niedziela, 19 lutego 2017

JAK OLA STAŁA SIĘ ŚREDNIKIEM I JAK ZACZĘŁA POZNAWAĆ DDM /DUSZĘ DOJRZAŁEGO MĘŻCZYZNY/

Jak Ola stała się Średnikiem i jak zaczęła poznawać DDM / Duszę Dojrzałego Mężczyzny/


BINGO!!!  Znaki przestankowe – czyli PRZESTAJEMY na chwile mówić, robimy przerwę, wciągamy powietrze, mogą powodować zwrot akcji, zakończenie lub kontynuację historii, to właśnie METAFORA,  której szukałam dla wyrażenia abstrakcji, emocji twarzy Oli , historii, trochę całości, trochę  roku 2001 i  do marca 2002 /Alpy austriackie !/
KROPKA – jako koniec; i żyli długo i szczęśliwie albo umarli albo przestali marzyć: ponieważ wszystko się spełniło albo  ponieważ zabrakło sił lub wyobraźni na marzenia, albo przyszła obezwładniająca niemoc albo ból, cierpienie, lub strach, który  stał się mocniejszy niż energia do tworzenia,
PRZECINEK – wieje nudą, nawykami codzienności, szarością, brakiem zmiany, historia ciągnie się wszakże do przodu, w tym samym ślimaczym tempie i tylko cierpliwość i wrodzona ciekawość ciągu dalszego mobilizuje do mozolnego, brnięcia dalej, potrzebny też na zrobienie choć płytkiego oddechu,  czy zjedzenie choć małego posiłku , by w ogóle żyć,
ŚREDNIK -   odkrycie moje i niedoszłych samobójców, tych co znajdują siłę, determinację, energię, na ciąg dalszy, na odkrywanie dalszej historii, kontynuacje, na drugą szanse, już w szybszym tempie i ze spodziewanym zwrotem akcji. Genialne  - mogłoby się skończyć , a jednak  kropka unosi się ku górze, wypuszcza? rodzi? pączkuje?  wytwarza mały fragment, który po oderwaniu już samodzielnie się rozwija  i uwaga! uwaga!  nie w wierną kopię rodzicielskiego organizmu, ponieważ z prawej strony wyrasta jak zakręcona droga, ku niewiadomemu, malutki zawijasek, który daje nadzieję na efektowny? radosny? szczęśliwy? ciąg dalszy;
WIELOKROPEK –  jeszcze ten znak potrzebny tutaj, nie trzykropek, choć zazwyczaj ma trzy kropki, ale wielo….., znak jako  metafora - wątpliwości, niezdecydowania, niespójności, niedomówienia, lęku przed decyzją, lęku przed postawieniem konkretnego w swej istocie znaku ………

*   *   * 
Kropka. -  oczywiście żeby postawić kropkę to doprawdy cała historia musi wydarzyć się przed nią. 

Więc zaczęło się w czerwcu 1973 roku w Kinie Świteź w Łagowie Lubuskim,na seansie filmowym Palec Boży Antoniego Krauzego, kiedy Ola zapłakana od sceny z Marianem Opanią rzucającego krzesłami w komisję rekrutującą studentów do szkoły teatralnej, zdjęła druciane okulary z nosa sąsiada kinowego, by ukryć zaczerwienione płaczem oczy,  i już razem poszli na spacer wkoło jeziora,  spacer, który po dwóch latach zmienił się w związek, po pięciu w małżeństwo, po jedenastu w czteroosobową rodzinę czyli Czterech Muszkieterów.  Ola spełniła wszystkie swoje marzenia i zupełnie spokojnie mogła na swoim życiu postawić kropkę.

Miała męża, który ja kochał ponad wszystko na świecie i akceptował bezwarunkowo, przystojnego, wysportowanego, zaradnego, majsterkowatego, kochającego, opiekuńczego, inteligentnego, dobrego kierowcę i kajakarza, kolarza i kochanka, pływaka wyśmienitego, narciarza, kucharza  i ratownika życia ludzkiego /Ola trzy razy widziała na własne oczy jak uratował życie: dwóm pijakom i jednej młodej dziewczynie/, potrafił uszyć zasłonkę, wybudować dom, zarządzać produkcją z 300 osobowym zespołem ludzi, z tym samym gustem literackim, filmowym co Ola /kochali kino, biegali na zmianę do DKF raz w tygodniu i na różne festiwale/ z tą sama energią wakacyjną i zamiłowaniem do przygód. Porządkujący i pedantyczny /pedant, który nie goni do pedantyzmu!!!/, lubiany, szczególnie przez starsze panie, perfekcyjny opiekun dzieci /z małymi wyjątkami/, z tym samym światopoglądem co Ola,  społecznika, pracowitego, odważnego, wytrwałego, szczodrego, odbdarowującego Olę różnymi prezentami, listami z rysunkami, czekoladkami, niespodziankami, OCH, ECH, ACH IDEAŁ!!! Więc nie dziwcie się Oli, że tolerowała, że raz na jakiś czas ten ideał zamieniał się w pana Hyde. Ola była przekonana, że to cena, która musi płacić za to wszystko jak wyżej. I płaciła bez reklamacji.


Średnik Pierwszy;  wtorek, 3 kwietnia 2001 roku, dzień imienin Oli Pierwszego Męża, Ola z bukietem czerwonych róż, w błękitnym paryskim kostiumie, wchodzi do domu ze swoich dwóch prac, w których jest Bardzo Ważną Osobą i Bardzo Dobrze Wynagradzaną, cały salon i jadalnia domu zalane są cudowną jasnością słońca mieniącego się barwami dziesiątek kwiatów poukładanych w wazonach i flakonach umieszczonych na wszystkich meblach pomieszczeń. Ola dostrzega męża podlewającego ogród, uśmiecha się, lecz uśmiech zastyga na jej twarzy, gdy widzi dziwny sposób kolebania się męża, jakby wbrew grawitacji. Ola czuje jak traci przytomność, zalewa ją fala gorąca, widzi w oczach milion światełek zlewających się w kolorowe plamy, dobiega do męża zaczyna uderzać w niego kwiatami, pięściami, może jeszcze czymś nie pamięta. Tworzą się dwie Ole; jedna próbuje bronić męża przed drugą. Tej lepszej udaje się wyprowadzić męża na ulice, druga, którą trzeba nazwać panią Hyde siada na krześle wściekła i głośno sapie.
Po paru dniach Ola z mężem dogadują się, postanawiają, że mąż zamieszkuje na rok osobno, na próbę nie picia, to ma być ostatnia szansa.

Dla Oli zaczyna się rok bezmyślnego zawieszenia, rok bycia w niebycie. Tylko praca i dzieci. Żadnych emocji. Nicość.


Średnik drugi; w mocno pochmurny, ciepły i bardzo wietrzny październikowy poranek 2001 roku, 46 letnia Ola, w dobrym nastroju, ubrana w śliczny , szary, tweedowy krótki płaszczyk, w szaro-srebrną jodełkę, w szaro- srebrną opaskę w brązowych włosach puszczonych wolno na ramiona, szarych wiązanych do kostki butach, w ładnym makijażu podkreślającym oczy, jeszcze przed ósmą rano jechała, swoim szmaragdowym Oplem Astrą, do pracy w porządnej firmie, gdzie była nazywana „naszą panią mecenas” i gdzie czuła się jak w przyjaznym domu, w otoczeniu miłych, kompetentnych, pracowitych ludzi. 
Gdzieś około 7,45, w czasie największego natężenia ruchu, znalazła się na środku ronda Kaponiera.  Nagle silnik samochodu zgasł, wielokrotne przekręcanie kluczyka w stacyjce nic nie pomogło, żadnej reakcji, a raczej wprost przeciwnie w samochodzie włączył się alarm i zaczął straszliwie, przenikliwie i głośno wyć. Ola bezradna wyszła na jezdnie ronda i stanęła parę kroków od pojazdu przyjmując postawę pt. Absolutnie nie jestem odpowiedzialna za to całe zamieszanie. Wiele osób Olę wtedy na rondzie widziało i zapamiętało jej obraz na długo,  stojąca w wietrze,  z rozwianymi włosami, dumna i nieprzenikniona wyglądała zjawiskowo i tajemniczo. Nie mogła jednak trwać tam wiecznie. Konieczne było teraz wykonanie telefonu do przyjaciela. Ola miała tylko jednego przyjaciela do którego mogła zadzwonić  o pomoc, to był telefon do jej męża. Przyjechał jak zawsze błyskawicznie, bez słów wymienili się kluczykami. Już po chwili Ola jechała do pracy czerwonym Fordem, jadąc cały czas słyszała dziwne brzęczenie w bagażniku. Na miejscu sprawdziła skąd brał się hałas. W bagażniku zobaczyła paręnaście butelek po piwie.  U Oli wszystko trwało zawsze bardzo długo, myślała wolniej niż inni,  musiała poznawać  swojego męża 23 lata , żeby się zorientować, że jest alkoholikiem z zaburzeniami osobowości pod wpływem alkoholu. Umysł jej ukrył  obraz toczących się butelek przed świadomością. Zastosował lekkie zaprzeczenie i jednoczesnym wyparciem, lecz nie do końca, Ola wiedziała,  że ostatnia szansa jej męża na wspólne życie została w tamtej chwili zaprzepaszczona.


Średnik Trzeci;   gdzieś w połowie grudnia 2001 roku Oli mąż przyszedł do niej prosząc by mógł wrócić do domu na Święta. Ola nie potrafiła odmówić. Zgodziła się. W noc przedwigilijną, po domu z zapachem choinki, pieczonych pierników rozchodziło się elektryczne napięcie, gdyby wyciągnąć z pudełka zapałkę nastąpił by samozapłon. Dzieci siedziały w swoich pokojach cichutko i spokojnie jak trusie w klatkach, Ola siedziała też cichutko i spokojnie na zamkniętym klapą sedesie w łazience na samym dole przy bilardowym, bezmyślnie wpatrywała się w pająka na ścianie już trzecią godzinę, a mąż szykował na kolację wigilijną karpia w szarym sosie po polsku. Najpierw jeszcze żywą rybę płukał pod bieżącą wodą, potem zabił  ją młotkiem, zebrał krzepnącą krew na miseczkę, dodał trochę octu: rybę oczyścił z łuski, sprawił, opłukał powtórnie, posolił na godzinę przed przyrządzeniem, włożył do porcelanowego naczynia. Włoszczyznę opłukał, oczyścił, ugotował 1 litr wywaru, odcedził. Na wrzący wywar włożył rybę i jadalne wnętrzności, ugotował na wolnym ogniu ( 20 min.), rybę wyjął, wywar odcedził, odparował do ¾ litra objętości tj. do zaznaczonego kreską miejsca w garnku. Przyrządził sos: stopił masło, dodał mąkę, mieszając nieco ją zrumienił, odstawił. Zasmażkę rozprowadził winem i wywarem z ryby do odpowiedniej gęstości, dodał rozmąconą krew, mieszając zagotował sos (dodał pokruszony piernik, rozgotował go), sos przetarł. Do sosu dodał soli, kwasku cytrynowego i cukru do smaku, zabarwił go karmelem na kolor ciemnozłoty. Oczyścił rodzynki, sparzył migdały i pokrajał je w piórka. Rybę włożył do sosu, dodał migdały i rodzynki, wyniósł na taras.  

* * *
Nagle Ola wyrwała się z odrętwienia, pobiegła na górę i rzuciła wyzwanie  wszechświatom:
„Wesoła, ciągle uśmiechnięta, zwariowana joginka z ADHD dla dorosłych, po czterdziestce, 166 wzrostu 60 kg. wagi  szuka PRZYJACIELA” 
i wtedy też napisała wiersz;
Meil
Parę spontanicznych słów
Rzuconych w przestrzeń,
Moje przesłanie w zaświaty,
O cudzie marzenia jedności,
Wracają głębią miło brzmiącą
Odbija się, przemyka myślą,
Jak przefruwający PTAK,
Po dwóch niebach – błękitnym i chmurnym,
Staje się energią bliskości,
Przechwyconą, przepracowaną, wypowiedzianą
Rozkwitłą odpowiedzią.

… I odpowiedzią   zjawił się Marek, by dotykać Olę słowem, by upewnić ją , że jeszcze jest świat inny, który może chcieć ją przyjąć, ale trudny, depresyjny, zmienny, metafora Wielokropka, Wielokropek o imieniu Wątpliwość. Przez te dwa miesiące znajomości udało się Oli zaglądnąć, podważyć zardzewiałe drzwi do DDM, zrobić choć małą szparkę, przez którą cośkolwiek można dojrzeć. Taaak Ola nie wiedziała, że ona też ma DDK / Duszę Dojrzałej Kobiety/ do której prowadzą zardzewiałe drzwi, może zamknięte na ciężką sztabę. To co było nie mogło się udać w sensie hepi-endu, lecz udało się w sensie odkrycia drogi do zrozumienia drugiego człowieka, zrozumienia samotności w sieci.

„Witaj Anno…. Twój list- lekkość , swada, treść….ja też; mata do jogi, bieg, rower, kajak…. Czy mamy sobie coś do powiedzenia… coś do posłuchania….czy uda mi się choć trochę otworzyć przed Tobą zardzewiałe drzwi do mojej DDM…..”

oczywiście mieli sobie dużo do powiedzenia, dużo do posłuchania. Dwóch samotnych, sieroty, jedynacy. 


Dla niego poznała twórczość i życie  Balthusa /inspirujące Marka malarstwo/ , Grynberga /inspirująca Marka poezja/, 








zaraz kupiła i puszczała w kółko, w kółko ,  płyty Stinga /Sting, obok czerwonego wina, lekarstwo Marka na bezsenność/ (jeśli kiedykolwiek wyobrażała sobie Marka fizycznie to właśnie jako Stinga) (nigdy nie przesłali sobie żadnego zdjęcia, jedynie słowa), 











Pata Metheni / pokochała dźwięk  jazzowej gitary Pata/(płyta wydana 12 lutego 2002r. nagroda Gremmy:-)))…. 





Listy ich szczere, z serca pisane, prawdziwe, nieśmiałe. Ola nigdy nikomu nie dała takiego pięknego prezentu jak listy do Marka, ale też nigdy tak cudownie nie słuchała jak jego listów, nie analizowała każdego  słowa jak jego słów, Marek dotykał ją słowami, metaforami dawał uśmiech lub łzy; pamiętała jego słowa wszystkie, brzmią w jej głowie do dzisiaj pewną melancholią, nie spotkaną nigdy wcześniej, nigdy później, ale też tajemnicą i lękiem przed głębią intelektu przepełnionego cierpieniem, niewiadomą bezkresną;
„ Witaj Anno znów noc… pomodlę się, jakie to niepopularne….. jutro list od Anny, nie będzie Popielca, będzie ciągle Karnawał… obawa i pewność…Moje drugie imię Wątpliwość… Miałaś dobre życie, ja krzywdziłem i nadal krzywdzę…Postanowiłem więcej się uśmiechać i być sympatyczniejszym… Myślę o Tobie więcej niż bym chciał… Nieśmiało i czule Ciebie dotykam… Mój strój nocny to t-szert i bokserki, czasami obywam się bez stop… Miałem kiedyś dwa jamniki Bunie i Tarusa /razem/ huragan w domu stop … Dlaczego Generałowa Zajączkowska miała wannę z lodem  pod łóżkiem ? stop… Obudziłaś wspomnienie lata… Anna prosi o temat… no nie wiem. Przecież listy maja sprawiać radość, być potrzebą, a nie zobowiązaniem…”
Trzy listy Marka i wiersz;
Data:Środa, 13 lutego 2002 23:52
Temat: popielec
Witaj Anno,
Mój dzisiejszy karnawał nie różnił się wiele od twego. Wczoraj wieczorem duży syn wziął psa na ręce, pies chciał się wyrwać, zrobił piruet i wylądował na podłodze, i zaczął kuleć. Początek dnia po Twoich listach, u weterynarza. Wszystko okazało się w porządku. Ciąg dalszy środy w strugach deszczu, takiego deszczu, że świata nie widać. Taka pogoda działa na mnie niezwykle deprymująco. Motywacja do jakiejkolwiek pracy równa zeru.
Ku pokrzepieniu chciałem kupić nowa płytę Pat’ a Metheny. Miała wyjść do 10 lutego; przesunięto na 25. A chciałem Ci dzisiaj wieczorem o niej opowiedzieć. Dopiero wieczorem nieco się uspokoiło. Mogłem pobiec nad rzekę. Bardzo lubię tę wieczorną godzinę. Cicho, tylko wiatr, ciemno; czasem biegnie ktoś z przeciwka. Godzina tylko dla mnie. Godzina do myślenia, godzina na układanie listu do Ciebie, czasem godzina na bezrefleksyjny bieg wyznaczany rytmem butów.
I wreszcie, Twój list. Coś na co czekam, ktoś na kogo czekam. Szkoda, następne dwa dni bez Ciebie, ale przeżyj je pięknie. Jutro nad morzem słońce, weź je z sobą, odetchnij ostrym (jak tylko w Kołobrzegu) powietrzem, weź je ze sobą i podziel się!
Odpowiedzi c.d.
Używki – po ósmej klasie byłem pierwszy raz (jestem jedynakiem) ‘samodzielnie” na obozie wędrownym- i tu były inicjacje; Zefir, wino marki Wino, starsze koleżanki… paliłem jak dotąd dwa tygodnie; Alkohole uprawiam, acz umiarkowanie – czerwone wino- już wiesz, ostatnio pije chętnie white russian, czyli białogwardziste – ulubiony drink Dude z „The big Lebowski”, rzadko piwo. Koleżanki,… ech , na dzisiaj wystarczy!
Pozdrawiam Marek

Data: Czwartek, 14 lutego 2002 23:11
Temat: Kołobrzeg
Witaj Anno,
Śniadanie
        Muessli z suszonymi owocami, świeżym jabłkiem, pestkami dyni zalane
        Mlekiem sojowym
        Zielona herbata
II Śniadanie
         2 marchewki
Obiad
          Karp smażony, ziemniaki duszone, mizeria, sałatka z buraków
          Woda niegazowana, herbata czarna
Podwieczorek
           Espresso z duża ilością cukru
Kolacja
            Wasa-chleb, ser, pomidor
           Zielona herbata
Później
            Szklanka piwa (Żywiec)
Przed wojna, na wschodnich kresach, biedne żydowskie dzieci śpiewały
Zuntik, bulbes
Montik, bulbes
Dinstik, un mitvokh bulbes
Donersthik un fraytik, bulbes
Shabes in a novene, a bulbe kugele
Zuntik, vayter bulbes.
… co znaczy,
Niedziela- kartofle
Poniedziałek – kartofle
Wtorek, a i środa – kartofle
Czwartek i piątek – kartofle
A w Sobotę nowość – babka ziemniaczana
Niedziela znów kartofle.
Brakowało mi dzisiaj Twego listu
Pozdrawiam Marek

Data: Poniedziałek, 25 Lutego 2002 00:13
Temat: nago nocą
Witaj Anno,
Znowu noc. Niemal przed chwila wróciłem z kajaków. W sobotę rano, na początek na potoku, po południu i w niedzielę na basenie. Ćwiczenie, ćwiczenie i jeszcze raz ćwiczenie. Obrót, obrót, i jeszcze raz obrót. Czy to słabość, czy to zaniedbanie, nie wiem, ale wiem, że niektóre mięśnie krzyknęły głośno; pamiętaj o nas! Jak ja jutro wstanę do pracy?
Wczoraj wieczorem po treningu odwiedziłem przyjaciela. Rozmawiamy często, widujemy się rzadziej; mieszka daleko, jak wszyscy moi przyjaciele, bardzo boleje. Może powinienem się przeprowadzić ku nim? Ale w którą stronę, niemal zawsze było by to baaaardzo daleko.
Mariusz – to kolega jeszcze ze szkoły, matura, studia w innych miastach. Właściwie bardzo odmienne zainteresowania, zupełnie inny gust; a mimo to bardzo aktywna i mam nadzieję bardzo empatyczna pomoc gdy rozstawał się z żoną, właściwie ona go opuszczała; wiele wspólnych radości i pewność, że zawsze mogę na niego liczyć. Mam nadzieję, że daje mu również taką świadomość. Jestem spragniony przyjaźni. Kogoś kto mieszkałby dwie ulice dalej. Wpadłby bez zapowiedzi na herbatę. Poszedł ze mną na koncert, spontanicznie do knajpy albo do sklepu kiedy muszę kupić nowe spodnie. Pogadał o „problemie egzestencjalnym”, ale i o „dupie Maryni”.
Często myślę, że wina leży po mojej stronie; za rzadko jestem gotowy na inicjatywę, pokazać swoją gotowość; może stawiam zbyt wysokie wymagania, ciekawe czy sam bym im sprostał?
Chciałem napisać krótkie usprawiedliwienie, że wczoraj nie, że bo … ale potrzeba rozmowy z Tobą przeważyła. Twoje listy są dla mnie radością. Ale radością jest też pisanie do Ciebie.
Pewnie przeczytasz to dopiero jutro, ale ta późna godzina nastraja szczególnie: śpij dobrze, śnij jasno, miej piękny ranek i dobry dzień.
Pozdrawiam
Marek
Obudziłaś marzenia o lecie: nago nocą; czy słyszysz trzciny, wiatr, jezioro, będzie pewnie zmiana pogody.

List Oli z 25 lutego 2002 22:32
Marku, wszystkie moje wampiry się pobudziły, nie mogę pisać, jak tylko znajdę jakąś cieniutką constans dam znak. Anula

Data 26 lutego 2002 15:26
Temat: Witaj Anno
Nietykalne białe czereśnie
co przechadzały się z nami
tamtej wiosny nad bladym stawem
zamieniły się w słupy soli
zgięte ciężarem

lecz wiosna wraca za każdym razem
i w chłodnej ciszy co po nas została
chłopiec puszcza bańki mydlane
nietykalne nieuchwytne
jak tchnienie białych czereśni

każdej wiosny
każdego życia

-       To napisał Grynberg
Wysyłam Ci moją pozytywną myśl
Pozdrawiam Marek

Ostatni list Oli wysłany
Data: 05 marca 2002 07:06
Temat:
Cześć Marku,
No to jadę. Przykro, że bez dobrego słowa od Ciebie na dobrą drogę.
Wiedz, że zawsze daje sobie radę, szczególnie teraz, gdy za moimi plecami tylko ściana.
Aż tak przesadziłam.
Z alpejskim pozdrowieniem
Ola

Ostatni list Oli niewysłany
Marku kochany,
Bardzo za Tobą tęsknie i nie mogę Tobie tego powiedzieć. Świat jest zły skoro nie możemy ze sobą porozmawiać. Nie wolno mi już do Ciebie napisać, taka konwencja, taka stylistyka tego cholernego życia. Ręce mam skute kajdanami, obwiązane łańcuchami, żeby nie pisać, bo taka konwencja i stylistyka. Potrzebuje Twych listów jak powietrza. Znowu nie dostane powietrza.
Anula.

Myśli Oli na słonecznym, śnieżnym stoku w austriackich Alpach 10 marzec 2002 roku.

Dzisiaj zrozumiałam, jak bardzo tęsknie za Tobą Marku. Tak bym chciała móc to Tobie  powiedzieć. Usiąść z Tobą w Twoim pokoju, ciepłe światło stojącej lampy, fotel, zielona herbata w czajniku, dźwięk gitary jazzowo-rockowe improwizacje Pat’a  Methenego, jamnik co nie lubi wychodzić na deszcz i my rozmawiamy, milczymy, spacerujemy, modlimy się, choć to takie niepopularne, spokój , cisza, ale ciepła nie taka zimna jak w wierszu Grynberga. Chciałabym ogrzać dłońmi, ustami Twoje chłodne serce.

Myśli Oli po 7 dniach szusowania na nartach po słonecznych, śnieżnych stokach austriackich Alp

Oj Ola, Ola , Ola Boga, co to będzie, co to będzie. Nie ma Marka, nie dotyka mnie już  swoimi mailowymi słowami, nie dotyka mnie już magicznym chłodnym wirtualnym pocałunkiem. Dupa, dupa, dupa, dupa. Ola weź się w garść. Stań na nogi ! Najpierw ustaw prace, ogarnij dom, kup mężowi mieszkanie, potem będzie cudowny: kwiecień, maj, czerwiec, lipiec, sierpień, a potem praca,  spokój i radość ciągła. Jutro będzie fascynujące. Obiecuje. Tylko weź się w garść.

To był właśnie Czwarty  Średnik Oli, o rany jaki ważny ;;;;