czwartek, 30 listopada 2017

NAJPIĘKNIEJSZY LISTOPAD OLI

NAJPIĘKNIEJSZY LISTOPAD OLI
akcja; listopad 2017 Miasto Oli

Mała Ola chodziła na spacery z Tatą. Przechadzali się często, niedaleko domu, takie niewielkie kółko kwartałem ulic Żupańskiego, Przemysłowa, Robocza.

Kiedy szli po szarych chodnikach Wildy trzymając się za ręce- pulchna dłoń Oli, w suchej z pożółkłymi palcami od papierosów bez filtra, dłoni Taty- Ola słodko prosiła; „Tatusiu opowiedz historyjkę o Oli”, a Tato bez 

pamięci  zakochany w córce, spełniał prośbę od razu, mówiąc zawsze, z tym samym początkiem „ A dzień dobry pani Nowakowa- a dzień dobry pani Kowalska- wie pani co ta nasza Ola dzisiaj narozrabiała- umieram z ciekawości niech pani opowiada” i tu snuła się dalej niedługa opowieść. Każda miała swoją puentę, humorystyczne podsumowanie,



każda miała też swój numer, który Ola pamiętała i kiedy się kończyła, zawsze podobnie, „ojej pani Nowakowa, nie mogę dalej słuchać , bo do rzeźnika w Rynku właśnie schabowe przywieźli- do widzenia pani Nowakowa- do widzenia pani Kowalska”, to Ola już w trakcie ostatnich słów Taty radośnie podskakiwała i wołała „ jeszcze raz trzecią, jeszcze raz” i Tato cierpliwie powtarzał.

A teraz, życie Oli zamyka się w historyjkach- postach, takich  do śmiechu i do płaczu- wszystkie ustawiają się w kolejce, jest już ich 144, w notatkach na tablecie /o rany niezarchiwizowane w każdej chwili mogą się zgubić/ każda czeka na swój czas, krzycząc echem wołania Oli  „teraz ja, teraz ja”, a i nowe  wciskają się w lukę powstałą z zastanowienia, tak jak ta o Najpiękniejszym listopadzie Oli, który dzisiejszym dniem andrzejkowym się kończy. I właśnie opowieść o listopadzie 2017 wygrywa. 
Zatem nie mam wyjścia muszę ją tutaj opowiedzieć, a Wy, jeśli wyświetliliście już tekst opowieści, znajdźcie troszkę czasu i   posłuchajcie;


1.     Cały długi Weekend Oli, z Alą i z Jurkiem,  oczywiście przy czynnej obecności Męża i dwóch uroczych piesków; Pada mocny deszcz i jest wietrznie, łapiąc chwile bez deszczu idą w czwórkę do nowego parku tuż przy domu, przy rzeczce Wierzbak.  Na pagórku postawiono w dużym okręgu cztery mocne, nowe, rude ławki, każdy  siada na jedną, a psy hasają swobodnie, jest jeszcze nieduża niebieska piłka z jogowego, ktoś kto ma piłkę przyzywa imię innego i rzuca piłkę do Przyzwanego biegnąc na jego ławkę, Przyzwany biegnie na ławkę Przyzywajacego, następuje zmiana miejsc, biegają od ławki do ławki zdyszani, choć spoceni i troszkę zmęczeni zabawa bawi ich bez końca, po dwóch godzinach harców wracają do domu, leżą w wielkim łóżku w błękitnej sypialni, oglądają bajkę Disneya Śpiąca Królewna, Artur, Ola i Jurek usypiają,
Ala, której wystarczy 8 godzin snu w nocy ogląda bez zatrzymanki, Jurek budzi się po trzech godzinach, na pytanie „Jurku dlaczego tak długo spałeś” odpowiada zadowolony „Listopad jest do spania”,

  



2. "Listopad jest do spania” Ola codziennie ma nastawiony budzik na 7 rano, wstaje szybciutko i biegnie na spacer z psami, później kąpie się długo w wannie pełnej gorącej wody przy dźwiękach ciągle tej samej płyty Archive, wychodzi z wanny na szary, miękki dywanik, otula się szarym ogromnym ręcznikiem, osuszona nawilża całe ciało olejkiem, wraca do łóżka i przytula się do Męża, kochają się, nieraz przedtem albo potem rozmawiają, mają zawsze sobie dużo do powiedzenia, Ola kiedyś Wielka Gaduła teraz rozmawia prawie tylko z Mężem, po kochaniu jeszcze chwile śpią przytuleni, wstają, idą poćwiczyć, rytuał ćwiczeń – 2x 20 minut; 20 Oli to  ulubione ćwiczenia jogowe, podglądnięte u 104 letniego jogina w Riszikesz, większość na rozruszanie bolesnego u Męża, lędźwiowego odcinka kręgosłupa, wprowadza też troszkę jogi śmiechu; ha,ha, hi,hi, hu,hu, hy,hy, ho,ho, rowerek liczony do 100, a teraz 20  Męża,   ukochane od lat ćwiczenia  qigongowe /perfekcyjne opanowanie sztuki kontroli energii życiowej/, które pozwoliły mu się pozbierać w czasie, gdy cała jego życiowa armada poszła na dno, a teraz wyrzucają z Oli umysłu kotłowaninę przeszkadzających, chaotycznych myśli /paichu zanian/ , które nieraz Olę nawiedzają..  i artykulacyjne /zabawa samogłoskami, rzucanie, w różnych natężeniach głosu samogłoskami w punkt na suficie, ćwiczenia oddechowe leżąc w łuku na wielkiej piłce/, dziękują sobie Nameste w półukłonie na wysokości serca, dalej śniadanie wspólnie celebrowane, doprawdy mocna herbata z czajniczka żeliwnego na podgrzewaczu, jajka- Ola na miękko, Mąż na twardo, biały ser, żółty ser, pomidor, ogórek kiszony, żytni chleb bez drożdży….
    3. 

Dziewięć




Listopadowa Sobota- Zimno, ciemno, wieje , pada, właściwie leje- w sumie pięknie. Ola i jej Najlepszy Uczynek, czyli goście z Trójmiasta, co chcą zakupić kampera dla podróży po Świecie, idą poszarpani wiatrem ulicą Ratajczaka, Ala w białym płaszczu i w złotych, włoskich super szpilkach, błyszczących,  niczym odlanych z metalu, wszystko z najwyższej półki, jak zawsze u Ali, Rysiu, przystojny oficer marynarki, wesoło podśpiewuje arię La calunnia /aria o plotce/ z Cyrulika sewilskiego, bo przecież myśli, że idzie na ulubioną operę Rossiniego do Teatru Wielkiego /Opery/, Ola podskakuje też wesoło, ale lekko zawstydzona, qui pro quo, nie powiedziała im jeszcze, że bilety dostała do teatru, lecz Muzycznego /w ostatniej chwili miejsca dostawki załatwione przez Lucka/. Wchodzą do skromnego wystroju teatru, szaro granatowe obicia foteli, skromna scena, żadnych żyrandoli kryształowo- świetlistych, czerwonych dywanów, kandelabrów, widzowie ubrani wręcz ubogo, dżinsy, swetry, jedyne świecące w Teatrze to szpilki Ali. Ola widzi rozczarowane minki Gości. Ojejjej…. Chwila, nie wszystko stracone, kurtyna podnosi się i spektakl okazuje się doskonały, klimat Feliniego z 8 1/2 , czyli w tym przypadku DZIEWIĘĆ . "Chciałbym bardzo być tu, Chciałbym bardzo być tam, Chciałbym bardzo być naraz tam i tu" 

Mężczyzna osaczony przez kobiety, w myślach i czynach, wszędzie, obsesja kobiet z którymi i bez których nie da się żyć, cudne, kolorowe, w stylu weneckiego karnawału kostiumy, ukazujące piękne nogi i głębokie, wyzywające dekolty, odsłaniające ramiona, szyję, piersi młodych, seksownych aktorek, tęczowe bańki, wanny na kółkach, sztuczne ognie głośne i dymne, chłopczyk, zakonnice . Lucek wśród kilkunastu młodych kobiet wygląda i gra wspaniale, w niesamowitym, strojnym i atrakcyjnym kostiumie, czarno-białym płaszczu i manierą francuską w mowie, do tego boska solówka z silnym głosem, żywa muzyka z prawdziwą orkiestrą, spektakl ze wszech miar atrakcyjny. Brawo, brawo, biiiiiiis… Ola po dwóch musicalach na Broadweyu w NYC i wielkim marzeniu o stworzeniu własnego musicalu, którego pomysł już jest dość wyrazisty, scena po scenie, postacie, dramaturgia pod roboczym tytułem „pięć dni w Nowym Jorku” /ale pisanie odkładamy na Nowy Rok/ i  od pobytu w NYC  inaczej odbiera sztukę; głębiej, mocniej, wnikliwiej, a jednocześnie z lekkością, rozsmakowuje się we wszystkim co można szeroko nazwać twórczością, leitmotif Nine szumi jej w głowie, mieszają się aktorzy i dźwięki słyszane ze sceny i z nie dawno oglądanego filmu Nine- najpiękniejsze kobiety świata Penelope Cruz i Nicole Kidman i jeszcze boski Banderas jako Guido śpiewający z yutube,  kołacze w głowie muza. Ola siedzi na dostawce luzacko, ze swobodnie przerzuconą ręką przez oparcie krzesła, z uśmiechem chłonie każdą piosenkę, dźwięk muzyki, każdą scenę z każdej strony i różnych planów, niczym przyszły autor,autor. A później koniec, prawie nocą wychodzą na wiatr, ubierają na głowę świecące różowe uszy króliczka, zakupione dla wnuczek gdzieś na Starym,  machają znalezionymi pomarańczowymi balonikami i tańczą, śpiewają, wołają słowa z Nine. Wieczór zakończony karnawałowo, bo przecież Najlepszy Oli Uczynek jest jednym wielkim niekończącym się  karnawałem.

4.    Emili, Emily, Emilka

Listopadowa niedziela- Zimno, ciemno, wieje, pada, właściwie leje – w 
sumie pięknie. Cztery skulone postacie, w kapturach zakrywających głowę, idą od strony ulicy Inżynierskiej, wchodzą na Gwarną, która dziś nie jest gwarną, jest undergroundową ulicą w Mieście Oli, po prawej straszy żelbetonowy obiekt siedmiokondygnacyjny, którego nikt nie chce kupić, lecz chociaż dzięki przestrzeganiu modernistycznych zasad- spełniony postulat cofniętego parteru- daje parasol przed deszczem, dalej jest jeszcze bardziej undergroundowo i tak pozostanie na całe dziś.
Okratowane wejście na podwórze, napis Tłusta Langusta, Ola pławi się w brzmieniu tej nazwy, podwórko z kocimi łbami, jeszcze jeden dzwonek w obskurnych drzwiach, odźwierny-aktor-organizator festiwalu straszy blokowaniem przez satelitę nie wyłączonych komórek i czterogodzinnym spektaklem bez możliwości wysikania, namawia do losowania numerka- nagrody, z ptasiej klatki, Ola wylosowała 154, to numer wiersza Emily Dickenson, który robi za chińskie ciasteczko z wróżbą. Ci co czekali przed, teraz wchodzą, siadają pod ścianą, rozpoczyna się spektakl, nie wiadomo w którym momencie  widzowie oniemieli, struchleli, zaszlochali, dali się złączyć czerwoną wełną z kłębka i zszyć na stałe z dwoma aktorkami, dwoma częściami Emily Dickenson; przeciwstawna i uzupełniająca, diabeł i anioł, yin i yong, maniakalna i  depresyjna, śpiewana i mówiona;

„Dzikie noce, Dzikie noce! Czy byłam z wami”

Ewa sama dobrała poezje i tak ją powiedziała, że spójna, jasna i
komunikatywna całość robiła wrażenie wcześniej spisanego dramatu. Nawet Ola, nie potrafiąca czytać poezji wszystko zrozumiała, jak  kierowca autobusu z filmu Jarmusha. Ola oglądanym spektaklem zrozumiała ból, cierpienie, perfekcyjny pedantyzm, który kazał Emily ułożyć 1775 wierszy napisanych własnym pismem do kuferka, kartka po kartce, jedna na drugą, jedna na drugą, bez pewności, że to ktoś  kiedyś przeczyta, bez walki by to kiedyś ktoś przeczytał.


A teraz Kobiety-Dziewczyny w białych koszulach zszytych czerwonymi nićmi, otulone, przytulone, dotykające się nicią łączącą, jedna trwa i śpiewa, druga przemieszcza się i mówi, zszyte niby biało czerwona, czerwona jak krew i wino, biała jak niewinność, czy  śnieżna lawina, zorza szalona, bo tragiczna, bo nostalgiczna, Emily Dickenson, wychowana na regułach protestanckich, , rozmawiająca przez uchylone drzwi, krzycząca wierszami numerowanymi, jej JA jest Duszą, najlepszym przyjacielem, a o reszcie możemy się dowiedzieć od siebie samych, od  siebie więcej, niż od Niej, od naszej interpretacji, wrażliwości, wyobraźni.



„Nie cofająca się przed niczym w swojej pogoni za wymykającą się prawdą świata, czy własnej świadomości”



„Mieszkam w pałacu Możliwości



Piękniejszy to dom od Prozy

O wiele więcej Okien

Drzwi można szerzej otworzyć”

[„A dlaczego mówili, że Kobieta nie może pisać dobrych wierszy, przecież wcześniej dużo, w Grecji, była doceniona Safona?”  – pyta Emilka

„Och Emili ponieważ wszystko zależy od tego, czy uda ci się urodzić w dobrym miejscu i o dobrej porze, a  wieczna  sława jest dana nielicznym” – odpowiada Ola i w myśli dodaje- „ Czy można w ogóle wartościować, które życie lepsze albo,  która poezja lepsza Emily czy Safony – tylko prawdziwy filozof znajdzie odpowiedź”.]

Na koniec kiedy wszyscy zastygli z wrażenia tuż przed oklaskami, jedyną nagrodą dla Aktorek, Ola wycierała łzy co jej się z oczu turlały. Więc wzrusza się teraz w teatrze, jak kiedyś przy książkach i filmach, To chyba postęp wrażliwości artystycznej – poezja wyższy stopień wtajemniczenia twórczego.

A  Oli Mąż, też z mokrą twarzą,  jako poruszony mentor przedsięwzięcia, ( definicja mentora wydaje się Oli bardzo na miejscu, a i zaakceptowana przez Ewę. Mentor jako człowiek, który swą pracą pomaga innym zrealizować  potencjał).  A więc Mąż-Mentor przejęty i rozemocjonowany idzie  do garderoby pogratulować ; ekspresji scenicznej aktorek, warsztatu, siły i wytrzymałości, trudnej sztuki grania twarzą w twarz,  a Ola też zaaferowana  swoim  zrozumieniem poezji mówionej , śpiewanej, gratuluje, klaszcze,  za żywą muzę w tle i przeżycie NAJ  spektaklu jaki widziała w życiu.  NO CO ? Że znowu przesadza… to idźcie, oglądnijcie i napiszcie, że jest inaczej.
Gratuluje Ewo, gratuluje Malino, gratuluje Lauro, gratuluje Patrycjo, gratuluje Macieju, gratuluje Formalino. Ech, och wspaniały czas.
5.
Dwa spotkania

Spotkanie pierwsze - Ciągle listopad – ciągle zimno, ciemno, wieje, pada – ciągle pięknie – umówiły się na Placu Wolno w listopadową sobotę, na spektakl Intrygantki w CK Zamek, ukochany Zamek Oli. Zobaczyła Ją na podeście fontanny. Piękna kobieta, w cudnie wystrzyżonej fryzurze, odejmującej 10 lat, niepotrzebnie, bo i tak zawsze wygląda młodo i w czerwonej kurtce. „Uffff, nareszcie kolorowo” pomyślała Ola i wesoło powiedziała „w czerwonym pani do twarzy”. Piły grzańca w przydymionych kuflach, powolutku / hi,hi Ola powolutku/ na beczce, przy ognisku, oczywiście Ola mówiła, to nic, że Ola mówi, ale słucha, wierzcie mi potrafi słuchać, pamięta to co usłyszała latami całymi i analizuje, łączy słowa w zrozumienie /szczególnie rozumie  tych , których kocha/,  nie raz w bezradność, teraz w bezradność… przy Niej zawsze czuje się bezpieczna i zaopiekowana, zawsze…
przecież mamy dużo czasu, kawa w Straganie i ciastko, słodko-słone, jakie dziwne dwa smaki, ale mi smakuje, raz słodkie, raz słone, nigdy czegoś takiego nie jadłam, spróbuj, zjedz, zjedz , ja już nie mogę…. Ola skubie ciastko „Dlaczego jesteś smutna?” „no co ty, Oluś, wcale nie, troszkę się zamyślam, bo muszę zaplanować tydzień, wszyscy mi tak mówią, a to nie prawda, to u nas genetyczne, taki układ twarzy”- chyba nie Siostro… pamiętasz jak tańczyłyśmy z welonem na stole zaśmiewając się do łez
 „ale Dziewczyna przez świat nie może iść całkiem sama, życie jest życiem pan przecież wie”.

Spotkanie drugie
– siedzi naprzeciw Oli, na kanapie, już tej nowej-używanej, pomiędzy nimi czajnik żeliwny z zieloną herbatą zamiast czarnej, zielona sałata zamiast ciasta, jedna lampka wina Cabernet Sauvignon  zamiast trzech, nie ma też cukierniczki…To On, mężczyzna hemingweyowski, wysoki, silny, postawny, ogolony, jasne, pewne spojrzenie, odważny, wrażliwy, niezłomny, uparty,  Oli Przyjaciel – jedyny mężczyzna przyjaciel i to bez zgrzytu od 37 lat – Dziś opowiada o morskiej przygodzie, jak wypłynął w głąb morza, od wybrzeża szkierowego, w zatopiony w części obraz polodowcowy, na swoim kajaku 5 metrowym,   dopływa do najdalej położonej wyspy archipelagu Wysp Alandzkich, idzie burza, prawdziwa, wielka, zakręciło nim mocno, nie wiedział gdzie północ, busola została w domu, tylko nawigacja telefoniczna, z prawie rozładowanej baterii wyznacza drogę, walka o przetrwanie podnosi adrenalinę, daje moc incydentalnie…. Jak Rolfowi, Oli bohater filmowy z młodości, z Długich łodzi Wikingów / rok 1963 /….
Opowiada też o swojej karmie przeprowadzania starszych ludzi niczym Charon przez Styks , do krainy umarłych, tak było, Ola widziała wiele razy, dlatego w Oli oczach Charon to nie pokręcony staruszek, od kiedy poznała Męskiego Przyjaciela, bóg umierających i konających ma Jego posturę, urodę i moc , prosty mężczyzna stojący pewnie w ogromnej łodzi….. rozmawiają też o radosnym seksie, libido… Ola tak lubi tematy erotyczno-naukowe, a teraz został jej do rozmowy jedynie On i Oli Mąż, dwóch Mężczyzn, gdyż Przyjaciółki uważają  seks jako mocno  przereklamowany hi,hi.

6. Autorka, Autorka w pięknej sukience

Listopadowy wtorek – zimno, ciemno, wieje, pada, właściwie leje – w
sumie pięknie. Dwie skulone postacie, w kapturach zakrywających głowę, idą od ulicy Inżynierskiej na Plac Cyryla Ratajskiego do KaHaWa, miejsca „miłości do kawy i książek” na wieczór autorski z Elizą Piotrowską. Mąż Oli bardzo się cieszy na spotkanie, w plecaku niesie dumnie zakupioną książkę o której będzie mowa, a Ola robi tylko za Małżonkę. To jej pierwszy wieczór autorski, nigdy nie miała ochoty słuchać jak się pisze, wolała czytać, a Pani Eliza wydawała jej się Starszą Panią z innej niż Ola bajki. JAKŻEŻ się myliła… Ola w ciepłym świetle, w zatłoczonej kawiarni, pełnej życzliwych, uśmiechniętych  Znajomych, siedzących na krzesłach, stojących na półkach, zobaczyła piękną, młodą barwną Kobietę-Kolibra, w zaczarowanej sukni, w haftowane kwiaty; żółto, zielono, czerwone, z której skrzydeł biją wszystkie kolory tęczy. „Pewnie wybrała na swoją Obczyznę Brazylię , bo jej piórka dla pełnego LŚNIENIA potrzebują wilgoci, a tam wilgoci nie brakuje” – pomyślała Ola i poddała się atmosferze blasku, energii samby, słońca i polskiego listopada, wszystko wymieszane w jedno dokładnie jak w książce, której Ola zdążyła przeczytać  tylko cztery strony i nic dalej. Teraz Ola siedziała zahipnotyzowana; energia Kobiety-Kolibra, szczerość, a przede wszystkim akceptacja i emocje obecnych „tam gdzie ludzie Ciebie w pełni akceptują tam Twój dom”,   tutaj  rozkwitało, kwitło, pulsowało, słowem, piękną polszczyzną, historyjkami; o wężach, wybudowanym za wysokim domu przez który przepłynęła rzeka, o Polsce co chce trwać w umyśle i pytania na, które Ola chciała by znać odpowiedź i odpowiedzi.

„Nie mogę pisać, bo tyle się dzieje w moim życiu” mówi Ola do swej Córki- „Hej, bo albo się żyje albo pisze” odpowiada Córka „Chodź pobawić się, szkoda czasu na pisanie, trzeba żyć” mówi Znajoma z Brazylii do Bohaterki. Więc pisanie nie jest życiem, o rany to czym jest czytanie, to dopiero!

Na koniec większość ustawiła się w intelektualną kolejkę po
dedykacje. Pani Eliza wpisuje dedykacje, żartuje z Oli Mężem, śmieją się, RADOŚĆ, Ola jeszcze raz chwali suknie, że NAJPIĘKNIEJSZA BRAZYLIJSKA, ha Pani Eliza ze śmiechem „to polska projektantka, dam ci kontakt mailem, czarodziejka, dokładnie wie co jest dla ciebie” i wtedy Ola zrozumiała, że są na Ty, że ma znajomą prawdziwą AUTORKĘ- ELIZĘ.


EPILOG Ola pobiegła szybko do domu i przeczytała całą książkę jednym tchem i polubiła Elizę jeszcze bardziej, ha,ha Oluś myślałaś, że przeczytałaś już WSZYSTKIE KSIĄŻKI proszę, proszę nigdy nie mów nigdy .

7. Bordeaux

Cały dzień i wieczór 30 listopada, czyli tzw. Andrzejki Ola spędziła półleżąc na czekoladowej rogówce, w salonie po nowemu wymalowanym w kolorze "piernikowej rozkoszy", przykryta 100% wełny brązowym kocem Camel. Ola miała w brzuchu dwie dziury zaszyte dwa razy po sześć szwów, nie bolało, ale też nie było za przyjemnie, Oglądała  filmy Woodego Allena, właśnie teraz Magia w blasku księżyca, akcja dzieje się na południu Francji. Olę aż zatkało od przepięknych widoków wybrzeża w jasnym, prawie białym świetle słońca i wtedy pomyślała o kupnie biletów na przyszłoroczne Camino. Jakby byli jedną myślą, w tym samym momencie Mąż Oli usiadł obok na kanapie pokazując Francję w starym,  wysłużonym atlasie. I zaraz, szybka decyzja, już kupili bilety na samolot z i do Bordeaux, a resztę andrzejkowego wieczoru spędzili moszcząc się w miękkich poduchach obok siebie i odgrywając;  picie czerwonego Merlota w wielkich kieliszkach,  jedzenie ostryg i wielkiej białej bagietki w kawiarni przy romantycznym zakolu rzeki Garonny, rozmowę ze  sobą po francusku” Bonjour monsieur” „Bonjour madame” „Je veux m,aimer” „Oh oui  moi aussi”. Ha, ha to dopiero miłe zakończenie Najpiękniejszego listopada Oli.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz