Napisano Ottawa 7 czerwca 2016
Akcja Caldas de Reis 18 maja 2016 r.
Carlos był
wierzącym katolikiem, wierzył we wszystkie dogmaty, łacznie z niepokalanym
poczęciem. Pochodził z małego miasteczka Caldas de Reis w
prowincji Pontovedra w Hiszpanskiej Galicji. 17 lat temu jako 25 letni
mężczyzna pojechał szukać pracy i nowego życia w Nowym Yorku na Manhattanie.
Znalazł tam nieźle płatne zajęcie, ale nie w wyuczonym zawodzie elektryka,
tylko robiąc masaże egzotyczne bogatym nowojorskim paniom. Sprawne
ręce Carlosa przywracały ich qi prawidłowy obieg w meridianach, co
powodowalo, że nowojorskie damy zodowolone okazywały finansową wdzięczność
Carlosowi, który z kolei mógł pomyśleć o spełnieniu swojego planu.
Carlos zostawił w swoim rodzinnym mieście mamę i jej
dwie siostry, wszystkie razem miały 225 lat, były schorowane, roztargnione i
bardzo powolne. Od zawsze prowadziły przy głównej ulicy bar, od roku z wolnym
wi-fi. Wolne wi-fi miało napędzać klientów, ale głównie korzystała z niego mama
Carlosa, grając w skrable ze swoją madrycką koleżanką. Na tyłach baru, w
podwórku siostry miały działkę otrzymaną w spadku po ojcu. Carlos twierdził, że
byłoby dobrze zbudować na niej alberg dla pielgrzymów, dałoby mu to dodatkowy
atut na wejście po śmierci do nieba, dla siebie, mamy i cioć. Miał już
wystarczajacą ilość pieniędzy, miał wizje i przyjaciela budowlańca z
zamiłowania architekta, który tą wizje był gotów zrealizować i do tego
przyjaciel mieszkał na miejscu. Rozpoczęła się wymiana meili. Carlos
wymarzył najwyższej jakości drewniane łóżka z bordowymi pościelami, jadalnie,
recepcję,
pokój gospodarczy z półkami, szafki na bagaże z
niespodziankami /na każdego pielgrzyma będzie czekała butelka wody i batonik/,
piękne ubikacje, prysznice, kafelki, kibelki przystosowane dla
niepelnosprawnych, wszystko ekologiczne, samogaszące się światło,
rozsuwajace się drzwi, dawkowana woda, wszędzie kompozycje z kwiatów, taras /
oczywiście jeśli możliwy jest taras w parterowym budynku na małym podwórku/, no
i koniecznie musiały być świetliki, Carlos, miał tak samo jak Ola słabość do świetlików
bez względu na koszty i konsekwencje.
Budowa
ruszyła, Carlos słał pieniądze, przyjaciel zatrudniał wykonawców i nadzorował
prace, po ośmiu miesiącach inwestycja stała gotowa, odbiór dokonany, uroczyste
przecięcie wstęgi opite dobrym wino tinto. Obiekt na 30 pielgrzymów na jednej
sali, z 15 piętrowymi łóżkami rozpoczął przyjmowanie strudzonych gości, po 8
euro za noc.
* * *
18 maja, w
swoje imieniny Aleksandra zwana Olą oraz jej Mąż, przekroczyli granice miasta Caldas
de Reis. Już w jednym miejscu, kawałek drogi wcześniej odmówiono im noclegu, ze
względu na przepełnienie. Po 30 kilometrach marszu, z 10 kg. plecakami, z
bolącą stopą I kolanem, ledwo posuwając się do przodu, na głównej ulicy
miasta ujrzeli przyjazną reklamę albergu Carlosa. Od razy podjęli decyzję
noclegu właśnie tam. Męża Oli dodatkowo zachęciło wolne wi-fi. Zapłacili jednej
z cioć Carlosa 16 euro i Ola jak zawsze, bez mycia i ciepłego posiłku, padła ze
zmęczenia na pierwsze z brzegu łóżko.
Przedtem próbowała wpakować plecak do szafki, ale
okazało się, że szafka pomieścić może jedynie malutki bagaż, Ola zjadła więc
batonik niespodziankę, położyła plecak przy łóżku i wsunęła się w śpiwór, i tu
dziwna sprawa przestrzeń między materacem dolnego łóżka na którym chciała spać
Ola, a dołem łóżka piętrowego wynosiła jakieś 40 cm. żeby więc położyć sie na
dolnym łóżku trzeba było dość skomplikowanie wturlnąć się na materac. Ola zrobiła
to sprawnie, przyzwyczajona do spania w różnych ekstremalnych warunkach, takich
jak " hundkoja " w mazurskim jachcie żaglowym, i zasnęła kamiennym
snem pochrapując miarowo jak to zawsze przy duzym zmęczeniu bywało.
Około 20 Ola obudziła się gotowa do wieczornych
abolucji. Najpierw uderzyła się dość mocno w głowę o łóżko nad nią, ze wzgledu
na skandalicznie małą przestrzeń miedzy łózkami, potem wzięła ręcznik i
mydło, pastę I szczoteczkę do zebów i ruszyła do toalety damskiej mieszczącej
się na końcu sali. Dopiero
teraz zorientowała się, że kibelek stał centralnie na
środku, na przeciw drzwi, do tego na lekkim podwyższeniu, a trzy kabiny
prysznicowe ustawione były prostopadle do kibelka, nie było też żadnych
wieszaków na ubrania. Ola rozebrała się, kładąc ubranie do umywalki, naga,
przycisnęła włącznik natrysku i natychmiast z piskiem, oblana lodowatą wodą,
odskoczyła na zewnątrz. Ten zabieg musiała powtórzyć trzy razy, aby z prysznica
poleciała wreszcie ciepła woda. Przez cały czas Ola parskała śmiechem
na myśl, że obok niej próbują wziąć prysznic, w ten sam sposób, dwie nagie
osoby, a na kibelku siedzi jeszcze jedna.
Ola wreszcie przy ciepłej wodzie spokojnie namydlila
całe ciało. Nagle światlo zgasło, nastąpiła całkowita ciemność.
Zdezorientowana Ola podskaując machała rękoma,
aby uruchomić czujnik światla, lecz w kabinie prawdopodobnie zapomniano go
zamontować. Po paru bezładnych ruchach Oli udało się wyjść poza kabine,
uruchomić światło i usiąść nago na kibelku.
W tym momencie drzwi samoczynnie otworzyły się i ten
przedziwny obraz Oli nagiej, z rozpuszczonymi włosami w kolorze karmelu,
siedzącej na podwyższeniu kibelka z uniesionymi rękoma, w pełnym ostrym
świetle lamp, ukazał się matce Carlosa i dwóm Japończykom, ubranym w
wielkie, do samej ziemi żółte peleryny upstrzone tysiącami, dość pokaźnych
rozmiarów, czerwonych serduszek. Każdy z Japończyków miał jednakowe, tak jak peleryny, w ostro żółtym
kolorze, plecaczki - perfekcyjnie
wyposażone w różne tajemnicze artykuły. Mama Carlosa oprowadzała ich właśnie po
albergu tłumacząc nieudolnie po angielsku zasady korzystania z wszystkich
urzadzeń.
Doprawdy trudno powiedzieć kto w tym przedstawieniu
był widzem, a kto aktorem, kto miał głupszą minę i kto był bardziej
zawstydzony.
Mąż Oli leżał na łóżku piętrowym i kwiczał z uciechy
od wyobrażania sobie jak liczna mogła być widownia gdyby wszystkie łóżka były
zajęte i jakimi owacjami mógł być nagrodzony swoisty, mocno ekstrawakancki
performens Oli.
Faktem jest, że dla uniknięcia powtórki krepujacej
sytuacji, i calutką noc, a także rano, cała czwórka chodziła do toalety
dwójkami, gdzie jeden załatwiał swoje toaletowe potrzeby, a drugi trzymał
drzwi.
Ale ta historyjka ma też pozytywny finał, rano Ola
myjąc zęby zadziwiona wspaniałym słonecznym światłem w całym pomieszczeniu
podniosła glowę i ujrzała zamiast sufitu przepiękne głębiaste białe chmury
biegnące po blękitnym niebie i kawałek korony zielonego platana. Ten widok
radosny i piękny był możliwy dzięki najcudowniejszemu świetlikowi jaki widziała
w życiu.
A parę japończyków z żółtymi plecaczkami Ola z Mężem
spotykała jeszcze wiele razy na swoim Camino, widząc siebie nawzajem zawsze
chichotali skrycie, bo wiedzieli, że obraz siebie nawzajem, z tamtej nocy
zostanie pod powiekami ich wszystkich na zawsze.
Ola wspominając tą historię zastanawiało
nie raz, dlaczego w albergu Carlosa byli tylko oni we czwórkę, skoro inne
albergi miał wszystkie miejsca zajęte, lecz nie zaprzątała sobie myśli
odpowiedzią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz