JAK OLA
ZOSTAŁA/ NIE ZOSTAŁA TESTERKĄ KRYMINAŁÓW W WYDAWNICTWIE W.A.B. z załącznikami;
życiorys Oli do CV i recenzja LISSY
Napisano; październik, listopad, 1
grudzień 2018 roku
Akcja; dom Oli 1988r., 2018r., nieodgadniona przestrzeń
internetu, Dom Kultury Jubilat w Mieście Oli Andrzejki 2018 r.
Ola nie
potrafiła robić wielu rzeczy na raz, wprost przeciwnie zdolność Oli mózgu do
uczestnictwa w dwóch różnych bodźcach jednocześnie, odpowiedź na wiele żądań z
otoczenia zawsze równa była zeru. Za to u Oli Córki podzielność uwagi, czyli
umiejętność synchronicznego
przetworzenia różnych źródeł informacji i skuteczne wykonywanie wielu zadań w
tym samym czasie jest rozwinięta ponad przeciętność. Połączona z empatią, wspaniałą
organizacją pracy, logistyką i wielopłaszczyznowym monitoringiem daje poczucie zaopiekowania się
szeroko rozumianej rodzinie, przyjaciołom, a nawet znajomym, w tym wirtualnym.
W realizacji powyższego Ola dostaje od swojej Córki, prawie codziennie, mailowy przegląd prasy wszystkiego co potencjalnie
mogłoby ją zainteresować. Przegląd prasy w postaci linków. I tak miłego październikowego
przedpołudnia Ola przeczytała przysłaną jej linkiem ofertę Wydawnictwa W.A.B.
na pracę marzeń, to jest tygodniowe czytanie kryminałów, opiniowanie ich w
górskich okolicznościach przyrody z wiktem i opierunkiem + 2 tysiące złotych
jedynie za życiorys i recenzję nowo wydanej przez wydawnictwo książki o tytule
Lissy . Tego rodzaju propozycja zawróciła w głowie nie tylko Oli Córce, samej
Oli, ale podejrzewam paru tysiącom ludzi w Polsce dla których wygrana w
konkursie byłaby fajnym spełnieniem marzenia….
26
października 2018 roku Ola wysłała na konkurs maila z załączonym swoim życiorysem
i recenzją wskazanej książki po czym pozostało jej tylko grzecznie czekać na
rozwój wypadków do dnia 30 listopada, czyli terminu rozstrzygnięcia konkursu. A
oto Oli dwa teksty wysłane, to sobie poczytajcie…..
Ja, Aleksandra Grabowska-Szych, w
skrócie Ola, urodziłam się 9 kwietnia 1955 roku, w Grodzisku Wlkp. w rodzinie
inteligenckiej, jako jedyne dziecko Jerzego Ossowskiego żołnierza Armii
Krajowej - radcy prawnego i Anny zwanej Hanką, z domu Mikołajczyk, pracownika
umysłowego. Szkołę podstawową imienia Jana Kilińskiego, Liceum Ogólnokształcące
nr V im. Marii Koszutskiej i studia na Wydziale Prawa i Administracji
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, z tytułem magistra praw, ukończyłam w
Poznaniu. W roku ukończenia studiów tj. 1978, przeprowadziłam się do
Chodzieży „za mężem” i tam rozpoczęłam
pracę jako referent do spraw pracowniczych w zabytkowym pałacu Zjednoczenia PGR
w Pile z/s w Strzelcach. W 1980 wróciłam z rodziną do Poznania, gdyż objęłam
mieszkanie po zmarłej matce przyjaciela ojca. W latach 1981- 1984 odbywałam w
Komisji Arbitrażowej aplikację radcowską, którą ukończyłam ze statusem radczyni
prawnej. Od 1984 do dnia dzisiejszego pracuje w wyuczonym zawodzie. Pracę
doradztwa i reprezentacji prawnej firm wykonywałam w dużych, prestiżowych
spółkach prawa handlowego takich jak spółka giełdowa Swarzędzkie Fabryki Mebli
SA, PoWoGaz SA, Polski Fundusz Kapitałowy SA, Promag SA. W 2008 roku z
przyczyn związanych z reorganizacją spółek zostałam zwolniona z obu zakładów
pracy i założyłam własną, jednoosobową działalność gospodarczą- Kancelarię
Radcy Prawnego, pracę, którą od czasu przejścia na emeryturę stopniowo
ograniczam.
Prywatnie; w 1978 roku wyszłam za mąż za
Ryszarda Grabowskiego - inżyniera elektryka. Z tego małżeństwa mam dwoje dzieci
Agatę Dawidowską - radczynię prawną, matkę trójki dzieci i Tomasza- magistra
filozofii i nauczyciela jogi. Z mężem Ryszardem rozwiodłam się 2004 roku.
Od lutego 2006 roku jestem związana z
Arturem Szychem – aktorem za którego wyszłam za mąż 14 lutego 2015 roku w
Grodzisku Wlkp.
Od 9 lutego 2016 roku przeszłam na
emeryturę i z tym dniem zaczęłam pisać bloga pt. „60 twarzy Oli”. Od 2008 roku
dużo podróżuje; byłam dwa razy po dwa miesiące w Indii, w Kanadzie, w Nowym
Jorku, pięć razy po miesiącu wędrowałam po hiszpańskich i portugalskich
szlakach Drogi Św. Jakuba.
W 2018 roku wzięłam udział w festiwalu
podróżników Na Szagę, gdzie za opowieść o Nowym Jorku dostałam nagrodę-
wyróżnienie. Razem z mężem od 2017 roku prowadzimy Teatr Ogródkowy, gdzie
wystawiamy sztuki własnej produkcji.
Od 23 lat systematycznie praktykuję
jogę, biorę udział w wielu warsztatach jogi w kraju i zagranicą. W 2010
ukończyłam kurs instruktora rekreacji w specjalności joga i urządziłam w
domu salę w której do dzisiaj prowadzę zajęcia jogi. Dwukrotnie wzięłam
udział w 11-dniowych kursach Vipassany.
Moim celem i jednocześnie
marzeniem jest aktywnie, w dobrej kondycji dożycie 100 lat, bycie dla innych
wzorem prowadzenia twórczego i radosnego życia.
Zanim Ola przeczytała i zrecenzowała
nową książkę włoskiego pisarza Luca D'Andrea, o tytule Lissy, musiało
dojść do szeregu zdarzeń częściowo przypadkowych, a częściowo kierowanych
bezgranicznie pozytywną intuicją Oli.
Ola wychowała się na kryminałach
klasycznych pisanych przez ulubionych autorów; Agathe Christie, Reymonda
Chandlera, Arthura Conan Doyla, Edgara Allana Poe. Wypożyczane z biblioteki
książki pożerała razem z wedlowskim ptasim mleczkiem, ułożonym systematycznie
na poręczy fotela na którym odbywała codzienny rytuał czytania. Lubiła trening
umysłu, pobudzanie wyobraźni, rodzaj uważności w wyszukiwaniu szczegółów,
dostrzeganiu niedostrzegalnego. Zamiłowanie do zagadek kryminalnych
odziedziczyła po ojcu, który jeszcze przed wojną zaczytywał się w Tajnym
Detektywie- ilustrowanym tygodniku kryminalno-sądowym i rozwiązywał łamigłówki
z łatwością godną Scherlocka Holmsa. Mimo, że Ola mając 40 lat pod płaszczykiem
Biura Pisania Podań została pierwszą w Polsce detektywką , około pięciu lat
wstecz, zaprzestała rozwijania swojego talentu detektywistycznego,
pisarskiego, a nawet czytelniczego. Stało się to pod wpływem kursu Vipassany,
kiedy to stwierdziła, iż przeczytała wszystkie książki, które wymieszane w
chaos zagościły w jej podświadomości. Wtedy
postanowiła tworzyć scenariusz swojego życia wyłącznie według własnych
zasad, własnej aktywności twórczej. Lecz jak w życiu, nigdy nie mów nigdy.
Któregoś październikowego poranka dostała od Córki maila z tytułem "Mam
dla Ciebie wymarzoną pracę", a dalej oferta Wydawnictwa W.A.B. tygodniowej
pracy jako testerka kryminałów, gdzieś w odosobnieniu polskich zimowych gór.
"Łaaał, to może być niesamowita przygoda" - pomyślała Ola, nie widząc
jak zawsze żadnych przeciwskazań. Wystarczy przeczytać książkę- powieść
kryminalną „Lissy”, napisać recenzję, własny życiorys i przesłać mailem w
przestrzeń wszechświata, a przygoda się spełni. Jak to Baran zadziałała
impulsywnie i natychmiastowo, z wrodzonym optymizmem już wiedziała, że wygra
konkurs i oczami wyobraźni zobaczyła siebie siedzącą w wiklinowym
siedzisku, na oszklonej werandzie pensjonatu, z obrazem ośnieżonego szczytu Giewontu w dali. Błyskawicznie, wręcz
odruchowo, wsiadła do swojego kochanego czarno- czerwonego Opelka, pojechała do
Galerii przy Dworcu Głównym i kupiła najdroższy egzemplarz „Lissy” w mieście,
według ceny sugerowanej zapisanej na odwrocie książki - 39,99 zł. Wszakże pani
sprzedawczyni poinformowała, że jeśli kupi książkę przez internet cena może być
o 18 zł. niższa, ale przecież Ola musiała mieć książkę ZARAZ, W TYM MOMENCIE. I
tak się stało, już po godzinie siedziała w pięknym słońcu złotej polskiej
jesieni, w gorącym powietrzu przyniesionym frontem znad Morza Śródziemnego,
na ławce w parku, ze smacznie śpiącą w wózku obok, półroczną wnuczką Łucją. Ola
wciągając zapach świeżego druku i zeschłych liści przeczytała jednym tchem
pierwsze 40 stron - akcja wartka, trochę makabryczna, dużo postaci. Mina jej
zrzedła, odwykła od czytania książek. Perspektywa tkwienia w lekturze przeszło
czterystu stron przygniotła ją niczym spadający wielki regał biblioteczny.
Zamknęła książkę z impetem, zdecydowanym gestem, „nie podejmę się tego”
postanowiła.... i ? wróciła do radosno- słoneczno-jesiennego bycia z
wnuczką....Następnego dnia obudziła się o
ulubionej czwartej rano w swojej
błękitnej sypialni, obok leżał Oli Mąż. Opowiedziała Mężowi głębokim, o erotycznej
barwie głosem treść przeczytanej wczoraj początkowej części powieści. Podczas opowiadania mimo, że
skarżyła się na sadyzm, gangstersko-inwigilacyjny obłęd, przemoc, manipulację,
siłę agresji, brak logicznego myślenia, nie zastosowanie dedukcji, intuicji,
biegunowości winy i kary, już w trakcie wypowiadania potoku słów poczuła, że
ciekawi ją ciąg dalszy, że cała ta historia pędzi, niby wartki górski strumień
do przodu rozbryzgując wodę o wielkie głazy, aż do nieba. A Mąż jak zawsze
uśmiechnął się i zachęcił Olę do czytania, a później do pisania; „Bądź
profesjonalistką, nie poddawaj się, spróbuj”. I tak się stało. Przeczytała
książkę przez półtora dnia, z wypiekami na twarzy, podniecona zainteresowaniem,
rozwojem akcji, niepewnością uczuć. Dość szybko przywykła, że każda postać jest
złem ciągnącym za sobą worek z traumą i
kompleksami, że ma swoje lęki, które zatapia złym postępowaniem, grzechami za
które nie ma rozgrzeszenia. Jest też KONSORCJUM o szatańskiej mocy, mocy z
którą nie można wygrać, a dobra po prostu nie ma, a nawet jeśli troszeczkę jest
zawsze ponosi klęskę. Jedynie wszechobecne zło bezustannie wygrywa. Olę dopadło czytelnicze rozczarowanie, że
nadzieja na ulubiony hepi-end przepadła bezpowrotnie. „Przeczytałam wszystkie
książki” przypomniała sobie swoją myśl
Ola i poczuła powtarzalność emocji z wszystkiego już napisanego. Właśnie to co
tu czyta przeczytała czterdzieści lat wcześniej we „Flecie z Mandragory”
Waldemara Łysiaka. Uwielbiała tamtą książkę, ekscytowała się tamtym lękiem,
dreszczami biegającymi po plecach ze strachu, napięciem na granicy stresu, drżała
czytając, o państwie policyjnym, totalitarnym. Czyż KONSORCJUM w „Lissy” to nie
to samo co wzorzec państwa totalitarnego
z tamtej powieści. Coś co przeraża najbardziej, coś z koszmarnego snu, coś
przed czym nie da się uciec. Chowasz się cichutko i niewidzialnie w zamkniętej
szafie , a Zaufany Człowiek i tak zbliża się nieuchronnie, by ciebie w najmniej
spodziewanym momencie po prostu zabić.
Nie ma dla ciebie ratunku… Spocona, zaczerwieniona, z błyszczącymi oczyma Ola
skończyła czytanie, odłożyła przeczytaną książkę i już szukała w internecie
najtańszej wersji „Istoty Zła” tego samego autora co „Lissy”.
Kiedy Ola miała dwadzieścia lat była
największym połykaczem książek na
świecie, a teraz po przeszło 40 latach, razem z hormonem strachu, który znów
zabuzował w jej krwi wróciło obudziwszy się z głębokiego snu czytelnicze
uzależnienie.
GODZINA ZERO
Dzień imienin
Andrzeja miał zawsze wysokie notowania w Oli rankingu szczęśliwych dni w roku. Wczoraj
też ten dzień był przemiły. Jerzyk zaprosił ją do Domu Kultury Jubilat na
zabawę andrzejkową. Rano Ola poszła do fryzjera, przycięła zalotnie grzywkę, wysuszone
końcówki prawie długich włosów, ubrała oryginalną tunikę z przyszytymi dzwoneczkami,
błyszczące, czarne leginsy, nastawiła
GPS i pomknęła lawirując w korkach niczym drogowy pirat na wieczorek
organizowany przez przedszkole o pełnej nadziei o udanej imprezie nazwie
Mistrzowie Zabawy. W Domu Kultury pan
sztukmistrz w zaawansowanym wieku wyczarowywał ptaki z cylindra, a Jerzyk w
nagrodę, że najpiękniej udawał głos koguta mógł na scenie zrobić sztuki z
jajkiem wymachując magiczną laską.
Ola została nazwana przez pana sztukmistrza mamą Jerzyka co bardzo jej pochlebiało i zdecydowanie poprawiło humor. Po zabawie poszli na margherite do ulubionej pizzerni, siedzieli w cieple na czerwonych poduszkach w białe grochy i grali w grę pt. Potwory w szafie, zajadając neapolitański przysmak z ogromnym apetytem. A w domu na zakończenie zabawy śpiewali i tańczyli ich ulubioną piosenkę o Pięciu małpkach puszczoną ze smartfona w sześciu wersjach na youtube. Oboje bardzo lubili śpiewać a tą zwariowaną piosenkę w szczególności. Jednak przez cały dzień Ola miała osadzoną nawracającą myśl z tyłu głowy o dzisiejszym rozstrzygnięciu konkursu i oszukując sama siebie, że w ogóle jej nie zależy zerkała z nadzieją w okienko swojego małego przenośnego komputera.
Ola została nazwana przez pana sztukmistrza mamą Jerzyka co bardzo jej pochlebiało i zdecydowanie poprawiło humor. Po zabawie poszli na margherite do ulubionej pizzerni, siedzieli w cieple na czerwonych poduszkach w białe grochy i grali w grę pt. Potwory w szafie, zajadając neapolitański przysmak z ogromnym apetytem. A w domu na zakończenie zabawy śpiewali i tańczyli ich ulubioną piosenkę o Pięciu małpkach puszczoną ze smartfona w sześciu wersjach na youtube. Oboje bardzo lubili śpiewać a tą zwariowaną piosenkę w szczególności. Jednak przez cały dzień Ola miała osadzoną nawracającą myśl z tyłu głowy o dzisiejszym rozstrzygnięciu konkursu i oszukując sama siebie, że w ogóle jej nie zależy zerkała z nadzieją w okienko swojego małego przenośnego komputera.
Dopiero kiedy
przyszła do domu zaglądnęła na fejsbukową stronę Wydawnictwa W.A.B. z lekkim
rozczarowaniem, jednak!, dowiedziała
się, że z paru tysięcy zgłoszeń, których czytanie zabrało jury dwa tygodnie
wybrano na testerkę panią Ewę, głównie za empatię /cokolwiek to znaczy/ i zdanie ZACHWYT; „W tym świecie nie ma ludzi dobrych, są tylko
ci o których jeszcze za mało wiemy” pasujące perfekcyjnie do książki z samym
złem w treści. Nikt nie lubi przegrywać konkursów, więc Ola stronniczo
założyła, że jednak nie przeczytano wszystkich recenzji, a duża internetowa reklama
konkursu to przede wszystkim sprytna promocja książki – genialny marketing
mobilizujący do zakupu co najmniej trzech tysięcy egzemplarzy Lissy.
Postanowiła
wtedy, że już nigdy nie weźmie udziału w konkursie literackim, bo żyje w
świecie, gdzie więcej ludzi pisze książki, niż je czyta, a potem uśmiechnęła
się przypomniawszy sobie, że już taką obietnicę w jej rodzinie składano. Dawno, dawno temu ośmioletnia Córka Oli też postanowiła nigdy,
przenigdy nie wysyłać swojej twórczości na konkursy. Pani od
polskiego zachwycona jej wierszem zgłosiła go do konkursu na dziecięcy utwór
poetycki, gdzie nagrodą miało być wydrukowanie wiersza w antologii polskich
wierszy dziecięcych. Wiersza nie zamieszczono i rozczarowana autorka założyła,
że był kiepski – ha osądzicie sami 😊))
Wiersz pt. STÓŁ
napisany; Poznań rok 1988
autorka; Córka Oli
autorka; Córka Oli
Na stole są
kwiaty
I obrus, i
ciasto,
A nawet są
spinki, i książki, i masło
Aż wreszcie Goście!!!!!!
I siedzą,
śpiewają.
Do widzenia
Goście,
Drzwi się
zamykają
Tak więc OLA NIE ZOSTAŁA TESTERKĄ KRYMINAŁÓW, a jej
Córka sławną poetką… ale konkurs, mimo porażki, inspiruje chociaż do działania twórczego, tak
jak Olę zainspirował do napisania tego postu co możecie sobie dzisiaj
przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz