napisano; 6-10 września
2016 dom Oli
akcja; post u Leszka
Czechy Bartosovice Orlickie kwiecień 2005r., dom Oli 24 grudnia 2005r., Altana
w Parku Oliwskim, restauracja w Pałacu Opatów 12-13 września 2015 r., Półwysep
Helski, brzoza przy Rusałce 15 września 2015r.
W zawirowaniu monopauzycznych hormonów i
podniesionego ich poziomu oraz pędząc na karuzeli internetowych
romansów Ola postanowiła dni około + - 50 urodzin spędzić na poście u Leszka
dla wyciszenia i uspokojenia swoich spraw damsko- męskich czyli
mówiąc prosto z mostu - seksu.
Leszek kwietniowy post 2005 roku
organizował z czeskiej strony Śnieżnika w domku na skraju lasu
blisko miejscowości Bartosovice Orlickie, nad dziką rzeką o dzikiej nazwie
Divoka Orlice, która od roztopów stawała się coraz wyższa i raftingowa.
Ola w dzień urodzin chciała w
medytacji " stanąć silna na przeciw słońca" w bliskości kichającego
słonia i tak uświęcić te pełne w dekadzie urodziny.
***
W dzień podróży jak zawsze przed czekającą ją przygodą
zmian, Olę przenikał wspaniały nastrój, mimo, że cała Polska
ogarnięta była smutkiem i żałobą po śmierci Papieża Jana Pawła II i żałoba ta
jako najdłuższa z dotychczasowych polskich [sic], bo trwająca 7 dni, t.j. od śmierci
Papieża do dnia jego pogrzebu. Na dzień pogrzebu był także wyznaczony
ślub Księcia Karola z Camilą Parker Bowles, który ze względu na konieczność
uczestnictwa w pogrzebie Papieża Księcia Karola, został przesunięty
o dzień później czyli na sobotę, w sam dzień urodzin Oli, które też przypadały w sobotę, tak jak najważniejsze pierwsze urodziny Oli.
Dlaczego Ola tak bardzo interesowała się historią
Karola i Camilii do dziś nie wiadomo,
chyba dlatego, że umysł jej rejestrował informacje, zawsze te bardziej
pozytywne, taka barania zaleta umilająca życie.
Tego upalnego kwietniowego dnia Ola wrzuciła do
szmaragdowego Opla Astry małą torbę i matę i ruszyła przez polskie drogi
zażółcone od kwiatów forsycji wyjątkowo tej wiosny intensywnie
kwitnących.
***
Ola cieszyła się na wszystko co ją spotka; wspaniałe okoliczności przyrody Orlickich
Gór, specjalny stan umysłu , który
osiągała dzięki głodówce, ćwiczeniom jogi i lewatywom, ale najwięcej cieszyła się na spotkanie z dwoma Aniołami,
swoimi przyjaciółkami poznanymi też na poście trzy lata wcześniej w Hlavicach,
z którymi łączność miała i więź niespotykaną, a one posiadały
potencjał intelektualno- artystyczny i wiele, wiele innych, ale też
uwielbiały świrowate, erotyczne historyjki Oli, co Ola
bardzo ceniła u ludzi ze względu na swój egocentryzm, taka to już Ola była, hej J)
***
Urodzinowy spacer udał się tak jak było planowane, Ola
wędrowała po górskich ścieżkach, brodząc w polanach
biało kwitnących kwiatków, pierwiosnków, śnieżyc, fiołków, przeskakując strumienie, słuchając ich szemrania i oglądając
kapliczki, kamienne rzeźby, figury różnorakie, stare domostwa, których doprawdy
dużo było rozrzuconych to tu to tam, a potem popołudniową porą w tajemnicy
przed guru, zabrała swoje dwie przyjaciółki do małej kawiarenki w Bartosovicach,
gdzie wypiły w trójkę malutki toast winem pt. Wszystkiego
najlepszego z okazji 50-tych urodzin.
Oli wtedy przebiegła myśl o toastach, dzisiaj o tej
porze, na ślubie Karola i Camilii, a była
to myśl z tych co przychodzą I znikają niespodziewanie.
***
Na drugi dzień Ola i Ala poszły na spacer podsudeckim
szlakiem, ścieżkami w górę i w dół na tak zwane ulubione przez Ole
rozmowy intymne, wyjątkowo mówiła Ala, co się rzadko zdarzało, Ola potraktowała
opowieści bardzo poważnie i wypytywała o różne szczegóły, zasępiła się, fakty
jej się nie zgadzały i kiedy upewniła się, że historia opowiedziana nie ma
najmniejszej szansy na hepiend postanowiła ostatecznie i nieodwołalnie, że nie
da się Alicji zmarnować.
***
I jak to w zwyczaju u Oli bywa wszystko działo się w
zawrotnym tempie; w nocy telefonicznie zakładały pierwsze w życiu konto mailowe
dla Ali, kupowały pierwszy telefon komórkowy dla Ali i w ogóle Ala robiła szereg
rzeczy pt. Pierwszy raz Ali. Wszystko poszło jak po maśle, z mniej więcej około
kilkunastu tysięcy internetowych Krasnali Ola wyselekcjonowała Rysia, uroczego,
przystojnego, z bajecznym poczuciem humoru oficera marynarki handlowej, ,
pływającego chief electricion w norweskiej kompanii Knutsen, który po trzech
randkach z Alicją, bezpośrednio po rejsie zjawił się na lotnisku, w garniturze i z
woreczkiem plastikowym, niczym finał komedii romantycznej, jako supraj dla Ali,
która jechała na dużo wcześniej zaplanowaną wyprawę w Himalaje. Stosowniejsze
do okoliczności zakupy dla Rysia zrobili już w Indii.
***
Było to w południe wigilijne, rozległa się po Oli domu
melodyjka dzwonka wejściowego, Ola w brudnych od ciasta sernikowego
rękach otworzyła drzwi, stał tam Gwiazdor, w pięknym czerwonym ubranku, z długą
białą brodą i puchowej czerwonej czapce z ogromnym pomponem, wręczył
Oli bukiet z +- 50 czerwonych róż , dwa wielkie kieliszki w sianku i omszała
butelkę cabernet sauvignon ogarniętą celofanowym opakowaniem i jednocześnie
zaśpiewał na całą ulicę gromkim tubalnym głosem o dwóch sercach na zawsze
złączonych. Ola była zaskoczona, kto wie czy nie najbardziej w życiu. Najpierw
pomyślała o byłym narzeczonym z Nowego Jorku, a potem po przeczytaniu liściku w
różach już wiedziała, że to wdzięczność szczęśliwych Kochanków przysłała do Oli
Śpiewającego Gwiazdora z wigilijnym podarkiem.
***
Minęło 10 lat i Ala z Rysiem dostali maila od Oli
Córki o wpis do Najpiękniejszego Prezentu Urodzinowego i taki to wpis został
tam zamieszczony;
Ala
Już same
okoliczności, w jakich poznałyśmy się z Olą są ważne i nobilitujące, zwłaszcza
duchowo. A było to na warsztacie jogi połączonym z postem u naszego
niepowtarzalnego guru Leszka M. dzieliłam z Olą i jeszcze jedną uczestniczką
postu nieduży pokój, który Ola w celu wyrównania potencjałów wypełniała iście
cielesnymi opowiadaniami o siedmiu, a może czterdziestu siedmiu Krasnoludkach.
Miejsce duchowego postu na ten jeden pamiętny wieczór zamienił się w przybytek,
z którego dochodziły gromkie wybuchy śmiechu i nieludzkie piski. Pikanteria i
zabawność Oli przekazów mogłaby wskrzesić umarłego.
I taki był
początek naszej znajomości.
Upłynęło
trochę czasu… do następnego postu. Ola postanowiła, że nie da mi się zmarnować
. Zaczęło się swatanie i to gdzie? No, oczywiście w internecie! Broniłam się
przed tym rękami i nogami, bo po internetowych opowieściach Oli nigdy przenigdy
nie dałabym wiary, że stamtąd mogłoby przyjść coś porządnego, o szczęściu nie
wspomnę. A Ola? Jak postanowiła tak zrobiła. Rzuciła mnie w elektroniczne
odmęty i co? Właśnie co? Wierzyć się nie chce. Jesteśmy z Rysiem okrągłe 10 lat
i we wrześniu uświetnimy nasze wspólne życie ceremonią ślubu. Gość honorowy;
Ola, Dziękujemy Ci Oluniu!
Rysiu
Z mojej
strony wyglądało to trochę inaczej, bo ja nie znałem Oli wcześniej, a zostałem
przez nią tylko „wyselekcjonowany” , hehe.
Będąc na
zakręcie życiowym – w desperacji, a może i dla przygody, zarejestrowałem się
pierwszy raz w życiu na Sympatii. Długo tam nie posiedziałem, bo Ola szybko
„wygarnęła” takiego nowicjusza i podsunęła osóbkę do przetestowania. Jak ten
test się zakończył – wiecie, a Ola pozostanie w naszym życiu na zawsze.
***
Konsekwencją urodzinowego wpisu było zaproszenie, co
je Ola z Mężem dostała, wynikało z niego jednoznacznie, że związek ich jest w
pełni partnerski I z obopólnym wzajemnym poczuciem humoru.
Na wstępie zaznaczono słowami Magdaleny Samozwaniec,
iż " mężczyzna winien być mężem, kobieta zamężną", dla
sprawiedliwości zaś przyjęli oboje nazwisko dwuczłonowe jedno panieńskie Ali,
drugi kawalerskie Rysia. Poinformowali też o ślubie w plenerze Parku Oliwskiego
w dniu 12 września jako decyzji " z radością i pełną świadomością jak
nigdy dotąd :-))))".
***
I tak we wrześniowe popołudnie w oczekiwaniu goście
zaproszeni, a wśród nich Ola z Mężem, zasiedli na białych krzesłach
przed Altaną całą w światłach i kwiatach, przepełnioną muzyką od 10 lat
odbywających się koncertów cotygodniowych, z Urzędniczką Stanu Cywilnego w
środku. Pierwszym zwiastunem nadejścia Państwa Młodych była wnuczka Alicji
skupiona i przejęta, w białej sukience, sypiąca płatki kwiatów, wyłaniająca się
jak Amorek z wilgotnej mgły tworzącej nad aleją, niby bindaże, z innej części
parku, nad szpalerem drzew i zarośli…
A za nią, kręta
alejką, w parterze traw, posuwistym dostojnym krokiem idąc ukazały się dwie baśniowe
postacie; przepiękna kobieta w sukni, też białej, z kwietnej koronki z białą
warstwą nieprzeźroczystą /nie na ramionach i plecach/, dekoltem czystym, w
białych koronkowych rękawiczkach zasłaniających jedynie przedramiona, w jasnym
długim płaszczu, w zachwycającym dużym białym kapeluszu kunsztownie wykonanym
przez kultową kapeluszniczkę z Sopotu, z czerwonym bukietem kwiatów w dłoni.
Wszystko to tworzyło, z nieskazitelną figura Panny Młodej, harmonijną i
doskonałą całość. Razem, obok Pan Młody
w granatowym mundurze galowym marynarki handlowej, ze złotymi dystynkcjami I guzikami,
na wzór brytyjski, też uszytym , zgodnie
z bezwzględnymi wskazówkami Ali, przez zabytkowego krawca mundurów z Gdyni, który
jak mantre powtarzał “ będzie pan zadowolony”, w białych rękawiczkach, tak
galowo jakby wynagradzając wszystkich oficerów, którzy tego ubioru przez długi
czas w Wolnej Polsce nie mieli.
Obydwoje jakby płynęli marynarskim tchnieniem przez
Park i staw i Zatokę
Gdańską, a potem w morze i oceany świata.
Tak, tak
mężczyzna w mundurze to jest to, doprawdy szkoda , że Książę Karol na swoim
drugim ślubie był bez munduru, przez to, a także przez dużo mniej atrakcyjny
kapelusz Camili mimo, że przez wielkiego projektanta Philipa Treacy
zaprojektowany, a także oczywiście przez nieporównywalnie większą urodę Naszych
z Trójmiasta Państwa Młodych ślub w
miejskim ratuszu w Windsorze był niewspółmiernie mniej królewski niż ten w
Parku Oliwskim.
***
I po Ślubie takim wspaniałym, Wesele równie z wielką
klasą się odbyło. Nie Wesele Wyspiańskiego, Andrzejewskiego, Mrożka,
Krasińskiego, Zanussiego, Wajdy czy Smarzowskiego po których niesmak do takich
uroczystości pozostaje, ale radosna elegancka wspólna zabawa dla uczczenia miłości I deklaracji
Państwa Młodych. Restauracja w Pałacu Opatów, przyjemne wnętrza okrągłe stoły
dające pogodzić paczworkowe rodziny i różnorodnych przyjaciół Państwa Młodych,
egzotyczne kolorowe ptaki na ścianach,
meny z przepysznymi daniami słodyczą potraw rozpływającymi się w ustach,
bajeczny tort weselny, artystyczne smakowite drinki, każdy dzieło sztuki
robione przez prawdziwego geniusza barmana bez zniżki standardów do samego rana
i didżej z wprawą dobierający muzę i goście znamienici, dwie córki Pana Młodego
wspaniałe kobiety i trzech jego wnuków, grzecznych przystojnych młodzieńców, i
syn Panny Młodej idealny mężczyzna i żona jego śliczna jak z obrazka i dwa
aniołki, wnuczki Panny Młodej i jej Mama starsza pani o wspaniałej
kondycji fizycznej i jasności umysłu do świtu i akompaniujący szef
zespołu Zagan Acoustic
śpiewającej z głębi duszy piosenki Edith Piaf nauczycielki francuskiego.
I teraz miejsce dla Oli i jej Męża, prezent specjalny
dla Państwa Młodych. Ola w seledynowej tiulowej sukni i Mąż jej w surducie
przedstawili scenkę Sztuki Kochania Owidiusza, Mąż Oli zaproponował, Ola
zredagowała, ujął ją Owidiusz swym stosunkiem do miłości , erotyzmu, takie też jest
zdanie Oli; erotyzm to podstawa wewnętrznej harmonii tego świata, a miłość to
rodzaj przygody, czy też ciągu przygód, lekkich, niefrasobliwych,
frywolnych, lecz jednocześnie dbałych o
znajomość płci, zadowolenie parnera /rki/ . Więc Ola zredagowała księgi
rzymianina i stosownie mówiła do Pana Młodego , a Mąż do Panny Młodej, z humorem
i swadą o tym jak znajomość płci wykorzystać dla wiecznej szczęśliwości, sycenia
płomienia w związku; słowami, zachowaniem, ubiorem, gestem… Śmiechu było co nie
miara… Pierwszy raz wspólnie występowali, a Ola przez swój ekshibicjonizm
publiczny w roli artystycznej bosko się czuła i z tego wszystkiego swoje
ascetyczne od dwóch lat zwyczaje
przełamała; mięsko pyszne jedząc, drinki alkoholowe pijąc i wspaniałe tureckie
papierosy paląc och, ach tak się cudnie bawili.... a po roku jeszcze niecałym
Ala do Oli napisała " och Oluniu kochana, wiesz byłam tak wykończona
przygotowaniami, że nie wiele skorzystałam, tak sobie myślę, że chciałabym to
przeżyć jeszcze raz, ale bardziej świadomie, może zrobimy powtórkę he,
he".
***
Na fali ogólnego szczęścia i radości, którym ze wszech
miar się nasycili Ola z Mężem jeszcze
powędrowała na cudny gorący wrześniowy Półwysep Helski
spacerować po najpiękniejszych szerokich plażach i słuchać
bałtyckiego szumu fal , moczyć stopy brodząc w falach i kochać się z Mężem przy dźwiękach tych fal
szumu. Noc przed wyjazdem, gdy leżeli obok siebie rozgrzani miłosnym
uniesieniem zadzwonił telefon, Syn Oli powiedział, że ich ukochany piesek,
pierwszy wspólny, terier szkocki wpadł pod samochód i ostatni dech wydał i już
do rana potem Ola z Mężem w smutku przytuleni do świtu trwali. W trakcie
trwania w pamięci Oli zabrzmiały ostatnie strofy z Owidiusza “ skończyliśmy
nasza opowieść, niech wam pożyteczna będzie, pora już z rydwanu wyprzęgać białe
łabędzie”. I Ola wtedy wyobraziła sobie Fifi
powożącą zaprzęgnięte do złotej kwadrygi ze srebrnym dyszlem cztery białe
łabędzie śpiewające poetyckie wieszczby i przemierzającą wszechświat na drugą
stronę tęczy. Po tej sympatycznej wizji Ola pogodziła się ze smutkiem i o
świcie usnęła spokojna. Bo jak mówi Budda , żeby być szczęśliwym trzeba
zaakceptować smutek.
Jeszcze tego wieczoru w Trójkę pochowali Fifi pod
brzozą, tam gdzie inne pieski, też mocno
kochane leżały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz