprzedawczynie, jej twarz i całą mantrę szlag trafi, zapewne nie zachowałaby się tak skandalicznie. Ale cóż, trzeba to wybaczyć toż to dopiero Oli drugi dzień  pobytu w Indiach.
*   *   *
Ach, podróżować jest bosko. Z plasterkiem na pępku czy bez, z widokami na góry, czy bez. Podróż jeepem prowadzonym przez profesjonalnego kierowcę, który niekoniecznie zwalniał na zakrętach otwierających doliny pomiędzy górami, Ola odbyła zgięta w pół z głową pomiędzy kolanami, chroniąc się w ten sposób przed omdleniem z powodu widoku, a raczej braku widocznej drogi za oknem rozpędzonego samochodu, jakby lewitował w górskich przestrzeniach. Pasów brakowało w pasażerskiej części jeepa, ponieważ i tak nie byłyby w stanie pełnić swojej funkcji w razie upadku z wysokości, a do tego pasażerów było w nim zbyt wielu; od 20 do 150 Indusów mieściło się w wehikule.
*   *   *
Zrobienie małpie zdjęcia jedzącej loda na patyku to rzecz niebezpieczna, ale warta ryzyka.
Małpy nie znoszą kiedy się na nie patrzy, kiedy się do nich szczerzy zęby, śmieje, zbliża, a już ponad wszystko nie cierpią kiedy próbuje się im zrobić zdjęcie. A to właśnie przyszło Oli na myśl w drodze do świątyni na szczycie góry w Haridwar. Nieustraszona wyjmuje aparat fotograficzny, namierza cel / bo tam naprawdę siedziała małpa jedząca loda na patyku, którego zapewne kupiła za godziwą cenę w rupiach w pobliskim sklepie dla pielgrzymów maszerujących do świątyni/. Cap! Pac! Skrob! Szus! Jedna z prawego boku, druga z lewego boku, trzecia spod ziemi, piata małpa z pazurami od tyłu Oli na nogę  dopada !!! Dwadzieścia małp ze wszelkich stron świata, kierunków, wysokości otoczyło Olę niczym Indusi, których w Indiach zawsze pełno. Ola nawet okiem nie mrugnęła. Dobyła swój czarodziejski kij bambusowy i ze zręcznością mistrza tai-chi, który balansując na prawej nodze robił pełny piruet , zagarniając kijem powietrze dookoła siebie, maluje niewidoczne yin-yang. Wysłała małpkom mette /mettabana – medytacja miłości, pochodzi z nauk Buddy w starożytnym języku pali/ , uśmiechnęła się życzliwie i dzielnie umknęła w celu podjęcia dalszej drogi po świętej górze.

Dopiero po latach zdarzenie to Hindusi upamiętnili budując kolejną świątynię.


poniedziałek, 11 lipca 2016

SYN, PISANIE I TAJLANDIA

SYN, PISANIE I TAJLANDIA
Napisano 11 lipiec 2016r. ,luty 2015 r.
Akcja Dziwnów 1991r., Tajlandia Pai luty 2015r, gdzieś w Niebie 9 kwietnia 2015 roku

Dostałem od mojej Siostry maila, żeby napisać dla Oli na 60-te urodziny „coś” do Najpiękniejszego  Urodzinowego Prezentu.
Właśnie „Dla Oli”,  nie dla Mamy, zawsze miałem z tym problem, tak bardzo, że nie raz myślałem, że nie mam Mamy w ogóle. Koledzy w szkole pytali mnie gdzie jest moja mama, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. To znaczy wiedziałam, że Ola jest moją Mamą, ale tak nie do końca, to tak jak wtedy kiedy Siostra powiedziała, że jak urwę sobie nogę to ona odrośnie, wierzyłem w to i jednocześnie nie wierzyłem. Był czas gdy się na to mocno złościłem.
Teraz wiem, że Ola jest Olą – wszyscy ją tak nazywają. Nie raz mówię pieszczotliwie „ Mami kocham Cię” i już jest dobrze.
*   *   *
Spokój kiedy to pisałem, musiał być spokój. Chwila na macie do jogi…Kartka papieru i myśl… by opisać wydarzenie historię… było to w górach w Pai…nie na wyspie… a w dolinie…nieopodal wielkiego Buddy… z widokiem na rzekę… w tydzień po medytacji… z czystym umysłem… ze świadomością powrotu  na Oli 60-tkę.
Moja Dziewczyna poszła do łazienki… mieszkaliśmy wtedy na bambusowych palach…zasypiało się przy kumkaniu żab… jedliśmy na targu naleśniki z bananami… i herbata od muzułmanina koiła podniebienie.. spokój… nakreśla myśl i pomysł… obserwacja…  siebie… był tu czas bez większych pragnień… jeszcze chociaż chwilka wolności… miękka trawa i żyzna ziemia… ostre słońce… czym jest życie?… byłem blisko natury… czas pod gołym niebem… perspektywa podróży do Gwiazd… jak Sen … i wyostrzenie myśli, koncentracja… ale też napływ i przepływ natchnienia… ŻYJ PIĘKNIE I NIEŚ PIĘKNO INNYM…
Najlepiej pisać na Pai… bez przerwy… każda przerwa odrywa pierwotne skupienie, które czasami bezpowrotnie ucieka… Pisałem na KKY Rat… Dziewczyna wróciła… leżała obok… opalała się.. Słońce jest potężnym lekarstwem… tak myślę…  myślę też, że tak niewiele potrzeba i że wszystko najważniejsze mam pod nosem…
Przydatna jest pustka, by nowe myśli wpadły w jej sidła… pustka zazwyczaj trwa bardzo krótko… ale to od niej zaczyna się pisanie… inspirującym jest śpiew ptaków, ale też po chwili pustki… dobrze zaczynać od pustki…
SPOKÓJ PUSTKI W PIĘKNIE
   PIĘKNO SPOKOJU W PUSTCE
      PUSTE PIĘKNO SPOKOJU
*   *   *
Ola lubi słońce i lubi się na nim wygrzewać. Jedna historyjka z bałtyckiej plaży, kiedy to słońce Olę prazy. Czas to lata 90-te. Miejsce to Dziwnów. Podczas opalania Ola podnosi głowę i rozgląda się po horyzoncie polskiego morza, zauważa kształt i formę, która odróżnia się od monotonnego horyzontu kreski, ciekawość ciekawością, do przodu ludzkość ta cecha pcha. Ola zapragnęła odkryć tajemnice dryfującego przedmiotu – może to jakiś skarb. Kto wie. „ popłynę do dryfującego przedmiotu” stwierdza Ola i zanurza ciało w słonej wodzie. Niczym morska żabka spokojnie i cierpliwie wypływa w kierunku horyzontu. Trwa to długo , długo, dłużej niż pali się papierosa, dryfujący przedmiot zdaje się nie przybliżać, „ale co to jest” ciekawość pcha do przodu, metr za metrem, ruch za ruchem, fala za falą, punkt się zbliża i zbliża, trwa to dłużej niż Ola mogła sobie wyobrażać „ jestem już daleko od brzegu, nie czas się poddawać” – płynie Ola dalej – aż w końcu kształt przedmiotu zaczyna się wyostrzać, z dryfujących linii układa się plastikowa łódeczka, zabawki, która pewnie wypłynęła z rąk jakiegoś dziecka. To co było w zasięgu wzroku, dzięki determinacji, jest w zasięgu ręki. Ola chwyta zabawkę i rozpoczyna swoja pielgrzymkę do brzegu. Droga powrotna , jak zwykle, okazuje się dużo krótsza, fale ułatwiają powrót, w końcu stopy dotykają piasku, a Ola niczym Gwiazdor daje zabawkę nieznajomemu dziecku. Ciekawość ubarwia życie Oli, tymczasem pora znowu się poopalać.
*   *   *
Ola skończyła 60 lat, zaprasza ją Bóg na rozmowę i gai /zagaja/ - „ Aleksandra – 60 wiosen za Tobą, swoje na ziemi zrobiłaś; dzieci odchowane, dom wybudowany, drzewa posadzone, karma rodu naprawiona. Zapraszam Cię do siebie, mam dla Ciebie miejsce po prawej stronie, na wygodnej chmurce, w raju. Bez głodu, zmęczenia, potrzeby na sen czy kąpiele, bez troski o pieniądze, bez jakichkolwiek cielesnych zmagań, bez chorób- z perspektywa szczęścia, spokoju i wieczności. Jeżeli tylko chcesz ześlę Ci łagodną śmierć i już od jutra możesz zasiąść obok mnie jako mój doradca we wszystkich ziemskich sprawach, masz już niesamowite doświadczenie i niebywałe kwalifikacje, przyda mi się ktoś taki jak Ty, zwłaszcza, że ludzie ostatnio namnożyli się i panuje taki chaos, ze już nie ogarniam”. Ola z jednej strony podniecona perspektywa nowego zajęcia i wyjątkowością tego, że  sam Bóg  się do niej odezwał myśli sobie „ hm, czemu nie ?” , lecz jednak z drugiej strony ulubowała sobie Ola obraz ziemskich rozkoszy i wcale jej się w zaświaty nie spieszy. „ Jakby tu odpowiedzieć, żeby Boga nie obrazić” – myśli. Odpowiada „ Boże bardzo mi Twoja propozycja schlebia i cieszę się, że ufasz mojej mądrości, jednak przez kolejne 40 lat na Ziemi mogłabym zdobyć jeszcze więcej doświadczenia i kwalifikacji i jeszcze mądrzej bym mogła Tobie dopomóc w Niebie. Proszę o jeszcze  40 lat na planecie Ziemia, a po nich z radością do Ciebie pójdę” – Bóg posępniał, rzadko ktokolwiek mu się sprzeciwia, i rzadko kto woli ziemski trud od rajskiego ogrodu, jednak lubi Olę i wie, ze fajna to istota – odpowiada – „ hm… czy jesteś pewna Aleksandro? Zlepiłem Ziemie jako Czyścic dusz, a Ty chcesz siedzieć tam jeszcze 40 lat, rzadko , który Święty chciał żyć sto lat, chyba, że był joginem… no cóż niech tak będzie, widocznie poznałaś już tajemnicę życia na Ziemi w szczęściu i zasługujesz by być promykiem światła w tych mrocznych czasach. Zgadzam się, będziesz moim agentem na Ziemi, nauczyłaś się szczęścia, Twoim zadaniem będzie uczenie szczęścia innych, podpiszemy umowę na kolejne 30 lat, jeżeli dobrze wywiążesz się ze swojego zadania i nadal będziesz chciała to dodam
Ci kolejne 10 lat albo ile tam będziesz chciała, tymczasem zrób porządek tam na dole z tymi smutasami, bo niestrawności dostaje od samego patrzenia. Amen.” – Amen znaczy niech się stanie. Umowa podpisana. Ola zaskoczona szybkim obrotem sprawy odpowiada Amen i budzi się w swojej błękitnej sypialni, patrzy przez okno dachowe na czyste Niebo i myśli „ Dziękuję”.