czwartek, 18 sierpnia 2016

DWA POŻARY, SPORTY, PIWNICA I DOTYK SKRZYDŁA CZARNEGO ANIOŁA

Dwa pożary, Sporty, piwnica i dotyk skrzydła Czarnego Anioła
Napisano 17 sierpnia 2016 roku Kamińsko - Floryda
Akcja;  Miasto Oli 1962 - 1965 rok

   Jak już pisałam z dniem 1 września 1962 roku skończył się dla Oli okres nudy, dostała klucz od domu na szyje, fartuszek z białym kołnierzykiem, NRD- owski piórnik z gumką i linijką, tekturowy tornister, worek z kapciami i  poszła do  szkoły. To był cudowny okres w życiu Oli, nie wierzyła własnym oczom, w szkole było morze dzieci i wszystkie chciały się z nią bawić, wszystkie chętnie słuchały jej historyjek, a do tego Ola rozpoczynając pierwszą klasę potrafiła  biegle czytać ze zrozumieniem, pisać prawą i lewą ręką, a nawet obiema naraz, znała tabliczkę mnożenia i ułamki, tak więc mogła spokojnie cały czas oddawać się realizacji swoich szalonych pomysłów.
*   *   *
   Taki oto obraz Oli siedmioletniej, w drodze powrotnej ze szkoły, przedstawiam Wam teraz. Pulchniutka dziewczynka, z długą grzywką, krzywo zapiętym satynowym fartuszkiem, jeden bok dłuższy, drugi krótszy, kołnierzyk wymięty, upaprany atramentem, w podartych na kolanach rajstopach i poranionych zadrapaniami nogach, idzie lekko podskakując - uffff prawdziwy ekscentryczny zodiakalny baranek. Podobno mały Salvatore Dali był ekscentryczny i mając siedem lat sam sobie wyrzeźbił guziki do mundurka szkolnego, ale Ola, wtedy i także długo potem,  biła go ekscentrycznością na głowę, do każdego guzika fartuszka doczepiała worek na papcie co najmniej  sześciu  uczniów i tak przyozdobiona uderzając worki nogą, kolanem, a nawet udem maszerowała szczęśliwa opowiadając dzieciakom od worków  i innym tłumnie za nią maszerującym różniaste historyjki , o tym jak rodzice  adoptowali parę bliźniaków i jak ma w domu tresowanego misia, który mieszka w szafie i śpi na garniturach Taty, no i oczywiście małpkę o której Ola marzyła bez przerwy, ojej tych historyjek było bez liku.  Im większe audytorium tym historyjki barwniejsze.
*   *   *
   W pierwszych dniach pełnej wolności , swobody poruszania się po dowolnych przestrzeniach, bez nadzoru, Ola rozpoczęła poznawanie świata; najpierw od podwórka, ulicy, ulic sąsiednich i dość szybko nawet  całego miasta, tak więc  Ola poznała własne podwórko, wejście do kamienicy od podwórka, czwarte piętro tego wejścia, pralnie z pralką za którą starsze dziewczyny trzymały papierosy, które tam pod pralnią paliły. Ola śmierdzącymi, mocnymi jak sto diabłów,  papierosami marki Sport, podkradanymi ojcu, przekupywała starsze koleżanki, które pozwalały jej palić razem z nimi i słuchać opowiadanych przez nich świńskich czyli sprośnych  dowcipów, których Ola nic a nic nie rozumiała, ale śmiała się z nich do rozpuku.
Kiedyś całą pralniową paczkę zaprosiła do siebie do domu, po czym pół wildeckich podwórek grało koralami Mamy Oli , której kolekcja czeskiej sztucznej biżuterii zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Chyba było tak, że Oli Tata wdrożył śledztwo i część biżuterii została odzyskana, ale to już są fakty domyślne.
Któregoś dnia życzliwa sąsiadka z kamienicy od podwórka zadenuncjowała Rodzicom Oli, że ich siedmioletnia latorośl pali w pralni papierosy. Rodzice posadzili Olę w kuchni przy dużym stole, Tato w oparach śmierdzącego  dymu papierosowego, bez specjalnego przekonania, tłumaczył Oli o szkodliwości palenia, potem kazali Oli przysiąc, że już aż do pełnoletności nie będzie palić i dla przypieczętowania przysięgi miała wypalić ostatniego papierosa razem z Rodzicami, Tato poczęstował ją Sportem, Ola powiedziała, że woli swoje i pobiegła do meblościanki wyciągając ze skrytki paczkę papierosów Damskich z tekturowymi ustnikami i zapaliła swojego papierosa wydmuchując śmieszne kółka z dymu i nic się przy tym nie krztusząc. Rodzice byli uspokojeni, a scena powyższa stanowiła na lata anegdotę rodzinną.

*   *   *
Firma Taty Oli oprócz mieszkań wybudowała też na podwórku obok dwupoziomową piwnicę, która była przynależna do mieszkania Oli Rodziców. Ola dość szybko zorientowała się, że Mama zostawiała otwarte małe okienko. Jak Ola to robiła do dziś nie wiadomo, ale wchodziła po ścianie niczym Człowiek Pająk, przeciskała się przez małe okienko i otwierała od środka piwnicę. Po czym zapraszała dzieciaki z całej ulicy, które  bawiły się w piwnicy w przedstawienia, przebierały się w szpilki Mamy Oli i inne jej ubrania odłożone do piwnicy jako niepotrzebne. Biegały potem w tych dziwnych dorosłych strojach i było z tego dużo śmiechu.
Ola też potrafiła podnieść wielką drewnianą klapę i zejść jeszcze niżej, w podziemną ciemną i tajemniczą część piwnicy. Na zrobionej z desek półce stawiała zapalone  świeczki, wybrała się do jednego sklepu, w odległej dzielnicy, z gospodarstwem  domowym i tam zakupiła za otrzymywaną od Taty tygodniówkę, biało- czarnego porcelanowego Buddę, którego też postawiła na półce, przyrządziła miksturę z proszku do pieczenia, utartych i zagotowanych lekarstw, surowego ziemniaka, och, ech świństwo obrzydliwe i zaprosiła Elę,Alę i Ulę, dziewczynki, z którymi najbliżej była zaprzyjaźniona w klasie, na przysięgę z piciem mikstury, z przecinaniem palca żyletką i przysięgą na Buddę. Nie miała pomysłu co dalej więc postanowiła zaprosić gościa - Rysia z klasy, co jej kałamarz, a potem wieczne pióro zawsze świeżym atramentem uzupełniał.
*   *   *
   Ola uczęszczała do szkoły podstawowej nr 6 im. szewca Jana Kilińskiego, w samym oku cyklonu biednej robotniczej dzielnicy Wilda, której Ola była ostatnim absolwentem, gdyż po zakończeniu Oli ósmej klasy szkoła została przemianowana dla dzieci specjalnej troski. Oprócz paru w miarę dobrze wychowanych dzieci, które raczej były wyjątkami, do klasy Oli chodziło; trzech braci Kaczmarków , w różnym wieku, z których jeden ciągle okradał sekretariat szkoły, a Milicja była u nich stałym gościem, siostra Kaczmarków w szóstej podstawowej zaszła w ciąże i Ola z koleżankami z ogromną ciekawością podglądały ją przez okno , a raczej jej brzuszek, do klasy Oli chodziła też  Mariola z długim rudym warkoczem, która po lekcjach ubierała czarne siatkowe pończochy i w bramie za dwa złote dawała się dotykać różnym starszym obleśnym panom, do klasy Oli chodził też Rysiu N. 
   Rysiu N. rodzice nieznani, babcia znana, miała stragan z warzywami na Rynku Wildeckim. Rysiu pomagał babci, ale głównie chuliganił, strzelał  z procy  do lamp ulicznych, gonił z cyrklem nauczyciela, miał dziwną twarz taką jakby przekrzywioną, mocno niesymetryczną, kupował papierosy Sporty na sztuki, nieraz częstował Olę, palili w ukryciu za kioskiem Ruchu, chyba lubili się z Rysiem, choć on zdecydowanie nie był sympatyczną osobą, lecz dla Oli każde dziecko, które choć trochę się nią interesowało było po latach samotności wielką atrakcją, a poza tym j.w. uzupełniał sprzęt pisarskiOli atramentem.   
*   *   *
Więc przyszedł zaproszony na pierwszy poziom podziemny piwnicy. Podnosiło się ciężką drewnianą klapę i potem w dół po drewnianej wygodnej schodo- drabinie. Jejku już nikt nie pamięta szczegółów, fakt jest taki, że zaczęli się bawić podpalając od świeczki fafoły, które wychodziły z materacy z łóżeczka dziecięcego Oli, bardzo efektownie fafoły paliły się niby miniaturowe sztuczne ognie. Potem wszyscy wyszli z piwnicy, a potem to już jak Mama Oli w swoich wysokich jak wieża Ejfla szpilkach wracała z pracy, to tabun dzieciaków biegł za nią i krzyczał, że w jej piwnicy jest pożar i strażacy wyważyli drzwi i wyciągnęli bosakami dwa żarzące się materace i one się dymią jeszcze na podwórku.
Tak właśnie było i potem Ola miała zakaz wstępu do piwnicy i zakaz wychodzenia z domu w ogóle.
*   *   *
    Minął jakiś czas, dzwonek do drzwi , otworzyła Mama Oli, w  drzwiach stał Rysiu N. " w pożarze w piwnicy miałem kurtkę, która spłonęła , chcę za nią 500 zł." Zażądał nieznoszącym sprzeciwu tonem, zupełnie nie przystającym do dziewięcioletniego chuderlawego chłopca. Ale Mama Oli była też pewną siebie osobą, zignorowała go całkowicie, a ponieważ znała jego babcię u której często kupowała warzywa na rynku, powiedziała " przyjdź z babcią to porozmawiamy". 
Oj, oj co to będzie, co to będzie  Rysiu N. opuścił próg drzwi ze stężałą złością twarzą, bardzo, bardzo zły, a nawet wściekły.
*   *   *
   Ola dziewięcioletnia jeszcze chodziła na religie, na samym  szczycie wieży kościoła na Rynku Wildeckim była salka katechetyczna. Zajęcia z religii prowadził ksiądz Cz., był bosko przystojny / wszystkie mamy się w nim kochały/, a jego kultowy tekst brzmiał "mówią wam w szkole, że człowiek pochodzi od małpy, jak tak myślą niech sobie oni od małpy pochodzą, my pochodzimy od Boga to chyba dużo ładniejsze". 
   I nagle z impetem, tak zwane wielkie wejście, z którego Ula była znana, wpadła do salki razem z dezorientowanym foksterierem szorstkowłosym psiakiem Oli , " proszę księdza, proszę księdza, a u Oli w domu jest pożar". Ola więc na nic nie czekając pobiegła pędem  za Ulą do domu trzymając pieska na pasku od fartuszka, nie miała pojęcia co to znaczy, że dom się pali. Już od narożnika ulicy Przemysłowej zobaczyła, że to coś innego niż dwa dymiące materace w piwnicy, tu były trzy !!!  wozy strażackie, jeden milicyjny, tłum ludzi, drabina sięgająca do trzeciego piętra, a na niej strażak sikający wodą z sikawki. Ola pobiegła szybko po schodach, w mieszkaniu wszędzie spalenizna, woda, czarne ściany, nie ma meblościanki Kowalskich w części z zabawkami Oli, nie ma jednej szafy w drugim pokoju w części z ubraniami Oli. Oficer Milicji rozmawia z Rodzicami Oli " byliście państwo ubezpieczeni" " nie " odpowiadają. Ola słyszy jak Oficer mówi do kolegi " to ja już nic nie rozumiem". Trochę też Milicjanci się dziwili, gdy na pytanie jak podpalacz dostał się do mieszkania, usłyszeli, że zwyczajowo klucz był pod wycieraczką / bo Ola bardzo klucze gubiła/  a za wizytówką na drzwiach wkładano kartkę " klucz jest pod wycieraczką ".
   A ja z kolei nic na to nie poradzę, że pierwszą myślą Oli kiedy rozglądała się po pobojowisku było " o rany jak fajnie spaliły się te trzy sukienki od Babci" . Sukienki były  butelkowego koloru z kuponu wełny, którego nikt z męskiej części rodziny nie chciał na garnitur, kupiony okazyjnie przez Babcię Oli, uszyte przez sąsiadkę Babci w stylu sukienek  Ani z Zielonego Wzgórza przed czasem gdy dostała od Mateusza prawdziwą sukienkę z bufkami. Potem nim mieszkanie się wyremontowało przy pomocy ludzi dobrej woli Ola mieszkała u Dorotki córki przyszywanej Cioci Danusi i opowiadała Dorotce co wieczór straszne historie o duchach od których Dorotka nie spała te wszystkie dni mieszkania z Olą. Ola też ze zbiórki od ludzi dostała masę pięknych sukienek i ocelotowy płaszczyk, w którym wyglądała trochę grubawo.
*   *   *
   Po paru tygodniach przyszło do domu Oli wezwanie na Olę na wildecką komendę milicji jako podejrzaną o podpalenie. Ola poszła z Tatą. Miły Milicjant zapytał czy może paliła papierosy, Ola z kamienną twarzą powiedziała, że nie i to było Oli pierwsze prawdziwe kłamstwo i to urzędnikowi państwowemu, a trzeba dodać, że absolutnie bez żadnych wyrzutów sumienia.
Po jakimś czasie przyszedł pocztą następny dokument, iż śledztwo w sprawie podpalenia zostało przeciwko Oli umorzone z braku dowodów winy, dokument ten długie lata przechowywano w archiwum rodzinnym.
Zaś tajemnica kto był sprawcą podpalenia do dziś pozostaje nie wyjaśniona, tak jak zabójstwo Johna Kennediego i śmierć Marilyn Monroe, chociaż Ola wychowana przez mistrza Conan Doyla i Edgara Allana Poego ma we wszystkich trzech przypadkach swoje pewniaki.
*   *   *
   A Rysiu N. po paru miesiącach od tych wydarzeń  bawił się z kolegą w skoki  po krze na zamarzniętej Warcie. Nieszczęśliwie poślizgnął się , wpadł do wody topiąc się całkowicie i nieodwołalnie.
   Ola często myślała o tej sytuacji, choć pod powiekami miała zamiast Rysia skaczącą po krze bez dublerki Lilian Gish w Męczennicy Miłości z 1920r.  pewnie dlatego, że Ola miała zawsze bzika na punkcie hepiendów, a historia Lilian Gish w przeciwieństwie do historii Rysia N. skończyła się bardzo dobrze.
   Ola jadąc ze śmiejącą się i rozgadaną  klasą i staruszką wychowawczynią na pogrzeb Rysia N. na Cmentarz Junikowski, w tramwaju , poczuła drugi dotyk skrzydła Czarnego Anioła.
*   *   *
   
A pierwszy  poczuła, kiedy miała jakieś pięć lat.  Któregoś dnia rano Tato Oli wszedł do domu, kucnął, chwycił Olę  za ramiona i  powiedział " teraz zejdziemy na dół, na ulicy stoi taksówka, a w niej Ciocia Zula,siostra mojej mamy,  nigdy jej nie widziałaś i już nigdy więcej jej nie zobaczysz, tylko ten jeden raz- teraz, Ciocia jedzie do szpitala, żeby tam umrzeć, proszę pożegnaj się z Ciocią serdecznie". Tato wziął Olę za rękę i poszli na pustą ulicę gdzie stała taksówka, samochód marki Warszawa. Ola na głębokim, niczym wygodna kanapa, tylnym siedzeniu Warszawy zobaczyła  tajemniczą panią w kapeluszu z woalką,  przez małe okienko dochodziła niewielka ilość światła co dodawało  tamtej chwili tajemniczości. Ola weszła do samochodu, wdrapała się na kolana Cioci, poczuła jej słodki zapach, Ciocia odsunęła woalkę, na jej twarzy nie było cierpienia, raczej jedynie poruszenie, przytuliły się obie do siebie mocno, jakby znały się i lubiły od zawsze i wtedy Ola pierwszy raz w życiu poczuła dotyk skrzydła Czarnego Anioła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz