wtorek, 29 stycznia 2019

OPOWIEŚĆ Z NOWEGO FOTELA OLI O ZIMOWYCH WAKACJACH, RÓŻOWYM AUTOBUSIE, ZBRODNI I CZARODZIEJSKIEJ RÓŻDŻCE


OPOWIEŚĆ Z NOWEGO FOTELA OLI O ZIMOWYCH WAKACJACH, RÓŻOWYM AUTOBUSIE, ZBRODNI I CZARODZIEJSKIEJ RÓŻDŻCE

Czas akcji;  styczeń 2019 roku

Miejsce akcji; Szklarska Poręba Górna- Jakuszyce 

„Oddajcie mi Brangien, mą drogą służebnice! Czyż ona nie była mą drogą towarzyszką, słodką, wierną, wdzięczną, jedyną przyjaciółką?/…/ Stanąwszy przed Izoldą, Brangien uklękła, ale królowa też upadła przed nią na kolana i obie tuląc się wzajem w uścisku, długo szlochały…” Dzieje Tristana i Izoldy.

Kiedy Ola została pierwszy raz nazwana przez Alicję „ulubioną służącą” odnalazła się w tej postaci z satysfakcją i zrozumieniem. Przypomniała jej się rola służącej w dramacie Iwaszkiewicza „Kochankowie z Werony”, którą miała grać na własnym balkonie w reżyserii Bogdana i postać Brangien z ukochanej historii Tristana i Izoldy. Taaak chyba Ola pod byciem babcią rozumiała postać  wymieszaną ze średniowiecznej sługi, Anioła Stróża, przyjaciółki, błazna, towarzysza zabaw i nauczyciela i taką właśnie chciała być.


Zima tego roku była wyjątkowo śnieżna, choć niezbyt mroźna. Wszędzie śniegu nasypało, dookoła biało, biało, biało. Zasypało wioski, lasy, pola, rzeki, góry. Najwięcej jednak zasypało Karkonosze, w tym Szklarską Porębę z  północnymi stokami Gór Izerskich i Wysokim Kamieniem. Tam pokrywa śnieżna wynosiła ponad dwa metry.




Sobotnim popołudniem Alicja przyjechała pociągiem na swoje pierwsze prawdziwe szkolne, zimowe wakacje. Wysiadła na klimatycznej stacji kolejowej Szklarskiej Poręby Górnej, wciągnęła w płuca mroźne czyściutkie prawie alpejskie powietrze, objęła wzrokiem ośnieżone góry, wielkie zwisające ze skał sople lodu, zwały śniegu odgarniętego z peronu i z uśmiechem na ustach poczuła radość w sercu ze swojej samodzielności . Za Alicją z pociągu wykarapućkała się także uśmiechnięta Ola, objuczona wielką walizą w kwiaty, mniejszą walizeczką różową przetoczoną przez ramię i torebką desiguala, z wielkim plecakiem na plecach, nartami i kijkami w ręce i jeszcze torebką z kaskiem dla Alicji, który nie zmieścił się do żadnego wymienionego wcześniej pakunku. I tak we dwie rozpoczęły swoją zimową przygodę, Alicja jako Królewna, a Ola jako Brangien. 





Codziennie Ola przygotowywała dla Alicji kanapki, czekoladę Milkę, do picia czystą wodę, skarpetki i dwie pary rękawiczek na zmianę, ocieplacze w torebeczkach, narty, kijki, ubierała Alicji spodnie puchowe, buty narciarskie, kurtkę, zapinała skomplikowane zamki i zaczepy, naciągała na głowę czapkę, na szyję komin szalika, kupowała bilety i już mknęły przedzierającą się przez tunele śnieżne Kolejką Izerską, najbardziej malowniczą kolejką w Europie, przez okna której niczym przez kopuły sufitu pociągu transkanadyjskiego widać było panoramicznie śnieżno-biały krajobraz, tajemnicze zakola, górskie urwiska, lasy skrzące się tysiącem barw  na podobieństwo świtu zimowej kanadyjskiej tajgi…



SPRAWOZDANIE Z POBYTU ALI NA POLANIE JAKUSZYCKIEJ

Alicja lubi jeździć na nartach nawet jak pada śnieg i jest mgła, nawet jak wiatr mocno zawiewa i tnie prosto w twarz ogromnymi zimnymi płatkami. Alicji prawie nigdy nie jest zimno, nie chce jej się siusiu, lecz musi często jeść, co godzinę, wtedy siada na śniegu i pałaszuje przygotowane przez Olę kanapki z szynką przegryzając  dwoma kostkami czekolady.  Alicja dostała narty, buty i kijki na Gwiazdkę. Kiedy już naprawdę polubiła jeżdżenie i nabyła wprawy, kiedy oswoiła się z zimowym klimatem, nadała swojemu sprzętowi imiona; nartom- prawej Popi, lewej Mruczek, kijkom- prawemu Róża, lewemu Ziewek, butom- prawemu Marta, lewemu Jajecznica. Jeśliby wystawić cenzurkę za dobre zachowanie najwyższą dostałyby buty. Nie przemakały, nie cisnęły, nie rozmawiały i nie rozsznurowywały się sznurowadła. Kijki trochę mniej grzeczne. Alicja musiała je poganiać, one wypadały nieraz z rąk, choć tak naprawdę to Ala je wypuszczała. Miały pracę najcięższą, ponieważ musiały odśnieżać świerki z zamarzniętego śniegu. Ziewka najbardziej się starała, z dziesięć roślin odśnieżyła, czyszcząc je ze śniegu ratowała
im życie. Właściwie tylko dla jednego świerku było za późno ponieważ złamał się wcześniej. Różyczka też się starała, choć robiła trochę psikusów i nie do końca przykładała się do pracy. Gorzej sprawiały się narty; Popi chciała nawet Alicję wykończyć, Alicja krzyczała na nią parę razy, ale ona nie słuchała, raz po raz wychodziła z rowków. Z kolei Mruczek był bardziej zdyscyplinowany, rzadko wyskakiwał z rowków. Od tej długiej wycieczki w kierunku schroniska Orle włosy Alicji pokryły się zlodowaciałym śniegiem.  Jedna pani co zagadała się z Alicją nazwała ją Dziewczynką z kosmiczną fryzurą, chyba była nauczycielką, ponieważ powiedziała, że też ma szkolne wakacje. A instruktor narciarski Paweł dostał od Alicji tytuł najlepszego trenera.


 *  *   *

Wieczorem po oglądnięciu bajek w ABC, kąpieli pod prysznicem, jednej rozgrywce w Małego Farmera i paru partiach kółka i krzyżyk, drapały się po plecach odliczając do pięćdziesięciu, a na koniec przed zaśnięciem następował czas historyjek;

WIECZÓR PIERWSZY;

Zmęczone długa podróżą, ekscytacją, podnieceniem perspektywą paru dni wspólnych wakacji, położyły się do swoich łóżek. Po dłuższej chwili ciszy Alicja usiadła w łóżku i zupełnie zdecydowanym głosem powiedziała; „nie usnę sama”. Złączyły więc łóżka przesuwając je do siebie, będąc blisko chwyciły się za ręce i tak przytulone usnęły pierwszym górskim, słodkim snem. 
Wieczór drugi
Na drugi dzień pobytu w górach Ola dowiedziała się, że dziki kot o zwinności pumy wskoczył na scenę, gdy Prezydent Gdańska puszczał do nieba światełko, razem z milionami Polaków i wbił w serce Prezydenta złowrogo i podstępnie ostry nóż. Kawałek tego noża utkwiło także w sercu Oli, dlatego historyjka, którą opowiadała Ola wnuczce brzmiała lekko nostalgicznie chociaż w założeniu była to historyjka wesoła, a oto historyjka;


Prezydent Miasta Oli wydał obwieszczenie - w powietrzu, nie za wysoko, nad miastem będą latały różowe autobusy pomalowane w czerwone kwiaty. Autobusy do przewożenia dzieci z domu rodziców do domu dziadka lub babci. Każde dziecko będzie mogło wybrać się na przejażdżkę, wystarczy tylko zarezerwować miejsce, dostać darmowy różowy bilet i już można polecieć pod wskazany adres pod opieką załogi autobusu. Alicja najpierw dowiedziała się, że w domu Dziadka i Babci z wielkiego czarnego jajka od Czarnej Kury wykluł się diabełek o imieniu Popiołek, a potem zaraz , że może pojechać do nich latającym autobusem. Więc dokładnie w swoje półurodziny, kiedy skończyła pięć i pół roku , w cudny słoneczny październikowy, kolorowy barwami jesieni dzień, Alicja odbyła swoją pierwszą podróż latającym autobusem. Ruszyła z przystanku na samym Starym Żegrzu. Ubrała się w podroż jak lubi, w różową szyfonową spódniczkę z falbankami i różowy sweterek z podobizną Jednorożca na piersiach. Kiedy weszła do środka pojazdu  podała swój różowy bilet pulchnemu ciemnoskóremu konduktorowi, który miał na sobie czerwony puchowy strój Gwiazdora, a na głowie  wielką też czerwoną, puchową czapkę z pomponem. Konduktor  uśmiechając się najsympatyczniejszym uśmiechem  na świecie przedziurkował bilet i wskazał Alicji wygodny fotel zaraz przy oknie, z którego już za chwilę roztoczył się przepiękny widok na Poznań. Wystartowali i przemieszczali się w kierunku zachodnim. Alicja pilnie obserwowała wszystko co przepływało niczym chmury na niebie pod nią. Najpierw widziała znajomą Maltę z jeziorem i kolejką do ZOO, Rondo Śródka, Katedrę, Ostrów Tumski, rzekę Wartę, a później drugi brzeg Warty, Ratusz z Koziołkami, Park Sołacki, Rusałkę i Osiedle Greckie. Autobus wylądował przy samym wejściu na ulicy Arystofanesa. Alicja  wyskoczyła z autobusu szczęśliwa, pomachała ręką  konduktorowi oraz kierowcy i weszła do domu rozglądając się od razu za Popiołkiem. Był, siedział razem z Gufi białą westką  w  legowisku i bawił się jej ogonem przywiązując do niego kolorową kokardkę z pudełkiem na końcu. A nad nimi fruwała  czarodziejska  kura śpiewając przepiękną arię operową. Alicja przykucnęła przy nich, przedstawiła się Popiołkowi. Od razu się polubili. Popiołek chciał bawić się w rozrzucacie mąki i popiołu z kominka, lecz kiedy zrozumiał, że Alicja jest dziewczynką, która nie potrafi być niegrzeczna zaprosił ją na spacer do pobliskiego Eco- Parku. Babcia zgodziła się na ich osiedlową wycieczkę. Kiedy doszli nad staw Popiołek tajemniczo  powiedział "wiesz Alicjo w stawie mieszka mój przyjaciel złoty, pięciokilogramowy karp, on spełnia  życzenia jeśli tylko wypowie się je w określony sposób. Jak chcesz przywołam go i on spełni  każde twoje życzenie" ... i tu Ola przerwała opowieść, bo nie potrafiła wymyślić jakie to życzenie mogłaby wypowiedzieć Alicja.
Wieczór trzeci - Życzenie Alicji
Ponieważ Ola nie miała pojęcia o spełnieniu jakiego życzenia może marzyć pięcio i pół letnia dziewczynka, następnego wieczoru Ola zapytała  "Powiedz mi proszę Alicjo, ponieważ jestem bardzo ciekawa, jakie byś wypowiedziała życzenie gdybyś wiedziała, że może się spełnić" . Alicja zamyśliła się mocno i głęboko, a po chwili spojrzała na Olę wzrokiem pełnym łez " chciałabym dostać Czarodziejską Różdżkę, która ochroniłaby mnie i moich bliskich od ognia". Oli przeszedł dreszcz po plecach, prawie zaniemówiła. Pamiętała wyraźnie o pięciu niedawno tragicznie zmarłych  od ognia dziewczynkach. Taak, polski styczeń tego roku obfitował w dramatyczne wydarzenia. Chcąc odmienić nastrój obezwładniający smutkiem i lękiem Ola szybko kontynuowała opowieść z poprzedniego wieczoru; Alicja z opowiadania odpowiedziała Popiołkowi " więc Popiołku, od Złotego Karpia chcę mieć Czarodziejską Różdżkę, która dawałaby mi odwagę by obronić wszystkich wkoło od niebezpieczeństw zagrażających życiu" . I tak się stało. Najpierw Popiołek wywołał przyjaciela trzykrotnym okrzykiem "Złoty Karpiu przybądź" po czym woda w stawie wzburzyła się, spieniła, a Złoty Karp wypłynął na powierzchnie, przywitał się serdecznie z diabełkiem i dziewczynką, wysłuchał życzenia, które Alicja wypowiedziała ze specjalną intonacją jak nauczył ją Popiołek / chodziło o uzyskanie rytmu słów jak kiedyś przemawiał towarzysz pierwszy sekretarz Władysław Gomułka/. Po słowach zaklęcia Złoty Karp zniknął na chwile ponieważ zanurkował do samego dna stawu, a kiedy wypłynął trzymał w pyszczku dwadzieścia Czarodziejskich Różdżek. Wyrzucił różdżki z pyska na brzeg i powiedział; "Weź jedną Alicjo i już nigdy nie będziesz się musiała niczego bać, a resztę różdżek rozdajcie dzieciom na Osiedlu, niech to będzie Osiedle najodważniejszych dzieci na całym świecie". Po czym Złoty Karp uśmiechnął się, pokiwał płetwą i zanurkował pod wodę. Zrobili jak radził karp, Alicja zatrzymała jedną różdżkę z którą nie rozstawała się nigdy, a pozostałe 19 rozdali z Popiołkiem jeszcze tego samego dnia dzieciom, które wychodziły po skończonych lekcjach z pobliskiej szkoły.

Wieczór czwarty;
Czwartego wieczoru Alicja zapytała; "Babciu a czy ty też byś wypowiedziała życzenie o różdżkę dla odwagi". " O nie Alicjo ja jestem odważna od zawsze" odpowiedziała Ola i dla potwierdzenia tych słów opowiedziała następującą historię; Jak już wiecie Ola nie chodziła ani do żłobka, ani do przedszkola, kiedy miała siedem lat poszła do
szkoły, a Mama Oli w tym samym czasie rozpoczęła pracę w Metalplaście. Przez najbliższe 20 lat codziennie w swojej nienagannej blond fryzurze, z perfekcyjnym makijażem, przyczernionymi henną brwiami i rzęsami, na wysokich szpilkach Mama Oli wzorowo wystukiwała  na maszynie do pisania zamówienia do producenta o dostarczenie okuć budowlanych i klamek różnorakich w ściśle
określonych ilościach. Za wzorową pracę otrzymywała wiele razy tytuł "pracownika roku". Jednak rano, jeszcze przed świtem  nim doszła do swojego biura Mama Oli musiała wykonać szereg czynności z których najważniejszą było, szczególnie zimową porą, palenie w dwóch wielkich piecach kaflowych. Trzeba koniecznie zaznaczyć, iż Mama Oli uwielbiała ciepło, w lecie obsesyjnie opalała się na słońcu, a zimą nawet tą najsroższą, temperatura w domu musiała osiągnąć około 28 stopni. Utrzymanie wysokiej temperatury wspomagały szczelnie zasłonięte ciężkimi zasłonami okna, których Mama Oli nigdy nie pozwalała otwierać.  Każdego dnia, na długo przed wschodem słońca, zimową porą, aby zapewnić przyjemne ciepełko Mama Oli rozpoczynała rytuał palenia, a technikę optymalnego wytworzenia wysokiej temperatury w minimalnym czasie i przy zużyciu minimum materiałów  opanowała do perfekcji.  Przynosiła do pokoju; dwa wiadra- jedno z niedużymi, kształtnymi, błyszczącymi bryłami czarnego węgla, drugie na popiół, a na rozpałkę przygotowywała  pęczek drewnianych szczapek zakupionych w pobliskim warzywniaku i miękką  gazetę codzienną. Najpierw wyciągała szufelką popiół, następnie do czystego już pieca wkładała zwinięte w kulki kawałki papieru, na papierze układała stosik z drewna i od razu wkładała pierwsze węgle. Podpalała gazetę zapałką. Tak zapalony opał rozpalał się szybko i chętnie.  Teraz trzeba było odczekać by węgiel  przestał się palić niebieskim płomieniem. Kolor niebieski oznaczał, iż wytwarzał się dwutlenek węgla, tzw. czad, cichy morderca, więc górne drzwiczki można było zamknąć dopiero, gdy ogień stawał się jasno żółty. Kiedy zaś węgiel przeistaczał się w żarzące na biało bryłki można było  dolne drzwiczki pieca przymknąć zostawiając niewielką szczelinę na dopływ powietrza. Ostatni etap, zamknięcia szczelnie i w sposób całkowity dolnych drzwiczek następował po przemianie białego żaru w czerwony. Działo się to dopiero po dłuższym czasie, po wyjściu Mamy Oli do pracy, więc to zadanie spoczywało na Oli. Ola w odpowiednim czasie spełniała swój obowiązek z radością. Wiedziała, że żar podgrzewał piec i trzymał ciepło, więc dzięki temu mogła się po powrocie ze szkoły przytulić do ciepłych kafelek, co bardzo lubiła.


 Tamtego zimowego ranka roku 1963 Olę obudził ostry dym roznoszący się po całym mieszkaniu. Ola kaszląc usiadła w łóżku, szybko oceniła sytuację, Mama musiała zapomnieć zamknąć górne drzwiczki pieca, z którego na drewniany parkiet wypadły rozżarzone węgle. Podłoga przy piecu nie była w żaden sposób zabezpieczona, więc węgielki spadły bezpośrednio na zapastowane drewno, które zaczęło się palić. Ola wyskoczyła z łóżka, szybciutko pobiegła do kuchni, nalała do kubka wody, przybiegła do pokoju, zalała wodą  źródło ognia, te czynność powtórzyła parokrotnie. Woda z zetknięciem z ogniem miło syczała, a płomień pod naporem cieczy wygasał. Przez ściereczkę Ola zamknęła górne i dolne drzwiczki od pieca  i kiedy upewniła się , że już nie ma żadnego niebezpieczeństwa poszła zawiadomić sąsiadkę z prawej, gdyż wiedziała, że tylko ona na piętrze nie pracuje i na pewno o tej godzinie jest w domu.  Wieść, że Ola uratowała kamienicę na Żupańskiego 21 przed pożarem rozeszła się lotem błyskawicy. Ola stała się bohaterką, była w centrum zainteresowania co uwielbiała. Przygoda zakończyła się w sumie dobrze, czy rodzice Olę pochwalili, tego nikt nie pamięta, ale na pewno przybili przed piecami duży kwadrat blachy, co uniemożliwiło powtórkę niefortunnego zdarzenia. 

Wieczór piąty
W „zieloną noc” czyli ostatnią noc wakacji, przed snem Alicja spojrzała na Olę tajemniczym wzrokiem, puściła do niej oko i powiedziała; „Dzisiaj nadszedł czas bym tobie zdradziła moją największa tajemnice o której nikt, zupełnie nikt na świecie nie wie. Ola położyła się twarzą do twarzy Alicji i zaczęła słuchać z wielką ciekawością. Opowieść Alicji; Każdego wieczora, kiedy zamykam oczy przychodzi do mnie grono malutkich, sympatycznych, dobrych duszków, siedmiu chłopców i siedem dziewczynek. Tworzą wokół mnie  krąg i ja im opowiadam historyjki, właściwie to jest jedna i ta sam historyjka, która co noc powtarzam. Historyjka o młodej staruszce, która popłynęła na niewidzialną wyspę, gdzie mieszkała zaklęta krowa, która niczym kogut swoim pianiem budziła słońce. Dobre duszki zawsze słuchają mojej opowieści z rozdziawionymi buźkami. Ale, ale duszki to nie wszyscy słuchacze, z nimi jest jeszcze duża sfora piesków i bardzo dużo kotków. Kotków z nocy na noc jest jeszcze więcej, bo ciągle rodzą się nowe. Na przykład dzisiaj urodziło się pięć kociaków czarno- białych. Bardzo do siebie podobnych niczym jednojajowe pięcioraczki – oznajmiła Alicja krztusząc się przy tym ze śmiechu. Ola domyśliła się, że opowieść Alicji została na bieżąco wymyślona, ale któż to wie. Jedno jest pewne wspólne pierwsze szkolne wakacje we dwie były bardzo udane i dały obydwóm wielka radochę i dużą pewność siebie, ogólnie, a we wzajemnych stosunkach w szczególności.
Ps do całości;
Ps.1 Ola oczywiście opowiedziała tę historię także wnukowi, który z podziwem w oczach wykrzyknął „Babciu, babciu to ty jesteś dzielniejsza niż Strażak Sam”, co było jednym z milszych komplementów jakie Ola w życiu usłyszała. 
Ps. 2 Lecz tak naprawdę Jurkowi, który jest tylko troszkę młodszy od Alicji jest bardzo przykro, że nie ma go w tej opowieści, więc na koniec, żeby choć trochę Jurek tu zaistniał zamieszczam jego zdjęcie z Walentynkowym bukietem dla wszystkich pań i panów także.
Ps. 3 podobno rząd Polski ma wprowadzić zakaz palenia w piecach węglem, choć są w tej sprawie różne opcje, więc opowieść o paleniu w piecu będzie zdecydowanie dla obecnych dzieci prehistoryczna
Ps. 4 no i pamiętajcie zainstalować w domu czujnik czadu i ognia, oczywiście teraz, bo w tamtych czasach czujników takich jak i wielu innych rzeczy po prostu nie było.


































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz