Słonecznik,
dwie wycieczki do Paryża, Luwr i wyjawione tajemnice
Akcja; Miasteczko Chłopaka Oli lipiec 1975 roku , Paryż maj 1998 roku, Paryż maj 2010 roku
Napisano; 13-15 październik 2016 rok Dom Oli
Akcja; Miasteczko Chłopaka Oli lipiec 1975 roku , Paryż maj 1998 roku, Paryż maj 2010 roku
Napisano; 13-15 październik 2016 rok Dom Oli
Kiedy zakochana bez pamięci Ola dwudziestoletnia, ubrana w pożyczone od kolegi dzwoniaste dżinsy, bluzeczkę z głębokim
wycięciem, w liliowo-bordowe poprzeczne pasy założoną na gołe ciało , z
rozpuszczoną burzą włosów do samej pupy,
weszła pod koniec lipca 1975 roku, do kawalerskiego pokoju swojego Chłopaka,
zrobiła wielkie wewnętrzne łaaaał, pod takim wrażeniem była.
Podobnego miejsca w swoim życiu nie
widziała, tym bardziej nie spodziewała się zobaczyć tu i teraz. Wszystko w pokoju było perfekcyjne,
przemyślane, samodzielnie wykonane i rozmieszczone, z niespotykaną
starannością, wyczuciem smaku, stylu, materiału i koloru.
Ściana centralna w kolorze lekkiego granatu, pod nią rozrzucone wielkie też granatowe, pluszowe poduchy, mała beczka służąca za stolik, na niej popielniczka, autentyczna trupia czaszka, obok butelka nalewki przywieziona z Bieszczad z zalaną spirytusem żmiją w środku, reszta ścian biała, nad łóżkiem czarno złota owalna fotografia anonimowej do dziś pięknej brunetki o długich włosach, w otoczeniu gipsowych złotych figurek aniołków. Pokój zalewało światło z niebieskiej żarówki. Na oknach wisiały drobne zasłony z granatowego lnu, z naszytymi grubymi surowymi nićmi sercami z lnianej surówki, a do szyb przymocowany został jakby rolosy błękitny ciężki woskowany papier. Przy ścianie na przeciw okien stała deska kreślarka i duży stół zarzucony rysunkami - Chłopak Oli dorabiał do pensji Kierownika do spraw rozwoju i dokumentacji, zleceniami kreślarskimi.
Część pokoju do pracy z resztą sypialno-
gościnną przedzielały cztery duże białe półki podwieszone do metalowych rur. Na półkach niczym żołnierze
kompanii honorowej stały symetrycznie kolorowe świece ociekające woskowymi stalaktytami i książki, w ilości , których nie
powstydziłaby się średniej wielkości biblioteka.
Ola z dużą ciekawością przeglądała tytuły i autorów, dobór książek
odkrywał przed nią część intelektualną Chłopaka, której jeszcze nie znała.
Perspektywę przyszłej wspólnoty dawały nazwiska Witkacego, Konwickiego, Choromańskiego,
Jamesa Jonesa w dwojgu postaciach oraz wszystkie najważniejsze dzieła
literatury francuskiej tłumaczone przez giganta działań wszelakich ukochanej
postaci i autorytetu twórczo-społecznego dla Oli -Boya Żeleńskiego. Ale
największą radość i akceptację wzbudziły dwa razy po siedem tomów W
poszukiwaniu straconego czasu
Prousta, w wersji polskiej, też w
tłumaczeniu Boya i w wersji francuskiej,
którą Chłopak Oli miał ambicję przeczytać w oryginale, kiedy już nauczy się
francuskiego na poziomie ten czyn umożliwiający.
Taaak to wszystko było miodem na serce i
inne organy Oli, bo Francję i Paryż umiłowała, już wcześniej przez świadomość
Luwru z Mona Lizą, Sekwany z mostem Pond des Arts, piosenek ulicznych, Wieży
Eiffla, metra, Rodina, malarstwa, rzeźby, Edith Piaf, Aznawura /…/ , ale prawdziwa
fascynacja Francją zrodziła się po rozmowie ze starszym od niej młodym filmowcem
z Paryża, który całą noc opowiadał jej na łagowskim pomoście, podczas festiwalu
filmowego o wesołym miesiącu maju w 1968 roku w Paryżu, na Sorbonie, czyli
rewolucji, buncie przeciw autorytetom kapitalistycznym, o młodych studentach
filozofii, którzy potrafili wykrzyczeć Ministrowi Edukacji, że nie dość zajmuję
się problemami ich życia seksualnego, o ulicznej walce o koedukacyjne
akademiki, o niekonwencjonalnym zachowaniu studentów,
ekstrawaganckim wyglądzie, młodzieńczym
zapale, też trochę naiwnej szczerości, lecz przede wszystkim radosnym swobodnym
seksie, o którym Ola nic specjalnego nie wiedziała, lecz wydawało jej się, chociaż
czysto teoretycznie, że cudownie byłoby
się kochać z różnymi Alanami Delonami, w czarnych golfach, palącymi mocne
Gitanesy na korytarzach Sorbony, czy nawet na barykadach pięknych bulwarów
Paryża.
Och, ach w prawdziwie francuski rewolucyjny nastrój wpadła tego wieczoru Ola, co w
konsekwencji skończyło się wielkim kochaniem z Chłopakiem na pluszowych
poduchach, wspólnym paleniu Carmenów, piciem żmijówki, a potem też wszystko
wspólnym; malowaniem wzajemnie swoich nagich ciał białą plakatówką, odciskaniem
białym śladem tych ciał na granatowej
ścianie, kąpielą w wannie z zaśmiewaniem się do łez z całej tej białej sytuacji
i znowu kochaniem się zostawiającym
ciągle białe ślady na podłodze, poduchach, granatowej pościeli, na sobie i w
sobie. Ależ to była radosna noc z radosnym seksem.
A o wschodzie słońca Chłopak odprowadził Olę na dworzec zrywając po drodze dla niej kwiat słonecznika. Ola dojechała pociągiem jeszcze rano do swojego Miasta, w swetrze co Chłopak zarzucił na jej plecy by nie zmarzła i ze słonecznym słonecznikiem w dłoni ruszyła przez miasto całą długością ulicy Grunwaldzkiej, zalaną lipcowym słońcem, aż doszła do ulicy Promienistej gdzie mieszkała, szczęśliwa i radosna. Idąc opuszczała głowę, a widząc na sobie Chłopaka sweter w czarno-białe norweskie wzory, poczuła irracjonalnie, że jest nim i wtedy wszystko Oli się radośnie pokręciło, od seksu, śmiechu, nieprzespanej, przekochanej nocy.
A o wschodzie słońca Chłopak odprowadził Olę na dworzec zrywając po drodze dla niej kwiat słonecznika. Ola dojechała pociągiem jeszcze rano do swojego Miasta, w swetrze co Chłopak zarzucił na jej plecy by nie zmarzła i ze słonecznym słonecznikiem w dłoni ruszyła przez miasto całą długością ulicy Grunwaldzkiej, zalaną lipcowym słońcem, aż doszła do ulicy Promienistej gdzie mieszkała, szczęśliwa i radosna. Idąc opuszczała głowę, a widząc na sobie Chłopaka sweter w czarno-białe norweskie wzory, poczuła irracjonalnie, że jest nim i wtedy wszystko Oli się radośnie pokręciło, od seksu, śmiechu, nieprzespanej, przekochanej nocy.
I tylko miała jeszcze jedno marzenie,
żeby pojechali kiedyś razem do Paryża. I tak się stało.
* * *
W 1998 roku Ola dostała jakiegoś
niesamowitego rozpędu zawodowego, wszyscy chcieli by prowadziła im doradztwo
prawne w firmie i z tej dobrej passy
wygrała wyprzedzając parę dziesiątek radców prawnych prestiżowy konkurs na obsługę prawną jednej z największych spółek giełdowych w
Polsce, och, ach, jaki to był bogaty czas, w pracy miała swój wielki gabinet,
pokój przyjęć, panią do robienia herbaty, złotą kartę płatniczą, kierowcę do
dyspozycji, do tego całkiem wysoką
pensję, zaczęli całą rodziną mieszkać w pięknym, dużym domu na klimatycznym,
cichym , eleganckim Osiedlu Oli, które to miejsce wybrała Ola ze względu na
zaprojektowanie urbanistyczne osiedla w haussmanowskim paryskim stylu czyli w
gwiaździstym układzie ulic, które odchodzą promieniście od rond.
Ha, więc stać ją wreszcie było na
zabranie swojego Chłopaka, który w między czasie stał się Tamtym Mężem z 20 letnim
/bez jednego miesiąca/ stażem na wycieczkę do Paryża.
W tym celu Ola zakupiła czterodniową,
majową , autokarową wycieczkę w biurze podróży o wdzięcznej nazwie Słońce
Paryża.
Już w autokarze Ola zorientowała się, że
o romantycznej podróży raczej nie ma mowy. Przewodniczka, którą Ola
zaraz, ze względu na wygląd, nazwała w myślach Koniem Bretońskim miała zapędy
dyktatorskie, mówiła bez zatrzymanki, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo.
Ważne było jedynie trzymanie się planu wycieczki, a plan narzucono odgórnie
mocno rozbudowany. Wieczorem dotarli do swojego pokoiku na czwartym piętrze skromnego
hoteliku. Musieli wejść po wąskiej klatce schodowej, ponieważ we dwójkę nawet z
niedużym bagażem nie mieścili się do windy. Cały pokoik zajmowało podwójne
łóżko, telewizor na ścianie, mały stolik, a dostanie się do łazienki wymagało
przeturlania ciała po łóżku na drugą stronę.
Za to widok z okna nie pozostawiał nic do życzenia . Wieża Eiffla
cieszyła oczy swoim wysmukłym kształtem i lekką konstrukcją. Ten widok i
świadomość, że są w Paryżu wystarczyło by mieli cudowny nastrój.
Następne dni to tempo
przemieszczania się w ciągłym biegu i pośpiechu, tym bardziej, że każdy posiłek
serwowano w innej restauracji i dzielnicy.
Mimo to Tamten Mąż Oli wyglądał cały czas na niespotykanie szczęśliwego , a już
pełną kulminacje szczęścia zobaczyła Ola w jego oczach na nocnym rejsie
statkiem po Sekwanie. Olę z kolei
najwięcej cieszyła możliwość powłóczenia się po Luwrze, lecz kiedy spędzając
całą grupę pod piramidę Koń Bretoński zarządził gromkim głosem “ za dwie
godziny zbiórka przy autokarze jedziemy na Montmartre na obiad” , a potem pięć
starszych pań dokleiło się do Oli Tamtego Męża, mówiąc “ ojej pan to na pewno wszędzie trafi”
Ola zainscenizowała bezruch, który pamiętała z filmów pt. Gonili go i uciekł,
scena gdy uciekający schyla się by zawiązać sznurowadło w bucie i udaje mu się zmylić pogoń. Tak też Ola zrobiła i bardzo zadowolona trzymając plan Luwru w
ręce przemieszczała się, już sama, po największym muzeum świata, niczym w zabawie
w podchody, zgodnie z kolorowymi liniami
na podłodze, wędrowała w kolejności po
starożytnym Egipcie, Bliskim Wschodzie, Grecji, Rzymie, aż dotarła do Mona Lizy
malowanej na drzewie topoli. Nie rozczarował
jej niewielki rozmiar obrazu /53cm. x 77 cm./, ani też kuloodporna szyba, Ola
stała wpatrując się urzeczona, ponieważ wcześniej widziała Mona Lizę jedynie na
obrazku z pudełka czekoladek, więc teraz patrzyła na oryginał, w oczy kobiety
sprzed wieków, szukając zagadki bytu i wszechświata, stała tam przeszło
godzinę, a wcześniejsze wędrowanie zajęło
jej przeszło sześć godzin, tak więc wiadomo
już autokaru z grupą na parkingu nie było. Kiedy wieczorem dotarła do hotelu,
poszła spać bez kolacji, Tamten Mąż wyraził zrozumienie. Spali słodko zmęczeni.
A potem już w drodze powrotnej rano na granicy niemiecko- polskiej ,
kiedy autokar po tankowaniu benzyny wycofywał się, a Ola poprawiała makijaż oka
patrząc w lusterko, zobaczyła obok swojej twarzy Tamtego Męża jak upada na ziemię,
trochę to wyglądało tak jakby go autobus przejechał po nogach, wezwano karetkę,
przyjechała szybko, polska. Tamten Mąż tracił przytomność, nie miał władzy w
nogach, " pani żona, proszę wsiadać" krzyknął Lekarz, pojechała więc
Ola wskakując do karetki za Tamtym Mężem,
aparat do pomiaru ciśnienia podłączony do Tamtego Męża wskazywał maksimum, Tamten Mąż
wymiotował, Ola bez torebki, bez dokumentów bez pieniędzy powtarzała jak mantrę
w kółko i w kółko " nie pasuje do mnie słowo wdowa, nie pasuje do mnie
słowo wdowa” , a autokar z biura podróży o już zdecydowanie niewdzięcznej
nazwie Słońce Paryża pojechał z ich podróżnym dobytkiem,
w tym reprodukcją Błękitnej sypialni Van Gogha do Miasta Oli, nie troszcząc się więcej o nic, bo przecież wszyscy śpieszyli się do domu, a Koń Bretoński musiał zakończyć wycieczkę o czasie ustalonym na wstępie.
w tym reprodukcją Błękitnej sypialni Van Gogha do Miasta Oli, nie troszcząc się więcej o nic, bo przecież wszyscy śpieszyli się do domu, a Koń Bretoński musiał zakończyć wycieczkę o czasie ustalonym na wstępie.
* * *
Oli 55 urodziny przypadały w piątek, postanowiła zrobić Wielką Babską
Imprezę, zaprosiła 14 swoich ukochanych koleżanko- przyjaciółek, siedem w swoim
wieku, siedem o +- 20 lat młodszych. Impreza nad wyraz się udała, popłynęło
morze alkoholu, a wszyscy mieli takie humory i chęć do rozmów polityczno-
historycznych, co już dawno nie bywało, impreza przesunęła się do białego
rana. Ola od Córki, która też bawiła się tego wieczora i nocy
świetnie, dostała w prezencie dwuosobową czterodniową majową
wycieczkę do Paryża, przy czym osobą towarzyszącą Oli miała być sama Córka Oli.
Och, ach jak Ola się cieszyła, wręcz skakała z radości.
Tą radość niestety
popsuła rano okrutna informacja potwierdzana co rusz telefonami wszystkich
uczestniczek, o katastrofie samolotu polskiego wiozącego delegację polską razem
z Prezydentem i jego żoną na obchody 70 rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96
osób, dramat smutek solidarność i żałoba całego kraju, żałoba teraz już
zdecydowanie najdłuższa w historii Polski...
Życie jednak toczy się dalej, a po każdej nocy dzień wstaje, więc Ola
wróciła do myśli o realizacji swojego planu, który miała co najmniej od roku
kiedy to uczestniczyła w spotkaniu hellingerowskim. Na
ustawieniu rodzinnym, na razie jedynym w którym brała udział zrozumiała,
że najważniejszy w relacji z rodzicami i przodkami jest szacunek, który z kolei
jest niemożliwym do istnienia przy utrzymywaniu tajemnic. Tajemnice najbardziej
ze wszystkiego w świecie psują relacje w rodzinie, zakłócają rzeczywistość , a
nawet tworzą nową i w tej sieci kłamstw, nierzeczywistych i niekonsekwentnych
działań i obrazów dojrzewa nieświadome niczego dziecko. Ola nie była jeszcze
gotowa na rozwikłanie tajemnicy jej rodu pokolenia wyżej, lecz miała świadomość, iż to że nigdy nie powiedziała Mamie " kocham cię", a i Mama nie
powiedziała tak do niej, odbiło się negatywnie na jej życiu. Ola nie
chciała tego samego dla swojej Córki, więc postanowiła dla uporządkowania
więzów rodzinnych zdradzić Córce cztery tajemnice , które miała.
Uważała, że Córka, która za dwa tygodnie skończy 30 lat jest w wieku, w którym
wszystko powinna ogarnąć i zrozumieć, a paryska restauracja nadaje się nad
wyraz do takich zwierzeń.
Niestety plan radosnego wyjazdu Matki i
Córki lekko zawiódł, gdyż przed samym wyjazdem chłopak Córki, co był
prawie narzeczonym rozstał się z nią i Córka miała chwilowo bolące i nadłamane
Serduszko. Ale cóż bilety kupione więc zgodnie z planem poleciały majowym lotem
frrrrr prosto nad dachy Paryża. Rozkład wycieczki był przez Córkę Oli ściśle
opracowany, bilety na różne imprezy taniej zakupione w internecie i potem
precyzyjnie odebrane we właściwych miejscach.
Zobaczyły więc to najważniejsze, posiedziały na Pond des
Arts, jeszcze zdążyły zanim zawalił się pod ciężarem 4,5 ton zakochanych
kłódek, zobaczyły oryginał Sypialni niebieskiej Van Gogha w Muzeum d,Orsay,
piły szampana na bulwarach Sekwany, spacerowały po Dzielnicy Żydowskiej,
słuchały agitacji związków zawodowych w niewiadomej sprawie na
Placu Rewolucji i zjadły wspólnie jedno z najpiękniejszych
śniadań, w parku obok Luwru, na dizajnerskim drewnianym zielonym leżaku składające się z humusu,
oliwek, sałaty, truskawek, bagietek i białego wina, gdzie Ola biegała po trawie, w czerwonej sukni z dużym dekoltem, z bagietką w dłoni, pozując do zwariowanych
zdjęć. Przeznaczyły też oczywiście calutki caluteńki dzień na chodzenie
po Luwrze. Zaś wieczorem, w restauracji, przy tacy serów
rozmaitych i butelce czerwonego wina Ola wypowiedziała swoje
tajemnice Córce. Oli było trudno, bardzo się gimnastykowała przy mówieniu i nie
wie Ola do dzisiaj jaki efekt zwierzenie przyniosło, lecz zaliczone odhaczone,
węzełki rozsupłane i ze strony Oli do Córki tylko proste jasne promyczki
dochodzą. Hi, hi tak Ola to swoim optymizmem odbiera.
A w pokoju hotelowym dużo Ola przez okno patrzyła i od tego patrzenia
wiersz do swego Przyszłego Męża sms-em wysłała, a On zaraz też wierszem i
sms-em odpisał.
Wiersz o Paryżu
Napisała Ola /wysłany sms-em do Przyszłego
Męża z Paryża, maj 2010 roku/
Przez nasze okno w Paryżu
Widać kawałek wody w Sekwanie
I doniczkowy ogród różany
I biegnącego pana,
A zaraz za nim pana z dwoma pieskami
I światło co jest zawsze zielone
I uśmiechniętego wróbelka
Paryska Poetka
napisał; Przyszły Mąż Oli / wysłany sms-em do
Oli z Miasta Oli maj, 2010 roku/
poetko paryska
pogodna radością
przymorskiej plaży
kochanek twój choć
nie co zagnany o tobie
wieczorem marzy I w sercu
swym bicie twego słyszy a w
uszach miły szept
słodszy od
świątecznych słodyczy