Listy od
M, czyli jak melancholia wypadła z szuflady
Kiedy Ola, w tym roku robiła porządki w szufladzie starej komody; miejscu
gdzie nie układała rzeczy od wielu lat, z rąk wypadła jej papierowa teczka z
napisem „budowa” i rozsypało się po
podłodze 18 listów – wydrukowanych maili- od M. Ola usiadła na nowej
czekoladowej kanapie, poczuła jak ogarnia ją fala łagodnego smutku na widok widzianego
w każdym liście nagłówka; „Witaj Anno”. Te i wszystkie inne słowa Marka,
którymi ją dotykał przez cały krótki miesiąc luty i jeden dzień marca,
stworzyły na dnie jej serca definicję słowa melancholia. Myślę, że każdy z nas ma
gdzieś w podświadomości coś, to coś lekko mroczne, nieznane, coś na pograniczu
marzenia, coś co się nie spełniło, coś, co naprawdę nie powinno się spełnić ,
nie mogło. Ten smutek na dnie serca, czy duszy, obraz zatrzymany na wieki
tworzy emocje twórczą, myśl nostalgiczną, lecz w konsekwencji zbawczą,
oczyszczającą i oddziałującą kojąco. Czytając stare listy z uczuciem smutnego
ukojenia Ola odpłynęła w przestrzeń do Oli sprzed 16 lat, zakochanej w listach
od M, co zostawiły w niej ślad melancholii na zawsze.
List 1
2 luty 2002
/witaj Anno/
Witaj Anno,
Już wołacz użyty przez Ciebie był zapowiedzią przyjemności jaką był Twój
list.
Turystyka; rower jest nie tyle moim „narzędziem” turystycznym, a
codziennością, środkiem lokomocji, to tu, to tam; kiedyś wiele lat temu byłem
na wycieczce rowerowej nad granicą litewską, na Suwalszczyźnie, po pustych
drogach jakby bez celu; dziś rower pomaga mi głównie dźwigać zakupy,
kajak, szczególnie
ten krótki, do szybkiej górskiej wody, gdy głowa bywa niewiele częściej na
górze niż na dole, pod wodą – to jedna z moich większych radości
żaglówka, radości
równie wiele, ale można ją dodatkowo dzielić z innymi
buty, plecak, lina,
to kolejne fetysze, i często nie jest ważne czy używane daleko i wysoko, czy
niemal „za domem”
Filozofia; zawód dawno nie wykonywany; czasem żal, czasem radość, że kiedyś
potrafiłem ocenić własne możliwości, co może pozwoliła mi na tym polu unikać
rozczarowań,
- tu można popełnić wiele pustych słów
Yoga; czasem strasznie nie chce mi się rankiem rozwinąć maty, ale gdy tego
nie zrobię, usiłując dalej spać, dzień mści się zazwyczaj „okrutnie”
Czy mamy sobie coś do powiedzenia? Znając Twój list myślę że są dobre
rokowania na dobrą rozmowę. Myślę że zawsze, że każdy ma coś do powiedzenia;
pięknie jest gdy każdy „ma coś do
posłuchania”!
Anno, Twój list, swada, lekkość, treść – dziękuje! Maja obawa jest, że nie
sprostam Twoim oczekiwaniom – DDM –„dusza dojrzałego mężczyzny”, każde z tych
trzech słów budzi we mnie ciąg pytań, i często tylko pytań, bez końca, a Ty
oczekujesz odpowiedzi!?
Czyż średnik (;) nie jest pięknym znakiem interpunkcyjnym?
Pozdrawiam i czekam na Twój list.
Marek
List 2
3 luty 2002
/niedziela/
Witaj Anno,
Dwa dni pełne słońca, ciepło; kwitnie wierzba i leszczyna,
i dwa bardzo intensywne dni, długie i wyczerpujące wędrówki
i wczoraj w nocy, krótko przed zaśnięciem:
a może dostałem list od A.?
i jest
i – odpisze w niedzielny wieczór
i dziś spędzone w drodze
i na układaniu listu
i gdy; Witaj Anno,
dzwonek telefonu
i przyjaciel najbliższy przyjaciel, najstarszy
i najdalej mieszkający
i niemal trzy godziny rozmowy
i obawa, że o tej porze, dziś, nie napiszę już listu jaki bym chciał
i pewność, że muszę napisać choć słowo, choćby to miało być
i
Pozdrow i enia Marek
List 3
6 luty 2002
/wtorek/
Witaj Anno,
Właśnie obejrzałem krótki film z krótką rolą Stinga. W nim można się
zakochać. Teraz czeka mnie długa noc, ciekawe ilu jego płyt zdołam dzisiaj
posłuchać zanim zasnę…
Dostałem dzisiaj książkę. Zamówiona przed miesiącami. I jest. Długie
oczekiwanie, duża radość. W drugiej połowie ubiegłego roku była w Wenecji
wystawa jednego z malarzy „mojej prywatnej galerii” – Balthusa, nie mogłem jej
widzieć, więc katalog-książka to nieco rekompensuje. Teatralne obrazy,
doskonała technika i znakomity rysunek, Świetne klasyczne,
przedimpresjonistyczne pejzaże, ale przede wszystkim figuratywne portrety
młodych kobiet. Każdy emanuje siłą, ma własną prawdę, przekazuje chwile, tak że
ta ociera się o świętość. No może trochę przesadziłem. Balthus często malował
dziewczęta – to portrety zmysłowe ale nie pobudzające. On sam, wydaje się,
daleki był od wzbudzania erotycznych skojarzeń. Celem było raczej pokazanie
doskonałej proporcji młodego ciała,
Choć kto wie; Balthus był bardzo tajemniczym człowiekiem i twórcą.
Kolory wcześniejszych prac zazwyczaj mocniejsze, wysycone, później jakby
spopielałe. Oryginały (jak to często bywa) robią dużo większe wrażenie, i nie
tylko dlatego że są bardzo duże. Rzadki sposób kładzenia farby, wiele warstw-
czasem z bliska wyglądają jak z betonu. Niestety większości obrazów nie można
zobaczyć, są w rękach prywatnych, dlatego wenecka wystawa była taką gratką,
żal; ale może będę żył, jak TY, 110 lat – więc pewnie zdarzy się powtórna
okazja.
110 lat. Coraz częściej myślę jakie
pytanie będę sobie stawiał, a ważniejsze jakich odpowiedzi będę mógł sobie
udzielić gdy skończę 109 lat. Czasami myślę że może to już czas zacząć
przygotowania do tych urodzin. Co?, po co?, dlaczego?. Dla kogo?, sobie?...
Zazwyczaj uciekamy przed taką refleksją ale czy nie jest to ucieczka donikąd
– tylko my o tym jeszcze nie wiemy!
Pozdrowienia
Marek
Dzisiaj był przyczynek do Twoich studiów nad DDM
List 4
7 lutego
/środa/
Witaj Anno,
Spotkania z Tobą stają się ważnym punktem moich dni. Rano sprawdzenie
poczty, szybkie szukanie między nadawcami, jest „Anna Grabowska” – ten list
czytam zawsze jako pierwsza; nie ma – sprawdzę za godzinę. Potem czytam Twój
list raz i jeszcze raz, a może dwa; I przewijający się motyw w ciągu dnia. Jaka
będzie moja odpowiedź? O czym chciałbym Ci dzisiaj opowiedzieć? Co chciałbym
powiedzieć? Czasem wiem, a mimo tego piszę zupełnie co innego, i tak jest
dobrze. Nie chce pisać przestylizowanych wyprawek czy nadmuchanych eseji –
obawiam się, że mój wczorajszy list zmierzał niestety w tym kierunku. Postaram
się być bardziej spontaniczny, może uda mi się puścić cugle, niech moje emocje
też płyną. Zazdroszczę Tobie Twej emocjonalnej swobody, ja należę do tych
„zrównoważonych”; z dystansem, ironicznie, a czasem niestety z nonszalancją
patrzę na innych i świat, jedynym usprawiedliwieniem jest może to, że siebie
nie traktuję zbyt serio.
Napisałaś dzisiaj, że gwarancją spełnionego życia jest, jeśli dobrze
rozumiem, bezwarunkowa samoakceptacja – bo to jest według mnie warunkiem
miłości, w tym przypadku do siebie samego, a jest to możliwe jedynie w
samotności.
Bardzo to niepopularne. Od dawna uważam, że koncentracja na sobie (by nie
powiedzieć egocentryzm) jest warunkiem koniecznym do prawdziwego rozwoju osoby.
Teorie spełnienia przez poświęcenie, służbę dla innych, mogą być metodami
„ucieczkowymi” przed sobą. A samotność – ona daje siłę, oczywiście myślę o,
powiedzmy, „metasamotności” czyli pewnym stanie obcowania ze sobą, trudno
określalnego minimum samowiedzy, sile, co niewiele ma do czynienia z zewnętrznym
„stanem posiadania” partnera, rodziny czy przyjaciół. Oj chyba jestem zwierze!
A tematy na dzisiaj planowane to; intelektualny, a emocjonalny odbiór
dzieła sztuki;
Jazz; jogging. Może innym razem, a może nie?
„Ludzie tylko dlatego nie żyją tak długo, bo im się nie chce” – ładne!
Pozdrawiam Marek
List 5
11 lutego 2002
/list/
Witaj Anno
Już relatywnie długo nie było listu od Ciebie. Mam nadzieję, że wiedzie Ci
się dobrze. Jeśli straciłaś ochotę na naszą korespondencję, prześlij krótką
wiadomość; choć mam nadzieję, że tak się nie stało.
Pozdrawiam Marek
List 6
11 lutego 2002
/czwartek/poniedziałek/
Witaj Anno,
Cieszę się, bardzo.
Mea culpa, mea maxima culpa. Po Twoim czwartkowym
liście, szybko, na tyle szybko jak to w ten czwartek było możliwe, pisałem list
do Ciebie. Jako, że miałem bardzo długi i wyczerpujący dzień list był gotowy
niemal rankiem – i tu, błąd, drobny błąd w adresie – i klapa. Czekałem na
odpowiedź, odpowiedź na list który nie doszedł. I miałem te wszystkie obawy,
które i Ty miałaś. By zachować porządek poniżej „jeszcze raz” list z czwartku.
Dziś już nie całkiem aktualny; niektóre rzeczy inaczej bym napisał, ale tak
jest lepiej.
Przesyłaj wszystko, proszę co napisałaś,
Teraz, niestety tylko tyle- mało czasu, ale więcej wieczorem.
Szczególne pozdrowienia
Marek
Witaj Anno,
Gdy byłem dzisiaj wczesnym przedpołudniem w parku – pies musi się wybiegać-
jakaś szalona dziewczyna na rowerze, z plecakiem, z predkością wiatru niemal
otarła się o mój rękaw; obejrzałem się, długie rozwiane włosy, czarny sweter,
krótka spódnica; zapomniałem o psie, rzuciłem się do biegu, byłem dobry; gdy
poczułem po chwili krople wody rozpryskiwane z kałuż przez koła roweru –
pomyślałem: mam ją! I wtedy to ukłucie, najpierw krótkie, później… i teraz na
chmurce siedem wiem więcej
- Nie lataj dziadu za dziewczynami!!!
Czy to byłaś Ty?
Dziś dostałem konkretny zestaw pytań. Spróbuję, zaczynamy.
Szkoła, to chyba najgorszy dotychczas okres. Jak ja jej nienawidziłem!
Rannego wstawania, niektórych kolegów, większości nauczycieli – ze
wzajemnością z resztą, siebie.
Byłem cool, choć nikt tego tak nie nazywał. Ja wiedziałem lepiej, zawsze.
Byłem najlepszy!
Wiedziałem więcej niż nauczyciel, a jeśli nie to przynajmniej starałem
siętakie stwarzać wrazenie. W dyskusji mówiłem ostatni, mój głos to było
podsumowanie. Zawsze chłodny z dystansem; zapalczywy, pobudzony jedynie wtedy
gdy trzeba było błysnąć oryginalna myślą, nowym zwrotem, najlepiej żeby wytknąć
komuś niewiedzę, mierną inteligencję. A wszystko to w aurze nonszalancji, a i
często cynizmu. I koleżanki, ciągle nowe, porzucane; wciąż gotowe pocieszać
tego, zapewne nieszczęśliwego poetę- intelektualistę.
Pozornie niedbały w stroju, „ja z innego Świata” dopełnia ten żałosny
portret!
A naprawdę; dużo kompleksów, świadomości własnych ograniczeń, mizernych
intelektualnych i kreatywnych możliwości. Choć mój penis wówczas nie był
tematyzowany, to cała sfera erotyki była problemem. Trudne początki,
konfrontacja z winą, takie paskudne pod tym względem były czasy. Wiele lat trzeba
było by udało się te potwory przegonić, a i czasem dziś widzę ich cień.
Nie miałem zwariowanej koleżanki pędzącej na rowerze z tornistrem na
plecach. Może gdybym miał, gdyby chciała ze mną chodzić na wagary, szukać
wiosny na początku stycznia, leżąc na łące i nic nie robić, żeglować bez celu,
słuchać Cohena i Wolnej Grupy Bukowina, czule wzajemnie się dotykać, może …
moglibyśmy spędzić wspólnie trzy miesiące.
Zawsze pociągała mnie w innych ich suwerenność i autonomia, świadomość
własnej wartości, oryginalność w przezywaniu świata. Z rowerzystką zaczęło by
się od awantury, walki o dominację, ale później po obwąchaniu może udało by się
nam zaprzyjaźnić.
Po raz kolejny podziwiam Twoją siłę, samoświadomość, pewność. Ja mam na
drugie imię Watpliwość, nie – ja jestem wątpliwością. Musisz mieć dobre zycie.
Ja krzywdziłem wiele i krzywdzę nadal.
Właśnie zjadłem 137-go pączka i nie wiem jak się nazywam.
Pozdrawiam Wojtek
List 7
12 lutego 2002
Witaj Anno,
Mój czwartkowy list, list źle zaadresowany nie wrócił do mnie. Oznacza to,
że przeczytała go jakaś nieznajoma osoba; dotychczas nie odpowiedziała; jeśli
to zrobi opowiem Ci ciąg dalszy, cóż za historia!
Zdecydowanie wolę pisać listy do Ciebie.
Dziś długi dzień; głównie w lesie i na polach. Byłem z psem na spacerze.
Przeszliśmy ponad 10 kilometrów; wiał bardzo silny wiatr, było mgliście,
zacinał deszcz; mój pies to uwielbia, choć gdy droga jest długa to udaje, że
boli go noga i wówczas muszę nieść go w plecaku. Szczęśliwie nie jest to brytan
tylko czarny jamnik. O Twoich psach jeszcze nic nie wiem. Mam mało w domu
mocnych alkoholi.
Po powrocie z wycieczki Twój list.
„Przypadkiem” mam w domu Pulp Fiction, zacząłem oglądać, otworzyłem butelkę
czerwonego wina, a że jak wiesz film długi… Teraz butelka pusta, ja w błogim
stanie, pełen chęci rozmowy z Tobą; choć chętniej bym z Tobą pomilczał.
Właściwie chciałem powiedzieć o krzywdzie i winie. O krzywdzie zaznanej i
doznanej; winie obiektywnej i subiektywnej; miał być to list – ciąg dalszy mego
listu z czwartku. Czasem obawiam się, że to o czym piszę jest zbyt ogólne; jest
osobiste, moje, bo przedstawia, przynajmniej po części mój obraz mojego świata,
ale może nie tego oczekujesz? Pytaj, pytaj wprost!
Mnie interesują również twoje informacje (jak w ostatnim liście) o tym, że
masz dzieci i dlaczego; męża, Twego szukania siebie w Jego chorobie.
Myślę, że będzie lepiej jeśli skończę i spróbuje pójść spać. Szczęśliwie
mój materac leży niedaleko i dobrze znam drogę.
Pozdrawiam Marek
List 8
13 lutego 2002
/wtorek/
Witaj Anno,
Miłe słowa, dzięki!
Moja parodniowa laba się niestety już kończy i czas wrócić do prawdziwej
pracy. Punktualnie ze środą popielcową.
Czas postu i wyrzeczeń? Dla mnie też? Może warto spróbować. Wielu podejmuje
postanowienia; nie palić, nie pić, nie jeść słodyczy. Czy ktoś decyduje się
częściej uśmiechać? Być zawsze i dla wszystkich sympatycznym? Post, wiara,
religia. To jest dla mnie temat! Chyba nigdy nie udało mi się tego
„przepracować”. W pewnym, dalekim czasie była to wazna część mojego życia. Od
lat nie byłem w kościele z powodów religijnych, tylko jako turysta. Czasem mam
ogromną ochotę pójść tam np. w Wielki Piątek, ot posłuchać chóru, misterium;
albo na pasterkę, pośpiewać kolędy; ale nie robię tego – obawiam się? Nie wiem
Wystarczy!, choć chyba posłcham sobie piesni wielkopostnych – śpiewa Sojka
– słuchałem tego tez w karnawale. A jutro śledzie.
Lubisz tańczyć? Chyba tak; pisałaś „potańczę sobie”. Ja lubię bardzo,
ostatnio tańczyłem przed dwunastoma laty. Było super!
Miałem kiedyś dwa jamniki /na raz/ huragan w domu! Stop T-Shirt i tzw. Bokserki to mój nocny odzienek, czasem obywam się bez nich.
Stop
Dlaczego generałowa miała wannę z lodem pod łóżkiem? Stop
Jeśli pójdę teraz spać, zasnę, to niedługo będzie rano, a jak będzie rano
to może dostanę Twój list, jak dostane list to nie będzie środy popielcowej, to
będzie nadal karnawał!
Śmiało całuje i pozdrawiam Marek
List 9
13 lutego 2002
/popielec/
Witaj Anno,
Mój dzisiejszy karnawał nie różnił się wiele od twego.
Wczoraj wieczorem duży syn wziął psa na ręce, pies chciał się wyrwać, zrobił
piruet i wylądował na podłodze, i zaczął kuleć. Początek dnia po Twoich
listach, u weterynarza. Wszystko okazało się w porządku. Ciąg dalszy środy w
strugach deszczu, takiego deszczu, że świata nie widać. Taka pogoda działa na
mnie niezwykle deprymująco. Motywacja do jakiejkolwiek pracy równa zeru.
Ku pokrzepieniu chciałem kupić nowa płytę Pat’ a
Metheny. Miała wyjść do 10 lutego; przesunięto na 25. A chciałem Ci dzisiaj
wieczorem o niej opowiedzieć. Dopiero wieczorem nieco się uspokoiło. Mogłem
pobiec nad rzekę. Bardzo lubię tę wieczorną godzinę. Cicho, tylko wiatr,
ciemno; czasem biegnie ktoś z przeciwka. Godzina tylko dla mnie. Godzina do
myślenia, godzina na układanie listu do Ciebie, czasem godzina na bezrefleksyjny
bieg wyznaczany rytmem butów.
I wreszcie, Twój list. Coś na co czekam, ktoś na
kogo czekam. Szkoda, następne dwa dni bez Ciebie, ale przeżyj je pięknie. Jutro
nad morzem słońce, weź je z sobą, odetchnij ostrym (jak tylko w Kołobrzegu)
powietrzem, weź je ze sobą i podziel się!
Odpowiedzi c.d.
Używki – po ósmej klasie byłem pierwszy raz (jestem
jedynakiem) ‘samodzielnie” na obozie wędrownym- i tu były inicjacje; Zefir,
wino marki Wino, starsze koleżanki… paliłem jak dotąd dwa tygodnie; Alkohole
uprawiam, acz umiarkowanie – czerwone wino- już wiesz, ostatnio pije chętnie
white russian, czyli białogwardziste – ulubiony drink Dude z „The big
Lebowski”, rzadko piwo. Koleżanki,… ech , na dzisiaj wystarczy!
Pozdrawiam Marek
List 10
17 lutego 2002
/sobota/
Witaj Anno,
Nie, nie jestem obrażalski.
Wreszcie chwila dla mnie. Ale jestem jak wyciśnięta cytryna. Trudno mi
zebrać myśli i sformułować sensowne zdanie.
Zaraz do łóżka, bo jutro świtem znowu do pracy. Do lasu, w pogóry. Przez
łąki i strumienie. Ma być świetna pogoda. Już się cieszę!!!
Twój obszerny list Kołobrzeg/ piątek wieczór – dzięki, uwielbiam długie
listy; ten ma w sobie tyle tematów, że pewnie bym potrzebował dużo czasu by wszystkie chociaż „zahaczyć”.
Choć czy to jest potrzebne …
Te najprostrze: brody nie mam; dawno, dawno temu, gdy młody byłem miałem
brodę;
I trudno mi było się z nią całkiem rozstać, więc jako „półśrodek” noszę
tzw. Trzydniowy zarost; kolczyków nie używam
Chciałbym dalej pisać ale „odjeżdżam”
Życzę pięknej niedzieli
I pozdrawiam Marek
List 11
17 lutego 2002
/niedziela w lesie/
Witaj Anno,
Mam poważne zaległości w pisaniu do Ciebie, ale nie brak chęci, brak
treści, a jedynie „okoliczności zewnętrzne” są winne. Właśnie wróciłem z lasu.
Znów padam. Dzień był niestety jaki był. Jeden z moich klientów ładował twarzą
na ziemi, stres, opatrunek, szpital. Pierwszy raz zdarzyło się coś takiego.
Opowiadał mi ktoś dowcipz dzisiejszej Gazety Wyborczej; średni, ale
odpowiadający mojemu dzisiejszemu poziomowi intelektualnemu;
Tato, czy barany się żenią?
Tylko barany, synku.
I tym miłym akcentem zmuszony jestem skończyć dzisiaj, obiecując, że jutro,
jeśli cegła nie spadnie mi na głowę, napiszę więcej. Mądrzej?, czulej?
List 12
18 lutego 2002
/Paweł/
Witaj Anno,
Nareszcie w domu. Przy biurku z widokiem za okno. Szaro i pada deszcz.
Lampa się pali. Zielona herbata. Dobrze, jest tak jak lubię.
W domu cicho, tylko z kąta słychać gitarę Pata Metheny. Świetnie, że mam
nową słuchawkę.
W domu cicho i spokój. Dziecko wyjechało na niemal tygodniową wycieczkę. Będzie
ciszej i spokojniej, ale i smutniej. Przed piętnastoma laty jak się urodził
popadłem w małą panikę, nieplanowane acz oczekiwane dziecko wywróciło wszystko
do góry nogami. Dziś, z perspektywy, wspominam czas mojego urlopu wychowawczego
jako jeden z lepszych i milszych. Spacery, albo jedynie przesiadywanie w
ogrodzie, niewiele obowiązków, radocha z rosnącego Pawła. To była radość; była
i jest. Zmienia się, jest ciągle inna, ale może nawet jest jej ciągle więcej.
Zawsze staram się tak wspierać moje dziecko by było pewne swojej wartości,
umiało realnie ocenić swoje możliwości, miało odwagę cywilną głosić swoje
zdanie, być wolnym. Chciałbym żeby był naprawdę autonomiczny. Nie wychowywałem
go na swego kupla, towarzysza wypraw, przyjaciela czy w przyszłości opiekuna.
Wazne jest dla mnie, że będzie on człowiekiem-sam-dla-siebie. O, moje espresso
już gotowe…
Walentynki; z upodobaniem obchodzę urodziny i imieniny, swoje (no może nie
zawsze urodziny) i innych, różne ważne i mniej ważne rocznice, ale zawsze
obchodziłem z daleka święta grupowe – 8-marca, dzień matki, czy ostatnio
Walentynki. Jeśli inni się tym bawią, to świetnie, ja nie potrafię. Choć to
taka nowa swiecka tradycja…
Czytając przed wysłaniem listy do Ciebie, mam przed sobą obraz smutnego i
nudnawego faceta z kompleksami, nie znam go!
Myślę częściej o Tobie niż bym chciał
Pozdrawiam Marek
List 13
19 luty 2002
/40 dni do Wielkanocy/
Witaj Anno,
Leniwy poranek, długo w łóżku, yoga – bez wysiłku, łagodnie i relaksowo,
sniadanie, którego szczegółów Ci oszczędzę. Spacer z psem; krótki bo pada, a
ona nie lubi deszczu. Fotel, lampa, herbata i książka. Pełnia szczęścia.
Chętnie zostałbym emerytem?
Po południu praca, kilka spotkań, jogging, może później kino.
Jutro wycieczka, zwana wyjazdem służbowym, do miasta które bardzo lubię;
szybko obowiązki i potem przyjemności; posiedzieć w ulubionej knajpie,
popatrzeć na przechodzących ludzi – bądźmy szczerzy – na przechodzące panienki,
może uda mi się odwiedzić muzeum- tam sa obrazy które należą do „mojej
prywatnej galerii”.
Obawiam się, że wampiry, nie chodzą spać. Nawet te nasze-my wampiry nie
śpią, kiedy my spimy. Ale może się mylę?
Pozdrawiam
Starzec-Satyr Marek
List 14
22 lutego 2002
/stół jako biurko/
Witaj Anno,
Znów wieczorowa pora. Przy biurku. A właściwie dużym starym stole. Stole
zarzuconym książkami i papierami. Na stole dwie lampy, jedna typowa biurowa i
druga stara WG 24 – ta stwarza nastrój, właśnie ona daje mi teraz światło.
Przede mną, oparta o książki karta pocztowa z reprodukcją Caravaggio
Złożenie Chrystusa do grobu. Mały, stary globus. W doniczce kwitnące niebieskie
irysy. Dalej czarna plama okna. Za dnia łąka i drzewa. Lubię to miejsce, lubię
ten stół moje biurko.
Nie mam niestety żadnych rzeczy, które byłyby naznaczone historią mojej
rodziny. Bardzo niewiele przetrwało, te nieliczne sa w moim „domu rodzinnym”, a
ten daleko. To jedna z konsekwencji zmiany miejsc.
Wczoraj szukałem wzrokiem 12 letnie dziewczyny w czerwonym swetrze i
czarnych spodniach. Nieskutecznie. Ale piękna pogoda, radość oglądania
ulubionych obrazów, możliwość „zagapiania” się na, niestety rzadko, piękne
panienki – rekompensowały mi choć w części niepowodzenie; to był świetny dzień!
Z czułością pozdrawiam Marek
List 15
23 luty 2002
Witaj Anno,
Szaleństwo zajęć. Mimo chęci tylko zdanie. Właśnie stoję przed kajakiem.
Następne dwa dni na wodzie. Postaram się więcej w niedziele wieczorem, gdy
będę już w domu.
Z kajakarskim pozdrowieniem
Marek
List 16
25 luty 2002
/nago nocą/
Witaj Anno
/…/ Jestem spragniony przyjaźni. Kogoś kto mieszkałby dwie ulice dalej. Wpadłby bez zapowiedzi na herbatę. Poszedł ze mną na koncert, spontanicznie do knajpy
albo do sklepu kiedy muszę kupić nowe spodnie. Pogadał o „problemie
egzestencjalnym”, ale i o „dupie Maryni”.
Często myślę, że wina leży po mojej stronie; za rzadko
jestem gotowy na inicjatywę, pokazać swoją gotowość; może stawiam zbyt wysokie
wymagania, ciekawe czy sam bym im sprostał?
Chciałem napisać krótkie usprawiedliwienie, że wczoraj
nie, że bo … ale potrzeba rozmowy z Tobą przeważyła. Twoje listy są dla
mnie radością. Ale radością jest też pisanie do Ciebie.
Pewnie przeczytasz to dopiero jutro, ale ta późna
godzina nastraja szczególnie: śpij dobrze, śnij jasno, miej piękny ranek i
dobry dzień.
Pozdrawiam
Marek
Obudziłaś marzenia o lecie: nago nocą; czy słyszysz
trzciny, wiatr, jezioro, będzie pewnie zmiana pogody.
List 17
Data 26 lutego 2002 15:26
Temat: Witaj Anno
Nietykalne białe czereśnie
Coprzechadzałysięznami
tamtej wiosny nad bladym stawem
tamtej wiosny nad bladym stawem
zamieniły się w słupy soli
zgięte ciężarem
lecz wiosna wraca za każdym razem
i w chłodnej ciszy co po nas została
chłopiec puszcza bańki mydlane
nietykalne nieuchwytne
jak tchnienie białych czereśni
każdej wiosny
każdego życia
- To
napisał Grynberg
Wysyłam Ci moją pozytywną myśl
Pozdrawiam Marek
List 18
1 marca 2002
/krzynki/
27.2. Środa
Piękny ranek; woda w rzece niestety tak wysoka, że nie można biegać nad
brzegiem. Musiałem zastosować wariant rezerwowy. Jeśli dalej tak będzie to
zaleje mi pracę. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Cóż, zawsze jakieś
urozmaicenie.
Wieczorem słucham jeszcze raz, i jeszcze raz nowego P.Matheny. Jest OK.
Tylko zdawkowy list od Anny. Niewiele mówiący. Ciekawe czy jeszcze kiedyś
napisze?
Jutro, jutro mam nadzieję wiele radości.
28,2, Czwartek
Wąskie schody do piwnicy, przytłumione światło, kilka osób w barze. Dalej
mroczna sala, niewiele krzeseł, mała scena. Tył sceny, nietynkowany ceglany
mur, oświetlony mocnym zielonym światłem. Na scenie trywialna dekoracja, stolik
z bistro przykryty czarnym atłasem, na nim róża i kieliszek szampana.
Trąci szmirą. I ona miejscowa gwiazda.
Chanson; głos mizerny, zupełnie nieporywający, blamaż. I przyjaciele
artystki, wszak to premiera, owacja na stojąco, kwiaty, bisy; co robić? Łapie
H. za łokieć, uciekamy.
Zamiast do domu, do H. Rekompensata za kulturalne doznania wieczoru.
Nie mogę zajrzeć do komputera. Ciekawe czy jest coś od Anny?
1.3. Piątek
Jedna z byłych mi bliskich kończy dzisiaj 43 lata. Zadzwonić?
Ranek bez biegania i bez yogi. Lenistwo. Zamiast tego gotowanie obiadu.
Książka.
O, jest list od Anny. Prosi o temat? Dziwne. Czy ma jeszcze ochotę pisać?
Czy traktuje to jako zobowiązanie? To powinna być radość, potrzeba, nie
obowiązek.
Szukać tematu, no nie wiem…
Dziś wieczorem z E. na nowy film ze scenariuszem Kieslowski/Piesiewicz.
Ciekawe co zrobił z niego ten niemiecki reżyser. Dotychczasowe filmy Tykwra
były w zupełnie odmiennej stylistyce niż filmy Kieslowskiego.
Teraz jeszcze parę zdań napisać dla pieniędzy i … laba.
Witaj Anno,
Myślałem o Tobie, sporo i ciepło. Martwiłem się o Ciebie, ale już
wiedziałem, że dasz sobie radę. Chyba zawsze dajesz sobie radę!
Nieśmiało dotykam Cię czule i pozdrawiam Marek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz