środa, 8 czerwca 2016

PRZYGODY OLI W ALBERGU CARLOSA


Przygody Oli w albergu Carlosa
Napisano Ottawa 7 czerwca 2016
 Akcja Caldas de Reis 18 maja 2016 r.

   Carlos był wierzącym katolikiem, wierzył we wszystkie dogmaty, łacznie z niepokalanym poczęciem. Pochodził  z małego miasteczka Caldas de Reis w prowincji Pontovedra w Hiszpanskiej Galicji.  17 lat temu jako 25 letni mężczyzna pojechał szukać pracy i nowego życia w Nowym Yorku na Manhattanie. Znalazł tam nieźle płatne zajęcie, ale nie w wyuczonym zawodzie elektryka, tylko robiąc  masaże egzotyczne bogatym nowojorskim paniom.  Sprawne ręce Carlosa przywracały ich qi prawidłowy obieg w meridianach,  co powodowalo, że nowojorskie damy zodowolone okazywały finansową wdzięczność Carlosowi, który z kolei mógł pomyśleć o spełnieniu swojego planu.
Carlos zostawił w swoim rodzinnym mieście mamę i jej dwie siostry, wszystkie razem miały 225 lat, były schorowane, roztargnione i bardzo powolne. Od zawsze prowadziły przy głównej ulicy bar, od roku z wolnym wi-fi. Wolne wi-fi miało napędzać klientów, ale głównie korzystała z niego mama Carlosa, grając w skrable ze swoją madrycką koleżanką. Na tyłach baru, w podwórku siostry miały działkę otrzymaną w spadku po ojcu. Carlos twierdził, że byłoby dobrze zbudować na niej alberg dla pielgrzymów, dałoby mu to dodatkowy atut na wejście po śmierci do nieba, dla siebie, mamy i cioć. Miał już wystarczajacą ilość pieniędzy, miał wizje i  przyjaciela budowlańca z zamiłowania architekta, który tą wizje był gotów zrealizować i do tego przyjaciel mieszkał na miejscu.  Rozpoczęła się wymiana meili. Carlos wymarzył najwyższej jakości drewniane łóżka z bordowymi pościelami, jadalnie, recepcję,
pokój  gospodarczy z półkami, szafki na bagaże z niespodziankami /na każdego pielgrzyma będzie czekała butelka wody i batonik/, piękne ubikacje, prysznice, kafelki, kibelki przystosowane  dla niepelnosprawnych, wszystko ekologiczne, samogaszące  się światło, rozsuwajace się drzwi, dawkowana woda, wszędzie kompozycje z kwiatów, taras / oczywiście jeśli możliwy jest taras w parterowym budynku na małym podwórku/, no i koniecznie musiały być świetliki, Carlos, miał tak samo jak Ola słabość do świetlików bez względu na koszty i konsekwencje.
   Budowa ruszyła, Carlos słał pieniądze, przyjaciel zatrudniał wykonawców i nadzorował prace, po ośmiu miesiącach inwestycja stała gotowa, odbiór dokonany, uroczyste przecięcie wstęgi opite dobrym wino tinto. Obiekt na 30 pielgrzymów na jednej sali, z 15 piętrowymi łóżkami rozpoczął przyjmowanie strudzonych gości, po 8 euro za noc.

*  *  *
   18 maja, w swoje imieniny Aleksandra zwana Olą oraz jej Mąż, przekroczyli granice miasta Caldas de Reis. Już w jednym miejscu, kawałek drogi wcześniej odmówiono im noclegu, ze względu na przepełnienie. Po 30 kilometrach marszu, z 10 kg. plecakami, z bolącą stopą I kolanem, ledwo  posuwając się do przodu, na głównej ulicy miasta ujrzeli przyjazną reklamę albergu Carlosa. Od razy podjęli decyzję noclegu właśnie tam. Męża Oli dodatkowo zachęciło wolne wi-fi. Zapłacili jednej z cioć Carlosa 16 euro i Ola jak zawsze, bez mycia i ciepłego posiłku, padła ze zmęczenia na pierwsze z brzegu łóżko.
Przedtem próbowała wpakować plecak do szafki, ale okazało się, że szafka pomieścić może jedynie malutki bagaż, Ola zjadła więc batonik niespodziankę, położyła plecak przy łóżku i wsunęła się w śpiwór, i tu dziwna sprawa przestrzeń między materacem dolnego łóżka na którym chciała spać Ola, a dołem łóżka piętrowego wynosiła jakieś 40 cm. żeby więc położyć sie na dolnym łóżku trzeba było dość skomplikowanie wturlnąć się na materac. Ola zrobiła to sprawnie, przyzwyczajona do spania w różnych ekstremalnych warunkach, takich jak " hundkoja " w mazurskim jachcie żaglowym, i zasnęła kamiennym snem pochrapując miarowo jak to zawsze przy duzym zmęczeniu bywało.
Około 20 Ola obudziła się gotowa do wieczornych abolucji. Najpierw uderzyła się dość mocno w głowę o łóżko nad nią, ze wzgledu na skandalicznie małą przestrzeń miedzy łózkami, potem wzięła  ręcznik i mydło, pastę I szczoteczkę do zebów i ruszyła do toalety damskiej mieszczącej się na końcu sali.  Dopiero
teraz zorientowała się, że kibelek stał centralnie na środku, na przeciw drzwi, do tego na lekkim podwyższeniu, a trzy kabiny prysznicowe ustawione były prostopadle do kibelka, nie było też żadnych wieszaków na ubrania. Ola rozebrała się, kładąc ubranie do umywalki, naga, przycisnęła włącznik natrysku i natychmiast z piskiem, oblana lodowatą wodą, odskoczyła na zewnątrz. Ten zabieg musiała powtórzyć trzy razy, aby z prysznica poleciała  wreszcie ciepła woda. Przez cały czas  Ola parskała śmiechem na myśl, że obok niej próbują wziąć prysznic, w ten sam sposób, dwie nagie osoby, a na kibelku siedzi jeszcze jedna.
Ola wreszcie przy ciepłej wodzie spokojnie namydlila całe ciało. Nagle światlo zgasło, nastąpiła całkowita ciemność.
Zdezorientowana Ola podskaując machała  rękoma, aby uruchomić czujnik światla, lecz w kabinie prawdopodobnie zapomniano go zamontować.  Po paru bezładnych ruchach Oli udało się  wyjść poza kabine, uruchomić światło i usiąść nago na kibelku.
W tym momencie drzwi samoczynnie otworzyły się i ten przedziwny obraz Oli nagiej, z rozpuszczonymi włosami w kolorze karmelu, siedzącej na podwyższeniu kibelka z uniesionymi rękoma,  w pełnym ostrym świetle lamp, ukazał się matce Carlosa i dwóm Japończykom,  ubranym w wielkie, do samej ziemi żółte peleryny upstrzone tysiącami, dość pokaźnych rozmiarów, czerwonych serduszek. Każdy z Japończyków miał   jednakowe, tak jak peleryny, w ostro żółtym kolorze, plecaczki -  perfekcyjnie wyposażone w różne tajemnicze artykuły. Mama Carlosa oprowadzała ich właśnie po albergu tłumacząc nieudolnie po angielsku zasady korzystania z wszystkich urzadzeń.
Doprawdy trudno powiedzieć kto w tym przedstawieniu był widzem, a kto aktorem, kto miał głupszą minę i kto był bardziej zawstydzony.
Mąż Oli leżał na łóżku piętrowym i kwiczał z uciechy od wyobrażania sobie jak liczna mogła być widownia gdyby wszystkie łóżka były zajęte i jakimi owacjami mógł być nagrodzony swoisty, mocno ekstrawakancki performens Oli.
Faktem jest, że dla uniknięcia powtórki krepujacej sytuacji, i calutką noc, a także rano, cała czwórka chodziła do toalety dwójkami, gdzie jeden załatwiał swoje toaletowe potrzeby, a drugi trzymał drzwi.
Ale ta historyjka ma też pozytywny finał, rano Ola myjąc zęby zadziwiona wspaniałym słonecznym światłem w całym pomieszczeniu podniosła glowę i ujrzała zamiast sufitu przepiękne głębiaste białe chmury biegnące po blękitnym niebie i kawałek korony zielonego platana. Ten widok radosny i piękny był możliwy dzięki najcudowniejszemu świetlikowi jaki widziała w życiu.
A parę japończyków z żółtymi plecaczkami Ola z Mężem spotykała jeszcze wiele razy na swoim Camino, widząc siebie nawzajem zawsze chichotali skrycie, bo wiedzieli, że obraz siebie nawzajem, z tamtej nocy zostanie pod  powiekami ich wszystkich na zawsze.

Ola wspominając tą historię zastanawiało nie raz, dlaczego w albergu Carlosa byli tylko oni we czwórkę, skoro inne albergi miał wszystkie miejsca zajęte, lecz nie zaprzątała sobie myśli odpowiedzią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz