środa, 27 marca 2019

AUTOSTOP, PŁYTA HELP, MĘSKA JOWITA I KLUB POD SIÓDEMKAMI


AUTOSTOP, PŁYTA HELP, MĘSKA JOWITA I KLUB POD SIÓDEMKAMI

Napisano na PUJ /Praktyka Uważnego Jedzenia/ w Osadzie Danków koło Miłomłyna w Domku na Wzgórzu w pełnym poście od 28 marca 2019 roku do 4 kwietnia 2019 roku

Akcja; Zakopane, Poznań, Łódź, Warszawa, Siedlec i drogi pomiędzy tymi miastami

Czas; lato 1971 roku

Dedykuje wszystkim mieszkańcom miasta Łodzi 😊)



Delegacje w latach siedemdziesiątych stanowiły największą atrakcję pracowników umysłowych, czyli takich pracujących wyłącznie za biurkiem. Tato Oli jeździł do Warszawy skąd przywoził w prezencie papier toaletowy związywany sznurkiem po dziesięć sztuk i cukierki czekoladowe kasztany od Wedla , a także pączki od Bliklego ułożone w pudełku, malutkie oblane lukrem, zaś Mama Oli do Warszawy pojechała jedynie raz, za to Ola pamiętała ten wyjazd bardzo mocno ze względu na prezent jaki wtedy dostała . Mama wiedziała, że najatrakcyjniejszy prezent, na początku lat siedemdziesiątych w Warszawie dla nastolatki kupi w domach Centrum na stoisku Barbary Hoff. Tego dnia stały tam w kolejce tłumy ludzi, którzy tak bardzo chcieli mieć cokolwiek z Hofflandu , że aż wybili szyby, przyjechała Milicja, sprzedaż wstrzymano, a Mamie Oli doprawdy cudem udało się kupić bluzkę w niebiesko-zielone paski, z dekoltem prawie do pępka, stworzonym z dwóch kawałków materiału - szerokich naramek. Z odwagi i determinacji  Mamy, Ola miała coś modnego, stylowego i innego niż szara rzeczywistość sklepowa. Zaraz też  Ola ubrała bluzkę, dżinsy, drewniaki, rozpuściła długie za pupę włosy, niebieskim cieniem do powiek pomalowała obficie wokół oczu i już wiedziała, że tak właśnie będzie chodziła na dyskoteki  namiotowe w Zakopanem i swoim wyglądem zrobi furore. I tak się stało!


                                                      * * *

Ola z rodzicami jeździła co najmniej raz do roku na wczasy do Zakopanego, zimowe lub letnie. Uwielbiali Zakopane całą trójką. Spacerowali po Krupówkach, po dolinach wyrzeźbionych przez górskie potoki, każdą w swojej charakterystyce, czyli po Dolinie Kościeliskiej, Chochołowskiej, Strążyskiej, Białego ...  /do Doliny Pięciu Stawów Polskich nigdy nie dotarli/. 
Mama Oli zazwyczaj już na początku Doliny zostawiała ich, rozkładała leżak z metalowych rurek, na nos kładła zielony listek i opalała się przy dźwiękach szumu spadającej po kamieniach wody, wspaniałych, wysokich jodeł i przy śpiewie ptaków wdychając, nawet w lipcowy upał,  cudowne rześkie powietrze, a Ola z Tatą chodzili trochę dalej, lecz bez przesady, gdyż Tato Oli musiał często robić odpoczynki by sobie zapalić ulubionego papierosa, a poza tym szybko się męczył. Wieczorami zaś gdy rodzice pili kawę z gospodarzami, Ola 16-letnia wybierała się na zabawę do wielkiego namiotu, już pamięć zawodzi, gdzie dokładnie ustawionego, ale pewnie na jakimś placyku koło centrum. Tamtego wieczora Ola poszła na dyskotekę, muzyka w namiocie  stanowiła cudowną ekscytującą mieszankę, upał lipcowego popołudnia, kurz, doprawdy dużo fajnej młodzieży, wszystko to tworzyło klimatyczną atmosferę. Ola na dyskotece wyróżniała się z pośród innych dziewcząt, zarówno wyglądem jak i tańcem. Tańczyła szaleńczo podrygując, podskakując, kręcąc rozrzuconymi włosami,  potrafiła tańczyć tylko dla siebie, w ekstazie, jakby wkoło niej nie znajdowali się żadni ludzie. Nie ukrywajmy, tego wieczoru Ola stała się gwiazdą. Wokół niej w tanecznym kółku ścieśnił się tłumek mężczyzn. Pierwszy raz  w życiu czuła, aż tak mocne zainteresowanie  swoją osobą i w momencie gdy wygibasy ciała Oli osiągnęły jakby punkt kulminacyjny Ola spuściła wzrok i wtedy zobaczyła, iż jej nieduże , lecz bardzo zgrabne piersi przesunęły się poza ramiączka bluzki z czego wynikało jasno, iż Ola podrygiwała toples, a tłok męski wokół niej ukształtował się głównie / bądźmy sprawiedliwi/ z tego, iż Ola tańczyła półnago. Ola nie przejęła się zdarzeniem, poprawiła paski bluzki na miejsce i tańczyła nieprzerwanie. O godz. 22 dyskoteka musiała się skończyć, gdyż decyzją władz Zakopanego w mieście i oczywiście w górach po 22 obowiązywała cisza. Ola wyszła przed namiot gdzie okazało się, iż duża część, ma się rozumieć  męska,  jej kółeczka skupiła się teraz wokół niej, grupka składała się z siedmiu fajnych chłopaków z całej Polski, a kiedy Ola powiedziała, że mieszka w Kościelisku siedmiu adoratorów, bo to , że są to adoratorzy Oli stało się jasne, chciało ją odprowadzić do jej wakacyjnego domu. Ola zgodziła się chętnie i cały orszak ruszył żwawo ulicą Kościeliską. Trudno było wszystkim naraz rozmawiać na niezbyt szerokiej ulicy więc Ola bardziej zbliżyła się do jednego z  nich, który wydawał się jej najprzystojniejszy, ale też zagadywał inteligentnie i z dużym znawstwem. Początkowo temat rozmowy dotyczył  mijanych zabytków architektoniczno- cmentarnych, a później rozmowa przeszła na Hemingwaya, jego powieść Komu bije dzwon, poety Johna Donna i nie wiedzieć jak przeniosła się na kultową powieść Stanisława Dygata Disneyland i film na jej podstawie nakręcony - Jowita, które okazały się ulubionymi i Oli i Zbyszka, bo tak miał na imię interlokutor Oli. Nawet nie zauważyli jak w ferworze dyskusji zostali sami i pod drzwiami góralskiej chaty w bacówce gdzie mieszkała Ola, rozmawiali siedząc na schodach, ale i trochę milczeli patrząc na wielki, tego dnia księżyc w pełni. Około północy rozstali się, pożegnali uściskiem dłoni. Na odchodnym Zbyszek powiedział, że jest gitarzystą, gra w klubie Pod Siódemkami w Łodzi i  zaprasza Olę, żeby przyjechała do klubu posłuchać jak on gra. Ola tej nocy długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok.  Na drugi dzień gospodyni do śniadania przyniosła gdzieś nazbierane bardzo późne truskawki i Ola wziąwszy do ust słodki owoc poczuła, że to Zbyszek tak słodko na pewno smakuje i że jest jej- Oli Jowitą w wersji męskiej i że musi go odnaleźć, bo może okazać się jedynym sensem jej życia. Ola wtedy nie rozważała  możliwości pomyłek w wyborach, a może nigdy w życiu się nad takimi możliwościami nie zastanawiała, tylko jak zawsze kierując się intuicją poczuła, że się w Zbyszku- gitarzyście zakochała i że musi, poza wszystkimi swoimi normalnymi działaniami, niczym jej idol Marek Arens w ciele Daniela Olbrychskiego zająć się poszukiwaniami swojego ideału mężczyzny, aż do skutku.


                  *  *   *
Po paru tygodniach prawie pod koniec wakacji siedziały z najlepszą Oli Przyjaciółką w domu Oli i słuchały płyty Help Bitelsów prosto z adapteru Bambino. Płytę Oli Przyjaciółka pożyczyła od swojej hipisowskiej kuzynki z Warszawy, która płytę z kolei świeżo przywiozła z Anglii. Płyta stanowiła jedynie ebonitowy duży krążek, gdyż okładka została w Warszawie, by podróż i odtwarzanie bez kontroli nie narażało jej na niebezpieczeństwo zniszczenia. Ola słuchając płyty wzdychała "Och, ech" co znaczyło, że jest zakochana ciągle w raz w Zakopanem widzianym gitarzyście. "Wiesz" - powiedziała Przyjaciółka dla zmiany nastroju Oli- "ja muszę odwieść płytę do kuzynki do Warszawy, możemy pojechać autostopem przez Łódź to prawie po drodze. W Łodzi kierownikiem pływalni był mój wujek Zbyszek, ten który zginął tragicznie w wypadku samochodowym, wszyscy go tam bardzo kochali, więc na pewno pozwolą nam spać na pływalni". "Super"- aż podskoczyła z radości Ola, szybciutko powiedziała rodzicom, że jedzie do wujka księdza, też Zbyszka   na trzy dni wakacji.  

Spakowały jedną wspólną torbę i ranną porą ruszyły z Ronda Ratajskiego . Podróż przebiegała w wielu etapach i z przygodami; zatrzymały się w Jarocinie gdzie zjadły pyszne ciastka, jakby omlety z bitą śmietaną, jechały Mercedesem na tylnym siedzeniu, gdzie z nimi siedziała mała dziewczynka, która je boleśnie przez całą drogę szczypała / Ola wtedy zdecydowała, że jednak nie będzie miała dzieci/, wsiadły też do Trabanta na tylne siedzenie i panowie siedzący z przodu koniecznie chcieli z nimi spędzić weekend. I choć skończyło się szczęśliwie, chyba było trochę niebezpiecznie. Był też kierowca ciężarówki, który na odchodnym chciał od nich talony, bo wtedy kierowca, który uzbierał talony z książeczek autostopu mógł dostać wartościową nagrodę, a tych co uzbierali najwięcej pokazywali nawet jako bohaterów w telewizji. One oczywiście ani książeczek, ani talonów nie miały, więc na żądanie kierowcy tylko bezczelnie wzruszyły ramionami. 
                                                                                                                          *   *
Dojechały zadowolone do Łodzi, na ulicę Piotrkowską, najdłuższą w całej Polsce. Wszyscy spotkani na ulicy ludzie uśmiechali się do nich serdecznie, zagadywali i byli bardzo sympatyczni. Jeden z zagadujących przedstawił się jako mistrz tańca towarzyskiego w Polsce, zaprosił je do kawiarni na oranżadę i rurki z kremem, oprowadził po Piotrkowskiej. Na zapytanie dziewczyn jak to się dzieje, że w Łodzi wszyscy są tacy uśmiechnięci i mili , powiedział, że to zasługa wody, którą piją. Woda płynąca w wodociągach w 90% pochodzi ze studni głębinowych, jest tak czyściutka, zarówno na początku jak i na końcu ujęcia, że nie wymaga uzdatniania i ma w sobie dużo substancji mineralnych, w tym substancji rozweselających takich jak w cytrusach. Ola zapamiętała informację do końca życia i na zawsze pokochała łodzian miłością niezmienną.

Bez pośpiechu  kończyli wycieczkę - chłopak pokazał im  jeszcze zabytkowy dom na Piotrkowskiej 77, gdzie powoli mogły iść, ponieważ zrobiło się późne popołudnie.

Prawie zmierzchającą sierpniową porą weszły do zadymionego klubu. Mimo dość wczesnego czasu  jak na klub studencki grał już jazzowo, nie za głośno, zespół złożony z samych mężczyzn, w tym dwóch gitarzystów. Ola przypatrzyła się im i zrozpaczona stwierdziła, że chociaż może odtworzyć przebieg zakopiańskiej rozmowy słowo w słowo to zupełnie nie pamięta Zbyszka twarzy. Zaklęła dziewczęco „pieska moja niebieska” i łzy prawie zabłysły w jej oczach. - Więc będzie jak Marek Arens poszukiwać swojej miłości bez rezultatu, z ciągłym rozczarowaniem. Ha, ha Ola jednak długo nie potrafiła się smucić, tym bardziej, że w klubie atmosfera była przyjacielska, a ludzie fajni. Siedziały przy różnych stolikach, rozmawiały, śmiały się, tańczyły. Kiedy klub zamykali wyszły na ulice. Super przystojny hipis zaproponował im nocleg, lecz one zgodnie z planem wsiadły do taksówki i pojechały na pływalnie. 

O cudzie!!!  Portierka nocnej zmiany jak tylko usłyszała, że przyjechała siostrzenica śp. Zbyszka, bez zbędnych pytań  rozłożyła materace i położyła przyjaciółki spać. Rano jeszcze przygotowała im herbatę i kanapki. Kiedy w trakcie śniadania Ola powiedziała, że śniły jej się zęby Portierka z przerażeniem i bardzo stanowczo prawie krzyknęła "nigdzie nie pojedziecie dziewczyny, zęby we śnie oznaczają śmierć lub stratę. Zostańcie tutaj " lecz one przekonywały ją, że muszą jechać, pożegnały się serdecznie, podziękowały za opiekę i poszły na rogatki miasta. Chwile postały, przyszedł właściciel pobliskiego warsztatu samochodowego, pogadali trochę, jednocześnie autostopowym ruchem łapały samochody. Zaraz zatrzymała się Nyska, wsiadły, pojechały. Po dłuższym czasie, Ola poprosiła Przyjaciółkę " Daj ogórka" a ta odpowiedziała " Sama sobie weź, przecież ty masz torbę"….." Nie to ty masz torbę!!!" zawołała zaniepokojona Ola. Obie zbladły jednocześnie, uświadomiły sobie, że żadna nie wzięła torby, położonej na skraju szosy. Krzyknęły zrozpaczone na dwa głosy " STOP ZATRZYMAĆ SIĘ". Samochód ostro zahamował, one wyskoczyły i pobiegły pędem na drugą stronę szosy łapać autostop z powrotem do Łodzi. Kierowca mruknął coś o niewychowanej współczesnej młodzieży, a dziewczyny od razu złapały okazje powrotną. ...NA MIEJSCU TORBY NIE BYŁO.... Z rozpaczą zaczęły biegać po wszystkich warsztatach i firmach w okolicy, TORBY CIĄGLE NIE BYŁO. Zdesperowane postanowiły zgłosić kradzież na Milicji. Trafiły na posterunek dzielnicowy Bałuty. Tam dwóch Milicjantów z uśmiechem i życzliwością wysłuchało opowieści o zaginionej torbie z najwartościowszą rzeczą, czyli płytą Help Bitelsów. Spisali protokół, spytali czy rodzice wiedzą, że one są w Łodzi? Skłamały; i że rodzice prawie wiedzą o podróży, i że nie mają w domu telefonu i z miejscem zamieszkania - podały Puszczykowo. Milicjanci fachowo dla odnalezienia torby z płytą wysłali dziewczyny na Rynek Bałucki, gdzie w pierwszej kolejności złodzieje „na gorąco" sprzedają kradziony towar. Dziewczyny dostały radiowóz, miłego Milicjanta na ochroniarza i rozpoczęły akcję HELP. W takim miejscu jak Bałuty jeszcze nigdy  nie były, jakby się cofnąć do czasów okupacji, można kupić wszystko, łącznie z granatami, chodzą chłopaki i szeptem zapraszają do podejrzanych biznesów. W pewnym momencie Ola odłączyła się od  Przyjaciółki i milicyjnego opiekuna. Lecz zaraz  znalazł się nowy przewodnik - miły młody człowiek, który po informacji, że Ola szuka skradzionej Płyty Help bez okładki, zaprowadził ją do paru miejsc gdzie udawali, że chcą płytę kupić, niestety bez rezultatu. Więc Ola wróciła przybita na Komisariat. A tam, ku wielkiemu zdziwieniu, ogromnemu zaskoczeniu Oli, w otoczeniu roześmianych milicjantów przy dorodnym kartoniku słodkich kremowych ciastek siedziała Oli Przyjaciółka wesoło pokrzykując - " Hura jest torba, jest płyta, właśnie przyniósł ją właściciel warsztatu samochodowego" . Milicjanci wzięli do ręki płytę Help bez okładki, pokiwali ze zdziwieniem głowami " To o takie coś tyle hałasu". Płyta wyglądała bardzo niepozornie. Ale dziewczyny szczęśliwe pobiegły znowu na rogatki, jeszcze poszły podziękować panu z warsztatu i pojechały prosto do Warszawy. Oddały kuzynce płytę, zjadły obiad i znowu dojechały na rogatki, tym razem w stronę Poznania. Od razu złapały Nyskę w dobrym kierunku. Prowadził ją sympatyczny pan, który jechał w trasę z trzema synami. Ola usiadła z przodu razem z kierowcą i jego najstarszym synem Karolem. Oczywiście całą drogę rozentuzjazmowana opowiadała historię o zaginionej płycie. Tato Karola i Karol zaśmiewali się do łez, pewnie nigdy nie słyszeli takiej zwariowanej  historyjki. Karol był pod wrażeniem długowłosej, roześmianej Oli wymienili się adresami. W ciemności nocy Ola zorientowała się, że jest już blisko kościoła na wzgórzu, parę kilometrów przed Kostrzynem Wlkp.
Wyskoczyła radośnie z samochodu, pożegnała się z wszystkimi, przytuliła Przyjaciółkę i pobiegła do swojego ulubionego wujka księdza Zbyszka. Siedział w gabinecie- salonie na skórzanym fotelu, ubrany w czarny golf i lekko zniszczone materiałowe spodnie, odłożył czytaną książkę Szekspira i przywitał się z Olą. Później zrobił jej herbatę i wspaniałą kanapkę z indykiem, pyszności, bo przecież na gotowaniu wujek Oli znał się jak nikt. Ola poszła spać w gościnnym pokoju, a popołudniu następnego dnia wróciła do domu. Jednak wujek, wyśmienity pokerowy i brydżowy gracz potrafił bezbłędnie poznać kiedy ktoś blefuje, żeby nie użyć słowa kłamie i domyślił, że coś mocno nie tak z przyjazdem Oli wieczorowym czasem, kiedy już nie ma żadnego autobusu. No i zatelefonował do Oli Rodziców przekazując dokładną godzinę przyjazdu Oli. Co jeszcze wujek mówił nie wiadomo, lecz z takim skutkiem, że w domu nie było żadnej awantury, wręcz przeciwnie w bardzo dobrych humorach przywitali Olę. Może stwierdzili, że mają już dorosłą córkę na tyle "dużą" , że może jeździć autostopem po Polsce. To przecież była pierwsza całkowicie  samodzielna podróż Oli bez nadzoru Rodziców albo innych opiekunów.


Ps. 1 A Ola już nigdy nie zagościła pod łódzkie Siódemki, Zbyszek w pamięci jej się rozmył, z Karolem z Łomży za to wiele lat wymieniali się kartkami pocztowymi z widokami. 
Ps. 2 Barbara Hoff o dekoltach "Dekolt jest jednym z tych łaskawych elementów mody, co nic nie kosztują, trzeba jeszcze mniej materiału i można powycinać starą kieckę". 
PS. 3  Kiedy tak czytam historyjkę jak wyżej zastanawiam się czy nie powinna mieć tytułu " Opowieść o trzech Zbyszkach" , ponieważ  w Oli życiu powtarzalność imion jest mocno charakterystyczna. Tytuł w historyjce jest bardzo ważny, więc może niech zostanie tak jak jest. Co myślicie?
Ps. 4 Dzięki Mikołaju S, za zdjęcia Zakopanego i Doliny Pięciu Stawów Polskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz