Akcja;
Bieszczady sierpień 1978 rok, Szamocin luty 1979 rok, i nazajutrz Centrum Miasta Oli 3 października 2016 rok
Napisano;
1-2 października 2016r. Dom Oli
Ola z Mężem zaraz po swoim ślubie pojechali w podróż
poślubną w najdziksze i najdalej położone polskie góry Bieszczady. Wzięli ze
sobą dwa nieduże plecaki, śpiwory i mały jednoosobowy, wysokogórski namiot do
którego wchodziło się bardzo skomplikowanie, długim , wąskim rękawem. Po trzech
dniach wędrówki w słońcu i chmurach, po górach i dolinach, czyli głównie po
połoninach, zaczął padać deszcz, najpierw powoli , siąpił deszczyk małymi
kroplami, mgiełką prawie, powoli rozkręcał się w swojej sile, mocniej, mocniej,
krople deszczu stawały się coraz większe i większe, , uderzały w powstałe
kałuże tak silnie, że miało się wrażenie, że deszcz pada z dołu do góry. Dotarli
nad Solinę, deszcz padał tak nie przerwanie, że powstały na kampingu ogromne
zalewy wody po kolana, rozbili namiot na
specjalnie ustawionych drewnianych platformach. W namiocie spędzili dwa
dni, kochając się i jedząc mielonkę z puszki brrrr obrzydliwość, oczywiście
tylko mielonka. Namiot przeciekał i lało im na głowę deszczem, dodatkowo na
wewnętrznych ścianach namiotu, od ich wydechów skraplała się woda, która też
spływała na ich głowy. Wszystko mieli
mokre. Uciekli od mokrego autobusem do Ustrzyk Górnych, wędrowali nad potokiem
Wołosatym, po połoninach, aż na Tarnicę, pięknie, ale mokro, ciągle mokro, więc
poszli do knajpy, zamówili bigos, dostali bigos i po secie karbidówki, kelnerka
powiedziała, że to konieczne dla przeżycia. Szli i szli, chcieli się gdzieś
ogrzać i przespać, i szukali schronienia,
aż doszli do odludnej leśniczówki, przyjął ich miły leśniczy, gdzieś z dala od
szosy w bieszczadzkiej głuszy, obiecał wysuszyć ubrania i zrobić herbatę, tylko
rozpali w piecu, czekali aż spełni obietnice trzy dni, poszedł do lasu po
drewno i zaginął. Więc trzy dni leżeli w stodole, całkiem nadzy, przytuleni,
grzali się ciepłem swoich ciał, młodości i miłości. Co świt przychodził do nich
szczur, siadał, patrzył, ruszał wąsami. Ola lubiła jak patrzyli sobie przez
chwile w oczy. Nigdy jeszcze nie patrzyła w oczy szczurowi. Ola i Mąż byli
młodymi w podróży poślubnej. Tacy ufni, że wszystko będzie wspaniale i na pewno
im się Życie uda.
*
Z tego
bieszczadzkiego kochania Ola zaszła w
ciąże, taka radość dla wszystkich, , od
razu wiedziała, że to chłopiec będzie i że da mu na imię Mikołaj, bo marzenie, od zawsze miała, chciała do
Syna mówić MIKI. To od ukochanego
bohatera Włóczęgów północy Curwooda pieska Mikiego – najmądrzejszego i
najsympatyczniejszego z wszystkich psów
na świecie. Tak to było w tajemnicy przed wszystkimi wymyślone. Lecz niestety marzenie się nie spełniło.
Od paru tygodni Ola pracowała w pierwszej pracy, w zaprojektowanym przez znanego niemieckiego architekta Stullera, w stylu toskańskim, cudownie odrestaurowanym, zabytkowym pałacu, w Strzelcach, zobaczyła ten pałac kiedyś jadąc
kolejką wąskotorową do Zacharzyna, stał dostojnie, z widoczną z daleka wysoką wieżą, w polu po kres, pełnym wron i
deszczu i tam zachciała pracować i się stało.
Tego dnia jak zawsze radosnego,
ze względu na ciąże co w brzuszku się rozwijała i nareszcie samodzielne życie,
w ubikacji pałacu dostrzegła złowieszcze czerwone ślady. Ratunku!!!, szybka akcja,
taksówką do Miasta Oli, do znajomego szpitala i Pana Doktora, co od razu do szpitalnego
łóżka Olę położył, dał tabletki na podtrzymanie ciąży i ruszać się nie kazał.
Ola grzecznie blisko dwa miesiące leżała , czytała , czytała, wszystko z biblioteki
szpitalnej i jeszcze na dodatek dwa tomy w Poszukiwaniu straconego czasu Prousta,
zajadała przy tym rożki pyszne czekoladowe i tort lodowy z nowo otwartego
Hortexu, co je tonami przynosił pracodawca dla pięknej, czarnowłosej sąsiadki z
łóżka obok.
Była Ola jak w
Czarodziejskiej Górze Manna w swoim zamkniętym świecie oddziału patologii ciąży,
a w tym czasie w Polsce zima stulecia szalała, Bałtyk zamarzł , aż po Szwecję,
że saniami można było jeździć, prądu nie było, transportu nie było, zaopatrzenia
nie było, śnieg zasypał wszystko, a wiatr nieskończenie przesuwał zaspy.
Paraliż /…/ Tak przeżyła Ola w szpitalu zimę stulecia, bez wyłączeń prądu, bo
szpital miał swój agregat, i Sylwestra, w którym mąż kończył 25 lat, a Rodzice obchodzili
25 rocznicę ślubu spędziła w szpitalnym łóżku.
Któregoś dnia mroźnego stycznia
znajomy Pan Doktor powiedział „my tutaj z założenia ciąż nie usuwamy, nawet
tych martwych, co ma tutaj miejsce, za siedem miesięcy albo wcześniej przyjdzie
właściwy czas to płód się sam usunie. Idź do domu dziecko”. A Ola cóż, znała
się na prawie, dobrze na kryminalistyce, ładnie pisała pisma urzędowe, potrafiła
szybko pływać kraulem i jeździć na rowerze, a życiowo to chyba Gapcia była, bo
nawet nie umiała nic zapytać, tym bardziej żądać.
*
Obudziła się
mroźnego, śnieżnego ciągle poranka, w swoim domku z garażu zrobionym, bez kibelka,
brzuszek ja bolał mocno, musiała wyjść przez okno, bo śnieg zasypał drzwi
wejściowe po samą klamkę.
Poszła do
lekarza w Małym Mieście, co w nim mieszkała za Mężem, a Doktor, zamachał
rękoma, za głowę się złapał, „ Co oni w
tym Wielkim Mieście wymyślili, to może pójść gangrena na cały organizm, zagrożenie
życia, pani natychmiast jedzie do szpitala” . Pojechali pożyczonym Maluchem w
tunelach śnieżnych, do Szamocina w śnieżyce, hamowali nogami przez otwarte
drzwi, żeby nie wpaść do rowu.
Znowu długo czekała, jakby ją tam testowali, czytała, czytała, tym razem Śniegi Kilimandżaro, było w szpitalu duszno i gorąco, kaloryfery grzały na cały regulator, a za oknami straszna zima, Ola była rozgrzana i tak marzyła jak nigdy o niczym, żeby ktoś przyszedł z tego zimnego, prawdziwego świata i ją pocałował zimnym pocałunkiem, dotknął zimnym policzkiem jej gorącego. Och jak pragnęła tego lodowatego pocałunku, och, ech jak pragnęła. Czytała też pod kołdrą przy latarce, teraz Śniegi Kilimandżaro, wydawało jej się ,że widzi ten wieczny śnieg na szczycie, ze podsumowuje swoje życie. Nie mogła w ogóle spać, dzień mylił jej się z nocą. Marzenie by ktoś ją pocałował zimnym pocałunkiem i to drugie o zobaczeniu ośnieżonego szczytu Kilimandżaro dawało siłę przetrwania.
Znowu długo czekała, jakby ją tam testowali, czytała, czytała, tym razem Śniegi Kilimandżaro, było w szpitalu duszno i gorąco, kaloryfery grzały na cały regulator, a za oknami straszna zima, Ola była rozgrzana i tak marzyła jak nigdy o niczym, żeby ktoś przyszedł z tego zimnego, prawdziwego świata i ją pocałował zimnym pocałunkiem, dotknął zimnym policzkiem jej gorącego. Och jak pragnęła tego lodowatego pocałunku, och, ech jak pragnęła. Czytała też pod kołdrą przy latarce, teraz Śniegi Kilimandżaro, wydawało jej się ,że widzi ten wieczny śnieg na szczycie, ze podsumowuje swoje życie. Nie mogła w ogóle spać, dzień mylił jej się z nocą. Marzenie by ktoś ją pocałował zimnym pocałunkiem i to drugie o zobaczeniu ośnieżonego szczytu Kilimandżaro dawało siłę przetrwania.
Tamtej nocy chrapanie
sąsiadki i parzący kaloryfer obok łóżka, ale głównie duchota wygoniła ją na
korytarz, chodziła po nim cichutko, niewidzialnie, nagle zobaczyła dwie postacie idące po korytarzu, Ordynatora, najważniejszą osobę w tamtym
świecie, Boga prawie, i drobną Kobietę
idąca w dziwnym zgięciu jakby obejmowała Doktora to za nogi to za ręce, Ola
schowała się w ciemny wyłom w ścianie
korytarza, oni dwoje weszli do gabinetu, nie domknęli drzwi, Ordynator usiadł
za stołem , a z drugiej strony siedziała Ona, młoda, zdesperowana, cierpiąca,
błagająca Kobieta, „nie, nie, nie w żadnym wypadku, w MOIM szpitalu takich
zabiegów się nie robi, NIGDY” mówił, „Błagam doktorze, nie mogę urodzić
siostry, nie mogę” mówiła głuchym, głębokim głosem pełnym rozpaczy i determinacji.
„nie, ostatecznie mówię nie” powtarzał,
ona przechyliła się przez stół i pocałowała go w rękę, Doktor wyrwał rękę
wstał, z gestem pt. Rozmowa skończona. I kiedy Kobieta zrozumiała, że Doktor
nie zmieni zdania, podniosła się, nabrała w sobie siły, cofnęła się dwa kroki,
położyła ręce na oparciu krzesła „to zobaczymy, myślę, że jednak pan zrobi ten
zabieg’. Tak, tak tamte noce w szamocińskim szpitalu to były najmniej przyjemne
noce w życiu Oli.
I tak się
stało. Nad ranem przywiozło Kobietę Pogotowie, włożyła sobie kij od szczotki w drogi rodne, ledwo ją uratowali, dzieci nie
urodzi, na imię miała Beata, Ola wie, weszła do jej pokoju i potrzymała Beatę
za rękę. Ola też była już po operacji, trzech lekarzy kiwało głowami z
niedowierzaniem „rzeczywiście płód w pełnym rozkładzie”.
***
Ola od zawsze definiowała WOLNOŚĆ, PRAWO DO WOLNOŚCI i
do miłości to dla niej najwyższe dobra. Wolność jako możliwość podejmowania
decyzji, brak przymusu, sytuacja w której można dokonać wyborów spośród
wszystkich dostępnych opcji. A człowiek gdy ma wolną wolę, wyborów może
dokonywać tylko gdy działa dobrowolnie, a jako moralna istota wyboru dokona
najlepszego ze swoją wiedzą, warunkami, ze swoją moralnością.
***
Kiedyś w Sądzie
Sędzia pyta Olę, „a od kiedy pani mecenas uważa, że żyje w wolnym kraju” , „od
4 czerwca 1989 roku proszę Wysokiego Sądu howgh” bez namysłu, ostatecznie i z wielką
pewnością powiedziała Ola.
I jeszcze
Plac Wolności 1 maja 2004 roku, kiedy skakały z uciechy ze swoją
Przyjaciółką Hanią, dwie
euroentuzjastki, nareszcie WOLNOŚĆ. WOLNOŚĆ na Placu Wolności. Cudownie, Ola
doczekała się /…/
***
Aż tu nagle, brum, pum, trala, la wolność się
skończyła, Sejm pluje ustawami jak SMOK ognistym wydechem , co niszczy wszystko
co na drodze mu stoi, ku unicestwieniu
Państwa, Wolności, Narodu, Solidarności, tego wszystkiego o co walczyli
CI których Ola ceni najbardziej.
Więc Ola idzie jutro na Ogólnopolski Strajk Kobiet,
bierze pomarańczowe instrumenty, które przywiozła z Indii dla obudzenia
śpiących i obojętnych, czarny helowy balon, żeby Olę było widać z daleka, i
ubiera czarny strój, bo na Czarny Protest trzeba ubrać czarny strój.
Idzie, idziemy, w Marszu z Jeżyc, a potem się połączą
Marsze z Grunwaldu, Łazarza, Nowego Miasta i z innych dzielnic Miasta Oli, a
także ci bez dzielnic, ponieważ nie
pozwolimy odebrać naszego prawa do Wolności, prawa do Wolności Wyboru. Ola wierzy mocno, że taką postawą wszyscy
zmienimy ten kraj, zmienimy myśl ustawodawczą , zmienimy polskę na POLSKĘ.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz