Ola w Nowym Jorku Historia Pierwsza Ola i Metro
Dziś mija
miesiąc odkąd Ola wróciła z Nowego Jorku. Całe jej myślenie o świecie nabrało
innego wymiaru. Czuła się niczym Cecilia z Purpurowej Róży z Kairu, czas 36 dni
nowojorskiej przygody był filmem, a raczej wszystkimi filmami z Nowym Jorkiem w
tle , które oglądała, a które, o czym nie wiedziała, umieściły się w pamięci,
pomieszane w umyśle sceny z życia i kadry filmów, niczym mak wrzucony do popiołu, którego nie można już wybrać. Więc Ola przeżywała ogromnymi emocjami widziane
zjawiska zatracając poczucie co jest rzeczywistością, a co fikcją. Czuła jak
osobowości różnych bohaterów, sceny, obrazy przenikają ją. Okazało się, że te wszystkie filmy zdobione nowojorskim akompaniamentem,
których oglądała tysiące, nie mając tego świadomości, samorzutnie
rozprzestrzeniały się w jej mózgu całkowicie wchłaniając się w jej jaźń,
tworząc także w olinym sercu pewien rodzaj niepowtarzalnego artyzmu,
doświadczenia odbierania świata, którego nigdy nie widziała w realu. Cząsteczki
kadrów i tych najstarszych jak Parada
Wielkanocna z 1948 z Fredem Asterem /łaaał ulubiona scena przy Piątej Alei z
kupowaniem króliczka/,
Słomiany Wdowiec z 1955 r. z ukochaną Marilyn Monroe /tu na szybie wentylacyjnym metra/ i tych najlepszych z lat 70-tych,/ mroczne, destrukcyjne, czarne/ i tych późniejszych , aż po współczesne, absorbowały się wręcz idealnie i zagościły na stałe w stanie Oli świadomości. Także teraz, codziennie po swojej kilkunastogodzinnej wędrówce po Mieście kładła się ze zmęczonymi nogami do łóżka i oglądała po parę filmów z nowojorskim motywem, co stworzyło niczym w Sanatorium pod Klepsydrą Hassa, surrealistyczny, niekończący się, przyjazny labirynt, odkrywający przed Olą coraz to nowe obrazy; malarstwa, architektury, mostów, nieba, ulic, budynków, ludzi i metra, a przede wszystkim emocji.
Słomiany Wdowiec z 1955 r. z ukochaną Marilyn Monroe /tu na szybie wentylacyjnym metra/ i tych najlepszych z lat 70-tych,/ mroczne, destrukcyjne, czarne/ i tych późniejszych , aż po współczesne, absorbowały się wręcz idealnie i zagościły na stałe w stanie Oli świadomości. Także teraz, codziennie po swojej kilkunastogodzinnej wędrówce po Mieście kładła się ze zmęczonymi nogami do łóżka i oglądała po parę filmów z nowojorskim motywem, co stworzyło niczym w Sanatorium pod Klepsydrą Hassa, surrealistyczny, niekończący się, przyjazny labirynt, odkrywający przed Olą coraz to nowe obrazy; malarstwa, architektury, mostów, nieba, ulic, budynków, ludzi i metra, a przede wszystkim emocji.
Nigdzie na
świecie film nie stał się rzeczywistością tak jak w Nowym Jorku, ponieważ dekoracje
tła są czytelnie wyraziste, są niczym symbol, logo, chryzmat, wyróżnik, który
jest mocny i trwały niby tatuaż.
Przez cały
czas Ola była przebodźcowana, na ciągłej adrenalinie, w ciągłym podnieceniu, napędzie,
gnaniu, a jednocześnie spokojna i szczęśliwa, spokojna w globalny sposób, na to,
że jej myślenie o świecie, jej światopogląd okazał się zbieżny ze wszystkim
czego tu doznała.
To tak jak
prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia, kiedy niby widzisz obiekt zakochania
po raz pierwszy w życiu, a jednocześnie obezwładnia cię zawrót głowy, dreszcz
ciała i umysłu, bo wiesz, że znasz spotkaną osobę lepiej niż samą siebie, czujesz
pewność, że to TO, o czym marzyłaś,
śniłaś, że to marzenie wcześniej może nawet nienazwane ziściło się, łzy napływają do oczu, a serce zatyka gardło i podskakuje
jakby chciało wyskoczyć przed ciebie w szalonym tańcu.
Uffff, to
już wiem, ale jak zacząć, jak zacząć, odwieczne moje pytanie…..
PIERWSZA
RANDKA
Tamtego
listopadowego wieczoru 14-letnia Ola szła zdecydowanym krokiem po ciemnych,
nierównych kocich łbach nawierzchni Starego Rynku, a wiatr próbował bez
rezultatu zamotać jej prosto trzymającą się
postacią. Podekscytowana zmierzała na pierwszą dorosłą randkę. Ubrana –
patrząc od dołu- w brązowe, zamszowe szczurki, czarne rajstopy, zieloną,
sztruksową mini spódniczkę, biodrówkę z szerokimi szlufkami i pasem i czarny
sweter w łódkowy dekolt, oczy pomalowała dookoła tanim, niebieskim cieniem, a rzęsy wydłużyła zalotnie czarną mascarą. Dla zwiększenia
atrakcyjności rozplotła swój długi warkocz
i teraz twarde włosy Oli sięgały, aż do
połowy jej pupy, opadając prawie po
dolny brzeg tweedowego, krótkiego płaszczyka. Dokładnie z rozpoczynającym
wybijaniem godziny szóstej przez zegar na Ratuszu , weszła bez wahania, lecz z
dreszczykiem emocji, do stylowej kawiarni o intelektualnej nazwie Literacka,
oddała płaszczyk do szatni. Trzymając w ręce chłodny, metalowy, okrągły
numerek, powoli, dla celebracji chwili, szła na piętro kawiarni. Dochodził do niej wyraźny dźwięk fortepianu,
przyjemne, lekkie kawiarniane utwory, które stawały się zapowiedzią
niepowtarzalnego uroku zaczynającego się spotkania. Na sali, po prawej stronie,
blisko skrzydła czarnego fortepianu, na
krześle z zielonym obiciem siedziska, przy małym okrągłym stoliku, siedział
Krzysztof. Jego twarz troszkę nieobecna, zielone oczy, opadający na czoło
czarny kosmyk włosów, czarny golf z mocno uwydatnionym jabłkiem Adama, całość okolona
obłokiem fajkowego dymu z fajki, o męskim zapachu amfory, wszystko zrobiło na
Oli piorunujące wrażenie. Ola ukrywając emocje, podeszła, przywitali się
podaniem rąk , zamówili herbatę, którą po chwili, w wysokich szklankach,
przyniosła kelnerka opasana białym fartuszkiem z koronkowym rąbkiem. Krzysztof
pokazał Oli jak zwiększyć moc herbaty rozrywając woreczek i wsypując drobne,
poszatkowane listki bezpośrednio na powierzchnię gorącej wody. Pili gorący, mocny napój małymi łykami, wyciskali
do niego sok z cytryny, podanej osobno, na małym szklanym spodeczku. Rozmowę, a
właściwie monolog prowadził Krzysztof, opowiadał o swoich działaniach jako druh
drużynowy, o ostatnim obozie harcerskim, o burzy jaka ich spotkała i jacy
dzielni byli jego dziesięcioletni podopieczni, ale najwięcej mówił o książkach
najważniejszych w tamtej chwili dla niego; Disneyland Stanisława Dygata i Komu
bije dzwon Hemingwaya, tu zatrzymał się na dłużej i mówił, mówił; o wojnie
domowej w Hiszpanii, o bezsensie zabijania, o prawdziwej miłości, która nieraz
może trwać tylko trzy dni , o poecie z motta tej powieści -Jonie Donne, o tym, że
wszyscy ludzie na świecie są zespoleni w jedną całość i kiedy umiera jeden
człowiek to umiera cząstka każdego z nas, że każdy dźwięk dzwonów kościelnych
przywodzi mu na myśl własną śmierć /…/ A
Ola z nonszalancją paliła giewonty z
filtrem, trzymając papierosa ruchem podglądniętym u swojej Mamy, który wydawał
jej się bardzo kobiecy i słuchała, słuchała, pierwszy raz tak zasłuchała się w
słowa innej osoby, to było jej pierwsze w życiu słuchanie… I w tym zasłuchaniu
powoli zauważyła, że postać Krzysztofa lekko jakby się rozmywa, unosi w
powietrzu, staje się mniej wyrazista, Krzysztof uśmiechnął się i zanim
całkowicie zniknął powiedział; „ Olu pamiętaj, żebyś zawsze starała się pisać w
sposób oryginalny, a o Nowym Jorku pisz patrząc przez swoje podwójne różowe
okulary, trochę bajkowo, trochę romantycznie i bardzo jazzowo, jeśli jazzowe
pisanie jest w ogóle możliwym ” .
* * *
Wspomnienie
pierwszej randki stworzyło pustkę , która jest przydatna, by nowe myśli wpadły
w jej sidła, taka pustka zazwyczaj trwa krótko, ale od niej zaczyna się
pisanie, chyba, chyba właśnie nastała,
więc szybciutko zaczynamy;
Pierwsza historia Ola w NYC - Ola i Nowojorskie Metro
Taki oto obraz Oli 62-letniej Wam
przedstawiam; wesoła, optymistycznie czująca, na pełnej podróżniczej
adrenalinie, ze sprężystym krokiem i fantastyczną formą /nabytą na wędrówce Salamanka-Santiago
– 500 km. pieszo/, z dużą kolorową walizką, plecakiem, torebką biodrówką równie
kolorową, lewą ręką na temblaku rozoraną w łokciu wypadkiem z nieuważności na
strzeszyńskiej ścieżce /ROZPOZNANIE; USZKODZENIE WIĘZOZROSTU BARKOWO-OBOJCZYKOWEGO/ , bolącym przez duże B barkiem, bez znajomości jakiegokolwiek
języka obcego, z lekkim niedosłuchem, bardzo ciepło ubrana, a w bagażu tylko
jedna, prawie letnia, sukienka.
I jak powyżej Ola wylądowała na amerykańskiej ziemi popołudniową porą, w dniu jasnym, rozciągniętym, jak guma, o sześć godzin, na lotnisku JFK pełnym ogromnych terminali /8/ , po krótkiej, niecałe 7 godzin, podróży wypełnionej zajadaniem pysznego jedzonka z pudełek, popijania białego wina i oglądaniem miksu amerykańskich filmów na ekranach umieszczonych z tyłu siedzeń pasażerów siedzących przed Olą /około czterdziestu osób/; pierwsze miejsce w najczęstszym oglądaniu -Boss Baby, drugie La La Land /Ola doprawdy lubi oglądać filmy, nawet bez dźwięku albo z dźwiękiem bez rozumienia znaczenia słów/.
Od momentu
wyjścia z samolotu Ola rozpoczęła swoje indywidualne podchody, do których
przygotowała się czytając różne nowojorskie blogi, artykuły, informacje, niczym
Nemrod – zapalony myśliwy, z nienasyconą ciekawością, będzie szukała śladów,
znaków, będzie sunąć w miarę szybko przez gąszcz dróg, aby dotrzeć, w pierwszej
swojej wyprawie- do domu Tu i teraz tj. dużego pokoju, z dwoma oknami
wychodzącymi na ulicę , z ogromnym łóżkiem do spania, pisania i śledzenia
filmów na tablecie i oczywiście z
kibelkiem, kuchnią i salonem, w dzielnicy Ridgewood na sześćdziesiątej ulicy. Najpierw razem z
tłumem przyjezdnych dotarła do odprawy dokonanej przez roboto-komputer, który
po polsku zadawał jej pytania dotyczące kontaktu ze zwierzętami, czy jedzenia
mięsa, odebrał odciski palców, zrobił jej zdjęcie /chyba najmniej korzystne
jakie miała w życiu/ i wypluł ze swego wnętrza odbitkę razem z kodem kreskowym,
który na samym końcu maszynowo sprawdził
miły pan, mówiąc po polsku „Witamy w
Ameryce” życząc Oli przyjemnego pobytu w Stanach.
Dalszą
część wyprawy Ola miała w głowie i troszkę na papierowych mapkach wydrukowanych
z internetu. Ważne było: ominięcie;
postoju żółtych taksówek, żeby nie kusiła wygoda dojazdu, nagabywaczy dowozu na łebka, tłumu z kartkami
i banerami powitaniowo-wzywającymi, odnalezienie; znaków kierujących do kolejki
AirTrain, wejście do windy, zorientowanie się czy i jak jechać, w górę czy w
dół, wyjście na właściwym piętrze. Ufff kiedy Ola znalazła się na oszklonym
korytarzu, popijając wodę z małej butelki żywca /? jak ona potrafiła wykonywać
tyle czynności jedną ręką, przy swojej idealnej dwuręczności ?/ nie
bardzo wiedziała co dalej, lecz dwóch przemiłych ciemnoskórych, zagadanym
wzajemnie, pulchniutkich panów w czerwonych strojach Świętych Mikołajów, z
bożonarodzeniowych, animowanych bajek disneja, na pytanie Oli o Jamaika Station
wskazali szklaną ścianę, a widząc po chwili dalej pytający wzrok Oli, kiedy
ściana się rozsunęła, pokiwali znacząco, że to teraz i tam ma wsiąść. Ola
weszła i za moment frunęła w lustrzanym wagoniku przemierzając terminale
rozległego lotniska w rytm skandującego rapem zapowiadacza stacji, unosząc się
nad ziemią, niczym w podróży latającym dywanem z Baśni 1001 nocy, patrząc z
góry po raz pierwszy na prawdziwy Nowy Jork, dzielnicę Queens, szarą,
tajemniczą, nieprzewidywalną. Jeszcze na stacji Jamajka, niesamowicie pomocni
tak samo na czerwono ubrani Gwiazdorowie zakupili jej bilet i Ola dalej
wędrowała ścieżką ułożoną z gestów dobrych duszków, podpowiadających ruchami,
którą drogą ma iść. Teraz wszyscy wesoło i przyjacielsko ułatwiają włożyć
prawidłowo bilet, wydostać się ze stacji
kolejki, trafić do właściwego metra.
OLA JEST W METRZE, ekscytacja sięgnęła
zenitu. JEST TAM, W SAMYM ŚRODKU
FILMU, od tej chwili z MetroCard w ręku
jest częścią nowojorskiej inscenizacji, WESZŁA DO FILMU, RANY, JEST TUTAJ !!!!!
JAK WSZYSCY INNI STAŁA SIĘ CZĘŚCIĄ NOWOJORSKIEGO PLANU FILMOWEGO….
Przesiadka
na linie L na stacji Broadway Junctian, jeszcze parę chwil uważnej niepewności
i wyjście na Halsey Station. I najtrudniejsza część podróży, jak zawsze na
końcu, toczenie w ulewnym deszczu walizki jedną ręką, parę razy w odwrotną,
czyli nieprawidłową stronę, pomyłka w nazwie ulicy, nie 60 th st tylko 60
th Ln, co wymagało telefonu do wynajmującego – 10 minut rozmowy po 10 zł.
minuta, dodatkowego, trzy kwadranse
chodzenia w tą i z powrotem, i jeszcze deszcz zalał kartkę z adresem i
telefonem, ale już był zielony domek, z tym numerem czterocyfrowym, co miał
być, jeszcze tylko wklepanie hasła do domofonu, znalezienie pokoju numer 2 i
skok do łóżka z uśmiechem na twarzy i szczęściem w sercu…..
Lecz … to
nieodłączna część opowiadania … kilkadziesiąt lat wcześniej, zanim Ola weszła
po raz pierwszy do METRA, przeżyła z metrem nowojorskim cztery mocne filmowe
bodźce.
Bodziec pierwszy
Film
Narkomani z 1971 roku, Ola w kinie
Rialto, w swoim Mieście, jest sama, patrzy z rozdziawioną buzią, oczyma jak
talerzyki; Helen , w pierwszych scenach
jedzie metrem, pełna bólu, cała skurczona od zaczynającego się krwotoku po zabiegu aborcji
wykonanej przez obleśnego kolesia jej chłopaka, za darmo, bez znieczulenia,
chamsko, opryskliwie, na brudnym stole, gdzieś w Brooklinie,
niewysterylizowanym narzędziem, stuk puk, stuk puk, stuk puk metra, mrok, beznadzieja,
samotność , klimat Nowego Jorku pełnego przemocy, przestępczości, braku
współczucia, Helen zagubiona, skromna, cicha, nieśmiała, spragniona miłości, a
później Bobby /pierwszy raz Al Pacino/ , ich ułomna miłość, skazana na
przegraną, ale prawdziwa, wszystko, w tym filmie jest prawdziwe, bo może
lepiej kochać prawdziwie chociaż trzy dni, niż żyć w socjalistyczno-mieszczańskim
piekiełku, omotanym zamkniętym murem na świat. Czyżby Ola wolała być narażoną
na brak bezpieczeństwa, za cenę bycia w NYC? Dlaczego
kilkunastoletnia Ola zamieniła by się z
Helen na życia bez mrugnięcia powieką? A tak, ponieważ wszystko dzieje się właśnie w
wymarzonym dla Oli Nowym Jorku i to, że Helen była wolna, zależna
tylko od siebie, stanowiąca o sobie, mogła robić co tylko chciała, na własny wyłącznie rachunek i
jeśli cierpiała to cierpiała prawdziwie, to cierpiała pięknie, ponieważ łatwiej
cierpieć w Nowym Jorku, niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Ola tu w swoim Mieście nie znała nikogo kto byłby
wolny, niezależny, kto od początku do końca kierowałby swoimi wyborami, intuicyjnie czuła, że życie filmowych bohaterów jest wartościowsze, bardziej humanitarne. Naprawdę Ola weszła by w świat
Helen biorąc na siebie jej ból, cierpienie i poszukiwanie miłości. Tamto życie
z filmu jawiło się prawdziwym życiem w przeciwieństwie do życia Oli, które było,
oprócz paru chwil do tamtego czasu, takie udawane.
Bodziec
drugi
Film
Francuski Łącznik z 1971 roku, Ola w kinie Apollo, w swoim Mieście. Od zawsze
chciała być detektywem, czytała książki, interesowała się kryminalistyką, po
maturze chciała iść do Szkoły Milicyjnej w Szczytnie /Uffff, Boże, dzięki, że
temu zapobiegłeś!!!!/, bo jak nie detektywem to chociaż policjantem, w FBI albo
wersja najbardziej dostępna- polskim
milicjantem. W sam raz dla Oli rok 1971 zaczął się ostrym filmem sensacyjnym,
na faktach, wreszcie o rzeczywistości, prawdziwie, odważnie, film policyjno-kryminalny,-
o samotnych wilkach, partnerzy Popeye
i Cloudy przeciwko wszystkim, przeszli do historii. Dwie etiudy w filmie, jako
krótkie utwory, które stały się przez lata same w sobie pełnowartościowym
dziełem, dającym widzom pokaz brawury, wirtuozerii gry aktorskiej, zdjęć, pracy
całej ekipy; sekwencja pogoni Hackmana za metrem, z równoległą akcją w samym
metrze oraz pojedynek dwóch wilków na stacji metra, w drzwiach i w wagonach;
kto kogo, pokerowe, bezwzględne zagrywki, podstępy, zmyłki i bleffy.
Hackaman w
potyczce z uroczym, przystojnym Fernando Reyem, widzianym przez Olę wcześniej w
„Dyskretnym uroku burżuazji” Luisa
Bunuela, rozgrywka dzikości z elegancją, impulsywności z powściągliwością.
Oczywiście Ola wolała zgodnie ze swoją naturą postać graną przez Hackmana i za
każdym razem oglądała film z wypiekami na twarzy, na wstrzymanym oddechu, oglądając
stawała się twardym facetem, który żyje
prawdziwie, „tu i teraz” i nie ma potrzeby podejmowania decyzji, działa się
spontanicznie jedynie dla osiągnięcia celu - złapanie przestępcy- wszystkie
środki dozwolone. Dopiero teraz kiedy
czytam informację o profilu cech psychologicznych „mężczyzny z ADHD” widzę
dokładnie Olę kilkunastoletnią.
O rany,
jak ona miała przepieprzone, kto w tamtym świecie mógł ją zrozumieć, jak ona
sama biedna nie mogła siebie pojąć, jeśli
nawet nie było psychologicznej definicji Kobiety z ADHD i skoro tak bardzo
rozdzielano osobowości męskie i kobiece. Dla Oli z cechami mężczyzny z ADHD nie
było miejsca w żadnej rzeczywistości, więc nic dziwnego, że stłamsiła te
emocje, dając im upust jedynie w momentach kinowej identyfikacji z szalonym bohaterem.
A przecież
z łatwością można było sobie wyobrazić tamtą Olę jak goni przestępców po dachach pociągów,
w rozpędzonych samochodach, strzela i biega po starych magazynach Brooklynu i nie był to wcale obraz abstrakcyjny. Ola
zdecydowanie była by bardziej na swoim miejscu w nowojorskiej mrocznej
narkotykowo- korupcyjnej wojnie, niż na lekcji matematyki, fizyki, czy chemii w
Liceum nr V im. Wery Kostrzewy w fartuszku z białym kołnierzykiem, nie znającej
odpowiedzi na zadawane jej pytania, zagubiona w socjalistycznym systemie edukacji
tylko dla grzecznych dziewczynek.
A dla
zaspokojenia waszej ciekawości przytaczam przeczytaną internetową definicję
Mężczyzny z ADHD; otwarty na bodźce, wrażliwy, nie zawsze potrafi przyjąć krytykę,
kreatywny, wizjonerski, ma dobrze rozwiniętą wyobraźnie, znajduje nietypowe
rozwiązania, przy odpowiednim zainteresowaniu tematem potrafi osiągnąć
niezwykła wyniki, może cedować, zrzucać monotonną prace na innych lub w ogóle
jej nie wykonywać, wymaga bezwarunkowej akceptacji, wtedy jest czuły i
życzliwy, reaguje spontanicznie, ale musi być samodzielny, nieraz cechuje go nadpobudliwe
zachowanie /…/
Bodziec
trzeci
Uwierz w
ducha z 1990 roku. Ola akurat nie miała z tym problemu, od zawsze wierzyła w duchy, nawet coś więcej ,
niż wierzyła, marzyła być prawdziwym
duchem i takiego ducha, jakim chciała by
zostać zobaczyła właśnie w tym filmie, w
pełni wolna postać ducha metra /zauważcie jak często powtarzam słowa prawdziwy
i wolny to jakaś obsesja Oli z XX wieku/ wędrowiec żyjący w pędzących wagonach
nowojorskiego metra, wiecznie wkurzony i złośliwy, wylewający pasażerom kawę
lub coca colę z papierowego kubka, wytrącający z rąk gazetę, wrzeszczący i
agresywny, o niesamowitej, charakterystycznej fizjonomii, Duch Włóczęga zwany
Duchem Metra, a grany przez Vincentego
Schiaveliego. I teraz rozumiecie jak bardzo Ola chciała być w nowojorskim
metrze nawet kosztem wejścia w rozmyte, mało atrakcyjne, niewidzialne ciało wielkiego,
brzydkiego mężczyzny.
Bodziec
czwarty
Adwokat Diabła z 1997 roku, znowu Al Pacino, wątek
faustyczny, ale dla Oli taki trochę zawodowy. Ola przez całe swoje życie starając
się o pracę pisała w CV „ nie przegrałam żadnego procesu” , rozpierała ją z
tego powodu duma, że tak właśnie się ułożyło, aż raz zdarzyła się przegrana,
okrutna porażka z zaskoczenia i to w
Sądzie Najwyższym, Ola ogłupiona i zdruzgotana siedziała na ławce w parku pod Pałacem Kultury i
płakała, taki dziwny płacz z rozczarowania i rozgniewania jednocześnie, jeśli
wtedy przyszedł by do niej Lucyfer /jestem tego pewna/ i chciał jej duszy za
odmienienie biegu wypadków – zaprzedała by swoją dusze na wieczną mękę i
potępienie, za chwile podłechtania swego ego i tego obezwładniającego przyjemnością
uczucia triumfu, tak, tak by było. I kiedy Ola oglądała scenę wykładu Szatana dla
młodego, zabójczo przystojnego prawnika
/Kean Reeves/, tuż przy stacji metra,
kiedy mówi jak stać się panem wszechświata;
POWALAJ UPRZEJMOŚCIĄ, OKIEŁZNAJ NAPIĘCIE, OKIEŁZNANE
MOBILIZUJE NIE NISZCZY, BĄDŹ SKROMNY, NIE WYWYŻSZAJ SIĘ, NIKT WTEDY NIE ZNA
TWOJEJ MOCY I PAMIĘTAJ KORZYSTAJ Z METRA, JEST NAJSZYBSZE, BĄDŹ Z LUDŹMI, NIE
UCIEKAJ OD NICH, Ola postanowiła dostosować się do tych rad, ponieważ z ekranu
biła taka moc, że uwierzyć w magię tych słów było łatwo, a Ola jeszcze wtedy
ciągle chciała wygrywać procesy, nigdy nie przegrywać.
Nowojorskie
Metro Subway wrzesień rok 2017
Ola już po
dwóch tygodniach jeżdżenia codziennie metrem stała się prawdziwą nowojorką. Potrafiła
przesiadać się skracając czas podróży z lokal do ekspres i odwrotnie, biegać między
wagonami z wielkim kubłem XXL kawy ze Starbucksa, nagrywać filmiki z muzyką podziemnych artystów , tańczących, mówiących, pstrykać
zdjęcia ciekawostek, słuchać dźwięków metra i ludzi, tańczyć w ich rytm, nucić,
obserwować, spokojnie przyjmować przebiegającego szczura, omijać, bez obrzydzenia,
jak na ulicach Delhi, leżące ekskrementy, zaglądać w ekrany telefonów
siedzących obok, przysłuchiwać się /…/ cały czas czuła się zaopiekowana przez wszystkie służby Miasta, jakby
komplet aniołów Nowego Jorku bezustannie
dbał o jej bezpieczeństwo.
Metro, coś
między niebem, a piekłem, chłód klimatyzacji w wagonach i rozżarzony upał pełny
gorących przeciągów w przestrzeni stacji, żar, który wyciskał z organizmu
stróżki potu spływające od czubka głowy poprzez linię dzielącą parzyste pośladki, uporządkowany tłum
w godzinach szczytu, pilnujący swojej przestrzeni, /Ola nauczyła się jak wszyscy
utrzymywać przestrzeń, czekać na przyjazd następnego składu
,a nie upychać się jak sardynki w puszce/, elegancki, podniecony nadchodzącą imprezą w sobotni wieczór, lekko pijany nocą, śpiący , zapracowany świtem… wszyscy zdyscyplinowani, zgodnie z edukacyjnymi filmikami o ludzikach; białym, zielonym, czerwonym, grzeczni, usłużni i nieustająco używający trzech czarodziejskich słów; proszę, dziękuje, przepraszam z przemiłym, szczerym, zdecydowanym uśmiechem na ustach. „Sory” nawet od kogoś kogo przypadkowo się popchnęło.
,a nie upychać się jak sardynki w puszce/, elegancki, podniecony nadchodzącą imprezą w sobotni wieczór, lekko pijany nocą, śpiący , zapracowany świtem… wszyscy zdyscyplinowani, zgodnie z edukacyjnymi filmikami o ludzikach; białym, zielonym, czerwonym, grzeczni, usłużni i nieustająco używający trzech czarodziejskich słów; proszę, dziękuje, przepraszam z przemiłym, szczerym, zdecydowanym uśmiechem na ustach. „Sory” nawet od kogoś kogo przypadkowo się popchnęło.
Czas w
metrze, czyli czas spokojny, radosny, pełen wrażeń, będący niekończącą się przygodą
i planem filmowym.
Najwięcej
lubiła moment wychodzenia z Metra, jakby po długiej podróży statkiem dobijała
do nieznanego lądu, wydobywając się z dusznej
ciemności podziemia na światło dnia wiele razy robiła swoje łłaałł; i w chińskiej dzielnicy Flushing, i nad
Oceanem – Coney Island, i na Union Squer, na
Dolnym Manhattanie, na Górnym, w środkowej, północnej części Central Parku,
zawsze łłaałł na Grand Central, Wall
Street, 8 Avonue … jejku chyba zawsze zachwycał ją widok, za każdym razem
zaskakując swoim urokiem, pięknem i odmiennością wszystkiego wcześniej
widzianego.
W Metrze
Ola przeżywała bez liku swoich pierwszych razy; pierwszy raz widziała ;
- kobietę
na wózku inwalidzkim, całą owiniętą szczelnie, łącznie z twarzą, czarną
materią, pchaną przez służącego/?/ w białej szacie i białym turbanie,
- Popeye i Claudy recytujących Szekspira
/chyba/
- piękną dziewczynę z owłosionymi nogami,
- piękną dziewczynę z owłosionymi nogami,
- płaczącą Japonkę oglądającą film gdzie zabójczo
przystojny Japończyk upija się na grobie
ukochanej, może nawet przygotowuje się do popełnienia samobójstwa ,
- zupełnie
dziurawe czarne półbuty na nogach biedaka albo hipstera /odróżnienie jest dla
Oli jeszcze niemożliwym/,
- dwie kobiety z obłędnym makijażem, jedna w męskim stroju, pieszczące słodkiego
pieska trzymanego w nosidełku,
- wielkiego dalmatyńczyka w ogromnej torbie i
boksera w bokserkach leżącego grzecznie w wózeczku,
- czarowne, kafelkowe mozaiki zwierząt na stacji wychodzącej do Muzeum Historii Naturalnej przy 79 ulicy i Central Parku,
- czarowne, kafelkowe mozaiki zwierząt na stacji wychodzącej do Muzeum Historii Naturalnej przy 79 ulicy i Central Parku,
- widziała człowieka, w żebraczym stroju, z krzyżami wytatuowanymi na twarzy – czole, powiekach, mówił coś wspaniałym dźwięcznym głosem, a ludzie podnosili głowy znad ekraników i dawali mu po 20 dolarów…… / ha,ha już skończę, muszę kończyć niekończąca się wyliczankę Pierwszych razy Oli, ponieważ Subway jest nieprzerwanym ciągiem zaskoczeń mogę wyliczanie tworzyć niczym powieść/.
Zdarzyło
się, że Ola w Metrze, bądź dla
uwolnienia przeżywanych emocji, a może z oczarowania, popłakała się serdecznie;
do wagonu weszło dwóch młodych ludzi, zagrali z odtwarzacza mocną, skokowo
rytmiczną muzę hipsterską i zaczęli swój
występ, akrobacje na rurze, skoki, salta, biegi po suficie wagonu, zaprzeczające
grawitacji, fruwali, kręcili młynki, ewolucje, figury stanowiły jakby rytmiczne
błyski błyskawicy, taka to była
malutka chwila, jeszcze mała sekwencja z tańczącym kapeluszem i jak wystrzał huknęły głośne brawa.
Odbiór krótkiego spektaklu spowodował, że Ola zamarła w bezruchu, oczy zamieniły się w spodeczki, serce stanęło, a ogromne łzy wzruszenia toczyły się bezwiednie po policzkach.
malutka chwila, jeszcze mała sekwencja z tańczącym kapeluszem i jak wystrzał huknęły głośne brawa.
Odbiór krótkiego spektaklu spowodował, że Ola zamarła w bezruchu, oczy zamieniły się w spodeczki, serce stanęło, a ogromne łzy wzruszenia toczyły się bezwiednie po policzkach.
***
Ola po czterech tygodniach oglądania ludzi na ulicach i w metrze pokusiła się o stworzenie obrazu statystycznej nowojorki; szczupła, niewysoka, ciemne włosy, średnio długie, profesjonalnie wystrzyżone, około trzydziestoletnia, niezbyt mocny makijaż, gładka cera, biżuteria drobna, małe złote kolczyki, złoty łańcuszek z wisiorkiem, prawie zawsze tatuaż, nawet mocno rozległy /wyjątkowo często motyw nietoperza na tle czerwonego zachodzącego słońca/ spodnie czarne, obcisłe /prawie zawsze z rozdarciami/ , biała bluzka lub koszulka, tak czyściutka jakby dopiero co rozpakowana po zakupie/ ładny markowy czarny plecaczek albo torba na ramię, oczywiście nieodłączny telefon,na nogach tenisówki, a raczej trampki, też markowe. Ole zdziwiły najbardziej często buty ubierane na bose nogi i doczepione do ubrań, butów, torebek kolorowe ciciki. Parę razy widziała przypięte do spodni lub torebki złote kłódki z wygrawerowanymi imionami. Super prezent dla zakochanej pary.
Załączam zdjęcie dwóch nowojorek - wersja podstawowa i trochę ubogacona :-))
Kończę już
teraz, przepraszam /uśmiech/ bez klamry zamykającej,
ciąg dalszy oczywiście nastąpi, przecież rytm Nowego Jorku pulsuje w Oli głowie
nieprzerwanie, tylko chce już wrzucić pierwszego nowojorskiego posta, już prawie trzy miesiące nic nie pisałam i
czuje się z tym trochę naga.
zapraszam do jednego z najpopularniejszych postów http://60twarzyoli.blogspot.com/2016/08/zmys-wechu-szesc-historyjek-o-zapachach.html
zapraszam do jednego z najpopularniejszych postów http://60twarzyoli.blogspot.com/2016/08/zmys-wechu-szesc-historyjek-o-zapachach.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz