poniedziałek, 26 września 2016

OLA KOCHA KINO, CZYLI DZIEJE PARU SEANSÓW FILMOWYCH

Ola kocha kino, czyli dzieje paru seansów filmowych

Seans pierwszy;  miejsce; Kino Słońce w Mieście Oli, , tytuł; Zeznania  szpiega,  rok produkcji ;1939, reżyser; Anatol Litvak, czas; sierpień 1939 roku

Jedenastoletni Jerzy zwany Jerzykiem obudził się w swoim błękitnym pokoju, który dzielił razem ze starszym bratem Olkiem.  Przez otwarte okno dochodził gwar miasta i wpływało powietrze o zapowiedzi sierpniowego upału. Jerzyk przeciągnął się, z  energią wyskoczył z łóżka  i pobiegł do łazienki.  W przelocie, biegnąc długim korytarzem pięciopokojowego ogromnego mieszkania, w którym mieszkał, oprócz brata jeszcze z rodzicami, siostrą, służącą i dochodzącą kucharką, zatrzymał wzrok w kryształowym lustrze. Zobaczył tam drobnego chłopczyka, o ślicznych, dużych kocich oczach, delikatnej twarzyczce, z ciemnymi włosami na głowie ulizanymi na boki od mocno zarysowanego  przedziałka. Zasępił się na ułamek chwili „kiedy wreszcie osiągnę słuszny wzrost” pomyślał, lecz tak naprawdę nie przejmował się swoim wyglądem, wiedział, że może za chwilę już będzie sławnym detektywem, jak ci opisywani w gazetce „Tajny Detektyw” , którą się zaczytywał po kryjomu, w wielkiej tajemnicy przed Mamą.  Czuł, że posiada zdolności detektywistyczne, rozwikłał przecież szereg zagadek;  zamkniętego od wewnątrz pokoju, w którym nie było nikogo,  zbitego nietypowo kryształowego lustra w korytarzu, oraz zaginięcia trzech srebrnych widelczyków do ciasta. 

Oczywiście miał też swojego PEWNIAKA w sprawie zamordowania Lusi Gorgonowej, w której skazanie pani Gorgonowej podzieliło przedwojenną Polskę na połowę pt. winna, niewinna.   A teraz Jerzyk, dodatkowo,  całą energię i umiejętności skupiał na wyszukiwaniu niemieckich szpiegów. Owładnął nim  obywatelski , patriotyczny obowiązek zwalczania szpiegów poprzez ich zdemaskowanie. Źródłem inspiracji   jak i informacji o zwyczajach szpiegów, sposobach ich działania był dla Jerzyka film „Zeznanie szpiega” którego premiera odbyła się w kinie Słońce przed paroma dniami, a już Jerzyk oglądnął film trzy razy. To dzięki darmowym biletom, które rzucane były w ramach reklamy, z iście holywoodzkim rozmachem, z samolotu lecącego nad Miastem, a które Jerzyk wyłapał szczęśliwie w dużych ilościach. Dzisiaj też wybierał się na seans na godzinę 12 w południe. Zjadł śniadanie, porozmawiał z Ojcem, który od paru miesięcy jako bezrobotny urzędnik bankowy zbijał bąki paląc papierosy i czytając poranne i wieczorne gazety, zostawiając utrzymanie domu i pięcioosobowej rodziny z przynależnościami Mamie Jerzyka, po czym wyszedł z kamienicy na ulicę Kantaka zalaną mocnym słonecznym światłem, jeszcze skierował głowę na gzyms pod oknami drugiego piętra, po którym wczoraj jego brat Olek przemieszczał się niby pająk uczepiony ściany wbrew grawitacji.  Olek zrobił to dla zaimponowania trzem pannom, córkom kupca herbacianego, mieszkającym vis a vis, co z resztą udało się wyśmienicie, panny stały w oknach machały rękoma, robiły dziwne miny i wstrzymywały oddech, w ich oczach widać było podziw i przerażenie wyczynem śmiałka. Jedna przechodząca ulicą pani nie wytrzymała napięcia i padła zemdlona, a na końcu przyjechała Straż pożarna, ale Olek wskoczył już przez okno do pokoju.
Uffff obyło się bez strat.
Jeszcze przed kinem Jerzyk odwiedził pracownię modystyczną i sklep z kapeluszami, który prowadziła Mama  na końcu ulicy Święty Marcin. Jego starsza siostra Halszka miała dostać od klientki ostatni, grudniowy z 1933 roku  numer Tajnego Detektywa. Wszedł do sklepu, akurat  Halszka komponowała kapelusz  na ślub najstarszej córki kupca Dmowskiego,  posadziła Jerzyka na wysokim kręconym krześle, naślinioną dłonią ugładziła jego i tak gładką fryzurę, włożyła mu na głowę szykowny, prawie gotowy kapelusz, dołożyła do kapelusza filuternie parę małych pomarańczowych strusich piór, palcami zamknęła mu oczy i kiedy po chwili je otworzył na kolanach leżała kolorowa okładka  wymarzonej gazety. „ojojoj, dzięki” krzyknął uśmiechnięty, dalej z uśmiechem odłożył kapelusz na model głowy, dał Siostrze buziaka i pobiegł na Plac Wolności do kina Słońce. Po szerokich schodach  wszedł najpierw do ogromnego ozdobnego holu, rozglądał się uważnie, w myśl hasła „wróg czuwa wszędzie, trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte”, kino mieściło 1600 widzów, więc w holu były tłumy, mimo południowego seansu, ten najbardziej kasowy film 1939 roku ściągał do kina  rzesze  ludzi. Jerzyk  wszedł na ogromną salę kinową, z piętrem i lożami , cały czas starał się być czujny dla wyłapania szpiega, lecz na sali było chyba kilkaset polskich żołnierzy w mundurach, którzy zostali zaproszeni na seans gratis i taka ilość ludzi, że praca detektywistyczna była skazana w tych warunkach na niepowodzenie. Rozległ się gong, prawie cztery tysiące żarówek na sklepieniu sufitu w kształcie nieba powoli wygaszało się, powoli, powoli, aż zaległa całkowita ciemność, Jerzyk zapomniał o zadaniach kontrwywiadu obywatelskiego, odpłynął w sen kinofilmu, bo kino jest snem, a sen filmem.
*
Kilkadziesiąt lat później Ola leżąc w namiocie rozbitym na bułgarskim polu kukurydzy usłyszała dochodzącą z zewnątrz rozmowę Taty z Matką Chrzestną przy wódeczce  wspominających przedwojenne kina. Tato Oli potrafił bez zatrzymanki wymienić wszystkie 16 kin z 1939 roku  i o każdym coś opowiedzieć . Opowiadał też o pokerowej zagrywce kupca Kałamajskiego, który aby spełnić swoją wizję wykurzył fortelem dwóch dzierżawców jego ziemi  zamknąwszy wyjście z ich kina Pałacowego na ulicę Święty Marcin , wezwał Policję, potem komornik zrobił eksmisję i kino Pałacowe własność dzierżawców zostało rozebrane, a Kałamajski w przeciągu 6 miesięcy wybudował najnowocześniejsze kino w Polsce z klimatyzacją, własnym zasilaniem energią, z niespotykanym rozmachem pod każdym względem i nazwał je Teatrem Świetlnym Słońce. Och, ach takie to były czasy J)).
Koniecznie  na zakończenie trzeba dodać , iż Jerzyk urodził się 10 kwietnia 1928 roku nad cukiernią Pana Michalskiego, na ulicy Kantaka ,u którego  odbył się pierwszy pokaz ruchomych obrazów w roku 1896, także umiłowanie kina zaszczepiło Jerzykowi już samo miejsce urodzenia.

Seans drugi; miejsce; Kino Wilda w Mieście Oli, tytuł Siedem narzeczonych dla siedmiu braci, rok produkcji; 1954, reżyser; Stanley Donen, czas; luty 1963 rok

W przeciwieństwie do ekspresowej budowy przedwojennego Kina Słońce, o połowę mniejsze i bez bajerów,  pierwsze nowe kino w Mieście Oli  budowano  przez sześć lat, a ukończono w roku 1962.  Ale dla realizacji kinomanii  Oli i jej Mamy to była prawdziwa pozytywna rewolucja. Nowe Kino Wilda znajdowało się bliziutko domu Oli, wystarczyło wyjść za róg ulicy, na której mieszkały, a już widoczne stawały się szerokie schody, wystający daszek z napisem reklamującym Kino, a nie raz nawet długa kolejka po bilety. No i zaczęły z Mamą chodzić do Kina prawie raz w tygodniu, jak tylko zmieniał się repertuar, miały też swój rytuał, w sklepie ze słodyczami, głównie produkcji Goplany mieszczącym się przy wejściu do kina kupowały  po dwie tabliczki czekolady, oblane czekoladą herbatniki, ale najczęściej, jak tylko było dostępne Ptasie mleczko, które Ola uwielbiała i z pietyzmem zgodnie ze swoimi zasadami skomplikowanie jadła. Gdy  tylko gasły światła w kinie, gdy rozpoczynała się Kronika Filmowa, a potem krótki film przed seansem i jeszcze film główny, najpierw obgryzała małe czekoladowe kwadraciki  ze szczytowych końców Ptasiego Mleczka, potem większe i największe, a potem wolniutko nuplając językiem zjadała samą piankę . Tak było i na pierwszym seansie Oli w Kinie Wilda, film nazywał się  Siedem narzeczonych dla siedmiu braci, premiera w Polsce bardzo  mocno spóźniona do premiery w Stanach, ale i tak wszyscy się cieszyli z wesołego, pełnego barw technikolorów, muzikalu, oczywiście z najprawdziwszym hapiendem w świecie, kończącym się  sześcioma ślubami  braci z narzeczonymi plus jeden ślub pierwszego brata na początku.
A Tato Oli cóż, już w seansach nie uczestniczył, zdecydowanie wolał telewizję, bo mógł ją oglądać popijając  kawkę i paląc papierosy.

Seans trzeci; miejsce; Kino Pałacowe w Mieście Oli, tytuł; Zdobycz, rok produkcji 1966, reżyser; Roger Vadim, główna rola kobieca; Jane Fonda, czas; listopad 1971 roku

Ola z Dziolkiem znają się i przyjaźnią od 54 lat i właśnie przedłużyły kontrakt na następne 54 lata. To  jest przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Ola zobaczyła Dziolka w pierwszy dzień szkoły pierwszej klasy, od razu rzuciła  się w oczy Oli  ogromna, kremowego koloru kokarda zawiązana na ciemnych włosach uchwyconych w koński ogon na głowie dziewczynki o dużych piwnych uśmiechniętych oczach. Obie dostały od Pani po paczce kolorowych groszków i usiadły w jednej ławce, która tamtą chwilą połączyła je co najmniej do teraz.  Długo stanowiły papuszki nierozłączki, które najwięcej lubiły wędrowanie po ulicach Miasta, lubiły oglądać wystawy, domy, drzewa, a nade wszystko lubiły chodzić do kina.
Z pewną niepewnością w listopadzie 1971 roku, chociaż daleko im było do pełnoletności spróbowały wejść do ulubionego kina Pałacowego na  z otoczką skandalu, ale też dobrych recenzji film Zdobycz- pierwszy ich seans dozwolony od lat 18-tu. Udało się. Trochę już wiedziały o nowej fali francuskiego kina, o skandalizującym życiu samego reżysera, lubiły też powieść Zoli- podstawę scenariusza. To był chwilowy okres w życiu Oli, gdy hepiend nie był konieczny, ważna była lekkość bytu, zabawa, życie z chwili na chwile, bez przeintelektualizowania, bez zdrowego rozsądku i to wszystko reprezentowała  ich najnowsza idolka  Jane Fonda, mimo, że tylko dwa lata młodsza od Brigitte Bardot przeskoczyła pokolenie widzów. Dla Oli i Dziolka stała się symbolem radosnego seksu, luzu, nie przejmowania się „co ludzie powiedzą”, życie dla życia, i tak niby było przez większa część filmu, romans z młodym mężczyzną, seks w ogrodzie zimowym , to tu to tam, i pierwszy wyjazd i romantyczne jak nigdzie wiezienie, na pamiątkę,  w samochodzie łóżka w którym pierwszy raz przespali całą noc. Ola i Dziolek do pewnego momentu dobrze się bawiły, i nagle, co i buch i truch i kochanek okazał się tylko dupkiem do dupczenia, rozstanie, urażone ambicje, złamane serce, utrata młodości i lekkości, no i  Jane Fonda wskoczyła do basenu,  według Oli nie chciała się zabić tylko ocucić z letargu, było jej bardzo, bardzo smutno i siedziała taka mokra z rozmazanym tuszem do rzęs na twarzy, i kamera ja przybliżała, a ona uciekała kamerze i już nigdy nie potrafiła być szczęśliwa i młoda, ojej jak Ola z Dziolkiem płakały, płakały, płakały,  i potem wyszły z kina Pałacowego i a z nieba padały wielkie płatki mokrego śniegu, padały, padały, padały i było im jeszcze smutniej i już na zawsze padający pierwszy mokry śnieg  kojarzył się Oli ze smutkiem.
                                                               *
A teraz niedawno Ola czytała autobiografię Jane Fondy i okazało się, że  czas z Vadimem i ich rozwiązłe życie seksualne to nie był wcale radosny czas, a nawet przeciwnie bardzo smutny.
Ha,ha jak to życie jest skomplikowane.

Seans czwarty; miejsce; kino Świteź w Łagowie Lubuskim, tytuł; Palec Boży, rok produkcji; 1972, reżyser; Antoni Krauze, główna rola męska; Marian Opania, czas; czerwiec 1973 roku

Kochani moi Czytelnicy, ten seans będzie dokładnie opisany i wszystko co było po i przed w historyjce „Jak Ola poznała swojego pierwszego Męża i co z tego wyniknęło” , lecz jako najważniejszy seans filmowy w Oli życiu muszę choć skrótowo tu go opisać.
Do Łagowa pojechały cztery Przyjaciółki, znawczyni czechosłowackiej nowej fali w kinie, dziewczyny z domów z fortepianem, w nowym namiocie na nowym materacach rozbiły się na górce za stacją benzynowa z widokiem na jezioro. Obok rozbili się uczniowie Technikum Energetycznego z Wronek z panią nauczycielką z Klubu Miłośników Kina, z jednym namiotem w którym mieszkali tegoroczni maturzyści; trzej chłopcy, mężczyźni. W Łagowie całe noce i dni oglądało się filmy i spotykało ze znanymi aktorami i reżyserami, a o świcie i bardzo późną nocą pływało się po jeziorze.  Tej nocy Ola z ratownikami pływała po jeziorze bawiąc się w Indian, którzy napadali na miejscowych turystów celem zarekwirowania im jedzenia i trunków. Kiedy prawie o świcie wracała do namiotu Przyjaciółki powiedziały jej, że było radio i ci chłopacy z Wronek znają filmy Jiri Menzia i Milosa Formana  i w ogóle są nieźli w te filmowe klocki.

Na drugi dzień Ola poszła do festiwalowego Kina Świteź na super przedpremierowy seans filmu Palec boży z Marianem Opanią.
Obok niej w tym samym rzędzie, na krześle usiadł chłopak w drucianych  ciemnych okularach  wypisz wymaluj Tadeusz grany przez Daniela Olbrychskiego w Krajobrazie po bitwie, w którym się Ola na zabój kochała, szczególnie w tej scenie jak Olbrychski płacze histerycznie w prosektorium pod stołem na którym leży zmarła Celińska. Nic nie mogę na Oli gusty i sympatie, nic nie poradzę J)))
I także w tym filmie, który oglądała, niedopasowany życiowo, tragikomiczny też Tadek, który chce zostać aktorem, a Komisja do szkoły aktorskiej tego nie docenia, więc Tadek bierze krzesła i z bezradności emocjonalnie recytując rzuca nimi w Komisję. Ola płacze, wręcz szlocha, seans się kończy, Ola bierze z oczu Chłopaka obok okulary wkłada na nos, wychodzą już razem, idą na wielogodzinny spacer, nad jezioro, w las, gadają całą noc, Ola nie śpi już trzecią, jest jak po narkotykach. Ale ten Chłopak podobny do Olbrychskiego, maturzysta z Technikum we Wronkach,   zaszedł na zawsze do jej pamięci, choć miną jeszcze trzy lata i trzy przypadkowe spotkania zanim będą razem i jeszcze trzy nim Ola zostanie Jego  Pierwszą Żoną, a On zostanie Oli Pierwszym Mężem.

Seans piąty; miejsce; Kino Letnie w Mielnie, tytuł; Dzieje Grzechu, rok produkcji; 1975, reżyser; Walerian Borowczyk, główne role; Ewę Pobratyńską gra Grażyna Długołęcka,  Łukasza Niepołomskiego  gra Jerzy Zelnik, czas; lipiec 1975 roku

Oli Mama mówiła „kto kłamie ten kradnie, kto kradnie ten zabija” Może nie do końca się to w życiu sprawdza, ale w skandalizującej seksualnej powieści Stefana Żeromskiego z 1908 roku  tak właśnie było.  Cała historia została powtórzona  w filmie Pana Borowczyka równie skandalizującym mimo, pomimo upływu 67 lat, z czego wynika, że ludzie ciągle skandalizują się tym samym . To, że grzech doprowadzi Ewę do totalnego upadku było wiadomym od pierwszego momentu, od spojrzenia księdza wychylającego się za Ewą z konfesjonału, od spojrzenia Łukasza na gorset Ewy wiszący na poręczy łózka, od jeszcze wielu męskich spojrzeń /w tym spojrzenie najukochańszego Oli polskiego aktora Romana Wilhelmiego/, a przecież była w Ewie jakaś prawdziwość, najprawdziwsza, czystość uczuć krystaliczna, szczerość, najszczersza. I miłość ich z Łukaszem też czysta jak strumień górski, szczera, oddana, bezkompromisowa, przepojona radosnym seksem. Ale jednak to wszystko grzechem się nazywa, i to, że kochanek żonaty i bez ślubu wszystko, bez akceptacji rodziców, społeczeństwa, kościoła, wszystko szło w złym kierunku, ku przepaści.   Do tego jednocześnie cechy Ewy , które doprowadziły do tragicznego przebiegu wypadków; bezrozumność, bezmyślność, działanie bez pasów bezpieczeństwa i na dodatek  największa niesprawiedliwość ŚWIATA, że cała odpowiedzialność, konsekwencje i grzech spontanicznej miłości spadają  zawsze wyłącznie na KOBIETĘ . Tak to jest , bo brzuszek z dzieckiem w środku rośnie tylko paniom.
Więc  z powodu miłości Ewa stoczyła się poza krawędź przepaści, w otchłań niebytu., a Ola tak ją lubiła prawie pokochała jej taką bezwolną, lecz konsekwentną w jednym aspekcie naturę, wręcz upór w miłości do Łukasza, bo dla Oli Miłość jest zawsze najważniejszą.
I tak historia Ewy opowiedziana genialnymi obrazami, miłości cielesnej, klimatem, grą aktorów, płynącym z ekranu realizmem zła i do tego z najlepszą muzyką wszechczasów, z rosnącym i opadającym napięciem, w wirtuozerskim wykonaniu Konstantego Kulki koncertu skrzypcowego e-mol opus 84 Felixa Mendelssohna-Bartholdyego, stała się dla Oli najważniejszym  emocjonalnie filmem.
*
Taką trochę bezmyślną i pędzącą bez trzymanki była Ola studentka drugiego roku prawa. Tego ranka, tuż przed egzaminem z prawa rzymskiego w sesji zimowej,  przyjechał Chłopak Oli, wręczył dla niej bukiet z +- 50 czerwonych róż, na jego przywitanie Ola ubrała czerwony pasek do pończoch i czerwone pończochy, które przyczepiła żabkami do paska, kochali się na siedząco na złożonej w fotel rozkładanej  kanapie segmentu Kowalskiego, potem  Ola urwała płatki z paru główek róż i wsunęła je  ruchem Ewy Pobratyńskiej za granatową egzaminacyjną koszulę.  Kiedy weszła pod Kaponierę zobaczyła idąca ze łzami w oczach jedną z najlepszych studentek na roku „ oblałam, profesor jest w fatalnym nastroju, wszystkich oblewa”. Ta informacja wystarczyła, żeby Ola skręciła w przeciwna stronę niż Colegium Juridicum, do Akumulatorów, gdzie była studencka przychodnia lekarska. Ola weszła na pierwsze piętro, na korytarzu siedziało na krzesełkach jakieś pięć osób, każdy trzymał termometr pod pachą, Ola też dostała termometr, sąsiad z krzesełka obok pokazał jej jak można napstrykać wysoką temperaturę, Ola pstrykała bez wyczucia, nabiło jej 42 stopnie, nie zdążyła zbić niżej , ponieważ pielęgniarka odebrała jej termometr, Ola weszła do gabinetu, za stołem siedział młody, przystojny, dość postawny stażysta, patrzył to na Olę, to na termometr, wiedział wszystko, taka sesyjna symulacja, ale Ola z kolei wiedziała, że lekarze mają do niej słabość, nie wiedziała dlaczego, ale wiedziała  na pewno, że tak jest, usiadła, „może powiesz mi co lubisz” zapytał lekarz bezczelnie patrząc na jej biust, ona z kolei patrząc na obrączkę na jego palcu mruknęła tekst na który nabiera się każdy mężczyzna w jej życiu „ ruchome schody, dzikie konie i białe kolanówki”. „Rozbierz się i daj mi swój numer telefonu” uśmiechnął się diabolicznie, Ola zaczęła odpinać guziczki granatowej koszuli, /pamiętajcie, że Ola do urodzenia pierwszego dziecka chodziła bez stanika/, zsunęła ją powoli z ramion i nagle zobaczyła coś dziwnego we wzroku lekarza, który najpierw wyglądając  na pożądliwy, zmienił się na przerażony, na przerażony zmienił się cały wyraz twarzy lekarza, lekarz nawet zatrzepotał rękoma, Ola nie wiedziała zupełnie o co chodzi, spuściła wzrok na swoje piersi, były pokryte jakby wielkimi różowymi plamami, niby tyfus lub inna śmiertelna, zakaźna choroba, Ola uśmiechnęła się, zdjęła jednym ruchem z piersi przylepione do ciała płatki róż. W oczach lekarza zobaczyła taką ulgę jakiej nigdy potem nigdzie nie zobaczyła. Po chwili Ola zadowolona wyszła z gabinetu ze zwolnieniem lekarskim na 10 dni, dokładnie tyle ile trzeba, żeby podszkolić się na pewną trójkę do egzaminu, a jej numer telefonu pozostał tajemnicą J)))

Seans szósty; miejsce Kino Za Rogiem Śródka Miasto Oli, tytuł; Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać, rok produkcji; 1972; reżyser; Woody Allen, czas; styczeń 2015 roku

Ola uwielbia niespodzianki, lecz za dużo ich w życiu nie miała, właściwie wszystkie niespodzianki w życiu zorganizowała jej Córka Mistrz Niespodzianek i trochę też Córki Matka Chrzestna, i tak było teraz, choć brzuszek Córci był duży i do porodu chwilka mała. Najpierw po Olę przyjechały do domu samochodem Kasia z Gosią, zawiązały jej oczy czarną opaską, czuła się jak Lisa z Dzieci z Bullerbyn w dniu siódmych urodzin. Kiedy już miała oczy odsłonięte zobaczyła, że wchodzi do nowej części Cafe La Ruiny, czyli do Raju. Przy złączonych stołach siedziało jakieś 14 kobiet, przyjaciółki i koleżanki, dalsze i bliższe, jadły ciasto, piły winko i lemoniadę, och, ach ależ Ola wzruszona była, przyjechały nawet z Warszawy i Szczecina, czy wiele mam na świecie może powiedzieć, że jej Córka urządziła wieczór panieński, wszystkie przeszły do malutkiego Kina, w którym kiedyś była piekarnia, ułożyła się loża szyderców, ktoś stał, ktoś przechodził do ubikacji, a Ola musiała odpowiadać na pytania ze znajomości narzeczonego, potrafiła opisać jego  ulubiony kolor  choć opis miał 10 zdań, na pytanie na temat trzeciej randki Ola opowiadała podekscytowana historię o dwóch psich miskach, ale nikt jej nie chciał słuchać, nawet odezwały się gwizdy, Córeczka Oli z wielkim brzuszkiem zarządziła bystro puszczanie filmu i puszczono Oli ulubiony „Wszystko co chcielibyście wiedzieć o seksie, a boicie się zapytać” ojojoj Ola uwielbia Woodego Allena, a ten o seksie bardzo, bardzo jest w pierwszej piątce, szczególnie epizod o lekarzu zakochanym w owieczce, trzeba mieć doprawdy dystans do życia, żeby takie coś wy myśleć, tak, tak raz w życiu film został wyświetlony w kinie tylko dla Oli i jej Gości. Ola była bardzo, bardzo szczęśliwa, dostała jeszcze w prezencie masaż ajurwedy z którego skorzystała dzień przed ślubem i było bosko, prawie jak w Riszikesz,  a Jerzy zwany Jerzykiem urodził się dwa dni przed ślubem Oli i jej Męża i chociaż nie był na ślubie to trochę był na panieńskim Baby Oli i oglądał film o miłości mężczyzny do owcy hi,hi,ha,ha


Seans siódmy; miejsce; Multikino Stary Browar Miasto Oli, tytuł; Julieta, rok produkcji; 2016, reżyser; Pedro Almodovara, czas; 15 września 2016 roku
Nie wiadomo doprawdy jak Oli Syn stał się medytującym, joginem podróżującym po świecie, ale stał się jakieś cztery lata temu.  A musicie wiedzieć, że wiadomości od  medytującego po klasztorach dalekiej Azji jogina są doprawdy ascetyczne i rzadkie. Więc Ola przechwyciła swojego Syna w pomiędzy podróżami choć na chwilkę, żeby nacieszyć nim siebie, Syn pokazał jej atlas i rozstawionymi palcami kciukiem i wskazującym wędrował po mapach niczym cyrkiel na sprężynce ‘o tu chce zobaczyć drzewo, gdzie Budda doznał oświecenia, a tu jest niesamowita świątynia buddyjska, a tu góra, wioska, skała, budowla, rzeka, wodospad, słoń, Kambodża, Laos, Wietnam, Tajlandia, Tybet, Indie, Japonia /…/  najważniejsze, że obiecał dawać znak życia, żeby Ola nie musiała słuchać życzliwych „doprawdy dziwne, że nie wiesz gdzie jest twój Syn” to fajnie, że już tak nie będzie, Chyba? I jeszcze w ramach akcji cieszenia się Synem poszli razem do kina Multikina w Starym Browarze, prawie się spóźnili, bo był to pierwszy czy drugi dzień uruchomionego przejazdu przez Kaponierę  i światła jeszcze chyba nie zgrane, trwało to długo dłużej niż powinno, zeszli do sklepu, kupili dwie czekolady Milki rodzynkowo- orzechowe i soczek pomarańczowy, zakupili w barze bilety, w tym jeden dla seniora dużo tańszy i weszli na ciemną salę kinową.  Chrupiąc czekoladę cieszyli się filmem Almodavara. Ola traktuje kino autorskie, czy pisarzy, których lubi tak jak swoich Przyjaciół, kiedy wejdą w jej krąg akceptuje wszystko co robią, ze wsparciem i wyrozumiałością. Więc oglądała film z dużym zainteresowaniem, mocne obrazy, mocne historie, i obsesja reżysera, śpiączka, śmiertelna choroba, zaginieni, umarli w wypadkach i morze jako brama, otwarcie na wszystkie podróże i przygody świata, nawet zamknięta w sekcie  Córka nie chcąca z Matką utrzymywać kontaktu nie zmieniła zdania Oli, że to dobry film. Zresztą ze względnym hepiendem. I tak sobie siedzieli w ciemnej przestrzeni patrząc na przepływające obrazy, ciesząc się wzajemnym byciem i wspólnym przeżywaniem Matka i Syn.






niedziela, 11 września 2016

50-te URODZINY OLI, NAJWAŻNIEJSZY DOBRY UCZYNEK OLI ORAZ JEDNO WESELE I POGRZEB

50-te urodziny Oli, Najważniejszy Dobry Uczynek Oli oraz jedno wesele i pogrzeb
napisano; 6-10 września 2016 dom Oli
akcja; post u Leszka Czechy Bartosovice Orlickie kwiecień 2005r., dom Oli 24 grudnia 2005r., Altana w Parku Oliwskim, restauracja w Pałacu Opatów 12-13 września 2015 r., Półwysep Helski, brzoza przy Rusałce 15 września          2015r.
W zawirowaniu monopauzycznych hormonów  i podniesionego  ich poziomu  oraz pędząc na karuzeli internetowych romansów Ola postanowiła dni około + - 50 urodzin spędzić na poście u Leszka dla wyciszenia i  uspokojenia swoich spraw damsko- męskich czyli mówiąc prosto z mostu - seksu.
Leszek kwietniowy post 2005 roku organizował  z czeskiej strony Śnieżnika w domku na skraju lasu blisko miejscowości Bartosovice Orlickie, nad dziką rzeką o dzikiej nazwie Divoka Orlice, która od roztopów stawała się coraz wyższa i raftingowa.
Ola  w dzień urodzin chciała  w medytacji " stanąć silna na przeciw słońca" w bliskości kichającego słonia i tak uświęcić te pełne w dekadzie  urodziny.
***
W dzień podróży jak zawsze przed czekającą ją przygodą zmian, Olę przenikał wspaniały nastrój,  mimo, że cała Polska ogarnięta była smutkiem i żałobą po śmierci Papieża Jana Pawła II i żałoba ta jako najdłuższa z dotychczasowych polskich [sic], bo trwająca 7 dni, t.j. od śmierci Papieża do dnia jego pogrzebu. Na dzień pogrzebu był  także wyznaczony ślub Księcia Karola z Camilą Parker Bowles, który ze względu na konieczność uczestnictwa w  pogrzebie Papieża  Księcia Karola,   został  przesunięty o dzień później czyli na sobotę, w sam  dzień urodzin Oli,  które też przypadały w sobotę,  tak jak najważniejsze pierwsze urodziny Oli.
Dlaczego Ola tak bardzo interesowała się historią Karola i Camilii do dziś  nie wiadomo, chyba dlatego, że umysł jej rejestrował informacje, zawsze te bardziej pozytywne, taka barania zaleta umilająca życie.
Tego upalnego kwietniowego dnia Ola wrzuciła do szmaragdowego Opla Astry małą torbę i matę i ruszyła przez polskie drogi zażółcone   od kwiatów forsycji wyjątkowo tej wiosny intensywnie kwitnących.
***
Ola cieszyła się na wszystko co ją spotka;  wspaniałe okoliczności przyrody Orlickich Gór,  specjalny stan umysłu , który osiągała dzięki głodówce, ćwiczeniom jogi  i lewatywom, ale  najwięcej cieszyła się na spotkanie z dwoma Aniołami, swoimi przyjaciółkami poznanymi też na poście trzy lata wcześniej w Hlavicach, z którymi łączność miała i więź niespotykaną, a one posiadały potencjał  intelektualno- artystyczny i wiele, wiele innych, ale też uwielbiały świrowate,  erotyczne  historyjki Oli, co Ola bardzo ceniła u ludzi ze względu na swój  egocentryzm, taka to już Ola była, hej J)
***
Urodzinowy spacer udał się tak jak było planowane, Ola wędrowała po górskich ścieżkach, brodząc   w  polanach biało kwitnących kwiatków, pierwiosnków, śnieżyc, fiołków, przeskakując  strumienie, słuchając ich szemrania i oglądając kapliczki, kamienne rzeźby, figury różnorakie, stare domostwa, których doprawdy dużo było rozrzuconych to tu to tam, a potem popołudniową porą w tajemnicy przed guru, zabrała swoje dwie przyjaciółki do małej kawiarenki w Bartosovicach, gdzie wypiły w trójkę malutki toast winem  pt. Wszystkiego najlepszego z okazji  50-tych  urodzin.  
Oli wtedy przebiegła myśl o toastach, dzisiaj o tej porze,  na ślubie Karola i Camilii, a była to myśl z tych co przychodzą I znikają niespodziewanie.
***
Na drugi dzień Ola i Ala poszły na spacer podsudeckim szlakiem, ścieżkami w górę i w dół   na tak zwane ulubione przez Ole rozmowy intymne, wyjątkowo mówiła Ala, co się rzadko zdarzało, Ola potraktowała opowieści bardzo poważnie i wypytywała o różne szczegóły, zasępiła się, fakty jej się nie zgadzały i kiedy upewniła się, że historia opowiedziana nie ma najmniejszej szansy na hepiend postanowiła ostatecznie i nieodwołalnie, że nie da się Alicji zmarnować.
***
I jak to w zwyczaju u Oli bywa wszystko działo się w zawrotnym tempie; w nocy telefonicznie zakładały pierwsze w życiu konto mailowe dla Ali, kupowały pierwszy telefon komórkowy dla Ali i w ogóle Ala robiła szereg rzeczy pt. Pierwszy raz Ali. Wszystko poszło jak po maśle, z mniej więcej około kilkunastu tysięcy internetowych Krasnali Ola wyselekcjonowała Rysia, uroczego, przystojnego, z bajecznym poczuciem humoru oficera marynarki handlowej, , pływającego chief electricion w norweskiej kompanii Knutsen, który po trzech randkach z Alicją, bezpośrednio po rejsie zjawił się na lotnisku, w garniturze i z woreczkiem plastikowym, niczym finał komedii romantycznej, jako supraj dla Ali, która jechała na dużo wcześniej zaplanowaną wyprawę w Himalaje. Stosowniejsze do okoliczności zakupy dla Rysia zrobili już w Indii.
***
Było to w południe wigilijne, rozległa się po Oli domu melodyjka dzwonka wejściowego,   Ola w brudnych od ciasta sernikowego rękach otworzyła drzwi, stał tam Gwiazdor, w pięknym czerwonym ubranku, z długą białą brodą i  puchowej czerwonej czapce z ogromnym pomponem, wręczył Oli bukiet z +- 50 czerwonych róż , dwa wielkie kieliszki w sianku i omszała butelkę cabernet sauvignon ogarniętą celofanowym opakowaniem i jednocześnie zaśpiewał na całą ulicę gromkim tubalnym głosem o dwóch sercach na zawsze złączonych. Ola była zaskoczona, kto wie czy nie najbardziej w życiu. Najpierw pomyślała o byłym narzeczonym z Nowego Jorku, a potem po przeczytaniu liściku w różach już wiedziała, że to wdzięczność szczęśliwych Kochanków przysłała do Oli Śpiewającego Gwiazdora z wigilijnym podarkiem.
***
Minęło 10 lat i Ala z Rysiem dostali maila od Oli Córki o wpis do Najpiękniejszego Prezentu Urodzinowego i taki to wpis został tam zamieszczony;
Ala
Już same okoliczności, w jakich poznałyśmy się z Olą są ważne i nobilitujące, zwłaszcza duchowo. A było to na warsztacie jogi połączonym z postem u naszego niepowtarzalnego guru Leszka M. dzieliłam z Olą i jeszcze jedną uczestniczką postu nieduży pokój, który Ola w celu wyrównania potencjałów wypełniała iście cielesnymi opowiadaniami o siedmiu, a może czterdziestu siedmiu Krasnoludkach. Miejsce duchowego postu na ten jeden pamiętny wieczór zamienił się w przybytek, z którego dochodziły gromkie wybuchy śmiechu i nieludzkie piski. Pikanteria i zabawność Oli przekazów mogłaby wskrzesić umarłego.
I taki był początek naszej znajomości.
Upłynęło trochę czasu… do następnego postu. Ola postanowiła, że nie da mi się zmarnować . Zaczęło się swatanie i to gdzie? No, oczywiście w internecie! Broniłam się przed tym rękami i nogami, bo po internetowych opowieściach Oli nigdy przenigdy nie dałabym wiary, że stamtąd mogłoby przyjść coś porządnego, o szczęściu nie wspomnę. A Ola? Jak postanowiła tak zrobiła. Rzuciła mnie w elektroniczne odmęty i co? Właśnie co? Wierzyć się nie chce. Jesteśmy z Rysiem okrągłe 10 lat i we wrześniu uświetnimy nasze wspólne życie ceremonią ślubu. Gość honorowy; Ola, Dziękujemy Ci Oluniu!
Rysiu
Z mojej strony wyglądało to trochę inaczej, bo ja nie znałem Oli wcześniej, a zostałem przez nią tylko „wyselekcjonowany” , hehe.
Będąc na zakręcie życiowym – w desperacji, a może i dla przygody, zarejestrowałem się pierwszy raz w życiu na Sympatii. Długo tam nie posiedziałem, bo Ola szybko „wygarnęła” takiego nowicjusza i podsunęła osóbkę do przetestowania. Jak ten test się zakończył – wiecie, a Ola pozostanie w naszym życiu na zawsze.
***
Konsekwencją urodzinowego wpisu było zaproszenie, co je Ola z Mężem dostała, wynikało z niego jednoznacznie, że związek ich jest w pełni partnerski I z obopólnym wzajemnym poczuciem humoru.
Na wstępie zaznaczono słowami Magdaleny Samozwaniec, iż " mężczyzna winien być mężem, kobieta zamężną", dla sprawiedliwości zaś przyjęli oboje nazwisko dwuczłonowe jedno panieńskie Ali, drugi kawalerskie Rysia. Poinformowali też o ślubie w plenerze Parku Oliwskiego w dniu 12 września jako decyzji " z radością i pełną świadomością jak nigdy dotąd :-))))".
***
I tak we wrześniowe popołudnie w oczekiwaniu goście zaproszeni, a wśród nich Ola z Mężem,  zasiedli na białych krzesłach przed Altaną całą w światłach i kwiatach, przepełnioną muzyką od 10 lat odbywających się koncertów cotygodniowych, z Urzędniczką Stanu Cywilnego w środku. Pierwszym zwiastunem nadejścia Państwa Młodych była wnuczka Alicji skupiona i przejęta, w białej sukience, sypiąca płatki kwiatów, wyłaniająca się jak Amorek z wilgotnej mgły tworzącej nad aleją, niby bindaże, z innej części parku, nad szpalerem drzew i zarośli…
   A za nią, kręta alejką, w parterze traw, posuwistym dostojnym krokiem idąc ukazały się dwie baśniowe postacie; przepiękna kobieta w sukni, też białej, z kwietnej koronki z białą warstwą nieprzeźroczystą /nie na ramionach i plecach/, dekoltem czystym, w białych koronkowych rękawiczkach zasłaniających jedynie przedramiona, w jasnym długim płaszczu, w zachwycającym dużym białym kapeluszu kunsztownie wykonanym przez kultową kapeluszniczkę z Sopotu, z czerwonym bukietem kwiatów w dłoni. Wszystko to tworzyło, z nieskazitelną figura Panny Młodej, harmonijną i doskonałą całość.  Razem, obok Pan Młody w granatowym mundurze galowym marynarki  handlowej, ze złotymi dystynkcjami I guzikami, na wzór brytyjski,  też uszytym , zgodnie z bezwzględnymi wskazówkami Ali, przez zabytkowego krawca mundurów z Gdyni, który jak mantre powtarzał “ będzie pan zadowolony”, w białych rękawiczkach, tak galowo jakby wynagradzając wszystkich oficerów, którzy tego ubioru przez długi czas w Wolnej Polsce  nie mieli. 
Obydwoje jakby płynęli marynarskim tchnieniem  przez  Park i  staw i   Zatokę Gdańską, a potem w morze i oceany świata.
   Tak, tak mężczyzna w mundurze to jest to, doprawdy szkoda , że Książę Karol na swoim drugim ślubie był bez munduru, przez to, a także przez dużo mniej atrakcyjny kapelusz Camili mimo, że przez wielkiego projektanta Philipa Treacy zaprojektowany, a także oczywiście przez nieporównywalnie większą urodę Naszych z Trójmiasta Państwa Młodych  ślub w miejskim ratuszu w Windsorze był niewspółmiernie mniej królewski niż ten w Parku Oliwskim.
***
I po Ślubie takim wspaniałym, Wesele równie z wielką klasą się odbyło. Nie Wesele Wyspiańskiego, Andrzejewskiego, Mrożka, Krasińskiego, Zanussiego, Wajdy czy Smarzowskiego po których niesmak do takich uroczystości pozostaje, ale radosna elegancka wspólna  zabawa dla uczczenia miłości I deklaracji Państwa Młodych. Restauracja w Pałacu Opatów, przyjemne wnętrza okrągłe stoły dające pogodzić paczworkowe rodziny i różnorodnych przyjaciół Państwa Młodych, egzotyczne kolorowe ptaki na ścianach,  meny z przepysznymi daniami słodyczą potraw rozpływającymi się w ustach, bajeczny tort weselny, artystyczne smakowite drinki, każdy dzieło sztuki robione przez prawdziwego geniusza barmana bez zniżki standardów do samego rana i didżej z wprawą dobierający muzę i goście znamienici, dwie córki Pana Młodego wspaniałe kobiety i trzech jego wnuków, grzecznych przystojnych młodzieńców, i syn Panny Młodej idealny mężczyzna i żona jego śliczna jak z obrazka i dwa aniołki, wnuczki Panny Młodej i jej Mama  starsza pani o wspaniałej kondycji fizycznej i jasności umysłu do świtu i akompaniujący szef zespołu   Zagan Acoustic  śpiewającej z głębi duszy piosenki Edith Piaf  nauczycielki francuskiego.
I teraz miejsce dla Oli i jej Męża, prezent specjalny dla Państwa Młodych. Ola w seledynowej tiulowej sukni i Mąż jej w surducie przedstawili scenkę Sztuki Kochania Owidiusza, Mąż Oli zaproponował, Ola zredagowała, ujął ją Owidiusz swym stosunkiem do miłości , erotyzmu, takie też jest zdanie Oli; erotyzm to podstawa wewnętrznej harmonii tego świata, a miłość to rodzaj przygody, czy też ciągu przygód, lekkich, niefrasobliwych, frywolnych,  lecz jednocześnie dbałych o znajomość płci, zadowolenie parnera /rki/ . Więc Ola zredagowała księgi rzymianina i stosownie mówiła do Pana Młodego , a Mąż do Panny Młodej, z humorem i swadą o tym jak znajomość płci wykorzystać dla wiecznej szczęśliwości, sycenia płomienia w związku; słowami, zachowaniem, ubiorem, gestem… Śmiechu było co nie miara… Pierwszy raz wspólnie występowali, a Ola przez swój ekshibicjonizm publiczny w roli artystycznej bosko się czuła i z tego wszystkiego swoje ascetyczne  od dwóch lat zwyczaje przełamała; mięsko pyszne jedząc, drinki alkoholowe pijąc i wspaniałe tureckie papierosy paląc och, ach tak się cudnie bawili.... a po roku jeszcze niecałym Ala do Oli napisała " och Oluniu kochana, wiesz byłam tak wykończona przygotowaniami, że nie wiele skorzystałam, tak sobie myślę, że chciałabym to przeżyć jeszcze raz, ale bardziej świadomie, może zrobimy powtórkę he, he".
***
Na fali ogólnego szczęścia i radości, którym ze wszech miar się nasycili  Ola z Mężem  jeszcze powędrowała   na cudny gorący wrześniowy Półwysep Helski spacerować  po najpiękniejszych szerokich plażach i słuchać bałtyckiego szumu fal , moczyć stopy brodząc w falach  i kochać się z Mężem przy dźwiękach tych fal szumu. Noc przed wyjazdem, gdy leżeli obok siebie rozgrzani miłosnym uniesieniem zadzwonił telefon, Syn Oli powiedział, że ich ukochany piesek, pierwszy wspólny, terier szkocki wpadł pod samochód i ostatni dech wydał i już do rana potem Ola z Mężem w smutku przytuleni do świtu trwali. W trakcie trwania w pamięci Oli zabrzmiały ostatnie strofy z Owidiusza “ skończyliśmy nasza opowieść, niech wam pożyteczna będzie, pora już z rydwanu wyprzęgać białe łabędzie”.  I Ola wtedy wyobraziła sobie Fifi powożącą zaprzęgnięte do złotej kwadrygi ze srebrnym dyszlem cztery białe łabędzie śpiewające poetyckie wieszczby i przemierzającą wszechświat na drugą stronę tęczy. Po tej sympatycznej wizji Ola pogodziła się ze smutkiem i o świcie usnęła spokojna. Bo jak mówi Budda , żeby być szczęśliwym trzeba zaakceptować smutek.
Jeszcze tego wieczoru w Trójkę pochowali Fifi pod brzozą,  tam gdzie inne pieski, też mocno kochane leżały.