środa, 14 czerwca 2017

KRASNAL PIERWSZY W REALU II CZĘŚĆ


A więc ciąg dalszy-  zaczynamy!!!!😊
Krasnal Pierwszy w realu, czyli jak Ola wypełniała przestrzeń pomiędzy waginą, a sercem
CZĘŚĆ II
Motto; To są wspomnienia, ale proszę, pamiętajcie, że /dla każdego z dobrą wyobraźnią/ wszystkie wspomnienia są fałszem. Pamięć jest wyjątkowo niedoskonałym dostawcą szczegółów /…/ najprawdziwsze jest to, co mogło lub powinno się wydarzyć. /fragment Ratować Prośka John Irving tłumaczenie Andrzej Ceynowa/

Pierwszy telefon i pierwsze słowa i pierwszy śmiech i otwartość szalona i doprawdy silny  złoty strzał radości i podniecenia.
Tak, tak  los dał im  najwspanialszą nagrodę….  dał dużo więcej niż mogli przewidzieć
Pierwsze spotkanie –  Ola w zielonych spodniach obciskających pupę streczem i łódkowatej czarnej bluzce stała, na Peronie 5 Dworca Głównego swojego Miasta, już zupełnie spokojna po radosnych rozmowach i mailach z Adamem, tak od pierwszych słów i pierwszego śmiechu między nimi zrodziła się otwartość szalona, kiedy Adam wyskoczył z czwartego wagonu pociągu Intercity, jak starzy znajomi pocałowali się i trzymając za ręce, spoglądając na siebie z uśmiechem ust i oczu weszli do samochodu Oli i pojechali na dwa dni poznawania się wzajemnego do wynajętego domku nad jeziorem w samym środku lasu. Przez wspólny czas kochali się, rozmawiali, kochali się , rozmawiali, jedli wiśniowe delicje oblane czekoladą i pili czerwone wino, a późną nocą siedzieli nadzy w łóżku, oparci o ścianę, objęci patrząc jak cienie suszonych kwiatów z wazonu na stoliku, stanowiące przeszkodę  drodze promieni światła świec, tworzyły tańczące, fantazyjne postacie na ścianie. O świcie na nagie ciała ubrali białe swetry  i poszli na spacer wśród sosen, objęci, jak licealiści na pierwszej randce, bo przecież stali się młodzi, zaczynali nowy rozdział w swoich życiach……………
i dalsze- trwało tak wiele miesięcy, ich wspólne rytuały; kilka dziennie maili, kilkanaście sms-ów, wspólne telefoniczne, z psami, jedzenie śniadania, weekendy od pociągu do pociągu, dziwne opowieści; jak ta o centryfugach, kiedy w dzieciństwie kręcąc powoli kolbą, przy dziwnym mruczeniu urządzenia oddzielali tłuszcz z mleka pełnego… wieczorem Adam kładł swoją komórkę na Oli, mówił „Dobranocki”, a rano kiedy Ola się budziła zawsze widziała ułożone, ich wcześniej rozrzucone ubrania, perfekcyjnie  w kształcie leżących na sobie ludzi, jedno na drugim;
Oli nic a nic nie przeszkadzało, że spotykali się niezbyt często. Spełniła swoje szczęście z Czarodziejskiej Góry Manna, historia ich zamknięta w świecie, gdzie czas płynie inaczej, od przyjazdu do odjazdu pociągu, a czas pomiędzy jako taki niewykorzystany stał się szczelnie i bogato wypełniony oczekiwaniem jego przyjazdu.
Karczma- kiedyś, na koniec wspólnego weekendu, weszli do przydrożnej karczmy, żeby coś zjeść, wypić, a tak naprawdę posiedzieć jeszcze trochę razem. W milczeniu skubali nawzajem kulki swoich białych swetrów. Podeszła kelnerka i powiedziała „ pierwszy raz to robię, ale nie mogę się opanować, tak zakochanej pary nie widziałam nigdy w życiu”
Z listów Adasia- … tęsknie ogromnie i muszę żyć, lecz myśl, że się spotkamy jakoś mnie uspakaja i trwam w oczekiwaniu na upragniony weekend, nie wiem co będzie się działo, TWÓJ samochodzik może całkowicie się rozpuścić, a My razem z nim…. Chyba, że wcześniej gdzieś się zatrzymamy…….. i ……. Wypijemy dużo zimnej wody -😊)) lub …. Ok już dość…. Dobrze, że internet jest na całym świecie, jestem z Tobą, przy Tobie i myślą i duchem, tęsknie za Tobą i tylko myśl o Tobie i zapach Ciebie całej gdzieś tam wewnątrz pozwala mi na przetrwanie…. Aniu nie spotkałem takiej kobiety jak Ty i wiem, ze jesteś wyjątkowa… u Ciebie wszystko jest takie cudowne i czarowne… jeszcze raz całusek i buziaczek – po milion razy każdy… na zakończenie pragnę czule i namiętnie popieścić się z Tobą i wszystko i ….. pojeździć rowerem, iść na spacer z Tobą i Pufami…. I wszystko robić RAZEM…kończę bo jeszcze zamoczę klawiaturę łzami…. Masz wspaniały głosik przez telefon…. Pragnę>tęsknie> uwielbiam> marzę> myślę> czuje> KOCHAM NAD ŻYCIE …..Aniu ja piję zimną wodę, a na noc worek z lodem pod materac… i też nie pomaga „koronki.koszulki,pończoszki” i Ty cała raz na biało, raz na niebiesko i innym razem na czerwono lub czarno, już po prostu ….boję się kłaść spać… nie wiem co się dzieje…. A może coś ze mną nie tak….nie mówić to też przyjemność… jesteś…. A każda Ciebie kropelka to milion słodyczy……każda chwilka bez Ciebie to jak stracony czas w życiu moim… chciałoby się być z Tobą dzień i noc i bez końca…. Wystarczy zamknąć oczy i uszy…. Nabrać powietrza i już widzi się szczęśliwą Anię…. Jedyny mankament, że jak się tylko troszeczkę uchyli powieki i chce dotknąć Anulkę to zaraz czar pryska… ja tak nie chcę !!!!!! ……bbbbbbardzo mi Ciebie brak bbbbbbbbbrak!!!!!!!!.... ale duchem, myślami jestem z Tobą i tuż, tuż!!!!!!... marzę o Tobie i pragnę dotyku Twoich rak, ust, włosów, gładziutkich nóżek, widoku Twoich uśmiechniętych oczu i wszystkiego no wiesz, wszystkiego co posiadasz……
Anulku ja …może to nie ładnie tak przez przestrzeń cybernetyczną, lecz równie mocno przeżywam naszą znajomość i nie ma innych słów tylko takie, że zakochałem się w TOBIE!!!!! I to bez granic….!!!!! Jest mi ogromnie lżej, iż to sobie wykrztusiliśmy, już teraz…..

Wigilia- pierwsza wspólna Wigilia, trzy dni przed, malutka choinka, karp i sernik i prezent dla Oli czyli Adaś przebrany za Gwiazdora, nagi, w fartuszku z wielką puchatą czapką Mikołaja na głowie /jako replika najbardziej seksownego plakatu jaki widziała Ola/, tańczą we dwoje, przytuleni, całą tajemniczą noc. Taki oto wiersz napisała później Ola, grudzień 2002 pt. O Nas
Taki jesteś jakim Cię tworzę
swoimi dłońmi i ustami,
śmiechem, spojrzeniem, rozmowami.
Poznajesz siebie od początku,
w puchowej czapce i fartuszku,
w łzach szczęścia i dowcipie,
w bieganiu nago po trawniku,
myślach, pragnieniu, szeptach, sile
czarownej chwili tej co żyje
Taka znów jestem jak mnie tworzysz
swoimi dłońmi i ustami
histroryjkami, prezentami
Poznaje siebie od początku
w pończochach, w pasku i gorsecie
w łzach szczęścia, w wierszach
I chichocie
błysku iskierek, krzyku, sile
czarownej chwili tej co żyje.
***
Historia Adasia /może taka, może inna, któż to wie/- Kiedy Adaś miał 10 lat, a jego brat 8, tato ich zakochał się w pięknej młodej dziewczynie i zostawił mamę Adasia samą z dziećmi. Mama Adasia  waleczna, pracowita i odpowiedzialna osoba pojechała z synami do Ameryki, do swojej siostry, tam otworzyła zakład fryzjerski i bardzo dobrze im się działo. Adaś kochał mamę i brata ponad wszystko, więc kiedy skończył 30 lat i mama kazała mu się żenić, on mamy posłuchał, choć wiedział, że nic z tego ślubu dobrego nie będzie; wiedział to, ponieważ swojej przyszłej żony nie kochał, a kiedy przewoził suknie ślubną samochodem miał wypadek i suknia wyleciała przez zbite tylne okno samochodu na sam środek wielkiej ruchliwej  ulicy prosto pod ogromny miejski autobus. Adam oprócz mamy i brata, potem dwóch córek miał jeszcze jedną miłość; tajemniczą i niespełnioną. Od zawsze jak tylko mógł jeździł na łyżwach na lodowisku przy 5 Alei w Rockefeller Centrum, jeździł b.dobrze, potrafił zrobić stabilny piruet siadowy, a nawet akrobatyczny i tam poznał śliczną łyżwiarkę, Annę, dziewczynę w białym swetrze, zielonych elastycznych spodniach i czarnych półdługich włosach, w której bez pamięci się zakochał i która była jego marzeniem niespełnionym. Razem jeździli trzymając swoje ciepłe  dłonie i próbowali wykonywać piruety parowe, zaśmiewając się do łez z nieudanych prób. Kiedy Adam  pierwszy raz zobaczył Olę na Dworcu  serce zamarło mu z wrażenia, był przekonany, że to cudem niezrozumiałym tamta Anna z nowojorskiego lodowiska stała z roziskrzonymi oczyma i uśmiechem na Peronie nr 5
Koniec pierwszy- 21 marca 2003 roku , 21 marca niby sympatyczna data och, ech, chociaż na drugi dzień po wybuchu drugiej wojny w Zatoce Perskiej, Ola razem z dziećmi śmigała na nartach, w pięknym marcowych słońcu skrzącym się milionami gwiazdek na Hali Szrenickiej. Nagle telefon od Adasia, Ola w słońcu przez ułamek sekundy szczęśliwa, tylko tylko malutką chwilkę szczęśliwa!!!!! Adaś chrypiącym głosem /zawsze robiła mu się z głosu chrypka, kiedy był zdenerwowany/ mówił, że właśnie wchodzi do samolotu, że jest z psem, że dostał wezwanie do służby cywilnej w NY, że mama jest już tak długo pod maszynką PI, PI, że jej choroba zjadła wszystkie oszczędności, że on musi tam być, że będzie się mamą opiekował jak długo będzie trzeba, że to jego obowiązek, że już chyba nie wróci do Polski, że nie wie co z nimi będzie, ale na chwilę obecną to nic nie będzie….. i więcej Ola nie usłyszała, bo rzuciła komórką daleko, daleko w roziskrzony słońcem śnieg………

Rokitno- Ola często jeździła na trasie Gorzów Wlkp. i Miasto Oli, zawsze widziała, gdzieś w połowie drogi taki drogowskaz „Sanktuarium Rokitno”, ale nigdy nie była w tamtym miejscu. Tego majowego dnia pachnącego do upojenia bzami, wracała w mocnym majowym słońcu wcześniej z rozprawy, kierownica sama, bez Oli decyzji skrętu, skręciła w prawo, samochód podjechał na parking, Ola bezwiednie wysiadła i przespacerowała przez pełen pięknych krzaków i drzew bzów do rokokowej, bogatej w kolory Bazyliki Matki Bożej Cierpliwie Słuchającej, nastrój był niesamowicie podniosły, śpiewał chór na biało ubranych dzieci, Ola uklękła i wtedy poczuła muśnięcie skrzydeł Czarnego Anioła…. zaczęła modlić się prostą modlitwą Ojcze nasz… Dopiero wchodząc do samochodu odblokowała telefon i zobaczyła sms od Adama „ w nocy zmarła Mama, płakałem i poprzez łzy w szybie szpitalnego okna, zalanej deszczem, widziałem Twoją kochaną twarz”…….
Sms z Brooklińskiego Mostu – „Dziuniu, Anulku, Oluniu – jechałem do pracy przez brooklyński most, nagle usłyszałem Twój śmiech i uderzenia obcasów Twoich bucików o płyty peronu, zatrzymałem samochód, zacząłem walić  głową w kierownicę i wyłem z bólu,  pokochałem Ciebie na zawsze, nic tego nie zmieni”
 A Ola odkrzyknęła do szybki telefonu słowami Stachury;
„Nie brooklyński most
Ale przemienić
W jasny nowy dzień
Najsmutniejszą noc-
To jest dopiero coś.
Nie brooklyński most
Lecz na drugą stronę
Głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś”
Bo jedno czego Ola doprawdy nie mogła znieść i z czym nie mogła się nigdy pogodzić to uczucie bezradności.


Dworzec- Napisane w pusty , lipcowy, nudny dzień pracy jako c.d. zdań Jerzego Plicha konkurs – zadanie dla czytelników Polityki , nigdy przeze mnie nie wygrany – duże rozczarowanie, które sobie teraz rekompensuje
Wbiegła radośnie po schodach na peron 5 dworca głównego swojego Miasta. Ubrana jak wtedy w beżowy płaszcz i śmieszny czarny kapelusik. Wyglądała jak mała dziewczynka jeszcze bardziej niż pierwszego razu. Z satysfakcja przyjęła fakt jest około 3 minut do przyjazdu pociągu. Punktualność w jej życiu ofiarowali bogowie; mimo korków, niespodziewanych telefonów była tu o czasie w którym chciała. Jeszcze tylko SMS do syna z przerzuceniem zadania, które dostała przed chwilą sms-em od swojego aktualnego mężczyzny. To taka jego metoda wysyłania różnych zadań i próśb do spełnienia by zająć ją sobą w każdej chwili. Patrząc na zbliżający się do peronu cicho i majestatycznie, w drgającym powietrzu jak fatamorgana pociąg, przypomniała sobie jego wczorajszy telefonowy glos z zaświatów.  To już 9 miesięcy minęło od jego wyjazdu, rozstania czy zerwania w jednym, po roku burzliwego romansu, 48 dat razem spędzonych i bliskość wspólna niespotykana. Może nie było spodziewanej mądrości, lecz na pewno była przyjaźń , radość i seks. Jednak teraz jak i przez cały czas wiedziała, że to koniec, byli dla siebie za trudni, za silni, zbyt przywiązani do swoich bajek. Mimo tej świadomości nie mogła oprzeć się spotkaniu. Chciała tylko wypić z nim kawę, parę minut w dworcowym KFC. Tak postanowiła. Przez dłuższą myśl, która ją zajęła umknęła chwila kiedy pociąg stanął i podróżni poddali się rotacji  wsiadania i wysiadania. Nie dojrzała go jeszcze, ale odruchowo kucnęła w zarysie postaci dość obszernego grubasa, to taka ich gra w chowanego. Dostrzegła Go, jest, ogarnął ją zawrót głowy. On wyglądał niesamowicie, zupełnie inaczej niż go pamiętała., stał patrząc w przestrzeń, w długim czarnym płaszczu z Matrixa,
z dojrzałą, pełną wyrazu twarzą po przebytych  cierpieniach i od /wiedziała to na pewno/ miłości do niej i z ogromnymi oczyma, jak inny człowiek, a jednocześnie tak bliski, aż radośnie zabolało. Podbiegła do niego, chwyciła dłońmi jego policzki, spojrzała we wszechświat jego zielonych oczu i już wiedziała, że nie będzie żadnej kawy……
Weszli do samochodu całując się i trzymając za ręce. Zawsze robili rzeczy fizycznie niemożliwe. Popatrzyli na siebie figlarnie i zamienili siedzenia na tylne. Wszystko im sprzyjało, zaparowane szyby, popsuta lampa uliczna… Przemknął jej przed oczami obraz niedawno widziany „jak śpią Japończycy” naśladując tamta scenę położyła brodę we wgłębienie jego ramienia, przylgnęli do siebie tak, że stanowili dwa złączone klocki lego.  Pomyślała w szczęśliwości wspólnej chwili myślą Scarlett O Hary z Przeminęło z wiatrem „o reszcie pomyślę jutro”.
Skorzęcin- prosto z Dworca pojechali do Skorzęcina, musieli spędzić noc, byli jak w transie, ogarnięci gorączką,  nieokiełznani, namiętni. Wszystkie miejsca były zajęte, ubłagali portiera i dostali nieogrzewany  domek campingowy, ubranie z nich zniknęło, całą noc ON całował całe JEJ ciało, przytrzymał jej głowę leżąc nad nią „Będę Ciebie kochał zawsze, zawsze….” Wypowiadał te słowa wielokrotnie jak zaklęcie. Nie zauważyli nawet jak portier wszedł z wazonem i bezszelestnie włożył do niego bukiet czerwonych róż.

Lodowisko na Rusałce- Adam zmienił pracę, mógł częściej przylatywać do Polski. Tej ostrej śnieżnej zimy odwiedził Olę już w domu – oficjalnie. Cały czas spędzili po Adasiowemu; codziennie rano chodzili na łyżwy na Rusałkę razem z psami. Jezioro było zasypane śniegiem. Adam pożyczył szufle do odśnieżania  i oczyścił prawie całe jezioro, żeby Oli lekko się jeździło. Kiedyś był mistrzem łyżwiarstwa i teraz dla Oli pokazywał różne sztuczki.


Aż przyjechała telewizja miejscowa i nakręciła o nich program jak mieszkańcy Oli Miasta spędzają ferie. To był zwariowany, szczęśliwy śnieżno-lodowy czas. Córka Oli zrobiła o tym ich czasie super komiks.

Wielkanoc – Koniec drugi i ostateczny - na Wielkanoc do Oli i jej Dzieci i Psów Adam przyjechał jako narzeczony, Ola na serdecznym  palcu prawej dłoni nosiła z dumą złoty pierścionek z koralem, a w uszach piękne złote kolczyki zaręczynowe i malowali pisanki, i poszli wszyscy /bez psów/ ze święconką, i lali się wodą, Adaś kroił warzywa do sałatki, a Ola upiekła pyszny sernik, oglądali telewizję, Ola trzymała głowę na kolanach Adasia.  Wszystko zmierzało do hepi endu i może by on się spełnił,  gdyby przy śniadaniu wielkanocnym Córka Oli nie zapytała /będąc pewną, że Adam nazywa się Kwiatkowski/ , „ a czy w szkole na Ciebie mówili też „Kwiatas”, Adam przytaknął, lecz miał przy tym taką minę, że na Olę spłynęło oświecenie zupełne i jak często z ogromnym opóźnieniem /ha,ha,ha!!!/ zrozumiała, że Adam kłamie i wszystko kłamstwem jest.
Rowerzysta – tego ranka Ola wstała o 4 rano, w komputerze był list od Adama, żadnego wytłumaczenia, tylko ble,ble,ble, o odpowiedzialności i że on nie może, że córki nigdy by mu tego nie wybaczyły i że Ola powinna zrozumieć, bo jej sytuacja jest inna, a jego inna i, i , i ….. Ola zaczęła z wściekłości kopać komputer /taki jeszcze był duża skrzynka/ i płakać i płakać, i taka zapłakana jechała do pracy swoim szmaragdowym Oplem Astrą i skręciła w lewo z podporządkowanej ulicy Wołyńskiej na ulicę wzdłuż Parku Sołackiego i nagle na szybie zobaczyła rozkwaszoną twarz Młodego Człowieka, który jechał na rowerze, Ola wyszła z samochodu, zobaczyła rower w kształcie ósemki pod samochodem, a Młody Człowiek żywy i cały, jakoś sprytnie wyskoczył w powietrzu na maskę  i nic mu się nie stało. Ola się trzęsła, to chyba histeria  była, trzęsionka niedoopanowania. A Młody Człowiek chciał pomóc i mówi; „ to ja zadzwonię najlepiej do pani męża, niech pani poda numer telefonu”. A Ola zwiększyła fontannę łez i wibracje trzęsionki i powiedziała najbardziej rozpaczliwym głosem jaki można sobie wyobrazić „ Ale ja nie mam męża”.
Hepi end – 14 maja 2017 roku świtem wśród chmur i lekkiej wilgotnej porannej mgły Ola z Mężem wędrują głównie pod górę wąską ścieżką ze strumykami , zawsze drogą wskazywaną przez żółte strzałki.  Trud tej drogi daje nagrodę kiedy pokonują przełęcz A Cauda ich oczom ukazuje się bezmiar przestrzeni Galicji, przepiękny widok bez końca. Mąż Oli idzie przodem, a ona staje, patrzy, czuje szczęście w każdej części swego ciała, w środku i na zewnątrz, słyszy radosny śmiech, prawie śpiew i widzi nad głową uśmiechnięte tańczące Anioły, to jej Anioły Stróże cieszą się z hepi endu Oli najprawdziwszego z prawdziwych.
Motto; umiera tylko to co źle zmieszane

              jeśli dwie równe miłości są zlane

              bez reszty w jedną – umrzeć nie będzie

              nam dane /John Donne tłumaczenie Stanisław Barańczak/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz