Dedykuję mojej najukochańszej Córeczce w dniu urodzin /UWAGA! teraz jest 25 dzień KWIETNIA!!!!!!/
Akcja; Poznań przed 1980 rokiem i w roku 1984 od stycznia do marca Poznań i Krynica Górska
Niestety nie zdążyłam napisać całości, z wiekiem wszystko dzieje się dużo
wolniej 😊) uzupełnię w czerwcu po
powrocie z Camino obiecuje 😊)) ha,ha udało się dzisiaj jest 19 czerwca 2019 roku i wrzucam :-)))
Światło słoneczne wpadło przez okno dachowe i jednocześnie oświetliło trzy śpiące
buzie leżące koło siebie w błękitnej sypialni na błękitnych poduszkach. Cała
trójka równocześnie otworzyła oczy ciesząc się na rozpoczęty dzień. Była szósta
rano. Ola jako wzorowa Babcia Animatorka już miała pomysł na sobotni poranek.
Będzie uczyć dzieciaki, żeby wiedziały raz na zawsze kto ile ma lat. Do tego potrzebowała pudła z koralikami od Naszyjnika Przyjaźni. Chciała, aby dzieci do osobnych pudełeczek włożyły tyle koralików ile lat mają; Alicja, Jurek, Łucja, Babcia oraz Mama, no i naocznie oceniły różnice. Ola zbiegła na tyły szatni jogowej, wzięła z półki do rąk wielki karton i przetaszczyła go przez dwie kondygnacje do łóżka. Wyjmując z kartonu blaszane pudełka z podobiznami piesków na dnie dostrzegła szary zeszyt.
Odruchowo przerzuciła
kartki. Ogarnęło ją rozrzewnienie, w
zeszycie znajdowały się dawne zapiski jej ośmioletniej Córki, wielowątkowy
komiks o Misiu Bubu napisany z dedykacją dla dziadka Jurka, Tomka, Oli i Rysia.
Będzie uczyć dzieciaki, żeby wiedziały raz na zawsze kto ile ma lat. Do tego potrzebowała pudła z koralikami od Naszyjnika Przyjaźni. Chciała, aby dzieci do osobnych pudełeczek włożyły tyle koralików ile lat mają; Alicja, Jurek, Łucja, Babcia oraz Mama, no i naocznie oceniły różnice. Ola zbiegła na tyły szatni jogowej, wzięła z półki do rąk wielki karton i przetaszczyła go przez dwie kondygnacje do łóżka. Wyjmując z kartonu blaszane pudełka z podobiznami piesków na dnie dostrzegła szary zeszyt.
Ola przeczytała na głos część drugą komiksu jako
HISTORYJKĘ PIERWSZĄ;
HISTORYJKĘ PIERWSZĄ;
1. Miś Bubu bardzo lubi
ciastka.
- Dziś poproszę 10
ciastek.
- Mniam! Mniam!
2. Zjadł już 14 ciastek.
- Poproszę jeszcze jedno!
- Mniam!
3. – Pyszne!
- Oj! Ojej!
- Brzuch mnie boli!!
4. Dzieci Bubu pomogły mu!
- 1 ciastko dziennie wystarczy
– powiedziały.
Kiedy skończyła czytanie Alicja słodką minką nie przyjmującą odmowy, poprosiła
„Babciu, babciu opowiedz chociaż dwie historyjki o Agatce, ta o Bubu nie liczy
się za krótka. A koraliki obliczymy później”.
Pewnie, pewnie o Bubu zbyt krótka, nie trzeba było Oli zbyt długo prosić,
zaraz rozpoczęła opowieść;
HISTORYJKA DRUGA;
SKĄD SIĘ WZIĘŁO IMIĘ AGATKI I JAK OLA Z AGATKĄ ZOSTAŁY PRZYJACIÓŁKAMI NA
CAŁE ŻYCIE
Dawno, dawno temu, gdzieś w latach 50 i 60 poprzedniego wieku w Polsce, ale
i pewnie na całym świecie, żyło sobie pełno ślicznych, dwudziestoletnich mam
jedynaków z grupy społecznej tzw. inteligencji pracującej, które bardzo chciały
wychowywać swoje dzieci nowocześnie, nie wzorując się ani na swoich mamach, ani
też na swoich przedwojennych nianiach, czyli zupełnie inaczej. Oli Mama także
chciała wychowywać Olę nowatorsko, a przy okazji w sposób, który pasowałby do jej szerokiej
spódnicy na sztywnej halce, wąskiej talii ściągniętej gumowym paskiem, ciemnych
okularów ze skrzydełkami i krótkiej
blond fryzury odsłaniającej przypięte do uszu wielkie w czarno-białą
szachownice plastikowe klipsy. Poznańskie mamy natrafiając na trudności
wychowawcze, działały trochę bezradnie, nie było wtedy internetu 😊)) zgłaszały się więc po
rady do miejscowej popularnej sławy pediatrii – pani Doktor P, osoby
niekonwencjonalnej, wręcz awangardowej,
Kiedy więc mała Ola rosnąc nie spełniała standardów idealnego dziecka, czyli
pulchniutkiego pełnego dołeczków i fałdek uśmiechniętego bobasa
i w dodatku podczas karmienia notorycznie wyrzucała z siebie chlusty kaszki manny z resztkami słodkiego jak ulepek soku malinowego, czy zaklepywanego mąką ziemniaczaną budyniu śmietankowego mama Oli udała się po wytyczne do Doktor P. Pani Doktor zdecydowanie nazwała notoryczne rzyganie Oli histerycznym i poradziła w momencie zbliżających się wymiotów uderzenie dziecka otwartą ręką w twarz. Rada poskutkowała, Ola bardziej zdziwiona, niż obolała uderzeniem przełknęła jedzenie, zaprzestała torsji na zawsze, dzięki czemu nabyła odpowiednich zadowalających wszystkich kształtów, a Pani Doktor P stała się idolką Mamy Oli. Dlatego też gdy mama Oli zauważyła niepokojące objawy u Oli jakby lekkiej melancholii, zawieszania się podczas zabawy z jednoczesnym opowiadaniem, nawet obcym ludziom na ulicy, niestworzonych historii znowu udała się po poradę. Tym razem, ku radości Oli, Pani Doktor P. na jedynacki smutek i samotność zapisała towarzystwo pieska, a że akurat znajomy Pani Doktor wyjeżdżał na trzy lata do Indii i nie mógł zabrać ze sobą swojego psa foksteriera do recepty zostało załączone od razu lekarstwo.
i w dodatku podczas karmienia notorycznie wyrzucała z siebie chlusty kaszki manny z resztkami słodkiego jak ulepek soku malinowego, czy zaklepywanego mąką ziemniaczaną budyniu śmietankowego mama Oli udała się po wytyczne do Doktor P. Pani Doktor zdecydowanie nazwała notoryczne rzyganie Oli histerycznym i poradziła w momencie zbliżających się wymiotów uderzenie dziecka otwartą ręką w twarz. Rada poskutkowała, Ola bardziej zdziwiona, niż obolała uderzeniem przełknęła jedzenie, zaprzestała torsji na zawsze, dzięki czemu nabyła odpowiednich zadowalających wszystkich kształtów, a Pani Doktor P stała się idolką Mamy Oli. Dlatego też gdy mama Oli zauważyła niepokojące objawy u Oli jakby lekkiej melancholii, zawieszania się podczas zabawy z jednoczesnym opowiadaniem, nawet obcym ludziom na ulicy, niestworzonych historii znowu udała się po poradę. Tym razem, ku radości Oli, Pani Doktor P. na jedynacki smutek i samotność zapisała towarzystwo pieska, a że akurat znajomy Pani Doktor wyjeżdżał na trzy lata do Indii i nie mógł zabrać ze sobą swojego psa foksteriera do recepty zostało załączone od razu lekarstwo.
Jak Ola miała osiem lat, ale jeszcze spała w drugim pokoju w łóżeczku ze
szczebelkami, tuż, tuż przed Gwiazdką, Mama powiedziała, że w tym roku Gwiazdor
przyszedł trochę wcześniej i do pokoju wbiegł przepiękny z kręconą sierścią i
wielką czerwoną kokardą na szyi foksterier, suczka trzyletnia. Mama do uśmiechu
dodała; „To jest Agatka twój pies. Od dzisiaj musisz się nim opiekować”. Ola
pieska przytuliła i pokochała na zawsze. Od tamtej chwili stały się
nierozłącznymi towarzyszami na lata, najlepszymi przyjaciółkami. Razem chodziły
na spacery, jeździły na wakacje, robiły przedstawienia teatralne, w których
razem grały główne role, tańczyły, śpiewały, tropiły przestępców,
ratowały samobójców, odkrywały nowe miejsca nad Wartą, łapały jeże, zagryzały
nutrie, skakały z wielkich murków,
a kiedy po kilkunastu latach niekończących się wspólnych przygód piesek musiał już przejść na drugą stronę tęczy Ola obiecała sobie solennie, że kiedyś będzie miała córkę i da jej na imię Agatka i będą największymi przyjaciółkami na świecie. I TAK SIĘ STAŁO. Osiem lat później 25 kwietnia 1980 roku o godz. 3,21 w szpitalu Raszei przyszła na świat śliczna dziewczynka.
a kiedy po kilkunastu latach niekończących się wspólnych przygód piesek musiał już przejść na drugą stronę tęczy Ola obiecała sobie solennie, że kiedyś będzie miała córkę i da jej na imię Agatka i będą największymi przyjaciółkami na świecie. I TAK SIĘ STAŁO. Osiem lat później 25 kwietnia 1980 roku o godz. 3,21 w szpitalu Raszei przyszła na świat śliczna dziewczynka.
W tamtym czasie w szpitalu im. Raszei zaraz po porodzie dziecko pokazywano
tylko z daleka, położna wtedy mówiła głośno do matki „Urodziła pani dziewczynkę, widzi
pani to dziewczynka, niech pani powtórzy „to dziewczynka” „/ oczywiście była
też wersja dla chłopczyka/. Więc wtedy Ola pierwszy raz zobaczyła z daleka swoją
Córeczkę, drobinkę z długimi włosami, po czym Olę znieczulono dolarganem i przewieziono na salę, gdzie usnęła na parę godzin. A rano obudził
ją najdziwniejszy i najpiękniejszy dźwięk jaki słyszała w życiu. W krótkiej, z
ogromnym dekoltem, białej, asymetrycznej, płóciennej szpitalnej koszuli, w
sprytny sposób, bardzo obolała, zsunęła się po brzuchu z łóżka. Na boso, z
ligniną między nogami wykuknęłą na szpitalny korytarz. Spostrzegła osobliwy
pojazd na kółkach, przypominający wóz drabiniasty, który jechał popychany przez pielęgniarkę. Na
pojeździe umieszczono piętrowo kilkanaście korytek, a w każdym korytku leżał szczelnie
zawinięty w grubą pieluszkę noworodek. Oseski wydawały różnorodne cichutkie
dźwięki, kwilenia, tworząc w zespół rozkoszny chór. Ola podeszła bliżej, z
eufonii dźwięków wydzieliła jeden najpiękniejszy, jakby beczenie
nowonarodzonego jagniątka. Odróżniła dziecko, które ten odgłos wydawało,
malutka istotka z wyrazistymi rysami twarzy, czarnymi ogromnymi, rozumnymi oczyma,
snopkiem ciemnych włosków związanych na czubku głowy czerwoną kokardką. Ola
wzięła zawiniątko na ręce mając pewność, że to jej Córka właśnie i kiedy
spojrzały na siebie jakby znały się od zawsze Ola powiedziała półszeptem „Cześć
Agatko, cieszę się, że jesteś”.
Kiedy Babcia skończyła Alicja, jak w Baśni 1001 nocy, niczym uzależniona od słuchania prosiła
„Babciu opowiedz tą o nagim Generale”, a Babcia także niczym uzależniona, tym razem od mówienia, rozpoczęła trzecią historyjkę.
HISTORYJKA TRZECIA;
PATRIA, NAGI GENERAŁ I ZŁAMANA NOGA
Chociaż Ola bardzo cieszyła się, że Pani Doktor P. na smutek jedynacki
przepisała jej pieska, to tak naprawdę wolałaby mieć zamiast pieska rodzeństwo,
prawdziwego braciszka / och, ach jakby życie Oli inaczej wyglądało gdyby miała
brata/.
To marzenie Oli, które nigdy się nie spełniło, dlatego obiecała sobie, też
solennie, że jak tylko przyjdzie właściwa pora urodzi Agatce braciszka Tomka,
żeby nie była nigdy smutna i samotna. Uzgodnili z Tamtym Mężem, że zaraz po jego obronie pracy inżynierskiej i po zdaniu przez Olę egzaminu na radcę prawnego i złożeniu przysięgi, rozpoczną starania o syna.
13 stycznia 1984 roku / rok godny, powtarzany w literaturze jako wyjątkowy/
Ola w pożyczonej od Dorotki, przywiezionej przez nią z eleganckiego indyjskiego
sklepu, granatowej sukience ze srebrna nitką, w Komisji Arbitrażowej na
ulicy Zwierzynieckiej złożyła przyrzeczenie na rzetelne i etyczne wypełnianie
zawodu, a po wspólnej przysiędze dwunastu świeżo upieczonych radców prawnych
zaprosiło pięcioosobową komisję egzaminacyjną na obiad do Merkurego. Ponieważ
wszyscy biorący udział w obiedzie byli
mocno ubodzy, nie mogli przeciągać dłużej spotkania w drogiej restauracji bez dalszej konsumpcji, a doprawdy
trudno im się było rozstać, więc Ola, jak to Ola, bezceremonialnie zaprosiła całe
towarzystwo na kontynuacje imprezy do siebie do domu. Po drodze zrobili składkowe,
szybkie zakupy w delikatesach na Rynku Jeżyckim i bawili się wyśmienicie. A
wieczorem, prawie w nocy, może nawet po północy, szczęśliwa jak nigdy Ola
przytuliła się do Tamtego Męża i od razu w tamtej radosnej chwili powstał Syn
Oli, a brat dla Agatki, Tomek.
***
Kiedy Tomek miał wielkość ziarnka grochu, a Ola po trudach nauki i
egzaminów, a także w związku z początkiem ciąży była szara i zmęczona pojechali na wczasy do Krynicy
Górskiej. Tamten Mąż załatwił na początku marca dziesięć dni odpoczynku w
słynnym, bajecznie wykwintnym, reprezentacyjnym budynku wybudowanym, jeszcze
przed wojną, w stylu modernistycznym przez Jana Kiepurę za 180 tys. dolarów,
nazwanym Patrią, co po grecku znaczy Ojczyzna, bo Jan Kiepura wielkim patriotą był.
Agatka w marcowe południe pierwszy raz przeszła przez obrotowe drzwi Patrii
i weszła do wysokiego holu z marmurowo-alabastrowymi podłogami w odcieniach
beżu i brązu, pokrytymi chodnikami w tych samych kolorach, pełnego zieleni
niczym w Palmiarni, Agata wtedy wydobyła z siebie głębokie „Łaaał”. Pierwsze
prawdziwe „łaaał” w swoim życiu.
Pobyt w pensjonacie układał się schematycznie; Ola leżała na tarasie, na
leżaku wygrzewając się w promieniach marcowego słońca czytając Trzecie
Królestwo Kuśniewicza, analizę dekadencji, mroczność książki jakoś dziwnie
dodawała jej sił, Tamten Mąż jeździł z nowopoznanym, znanym sportowcem na narty
wykorzystując resztki śniegu, a Agatka błyszczała wśród kuracjuszy, zawierała
nowe przyjaźnie, poszerzając grono swoich wielbicieli z dnia na dzień. Agatka, której
wówczas do czterech lat brakowało jednego miesiąca, nie była zbyt duża, raczej
filigranowa, z długim, warkoczem, jasna szatynka o zielono-niebieskich oczach,
drobniutka, z wyraźnymi rysami twarzy, bardziej
przypominająca z wyglądu lalkę, niż dziecko, lecz poruszająca się, niby
rtęć z rozbitego termometru, rozsiewała wkoło obłoki radosnych wibracji.
Biegała po całym budynku; restauracji, klubu, sali z piłkarzykami, sali do ping-ponga, sali telewizyjnej. Chodziła wszędzie z książeczką Lokomotywa Tuwima i popisywała się umiejętnością czytania. Na słuchaczach robiło to wielkie wrażenie, gdyż dziewczynka nie wyglądała nawet na swoje niecałe cztery lata. Wszyscy pensjonariusze szybko ją poznali i pokochali.
Biegała po całym budynku; restauracji, klubu, sali z piłkarzykami, sali do ping-ponga, sali telewizyjnej. Chodziła wszędzie z książeczką Lokomotywa Tuwima i popisywała się umiejętnością czytania. Na słuchaczach robiło to wielkie wrażenie, gdyż dziewczynka nie wyglądała nawet na swoje niecałe cztery lata. Wszyscy pensjonariusze szybko ją poznali i pokochali.
***
Trzy, może cztery razy w tygodniu na parterze w klimatycznej restauracji,
oszklonej od ulicy wielkimi oknami i udekorowanej zwisającymi, niczym sople,
nad stołami, niebotycznie długimi lampami odbywały się fajfy z prawdziwą
orkiestrą. Ola z Tamtym Mężem uwielbiali tańczyć, więc tańczyli bez granic, a
Agatka w spódniczce w szkocką kratę i zielonym sweterku lawirowała między
stolikami ze swoją nieodłączną książeczką szukając towarzystwa. Prawie zawsze
na fajfach przy stoliku na uboczu siedział ciągle ten sam mężczyzna, w
tiszercie koloru khaki i brązowych sztruksowych spodniach. Mógł mieć powyżej 60
lat, ale też i dużo więcej, apodyktyczny,
silny o stalowym, zimnym, nieprzeniknionym
spojrzeniu z wielką mocą i pewnością siebie. Tego popołudnia znowu siedział
samotnie, popijając piwo z dużego kufla. Bystry obserwator zorientowałby się,
że przy stoliku niedaleko młody chłopak niby Anioł Stróż , jak opiekun
starszego, obserwował każdy jego gest i gotowy w każdej chwili do pomocy, czy
jakiejkolwiek potrzebnej akcji. Obok kufla z piwem przed mężczyzną leżała
nieotwarta paczka czipsów. Agatka przechodząc koło stolika inteligentnie
oceniła sytuacje, podeszła bliżej, usiadła na krześle obok mężczyzny i
powiedziała „ Dzień dobry, mam na imię Agatka, mogę tobie otworzyć ciasteczka?”
nie czekając na odpowiedź zwinnie otworzyła paczkę „ widzę, że nie masz
towarzystwa, czy przeczytać ci Lokomotywę?” i znowu nie czekając na odpowiedź
rozpoczęła czytanie albo recytacje wiersza z pamięci, któż to wie, w każdym
razie przewracała kartki zgodnie z tekstem.
A Ola obserwowała Córkę zza ramienia Tamtego Męża. Kiedy odpoczywała po
tańcu usłyszała jak obok jakaś kobieta głośno skomentowała; „Zobacz pierwszy
raz ktoś dosiadł się do generała, ta mała jest niesamowita”.
***
Na drugi dzień o siódmej rano Agatka zarządziła spacer, ubrały się w
haftowane, tureckie kożuszki, na nogi założyły brązowe, skórzane kozaczki
zapinane na zamek błyskawiczny i wyszły
razem na korytarz. Agatka wyglądała jak miniaturka swojej mamy. Nagle i niespodziewanie
zza zakrętu korytarza wyłoniła się męska postać, Ola od razu poznała, że to
Generał, był całkiem nagi, jedynie na luźnym pasie przy biodrach dyndała mu kabura
z pistoletem. Za nim w odległości około metra skradał się jego Anioł Stróż, prawdopodobnie
adiutant. Kiedy chłopak zobaczył dziewczyny położył palec na usta i uśmiechnął
się do nich, widząc jego bezpieczny, szczery uśmiech nie zdążyły nawet krzyknąć,
ba, nawet nie zdążyły się całego zdarzenia wystraszyć . A Generał przemknął
obok nich niby duch, nie zauważył Agatki
z Olą, zapewne nie widział nic, jego wzrok sprawiał wrażenie nieobecnego,
zamglony, właściwie groźny. Ola znała ten rodzaj wzroku i znała też jego
przyczynę. I choć Ola była doświadczona
w tego rodzaju sytuacjach zamazała w pamięci to coś pomiędzy snem, a
rzeczywistością co się na korytarzu Patrii wydarzyło.
***
W przedostatni dzień wakacji,
9 marca pojechali wybudowaną jako pierwszą w Polsce kolejką linowo-terenową
na Górę Parkową. Ola, jak zawsze
rozłożyła leżak, wystawiła twarz do słońca, rozmarzyła się rosnącym w niej
nowym życiem, a Tamten Mąż z Agatką
poszli na resztki toru saneczkowego popróbować zjeżdżanie.
Po dłuższej chwili Ola usłyszała z daleka odgłosy jakiegoś dziwnego
harmidru, pokrzykiwania nie pasujące do kanikuły spacerowego miejsca. Do
opalających podeszła kobieta i
powiedziała z ekscytacją, że przy torze saneczkowym wydarzył się wypadek.
Ola poczuła dreszcz złego przeczucia
gdzieś w okolicach żołądka i pobiegła szybko do saneczkowej górki. Najpierw
zobaczyła liczny tłumek ludzi, fotografa z miejscowej gazety z lampą błyskową
robiącego zdjęcia, zobaczyła jak nieznajome kobiety zdejmują z siebie futra i
otulają nim kogoś leżącego na ziemi i dopiero potem zorientowała się, że na śnieżnym lodzie, w cieniu świerków, dygocący
z zimną i bólu leży Tamten Mąż, ze złamaną bardzo poważnie nogą, której kości
rozpadły się skrętnie w miejscu tuż, tuż nad cholewką jednego z jego ulubionych,
mocnych, skórzanych myśliwskich butów. Po chwili przyjechali na toboganie
ratownicy ułożyli Tamtego Męża, zapięli pasami, do Oli krzyknęli „Pani żona biegnie
za nami”, ktoś z Patrii zawołał, że się zaopiekuje Agatką. Akcja bardzo szybko
się rozwijała, Ola pędziła z oblodzonej górki za saniami i ratownikami, gdy dobiegła,
a oni dojechali do szpitala okazało się, że tam warunki są okropne, trzeba było
leżeć na korytarzu w dużym ścisku łóżek i pacjentów, nieprzyjemnym zapachu i
duchocie, a lekarz dyżurny powiedział Oli, że potrzebna jest skomplikowana
operacja, na co oni nie mają ani pieniędzy, ani odpowiedniego sprzętu, więc
najlepiej niech weźmie męża do Poznania.
Zmęczona, wystraszona Ola dotarła późnym popołudniem do Patrii, od razu
zauważyła Agatkę z Generałem siedzących w pełnej komitywie przy soku
porzeczkowym w restauracji. Agatka podbiegła do mamy uradowana; „Nic się nie
martw pan Generał załatwił helikopter, zaraz przyleci i zabierze Ryśka do
Poznania”. Ola z daleka zobaczyła życzliwe spojrzenie Generała.
A wieczorem nie mogły obie usnąć więc usiadły na schodach oglądając na
grupowym telewizorze przedwojenny film Anna Karenina z Gretą Garbo. Ola
uwielbiała historię miłości Anny, ale jak zawsze nie mogła znieść tragicznego jej
zakończenia. I wyobraźcie sobie w tamtym filmie, który oglądały, w końcowej
scenie Anna wyszła z pociągu prosto w ramiona Wrońskiego. Okazało się, że jest
wersja hollywoodzkiego obrazu specjalnie dla Amerykanów, ponieważ Amerykanie
tak jak Ola nie uznają złych zakończeń i film bez hepiendu nie zarobiłby w
Stanach ani dolara… A Tamten Mąż dojechał szczęśliwie do Poznania, ale to już
zupełnie inna historia….