niedziela, 11 września 2016

50-te URODZINY OLI, NAJWAŻNIEJSZY DOBRY UCZYNEK OLI ORAZ JEDNO WESELE I POGRZEB

50-te urodziny Oli, Najważniejszy Dobry Uczynek Oli oraz jedno wesele i pogrzeb
napisano; 6-10 września 2016 dom Oli
akcja; post u Leszka Czechy Bartosovice Orlickie kwiecień 2005r., dom Oli 24 grudnia 2005r., Altana w Parku Oliwskim, restauracja w Pałacu Opatów 12-13 września 2015 r., Półwysep Helski, brzoza przy Rusałce 15 września          2015r.
W zawirowaniu monopauzycznych hormonów  i podniesionego  ich poziomu  oraz pędząc na karuzeli internetowych romansów Ola postanowiła dni około + - 50 urodzin spędzić na poście u Leszka dla wyciszenia i  uspokojenia swoich spraw damsko- męskich czyli mówiąc prosto z mostu - seksu.
Leszek kwietniowy post 2005 roku organizował  z czeskiej strony Śnieżnika w domku na skraju lasu blisko miejscowości Bartosovice Orlickie, nad dziką rzeką o dzikiej nazwie Divoka Orlice, która od roztopów stawała się coraz wyższa i raftingowa.
Ola  w dzień urodzin chciała  w medytacji " stanąć silna na przeciw słońca" w bliskości kichającego słonia i tak uświęcić te pełne w dekadzie  urodziny.
***
W dzień podróży jak zawsze przed czekającą ją przygodą zmian, Olę przenikał wspaniały nastrój,  mimo, że cała Polska ogarnięta była smutkiem i żałobą po śmierci Papieża Jana Pawła II i żałoba ta jako najdłuższa z dotychczasowych polskich [sic], bo trwająca 7 dni, t.j. od śmierci Papieża do dnia jego pogrzebu. Na dzień pogrzebu był  także wyznaczony ślub Księcia Karola z Camilą Parker Bowles, który ze względu na konieczność uczestnictwa w  pogrzebie Papieża  Księcia Karola,   został  przesunięty o dzień później czyli na sobotę, w sam  dzień urodzin Oli,  które też przypadały w sobotę,  tak jak najważniejsze pierwsze urodziny Oli.
Dlaczego Ola tak bardzo interesowała się historią Karola i Camilii do dziś  nie wiadomo, chyba dlatego, że umysł jej rejestrował informacje, zawsze te bardziej pozytywne, taka barania zaleta umilająca życie.
Tego upalnego kwietniowego dnia Ola wrzuciła do szmaragdowego Opla Astry małą torbę i matę i ruszyła przez polskie drogi zażółcone   od kwiatów forsycji wyjątkowo tej wiosny intensywnie kwitnących.
***
Ola cieszyła się na wszystko co ją spotka;  wspaniałe okoliczności przyrody Orlickich Gór,  specjalny stan umysłu , który osiągała dzięki głodówce, ćwiczeniom jogi  i lewatywom, ale  najwięcej cieszyła się na spotkanie z dwoma Aniołami, swoimi przyjaciółkami poznanymi też na poście trzy lata wcześniej w Hlavicach, z którymi łączność miała i więź niespotykaną, a one posiadały potencjał  intelektualno- artystyczny i wiele, wiele innych, ale też uwielbiały świrowate,  erotyczne  historyjki Oli, co Ola bardzo ceniła u ludzi ze względu na swój  egocentryzm, taka to już Ola była, hej J)
***
Urodzinowy spacer udał się tak jak było planowane, Ola wędrowała po górskich ścieżkach, brodząc   w  polanach biało kwitnących kwiatków, pierwiosnków, śnieżyc, fiołków, przeskakując  strumienie, słuchając ich szemrania i oglądając kapliczki, kamienne rzeźby, figury różnorakie, stare domostwa, których doprawdy dużo było rozrzuconych to tu to tam, a potem popołudniową porą w tajemnicy przed guru, zabrała swoje dwie przyjaciółki do małej kawiarenki w Bartosovicach, gdzie wypiły w trójkę malutki toast winem  pt. Wszystkiego najlepszego z okazji  50-tych  urodzin.  
Oli wtedy przebiegła myśl o toastach, dzisiaj o tej porze,  na ślubie Karola i Camilii, a była to myśl z tych co przychodzą I znikają niespodziewanie.
***
Na drugi dzień Ola i Ala poszły na spacer podsudeckim szlakiem, ścieżkami w górę i w dół   na tak zwane ulubione przez Ole rozmowy intymne, wyjątkowo mówiła Ala, co się rzadko zdarzało, Ola potraktowała opowieści bardzo poważnie i wypytywała o różne szczegóły, zasępiła się, fakty jej się nie zgadzały i kiedy upewniła się, że historia opowiedziana nie ma najmniejszej szansy na hepiend postanowiła ostatecznie i nieodwołalnie, że nie da się Alicji zmarnować.
***
I jak to w zwyczaju u Oli bywa wszystko działo się w zawrotnym tempie; w nocy telefonicznie zakładały pierwsze w życiu konto mailowe dla Ali, kupowały pierwszy telefon komórkowy dla Ali i w ogóle Ala robiła szereg rzeczy pt. Pierwszy raz Ali. Wszystko poszło jak po maśle, z mniej więcej około kilkunastu tysięcy internetowych Krasnali Ola wyselekcjonowała Rysia, uroczego, przystojnego, z bajecznym poczuciem humoru oficera marynarki handlowej, , pływającego chief electricion w norweskiej kompanii Knutsen, który po trzech randkach z Alicją, bezpośrednio po rejsie zjawił się na lotnisku, w garniturze i z woreczkiem plastikowym, niczym finał komedii romantycznej, jako supraj dla Ali, która jechała na dużo wcześniej zaplanowaną wyprawę w Himalaje. Stosowniejsze do okoliczności zakupy dla Rysia zrobili już w Indii.
***
Było to w południe wigilijne, rozległa się po Oli domu melodyjka dzwonka wejściowego,   Ola w brudnych od ciasta sernikowego rękach otworzyła drzwi, stał tam Gwiazdor, w pięknym czerwonym ubranku, z długą białą brodą i  puchowej czerwonej czapce z ogromnym pomponem, wręczył Oli bukiet z +- 50 czerwonych róż , dwa wielkie kieliszki w sianku i omszała butelkę cabernet sauvignon ogarniętą celofanowym opakowaniem i jednocześnie zaśpiewał na całą ulicę gromkim tubalnym głosem o dwóch sercach na zawsze złączonych. Ola była zaskoczona, kto wie czy nie najbardziej w życiu. Najpierw pomyślała o byłym narzeczonym z Nowego Jorku, a potem po przeczytaniu liściku w różach już wiedziała, że to wdzięczność szczęśliwych Kochanków przysłała do Oli Śpiewającego Gwiazdora z wigilijnym podarkiem.
***
Minęło 10 lat i Ala z Rysiem dostali maila od Oli Córki o wpis do Najpiękniejszego Prezentu Urodzinowego i taki to wpis został tam zamieszczony;
Ala
Już same okoliczności, w jakich poznałyśmy się z Olą są ważne i nobilitujące, zwłaszcza duchowo. A było to na warsztacie jogi połączonym z postem u naszego niepowtarzalnego guru Leszka M. dzieliłam z Olą i jeszcze jedną uczestniczką postu nieduży pokój, który Ola w celu wyrównania potencjałów wypełniała iście cielesnymi opowiadaniami o siedmiu, a może czterdziestu siedmiu Krasnoludkach. Miejsce duchowego postu na ten jeden pamiętny wieczór zamienił się w przybytek, z którego dochodziły gromkie wybuchy śmiechu i nieludzkie piski. Pikanteria i zabawność Oli przekazów mogłaby wskrzesić umarłego.
I taki był początek naszej znajomości.
Upłynęło trochę czasu… do następnego postu. Ola postanowiła, że nie da mi się zmarnować . Zaczęło się swatanie i to gdzie? No, oczywiście w internecie! Broniłam się przed tym rękami i nogami, bo po internetowych opowieściach Oli nigdy przenigdy nie dałabym wiary, że stamtąd mogłoby przyjść coś porządnego, o szczęściu nie wspomnę. A Ola? Jak postanowiła tak zrobiła. Rzuciła mnie w elektroniczne odmęty i co? Właśnie co? Wierzyć się nie chce. Jesteśmy z Rysiem okrągłe 10 lat i we wrześniu uświetnimy nasze wspólne życie ceremonią ślubu. Gość honorowy; Ola, Dziękujemy Ci Oluniu!
Rysiu
Z mojej strony wyglądało to trochę inaczej, bo ja nie znałem Oli wcześniej, a zostałem przez nią tylko „wyselekcjonowany” , hehe.
Będąc na zakręcie życiowym – w desperacji, a może i dla przygody, zarejestrowałem się pierwszy raz w życiu na Sympatii. Długo tam nie posiedziałem, bo Ola szybko „wygarnęła” takiego nowicjusza i podsunęła osóbkę do przetestowania. Jak ten test się zakończył – wiecie, a Ola pozostanie w naszym życiu na zawsze.
***
Konsekwencją urodzinowego wpisu było zaproszenie, co je Ola z Mężem dostała, wynikało z niego jednoznacznie, że związek ich jest w pełni partnerski I z obopólnym wzajemnym poczuciem humoru.
Na wstępie zaznaczono słowami Magdaleny Samozwaniec, iż " mężczyzna winien być mężem, kobieta zamężną", dla sprawiedliwości zaś przyjęli oboje nazwisko dwuczłonowe jedno panieńskie Ali, drugi kawalerskie Rysia. Poinformowali też o ślubie w plenerze Parku Oliwskiego w dniu 12 września jako decyzji " z radością i pełną świadomością jak nigdy dotąd :-))))".
***
I tak we wrześniowe popołudnie w oczekiwaniu goście zaproszeni, a wśród nich Ola z Mężem,  zasiedli na białych krzesłach przed Altaną całą w światłach i kwiatach, przepełnioną muzyką od 10 lat odbywających się koncertów cotygodniowych, z Urzędniczką Stanu Cywilnego w środku. Pierwszym zwiastunem nadejścia Państwa Młodych była wnuczka Alicji skupiona i przejęta, w białej sukience, sypiąca płatki kwiatów, wyłaniająca się jak Amorek z wilgotnej mgły tworzącej nad aleją, niby bindaże, z innej części parku, nad szpalerem drzew i zarośli…
   A za nią, kręta alejką, w parterze traw, posuwistym dostojnym krokiem idąc ukazały się dwie baśniowe postacie; przepiękna kobieta w sukni, też białej, z kwietnej koronki z białą warstwą nieprzeźroczystą /nie na ramionach i plecach/, dekoltem czystym, w białych koronkowych rękawiczkach zasłaniających jedynie przedramiona, w jasnym długim płaszczu, w zachwycającym dużym białym kapeluszu kunsztownie wykonanym przez kultową kapeluszniczkę z Sopotu, z czerwonym bukietem kwiatów w dłoni. Wszystko to tworzyło, z nieskazitelną figura Panny Młodej, harmonijną i doskonałą całość.  Razem, obok Pan Młody w granatowym mundurze galowym marynarki  handlowej, ze złotymi dystynkcjami I guzikami, na wzór brytyjski,  też uszytym , zgodnie z bezwzględnymi wskazówkami Ali, przez zabytkowego krawca mundurów z Gdyni, który jak mantre powtarzał “ będzie pan zadowolony”, w białych rękawiczkach, tak galowo jakby wynagradzając wszystkich oficerów, którzy tego ubioru przez długi czas w Wolnej Polsce  nie mieli. 
Obydwoje jakby płynęli marynarskim tchnieniem  przez  Park i  staw i   Zatokę Gdańską, a potem w morze i oceany świata.
   Tak, tak mężczyzna w mundurze to jest to, doprawdy szkoda , że Książę Karol na swoim drugim ślubie był bez munduru, przez to, a także przez dużo mniej atrakcyjny kapelusz Camili mimo, że przez wielkiego projektanta Philipa Treacy zaprojektowany, a także oczywiście przez nieporównywalnie większą urodę Naszych z Trójmiasta Państwa Młodych  ślub w miejskim ratuszu w Windsorze był niewspółmiernie mniej królewski niż ten w Parku Oliwskim.
***
I po Ślubie takim wspaniałym, Wesele równie z wielką klasą się odbyło. Nie Wesele Wyspiańskiego, Andrzejewskiego, Mrożka, Krasińskiego, Zanussiego, Wajdy czy Smarzowskiego po których niesmak do takich uroczystości pozostaje, ale radosna elegancka wspólna  zabawa dla uczczenia miłości I deklaracji Państwa Młodych. Restauracja w Pałacu Opatów, przyjemne wnętrza okrągłe stoły dające pogodzić paczworkowe rodziny i różnorodnych przyjaciół Państwa Młodych, egzotyczne kolorowe ptaki na ścianach,  meny z przepysznymi daniami słodyczą potraw rozpływającymi się w ustach, bajeczny tort weselny, artystyczne smakowite drinki, każdy dzieło sztuki robione przez prawdziwego geniusza barmana bez zniżki standardów do samego rana i didżej z wprawą dobierający muzę i goście znamienici, dwie córki Pana Młodego wspaniałe kobiety i trzech jego wnuków, grzecznych przystojnych młodzieńców, i syn Panny Młodej idealny mężczyzna i żona jego śliczna jak z obrazka i dwa aniołki, wnuczki Panny Młodej i jej Mama  starsza pani o wspaniałej kondycji fizycznej i jasności umysłu do świtu i akompaniujący szef zespołu   Zagan Acoustic  śpiewającej z głębi duszy piosenki Edith Piaf  nauczycielki francuskiego.
I teraz miejsce dla Oli i jej Męża, prezent specjalny dla Państwa Młodych. Ola w seledynowej tiulowej sukni i Mąż jej w surducie przedstawili scenkę Sztuki Kochania Owidiusza, Mąż Oli zaproponował, Ola zredagowała, ujął ją Owidiusz swym stosunkiem do miłości , erotyzmu, takie też jest zdanie Oli; erotyzm to podstawa wewnętrznej harmonii tego świata, a miłość to rodzaj przygody, czy też ciągu przygód, lekkich, niefrasobliwych, frywolnych,  lecz jednocześnie dbałych o znajomość płci, zadowolenie parnera /rki/ . Więc Ola zredagowała księgi rzymianina i stosownie mówiła do Pana Młodego , a Mąż do Panny Młodej, z humorem i swadą o tym jak znajomość płci wykorzystać dla wiecznej szczęśliwości, sycenia płomienia w związku; słowami, zachowaniem, ubiorem, gestem… Śmiechu było co nie miara… Pierwszy raz wspólnie występowali, a Ola przez swój ekshibicjonizm publiczny w roli artystycznej bosko się czuła i z tego wszystkiego swoje ascetyczne  od dwóch lat zwyczaje przełamała; mięsko pyszne jedząc, drinki alkoholowe pijąc i wspaniałe tureckie papierosy paląc och, ach tak się cudnie bawili.... a po roku jeszcze niecałym Ala do Oli napisała " och Oluniu kochana, wiesz byłam tak wykończona przygotowaniami, że nie wiele skorzystałam, tak sobie myślę, że chciałabym to przeżyć jeszcze raz, ale bardziej świadomie, może zrobimy powtórkę he, he".
***
Na fali ogólnego szczęścia i radości, którym ze wszech miar się nasycili  Ola z Mężem  jeszcze powędrowała   na cudny gorący wrześniowy Półwysep Helski spacerować  po najpiękniejszych szerokich plażach i słuchać bałtyckiego szumu fal , moczyć stopy brodząc w falach  i kochać się z Mężem przy dźwiękach tych fal szumu. Noc przed wyjazdem, gdy leżeli obok siebie rozgrzani miłosnym uniesieniem zadzwonił telefon, Syn Oli powiedział, że ich ukochany piesek, pierwszy wspólny, terier szkocki wpadł pod samochód i ostatni dech wydał i już do rana potem Ola z Mężem w smutku przytuleni do świtu trwali. W trakcie trwania w pamięci Oli zabrzmiały ostatnie strofy z Owidiusza “ skończyliśmy nasza opowieść, niech wam pożyteczna będzie, pora już z rydwanu wyprzęgać białe łabędzie”.  I Ola wtedy wyobraziła sobie Fifi powożącą zaprzęgnięte do złotej kwadrygi ze srebrnym dyszlem cztery białe łabędzie śpiewające poetyckie wieszczby i przemierzającą wszechświat na drugą stronę tęczy. Po tej sympatycznej wizji Ola pogodziła się ze smutkiem i o świcie usnęła spokojna. Bo jak mówi Budda , żeby być szczęśliwym trzeba zaakceptować smutek.
Jeszcze tego wieczoru w Trójkę pochowali Fifi pod brzozą,  tam gdzie inne pieski, też mocno kochane leżały.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz